Przejdź do treści

Patrzę na stosik płyt, jakie przybyły mi w ostatnich miesiącach i zastanawiam się, o których z nich warto by tu napisać. Patrzę i nagle przyłapuję się na tym, że część z nich pojawiła się w moich zbiorach z powodu… okładek.

Owszem, zdarzało mi się coś takiego dawno, dawno temu, gdy królowały duże czarne krążki oprawiane w kartonowe obwoluty, często będące same w sobie dziełem sztuki. Jednak wraz z nastaniem epoki płyt kompaktowych czar okładek prysnął — i aż trudno zrozumieć, że to za sprawą skali! Plastikowe etui tylko pogłębiło efekt. Cóż stało się takiego teraz, że okładki zadecydowały o zakupie?

Zbigniew Preisner - Silence, Night & Dreams

W przypadku najnowszej płyty Zbigniewa Preisnera najpierw była informacja od naszego czytelnika, Marcina Sienko (dobrze znanego użytkownikom portalu astrohobby.pl), że na okładce tej płyty będzie wykorzystane zdjęcie całkowitego zaćmienia Słońca jego autorstwa. Faktycznie, okładka okazała się bardzo pomysłowa: słoneczna tarcza została zastąpiona niebieską tęczówką oka, a w źrenicy widać jakby odbicie sylwetki kompozytora. Co prawda ciasne kadrowanie oraz sposób obróbki zdjęcia korony zatarły jej wyrazistość. Podejrzewam, że i czynnik skali również tu sporo zawinił. W dawnym formacie płyt winylowych zapewne nie byłoby wątpliwości, że to korona słoneczna!

Przy okazji słuchania muzyki z tej płyty — a piękna i nastrojowa to muzyka, można rzec, oniryczna (czego przedsmak daje już jej tytuł: „Silence, Night & Dreams”) — naszła mnie pewna refleksja. Otóż na słowa zawartych tam pieśni składają się głównie cytaty z najstarszej księgi Starego Testamentu — księgi Joba. W starożytnych czasach całkowite zaćmienie Słońca często interpretowane było nie inaczej, jak fakt, iż bóg, pan życia (utożsamiany ze Słońcem) odwrócił od człowieka oblicze swoje. Czyż nie tak należy tłumaczyć zamysł artysty?

Do jeszcze odleglejszych czasów, gdy nie tylko Słońce było bogiem, ale cała przyroda była uduchowiona, nawiązuje okładka płytki Enigmy „Return To Innocence”. Zapewne skusiłem się na nią, ponieważ byłem w trakcie lektury książki E.C. Kruppa „Za horyzontem”. Z interpretacją ilustracji jednak nie poszło mi zbyt dobrze — czyżby luźna stylizacja?

Trzecią płytę, formacji Code III, zakupiłem nie tylko z racji okładki, ale i przez ciekawość, gdyż w jej tworzenie zaangażowany był Klaus Schulze, a jego twórczość jest mi bardzo bliska. Muzyka na niej dość leciwa, z lat 70. XX w., utrzymana w nurcie tzw. rocka progresywnego. Przyznaję, iż musiałem zmuszać się do wysłuchania jej w całości, aczkolwiek można znaleźć na niej interesujące fragmenty. Jej tytuł: „Planet of Man” oraz tematyka: od narodzin Błękitnej Planety w otchłani czarnego, pustego Kosmosu, poprzez ewolucję życia, aż do zapowiedzi dalszej ekspansji (co sugeruje okładka właśnie).

O nowym wydaniu najbardziej kosmicznej płyty J.M.Jarre'a „Oxygene” w 25 lat po premierze nie będę się rozpisywał, wspomnę tylko, że okładka czaszki Ziemi też została zrobiona na nowo.

Ostatnia pozycja, o jakiej chciałbym tu jeszcze wspomnieć, to prezent od wykonawcy z Poznania, tworzącego obecnie pod pseudonimem QLHEAD (wcześniej jako QJon). Choć pomysł okładki mało oryginalny (tablice drogowe na powierzchni Księżyca) to muszę przyznać, że idealnie pasujący do zawartości. Drugi utwór nieodparcie przywołuje obrazy znane ze statków misji Apollo krążących wokół Srebrnego Globu, a zapowiedź autora, że właśnie taka ma być jego nowa muzyka, sprawia, że z niecierpliwością czekam na jej wydanie.

(Źródło: „Urania — PA” nr 2/2008)