Przejdź do treści
Spójrzcie na zdjęcie nowego Zarządu PTA na s. 59 — o ileż lat może zawyżać średnią wieku tego świetnego, młodego zespołu, gość z prawej strony? 5, 10, 15? Jak długo jeszcze zechcą wysłuchiwać mojego marudzenia? To chyba powinna być moja ostatnia kadencja wiceprezesowania. Wobec kreatywności tych ludzi, będę się cieszył, jeśli nadal pozwolą mi realizować „Uranię” i Astronarium. Coraz mniej mam czasu, siły i woli, by angażować się we wszystkie działania Polskiego Towarzystwa Astronomicznego, ale — czasem w bólach
— ten właśnie zespół wypracował sobie moje zaufanie, że raczej ze spokojem mogę myśleć o przyszłości Towarzystwa i całego środowiska. To oni wypracowali zmiany w Statucie, dostosowując naszą działalność do współczesności. To Prezes i jednocześnie Gospodyni Zjazdu uczyniła go rekordowym pod względem ilości uczestników i poziomu znakomitości naszych gości, dyrekcji ESO i dawno nie widzianych, naszych najwspanialszych kolegów z zagranicy. To historyczna chwila, kiedy mogliśmy na Zjeździe świętować naszą obecność w ESO, a jednemu z najznakomitszych z nas, Kazikowi Stępniowi, któremu ta myśl zaświtała zaraz z nadchodzącą 25 lat temu wolnością, mogliśmy z radością powierzyć zaszczyt
Członkostwa Honorowego PTA.

Spójrzcie jeszcze raz na Zarząd. To dwoje z nich, przybyła do Poznania o kulach Skarbniczka i najskromniejszy z Członków Zarządu (na s. 45 z „Uranią” i księżycowym astronautą) potrafili zdobyć około miliona złotych dotacji na realizację zadań Towarzystwa. Poczułem, jak sala niemal jęknęła, gdy ta suma padła podczas Walnego Zebrania. To Krzysztof — przy okazji gratulacje, za obroniony dzisiaj doktorat — jest współpomysłodawcą Astronarium, o czym informuje czołówka każdego programu. Co 2 tygodnie premierę kolejnego odcinka ogląda ćwierć miliona rodaków. Jako szczęśliwy współautor programu mogę się czuć spełniony nie tylko jako astronom, ale i jako popularyzator nauki.

Chwil wzruszenia nie brakowało na poznańskim Zjeździe. Wyobrażam sobie, jak ważne dla naszych warszawskich Mistrzów, Stępnia, Smaka, Krzemińskiego i innych, było przyznanie Medalu Bohdana Paczyńskiego Temu, który ich wprowadzał — łącznie z samym Paczyńskim — w świat wielkiej, amerykańskiej nauki, George’owi Prestonowi (sylwetkę Laureata przedstawimy w następnym numerze).

Dla mnie, Przewodniczącemu (jako wiceprezes PTA) Jury, chwilą w której emocja dławiła wypowiadane słowa, było wręczanie najwyższej nagrody PTA za upowszechnianie astronomii, Medalu Zonna, magistrantowi Paczyńskiego, Andrzejowi Branickiemu, za Jego białostockie obserwatorium, pracownię i kanoniczny (jak Dryński i Szydłowski do pracowni fizyki) podręcznik do tej pracowni, a nade wszystko za „dzieło życia” — nie mającą odpowiedników na świecie książkę „Na własne oczy” *.

Moje pokolenie, o czym przepięknie wspomniał Branicki, kształtowało swoją pasję na artykułach Sławka Rucińskiego w „Młodym Techniku”, a przed maturą przerabialiśmy kilkanaście wydań podręcznika „Astronomii” Konrada Rudnickiego. Na zaproszenie włocławskiej posłanki przygotowałem specjalny referat na ten temat konieczności powrotu astronomii do szkół dla ministry Kluzik-Rostkowskiej. Ministra nie wysłuchała wykładu, ale nieoczekiwanego podsumowania problemu dokonał znany z Rzepiennika Boguś Wszołek podczas Walnego Zebrania PTA. Jest on ostatnią osobą w całym PTA, którą można by posądzać o antyklerykalizm:

– Jak przywrócić astronomię w szkole? To proste! Trzeba uczyć księży i katechetów astronomii! A potem przekształcić w szkole przedmiot „religia” na „wiedzę o niebie”!

W skrócie nauczyciele, dzieci i młodzież będą nazywać przedmiot WoN. A więc WON do szkoły! Lektura obowiązkowa — Biblia i „Urania”. A na koniec lekcji — najnowsze Astronarium! Po wszelkie czasy! Amen.


19 października, Toruń

Maciej Mikołajewski


Przejdź do spisu treści