Przejdź do treści
27 czerwca w Toruniu pani minister Zalewska ogłosiła nowy porządek w systemie edukacji narodowej. Powrócić mają 8-klasowe szkoły powszechne i 4-letnie licea. Z jednej strony strasznie nie lubię wszelkich zmian, zwłaszcza jak w pobliskim sklepie przekładają wszelkie towary na zupełnie inne miejsca i na nowo muszę tworzyć ścieżki pamięci, by znaleźć ulubione produkty, z drugiej, mam pełną świadomość zmienności otaczającego nas świata jako naturalnego porządku rzeczy. Warto więc poszukać czegoś pozytywnego w tym nieuchronnym novum.

Na przykład, dla młodego człowieka wkraczającego w dorosłość niesłychanie ważne jest budowanie relacji i wydłużenie czasu przebywania w tym samym gronie ludzi tylko pomoże temu procesowi. Oprócz budowania relacji międzyludzkich, bardzo ważne jest budowanie w świadomości człowieka właściwych relacji z otaczającym go światem. Także w tym jego najszerszym znaczeniu — Wszechświata, Kosmosu. Nie do przecenienia w tym rola astronomii jako nauki i pozostaje mi tylko żywić nadzieję, że znajdzie to swoje odbicie w nowej podstawie programowej. Tak jak niemowlak szybko odkrywa, że jest coś więcej poza kołyską, tak uczeń szkoły podstawowej uświadamia sobie, że świat nie kończy się na planecie Ziemia i dobrze byłoby, żeby szkoła pomagała mu zaspokoić tę naturalną ciekawość.

A od jakiegoś czasu daje się odczuć w kraju wręcz swego rodzaju boom na organizowanie masowych pokazów astronomicznych czy tworzenie nowych obserwatoriów społecznych. Momentami mam wrażenie, że mamy jakąś analogię do końca lat 50. i całych 60. minionego stulecia, kiedy to zainteresowanie astronomią ogarniało szerokie rzesze społeczeństwa za sprawą gwałtownie rozwijającej się astronautyki i wyścigowi w Kosmos dwóch ówczesnych potęg światowych: USA i ZSRR. Dodatkowo, w bloku państw komunistycznych, popularyzację astronomii wspierały reżimowe władze, widząc w niej oręż do walki z Kościołem i religią. Odkrycia astronomiczne, poszerzając granice poznania Wszechświata, niejako odbierały równocześnie miejsce dla Boga i jego niebiańskich zastępów. Gdy Gagarin wzbił się ponad umowną granicę ziemskiej atmosfery i Kosmosu, dostał jako jedno z pierwszych pytań — Czy widział tam Boga? — Niet, nicziewo nie widieł — brzmiała odpowiedź.

Teraz, gdy loty na orbitę wokółziemską są czymś tak powszechnym jak dostawy cytrusów do pobliskich sklepów (a w czasach mego dzieciństwa było to wydarzenie tej rangi, że informowała o nim ogólnopolska prasa i telewizja!), oprócz garstki pasjonatów i specjalistów mało kto podnieca sie faktem, że coś tam znowu poleciało w przestrzeń kosmiczną. Ba! Nawet odkrycia kolejnych nowych ziem przy odległych gwiazdach już mało kogo kręcą, bo liczba nowo odkrywanych idzie w tysiące. Tylko w tym roku teleskop Keplera odkrył już ponad 1200 egzoplanet! Skąd więc ten boom? Czy to jest po prostu naturalna konsekwencja myśli wypowiedzianej kiedyś przez naszego rodaka Konstantego Ciołkowskiego, iż Ziemia jest kolebką ludzkości, ale jak długo można żyć w kolebce? A może to efekt rekompensaty za… cywilizacyjne koszta w postaci okradania nas z naturalnego dla naszych przodków obcowania z gwieździstym niebem? Ponoć już 1/3 ludzkości nie ma szans na zobaczenie, tam, gdzie mieszka, Drogi Mlecznej!

Tak czy siak, wciąż aktualne jest, a wręcz pogłębia się odczucie, że pomimo tej niewyobrażalnej wielości światów przy miriadach obserwowanych gwiazd, nasza Ziemia jest czymś wyjątkowym i wyjątkowym jest fenomen życia na niej. Im bardziej szukamy tej drugiej, bliźniaczo podobnej, tym bardziej uświadamiamy sobie jej fenomen. A ze swej natury człowiek jest istotą społeczną i nie jest stworzony do samotności. W tym wymiarze kosmicznym chyba również. Może w tym tkwi siła nowego boomu na astronomię?


Jacek Drążkowski

w Lidzbarku Warmińskim, 29/30 czerwca 2016 r.


Zobacz spis treści numeru 3/2016