Przejdź do treści

Podróże kształcą – nie od dzisiaj wiadomo! Wieczorem i nocą 11 marca wraz z Henrykiem Brancewiczem, prezesem Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii, jechaliśmy sobie samochodem z Chorzowa do Torunia na poniedziałkowe, uroczyste Seminarium poświęcone pamięci Władysława Dziewulskiego w 50. rocznicę śmierci. Po drodze odwiedziliśmy Częstochowę, gdzie niezmożony Bogdan Wszołek organizuje kolejnych kilka konkursów i konferencji, a ja miałem dla niego pół bagażnika Uranii na nagrody. Drugie pół zostawiłem dla finalistów Olimpiady Astronomicznej. Nie znaleźliśmy już miejsca w Uranii na częstochowskie wydarzenia, zapewne najciekawszy będzie konkurs na dzieło artystyczne, ale łatwo je wyguglować wpisując hasło „Astronomia Nova”, nazwę lokalnego stowarzyszenia dowodzonego przez Bogdana. Bogdan zaprosił nas do domu na obiad, co nas specjalnie nie zaskoczyło, bo zazwyczaj robi to samo w stosunku do wszystkich (kilkudziesięciu!) uczestników swoich konferencji.

Kolejnym miejscem na trasie było, opisane w poprzednim numerze, obserwatorium w Bukowcu z jego sympatycznym gospodarzem, świeżym magistrem operatorskiej sztuki filmowej, Pawłem Maksymem. Obserwatorium rzeczywiście maleńkie, mniejsze niż astrobazy, a i dał się odczuć brak toalety. Na szczęście nie ma w środku schodów, więc Paweł myśli o wykonaniu bardzo wygodnej dla odpoczynku antresoli. Obejmująca 3/4 sfery kopuła, też mniejsza niż w astrobazach, nawet tutaj jest osadzona o jakieś 10 cm za wysoko. Dużo szczęśliwszy niż w astrobazach jest też sposób zamykania wejściowego otworu w podłodze. Będzie o czym pisać! Przy okazji prezes hojnie obiecał wspomóc Sekcję Zakryć w Bukowcu przy zakupie jakiejś nowej aparatury, jak tylko otrzyma kolejną ratę z wynajmu kamienicy PTMA w Krakowie, a Paweł podrzucił notkę o transplutonowym zakryciu do Kalendarza.

No i teraz nastąpił najbardziej niezwykły odcinek naszej drogi. Robiło się ciemno, a przez lewą szybę samochodu drogę nam wskazywały dwie niezwykłe „lampy” niebieskie, coraz to niżej nad horyzontem. Trudno było się oprzeć wrażeniu, że być może podobny widok towarzyszył Trzem Królom do Betlejem. Wprawdzie nas było dwóch, a nie trzech, i to w dodatku nie królów, ale co najwyżej prezesów, ale że nie do końca można nas podejrzewać o megalomanię, można sprawdzić na okładce! Oto widzimy właśnie to niezwykłe złączenie Wenus z Jowiszem wprost na dłoniach centralnej postaci, którą nie jest tym razem… Henryk. Patrząc na to fotograficzne arcydzieło ze świadomością, że wszak obydwie planety noszą imiona starożytnych bogów, trudno było się oprzeć refleksji, iż astronomia to nie tylko współczesna nauka, ale to najpierwotniejsze źródło całej kultury: wiary, poezji i matematyki. I taką chcielibyśmy widzieć naszą Uranię, hołdującą nauce, ale nisko kłaniającą się astrofotografii, nawet jeśli jest tylko (aż?) sztuką! Astronomia może mieć i dziś różne oblicza, póki nie staje się pseudonauką, antysztuką albo zabobonem. Nim jednak trafiłem do Chorzowa, uczestniczyłem w otwarciu kolejnej astrobazy w Kujawsko-Pomorskiem. Młodzież jest tu podmiotem wszelkich działań i ma znakomitą opiekę, a astrobaza kwitnie dzięki gospodarującym w niej pasjonatom. Nie zważając na przyjazd notabli z województwa, podłoga zastawiona była sprzętem, tak że przywieziony w darze karton Uranii trafił do… łazienki. Ale jakoś dziwnie jestem spokojny, że tu właśnie na pewno będzie się ją czytać. Takie miejsca nastrajają do pomyślenia, że istnieje coś takiego jak – parafrazując dzieło Keplera – Astronomia Młoda. Zaczyna się gdzieś w Kruszwicy, Radziejowie i Inowrocławiu. Ale czy kończy się finałem Olimpiady Astronomicznej w Chorzowie albo Ogólnopolskim Seminarium w Grudziądzu? Niech trwa dalej, pod różnymi postaciami – i w tym ma pomóc nasza wspólna Urania! Mamy na to mnóstwo pomysłów. Trochę tylko brakuje miejsca, czasu i ludzi…

Maciej Mikołajewski

 

Urania nr 2/2012 - spis treści