Przejdź do treści

Głębiny

 

 

Odbicie Wszechświata w lustrze wody

Na ilustracji: Odbicie Wszechświata w lustrze wody. Źródło: PxHere

 

Rok 2021 został ogłoszony Rokiem Lema. Z tej okazji, w numerze 3/2021 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki na teksty w języku polskim pisane prozą, inspirowane polskimi badaniami naukowymi. 

 

Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „Głębiny”, które zostało nadesłane na konkurs przez Mikołaja Pedowicza:

 


 

Mikołaj Pedowicz

 

GŁĘBINY

 

Na planecie wypełnionej oceanem. Pod lodową skorupą, głębiej niż zapuszcza się światło, żyła cywilizacja inteligentnych istot. 


Istoty te były bardzo małe. Tak małe, że na ich ciałach nie starczyło miejsca dla oczu i uszu. Większość pokrywał nos, dlatego komunikowały się głównie zapachem.


W swej skromności nazwały siebie Sapiens gigantus, bo ich potomkowie byli jeszcze mniejsi. Sapiensy miały świetne warunki do rozwoju w ciemnych głębinach. Ich ciała były dostosowane do olbrzymiego ciśnienia. Kominy hydrotermalne dawały im niezbędną energię do wszystkich potrzeb. Z łatwością kooperowały w większych grupach przez system komunikacji. Nie miały wielu wrogów naturalnych, a tych, których miały, szybko zdominowały, podbijając całe dno planety.


Jak na ironię losu, jak na istoty wodne całkiem szybko opanowały elektryczność i już zaczęły zastanawiać się nad sensem życia i śmierci. Gdy jakiś gigantus szaleniec zadał pytanie, czy jest coś nad nimi? Nikt wcześniej się nad tym nie zastanawiał, ponieważ krajobraz nad nimi był zawsze niezmienny. Dzień nie zamieniał się w noc ani noc w dzień. Monotonia nie dawała impulsu, aby ją badać. Powszechnie było wiadomo, że pod skałą, na której żyli, wrzał wieczny ogień. Rozgrzewał on ziemię i uwalniał się przez Kominy Stworzenia. Woda, w której żyli, ciągnęła się w górę, w jednolitą nieskończoność. 


Nad przekonaniami zwyciężyła ciekawość i z czasem zaczęto wypuszczać sondy wysokościowe. Zarejestrowały one jedynie niecodzienne ryby żyjące trochę wyżej. Nic nie wskazywało, aby woda miała swój koniec. 


Przełom nastąpił, gdy niezidentyfikowany kamień spadł im pod nogi.


***


Kamień przykuł uwagę geologa, gdy na pikniku rodzinnym, wbił mu się we wstydliwe miejsce na ciele. I o mało by go nie wyrzucił, gdyby nie poczuł od niego dziwnego zapachu.


Po zbadaniu sprawy w laboratorium wyszło, że skład chemiczny kamienia różnił się od innych kamieni z dna. Geolog szybko opublikował wyniki, a jego odkrycie przykuło uwagę rzeszę filozofów i teologów. 


No bo jak kamień mógł spaść, jeśli na górze nic nie ma? Wiadomo wszak ogółowi, że wszystko ostatecznie spada, ale uprzednio musi się z dna oderwać. „Z Dna powstałeś i na Dno powrócisz” – mówiły sentencje z ksiąg mądrości. 


Dlatego kamień budził pytania:

 

Czy jest coś nad nimi? Czy jest tam jeszcze jakaś wielka skała? Czy jest tam drugie dno? 

 

Czy pod nią też jest wieczny płomień? I tak dalej…

 

Urwano te pytania, twierdząc, że nic snując, się nie wskóra. Trzeba działać.

 

Przy pomocy ośrodków religijnych, które miały dosyć krępujących pytań oraz działu marketingu firmy sprzedającej wiertła udało się zebrać fundusze na wyprawę dla dwóch śmiałków. Śmiałków na tyle szalonych i żądnych przygody, że zgodziłoby się na podróż w jedną stronę.

