Przejdź do treści

Prawie się udało. Łuna 5

 

Droga do miękkiego lądowania na Księżycu nie była prosta. Nawet mając w pełni opracowany, nowoczesny „miękkolądujący” statek kosmiczny typu E-6, wynoszony przez nową rakietę Mołnia 8K72, inżynierowie radzieccy wciąż napotykali na coraz to nowe problemy – i to w większości nie gdzieś w pobliżu powierzchni Srebrnego Globu, gdzie blisko już było do osiągnięcia głównego celu misji, ale wciąż tuż po oderwaniu się rakiety od bajkonurskiej wyrzutni…

 

Ale Kosmos…

21 marca 1964 roku podjęto następną próbę wysłania na „Księcia Nocy” kolejnej Łuny (indeks COSPAR: F640321A) – tym razem nawet trudno jest stwierdzić, co zawiodło; pewne jest, że trzeci stopień rakiety, wraz z ładunkiem użytecznym, wpadł z powrotem w ziemską atmosferę i spalił się. 20 kwietnia tego samego roku – znów porażka (indeks COSPAR: F640420A); górny człon rakiety wyłączył się 340 sekund po starcie na skutek awarii zasilania, nie osiągnął wymaganej orbity wokół Ziemi i rozpadł się w czasie powrotnego spalania się. Rakieta opuszczająca Bajkonur 12 marca 1965 roku miała więcej szczęścia w nieszczęściu – wraz z wiezioną na pokładzie „eszóstką” dotarła na ziemską orbitę parkingową, nie udał się jednak zapłon ostatniego jej członu na skutek zepsucia się transformatora obwodu zasilania układu kontroli lotu – wraz z wiezioną sondą człon ten pozostał przy Ziemi, uzyskując dumną nazwę Kosmos 60 (spłonął w atmosferze 17 marca tego samego roku). 10 kwietnia 1965 roku – ponowna skucha (indeks COSPAR: F650410A); tym razem silnik rakietowy trzeciego członu rakiety uległ awarii na skutek utraty ciśnienia w przewodzie azotowym systemu utrzymania ciśnienia w zbiorniku ciekłego tlenu – górny człon rakiety rozpadł się w czasie spalania się w atmosferze…

 

Niczym dziury w serze

Wreszcie, 9 maja 1965 roku, start rakiety Mołnia 8K72 udał się (indeks COSPAR: 1965-036A) – w przestrzeń kosmiczną została wyniesiona Łuna 5. Statek ten poprawnie wszedł na trajektorię translunarną i bezbłędnie przeszedł korektę toru lotu. Gdy już wydawało się, że wszystko pójdzie dalej jak z płatka, okazało się, że jeden z giroskopów układu stabilizującego sondę zaczął zamarzać, powodując niepożądane obracanie się statku wokół jego osi głównej. Ten problem całe szczęście udało się rozwiązać, nie był to jednak koniec kłopotów Łuny 5 – felerny giroskop odmówił posłuszeństwa po raz drugi, tym razem tuż przed planowanym hamującym włączeniem wstecznego ciągu rakietowego przed osiągnięciem powierzchni Księżyca, ponadto zaś – co gorsze – w czasie obliczania poprawnej trajektorii tuż przed lądowaniem popełniono błąd, przez co sonda niepoprawnie użyła rakiet wstecznych i zeszła z planowanego kursu. Metodą „dziur w serze” akumulowania się przyczyn wypadków – wszystkie te awarie złożyły się koniec końców na rozbicie się Łuny 5 na powierzchni Księżyca na Morzu Chmur. Mimo, że Związek Radziecki w obliczu fiasko lądowania aparatu kosmicznego zapewniał, iż miękkie osiągnięcie Srebrnego Globu wcale nie było jego celem, zachodni obserwatorzy słusznie podejrzewali, że Łuna 5 miała przeznaczony inny los niż efektowna katastrofa…

 

 

Tomasz A. Miś