Przejdź do treści
Kończy się pierwszy rok Uranii w pełnym kolorze. Wielu wydawców zazdrości nam jakości druku i papieru. Niewątpliwie największa w tym zasługa Sławka Jakubowskiego, właściciela drukarni Chronocolor. Szczególnie jestem wdzięczny za radę co do wyboru stosunkowo grubego papieru, dzięki któremu publikowane u nas klejnoty astrofotografii nie przebijają na odwrotną stronę, a zdjęć wciąż dostajemy więcej niż jesteśmy w stanie zamieścić. Skrzętnie je jednak zbieramy – czekają na właściwy moment i okazję. Może specjalną galerię urządzimy w internecie?

Kończy się też rok jubileuszowy. 90 lat pod tym samym tytułem to naprawdę wielkie osiągnięcie. I wielce zobowiązujące wobec nowych pokoleń Czytelników. Czy to znaczy, że przejdziemy teraz do szarej rzeczywistości? Nie, nadal będziemy Waszym kolorowym snem o Kosmosie i w oczekiwaniu na 100-lecie pisma ogłaszamy jubileuszową … dekadę! Czego nie zdążyliśmy powspominać w ciągu jednego roku, przez 10 lat zdążymy na pewno. Już niedługo udostępnimy w internecie skany najstarszych roczników naszego pisma. Być może ktoś z Najzacniejszych Czytelników wie, gdzie można znaleźć i utrwalić legendarne, pisane ręcznie i wydawane powielaczowo Uranie z lat 1919–1921, sprzed oficjalnej numeracji wersji drukowanej? Jeden z moich najznakomitszych poprzedników, Andrzej Kajetan Wróblewski, w kultowym już dziś artykule sprzed 10 lat (Urania 1/2003 s. 4–15) pisze na ten temat: „Powielaczowych zeszytów Uranji ukazało się cztery i są one dziś wielką rzadkością. Nigdy nie udało mi się zobaczyć żadnego z nich!”.

Kończy się rok wspaniałego tranzytu Wenus! Od samego początku propagowaliśmy to wydarzenie i pewna część sukcesu, polegająca na skupieniu tylu ludzi rankiem 6. czerwca na wschodzącym Słońcu, należy się też Uranii. Dzięki temu do końca roku możemy na naszych łamach podziwiać efekty pracy dziesiątek amatorów nieba. Szczególnie nas cieszą podjęte wysiłki zaobserwowania i utrwalenia atmosfery Wenus w postaci wąskiego pierścienia rozproszonego światła pomiędzy 3. i 4. kontaktem. Efekty możemy zobaczyć w tym numerze, ale tematu nie zamykamy, jeśli jeszcze ktoś ma podobne obserwacje. Jak już kiedyś wspomniałem, tranzyt przeżyłem w towarzystwie przyjaciół z kruszwickiej astrobazy na szczycie legendarnej Mysiej Wieży. Najbardziej pracowici byli jak zawsze namiętnie filmujący Słońce Zbyszek Rakoczy i fotografujący nas wszystkich (patrz obok i niżej) Janusz Piwecki. Do Kruszwicy na ten niezwykły poranek pojechałem z córkami. Dziewczynka w środku kadru przy największym Celestronie, z doczepionym Coronado, to młodsza, 11-letnia Marta. Na sam koniec tranzytu, kiedy większość z nas już myślała o powrocie do domu, Marta znów była przy największym teleskopie. Wśród okrzyków – wyszła już! koniec! – najpierw spokojnie odpowiada: Nie, jeszcze widać maluteńki „ząbek”… Po chwili zaś wykrzyknie w wyraźnym szoku: Ojej, jest takie niebieskie wokół niej! Nagabywana potem o zjawisko, porównywała je do trwającego co najwyżej pół sekundy pierścienia Saturna, tyle że niebieskiego. Wszyscy na wieży wiedzieliśmy, co widział Łomonosow, nikt się nie spodziewał, że możemy to powtórzyć, ale już nikt nie miał pojęcia, o kolorze łuku atmosferycznego Wenus. Jeśli to rozproszenie, to chyba rzeczywiście powinno być niebieskie? Fajnie być dzieckiem astronoma!

Żegnaj tranzycie! A co w przyszłym roku? Jak dobrze pójdzie, będziemy mieli jeszcze większą atrakcję. Pierwsze zapowiedzi sugerują, że orbitująca teraz gdzieś w okolicach Jowisza kometa C/2012 S1 (ISON) za rok może być kilkakrotnie jaśniejsza od Księżyca, czego sobie i Czytelnikom życzę. Fajnie być redaktorem Uranii!


Maciej Mikołajewski

Przejdź do spisu treści "Uranii" nr 6/2012