 

Znalazło się ich akurat dwóch: Kapitan straży nocnej jednego z północnych Kominów Stworzenia – praworządny i zaufany człowiek rządu. Magister hydrologii, który akurat wrócił z urlopu i nie za bardzo wiedział, o co tutaj chodzi.

 

Przygotowania do misji trwały miesiąc. Zawierały szkolenie z obsługi balona wysokościowego, aparatury hibernacyjnej oraz kurs radzenia sobie ze stresem. Nauczeni na 5 byli gotowi na podróż.

 

Dzień misji świętowany był przy wiwacie i oklaskach. Transmisje odbywały się na całym dnie. Zrobiono sobie z ochotnikami pamiątkowe zdjęcia i podpisano autografy. Po uroczystościach ruszyli w nieznane.

 

Śmiałkowie przez pierwszy miesiąc spali, żeby zaoszczędzić energię na poznany już rejon. Po przebudzeniu wysłali wiadomość do rodaków, że żyją i mają się dobrze. Przez kolejne tygodnie węszyli wodę w nadziei na jakiś znak, na jakąś nowość. Czujniki balona milczały jednak uparcie.

 

Po trzecim miesiącu bezwonnej czerni nastroje na pokładzie zrobiły się ponure. Dekadenckie rozmowy zepsuły atmosferę w kabinie, więc wyszli do pilotki. Wtedy też okazało się, że nawalił im system komunikacji i nijak nie mogą się porozumieć z rodakami.

 

Kapitan pierwszy się poddał i postanowił, że zapadnie w długi sen, ale zaznaczył, żeby go obudzić, jak coś się zmieni. Zerwał się na trzeci dzień z wyrka, śniąc o tym, że to Hydrolog pierwszy zobaczył coś przełomowego i on dozna wszystkich honorów. Od tej pory spał tylko, kiedy ten drugi.

 

Gdy obaj mieli już siebie dosyć, uznali, że zapadną w sen na rok. Oznaczało to, że spędzą w podróży połowę swojego życia.

 

Po obudzeniu od razu skoczyli do instrumentów pomiarowych i zaczęli wywąchiwać otoczenie. Woda pozostała nieprzenikniona.

 

— No i co teraz? — zapytał jeden drugiego.


— Jedzenia mamy akurat na powrót — odburknął drugi.

 

Kabina znowu zanurzyła się w milczeniu.

 

— Myślałem jednak, że jest w tym wszystkim coś więcej… — powiedział któryś.


— No ale czego ma być więcej. Woda i Dno to wszystko, co zawsze było.


— No ale ten kamień…


— A tam, kamień, nie kamień. Ktoś się pomylił przy pomiarach i taka historia. Nie myśl o tym, i tak nasze nazwiska zostaną uhonorowane na lata.


— Eh… – westchnął niechętnie Hydrolog.


— Udowodniliśmy wszystko, co trzeba było udowodnić — skwitował Kapitan.


Spojrzeli na siebie wymownie i skinęli głowami. Kapitan podszedł do wajchy sterowniczej, aby wyłączyć napęd balona. Gdy tylko jej dotknął, zawył jakiś czujnik.


— Który to?!


— Nie wiem, jest ich tak dużo.


— Mam! Ruchu. Lewa burta teraz.


— Ryba, o ja cię…


— I to bydle, ze dwa metry, co ja mówię, może więcej.


— Przynajmniej ze dwa. Wąchaj to, promieniowanie właśnie skoczyło.


— To od ryby?


— Nie wiem, jak daleko jest teraz.


— Już jej nie ma!


— Niee, nie od ryby. O znowu wzrosło! — Ich nozdrza rozszerzyły się w podekscytowaniu.


— Płyniemy dalej.


— Jesteś pewien?


— Tak!


Pierwszy raz, od kiedy pamiętali, w kajucie czuć było słodki zapach ekscytacji. Skoki promieniowania były zagadką dla obu podróżników. Przewertowali dostępną im literaturę, ale nic na ten temat nie znaleźli. 


Wtedy pojawił się problem. Dotarli do punktu granicznego. Pojazd nie był przygotowany do tak niskiego ciśnienia i nie mógł ruszyć dalej. Ubrali tedy wytrzymałe skafandry ciśnieniowe, aby przepłynąć kilka metrów do góry, o tyle, o ile pozwoli im aparatura. 


Byli blisko, czegoś, na pewno. Czuli to całym ciałem. 


Gdy to odkryli, nie byli pewni swoich uczuć. Było to szczęście, ulga czy strach? Na pewno wiedzieli, że jest to coś wyjątkowego. Jeden rozdziawił nozdrza, a drugi zamknął je, jakby nie chciał tego czuć.


Niewątpliwie była to druga ziemia. Była tuż nad nimi. Przytłaczający był fakt, że wydawała się nie mieć końca. Jej zapach był inny niż to na dole. Jednak to na dole było zepsute zapachem.


— Płaskie — powiedział jeden z braku lepszego określenia.


— Wielkie — dodał ten drugi.


— Musimy wrócić i powiedzieć reszcie. Mamy więcej ziemi dla naszych dzieci, będziemy odkrywać tę... Górę...  to… Drugie Dno... jeszcze przez kilka lat. Pomyśl, że nasze dzieci będą Bąblobami i Wogellanami przyszłości. — gigantus nie mógł powstrzymać naporu słów.


— A co, jeśli ktoś tam mieszka?


— To poznamy kolejnych braci — z ekscytacją kontynuował Sapiens.


— A co, jeśli będą chcieli nas zaatakować?


— Po analizie naszej historii wnioskuję, że to my prędzej zaatakujemy ich.


— A co, jeśli są super inteligentni i zrobią z nas niewolników?


— Poczekaj, zatrzymaj się. Nie wyprzedzaj wydarzeń. Zacznijmy od próbki.


— A co, jeśli jest więcej den?


— Nie no, nie bądź głupi. Jest tylko góra i dół.


— A boki?


— Boki się łączą, jak popłyniemy wystarczająco daleko w bok, to znajdziemy się w tym samym miejscu... Świat nie ma przecież krawędzi, inaczej byłyby cztery dna, hah. 


— No tak, jeszcze żylibyśmy w pudełku, heh, jakieś głupie żarty chyba…


— Chcę go dotknąć, dawaj na trzy cztery…


Hydrolog i Kapitan byli pierwszymi przedstawicielami swojego gatunku, którzy dotknęli lodowej powierzchni. Działając zgodnie z zasadami fizyki, powierzchnia dotknęła także ich. Dotyk poruszył ich jednak nieproporcjonalnie bardziej. 


Wejdą w nowy etap rozumienia rzeczywistości — myślał Kapitan. —  Całe pokolenia edukacji, religii, zasad… nawet związków frazeologicznych, przepadną! Jeśli jest drugie Dno, to czy są tutaj kolejne Kominy Stworzenia? Czy one stworzyły kolejnych Sapiensów? Czy są dzikusami, których trzeba będzie nauczyć zasad moralnych, czy może to my nauczymy się czegoś od nich?  A jeśli oba Dna i nas stworzyło coś jeszcze, coś ponad coś jeszcze większego?  


To drugie Dno czy Góra? — zastanawiał się Hydrolog — A może to jest koniec, a Dno jest początkiem? Jak naprawdę wygląda ich świat? Czy jest nieskończonym tunelem, a może hipoteza pudełka wcale nie jest taka głupia? Czy jest coś poza ścianami tego pudełka? Powinni zacząć od podstaw, jeśli wszędzie jest woda, to może, gdzieś nie ma wody? Albo lepiej, skoro jest drugie Dno, to jest druga Woda?


Żaden nie znalazł odpowiedzi na swoje pytania. Obaj doszli jednak do podobnych konkluzji: Od teraz muszą podważać wszystkie niepodważalne fakty. Nie brać rzeczy pewnych za pewne. Zbić wszystkie niezbite dowody. Świat skrywa zbyt wiele tajemnic, a oni najwyraźniej nie rozumieją nawet tego, co jest przed ich nosem.


Drugie Dno było prawdziwe. Nie wiedzieli tylko, czy są na nie gotowi. Hydrologowi zaświtała myśl, którą Kapitan w lot pochwycił. Trzeba uhonorować to wydarzenie. Uwiecznić ten wielki moment flagą zjednoczonej Gigantii o najlepszym zapachu. Międzynarodowa ankieta wykazała, że zapach grilla to przez większość uważany za jeden z najlepszych zapachów na świecie.


Kapitan wysłał po flagę Hydrologa i został z obawy, że powierzchnia zniknie, jak tylko przestanie się zwracać na nią uwagę. Odmówił szybki pacierz do Kominów Stworzenia i z niecierpliwością zerknął na zegarek. Jeszcze chwila i ich sprzęt może się przegrzać.


Hydrolog pojawił się na niedługą chwilę później. Niósł ze sobą nie tylko flagę, ale także wiertło, fiolki i kilka sprzętów pomiarowych.


— Miałeś pójść po flagę i aparat, nie mamy czasu na twoje badania.


— Zbiorę tylko próbkę do laboratorium i… yy nie wspominałeś o aparacie?


— Nie wziąłeś aparatu?


— No nie. Flaga jest przecież wielka.


— Na Olympusa, przecież to najprostsza czynność. A skąd będą wiedzieć, że tu byliśmy?


— Przecież wezmę próbki.


— Próbki nie próbki, trzeba mieć zdjęcie. Eh, czy wszystko muszę robić sam?


— Nie no, przecież nie powiedziałeś o aparacie.


Zauważyli, że wokół zrobiło się zimno.


— Dobrze, towarzyszu, ja pójdę po aparat, a ty zacznij wiercić, żebyśmy mogli wstawić flagę.


— Tak jest, Kapitanie!


Hydrolog był pod wrażeniem czystości Dna. Szkoda mu było psuć tak nieskazitelny widok, jednak po chwili wahania zaczął wiercić dołek. Zaświtało mu, że grunt przypomina mu jakąś substancję ze studiów. Dlatego pogłębił dziurkę, aby mieć więcej próbek. I wtedy coś puściło. Zdziwił się nad wyraz i wyjął dłuto z dziurki. Zbliżył się do niej, aby wywąchać, o co tu chodzi. Wtedy włączył się alarm w skafandrze i poczuł, jak dziurka go wciąga.


Nie minął ułamek sekundy, a Hydrolog pierwszy raz zobaczył kosmos. Po ułamku sekundy skafander uległ awarii, co sprawiło, że pierwszy Sapiens gigantus rozbryznął się na powierzchni planety jak arbuz na stole.


Kapitan znalazł aparat po chwili poszukiwań. Gdy wyszedł z pokładu, zorientował się, że coś jest nie tak. Było zdecydowanie zimniej niż poprzednio. Pospieszył szybko wyżej, jednak miejsce okazało się puste. 


 — Andrzej? — zawołał, a zimne ciarki rozlały się po jego ciele.
 
 
Dno nie odpowiedziało.

 

Przeszukał powierzchnię i jedynie co dostrzegł, to mała nierówność. Nie był pewien, czy to tutaj Hydrolog zaczął wiercić. Zbliżył się do dołka i już chciał to dotknąć, gdy alarm skafandra poinformował go o ostatnich minutach pracy.


Kapitan przestraszył się i chciał być jak najszybciej na pokładzie.


— Andrzej? — zawołał nieśmiało jeszcze raz i poczekał chwilę, ale alarm skafandra jeszcze raz o sobie przypomniał. Wszystko wskazywało na to, że Hydrolog po prostu zniknął. Wrócił na pokład, co chwila oglądając się za siebie. 


Drugie Dno najwyraźniej ich tutaj nie chciało. Na pokładzie zastał jedynie informację, że drugi skafander uległ awarii. Posiedział chwilę w milczeniu i przełączył wajchę, aby odpiąć pokład od balona i ostatecznie wrócić do domu.


Kapitan poszedł spać na całą podróż. Śnił mu się koszmarnie suchy sen. Gdy dotarł do swoich rodaków, był już starym Sapiensem. Nozdrza miał podkrążone i martwe. Powiedział wszystkim, że jest drugie Dno. Jest! Jest tam, naprawdę!


Sprawiło to niemałą konsternację, ponieważ niewiele osób pamiętało o całej podróży. Ośrodki religijne przestraszyły się nieco, uznały jednak, że Kapitan zwariował po drodze, a bez próbek i zdjęć nie można zaufać tylko połowie załogi. Wierni uśmiechali się szeroko, ale później odwracali wzrok. Tylko nieliczny wierzyli w jego historię, buntując się nieznacznie.  


Firma sprzedająca wiertarki  musiała zrealizować program marketingowy swojego produktu i zrobiła z niego gwiazdę po przejściach. Doznał wszystkich zaszczytów i odznaki. Wystąpił także w teleodorze. Do nikogo jednak nie docierało, gdzie był i co przeżył. Klepali go po plecach i obiecywali, że wyślą niedługo kolejną wyprawę. Procedury i budżet nie pozwalały jednak zrealizować całego programu sprawnie. Kapitan do końca życia takiej nie zobaczył. Uważał, że to dobrze. Mógł spać spokojnie po nocach. Co wieczór zastanawiał się jednak, czy było coś po drugiej stronie pustego Dna?


***


Minęło wiele stuleci, nim gatunek Sapiens gigantus zaczął eksplorować Kopułę – jak ją później nazwali. Minęły kolejne dekady, zanim odważyli się ją przełamać. Poznali wtedy to, co zobaczył po raz pierwszy Andrzej Babarin – Wszechświat. Znalezienie kolejnego źródła energii w postaci pobliskiej gwiazdy spowodowało nagłe przyspieszenie postępu. Pod naporem faktów istoty te zmieniły nazwę swojego gatunku na Sapiens mutabilis, ponieważ okazało się, że nie są wcale takie duże. Wyszczególniły wtedy swoją drugą wyjątkową cechę — szybkość, z jaką adaptowali się do środowiska. 


Gdy zebrały odpowiednie narzędzia molekularne i zapas cierpliwości, zaczęły realizować plan eksploracji pobliskich układów planetarnych i galaktyk. Plan, który miał trwać powolne septylionlecia. 


To, czy im wyszło, jest historią na zupełnie inne opowiadanie. 

 

 

Inspiracją do napisania pracy konkursowej były badania dotyczące wyjątkowej aktywności geologicznej Enceladusa (zob. artykuł na portalu Urania pt. Co napędza wyjątkową aktywność geologiczną Enceladusa?) oraz odkrycie, że Enceladus posiada warunki sprzyjające życiu (zob. artykuł na portalu Urania pt. Enceladus posiada warunki sprzyjające życiu!). Autor inspirował się również pracami polskich naukowców, którzy skonstruowali anteny gotowe do podróży kosmicznej na Jowisza (zob. artykuł na portalu Uranii pt. Kosmiczne anteny polskiej produkcji gotowe do podróży na Jowisza) oraz badaniami mającymi na celu znalezienie miejsca, w którym powstało ziemskie życia (zob. artykuł na portalu Uranii pt. Cegiełki życia w symulowanych wczesnych otworach oceanicznych). 

 

Wśród innych inspiracji warto wymienić 139 odcinek serii Astronarium pt. Księżycowe oceany, artykuł Kubiaka, K i in. Proposed Tasks of Enceladus Missions’ Instrumentation in the Context of Their Astrobiological Goals. Pomiary Automatyka Robotyka 24, 2020 oraz książkę Summers M. i Trefil J. pt. Wyobrażone Życie, Copernicus Center Press, Kraków, 2020. 

 

 


Opowiadanie ukazało się także drukiem w Uranii nr 5/2022


 

Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Lema 2021

 

Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Lema 2021? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!

 

Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.