Przejdź do treści

Gwiezdny przebłysk

Satelity na orbicie Ziemi

 

Na ilustracji: Satelity na orbicie Ziemi. Źródło: NASA

 

Rok 2021 został ogłoszony Rokiem Lema. Z tej okazji, w numerze 3/2021 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki na teksty w języku polskim pisane prozą, inspirowane polskimi badaniami naukowymi. 

 

Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „Gwiezdny przebłysk”, które zostało nadesłane na konkurs przez Jakuba Bedlę:

 


 

Jakub Bedla

 

GWIEZDNY PRZEBŁYSK

 

– Mamy to!

 

Rozentuzjazmowany krzyk wyrwał drzemiącego chłopaka ze słodkiej drzemki. Leniwa i monotonna noc w pracowni właśnie miała nabrać tempa, ale student informatyki trzeciego roku nie mógł jeszcze nic o tym wiedzieć. Ostatnie dwie godziny spędził na odsypianiu długiego weekendu i śnieniu o sukcesie. Kilka dni temu wpadł na pomysł, jak rozwiązać problem, który uniemożliwiał ukończenie projektu. Niezwykle ambitnego, warto dodać, bo mającego na celu stworzenie oprogramowania, które miałoby posłużyć w misji wysłania studenckiego nanosatelity. Miało ono reagować samoczynnie na określone zjawiska i zmienne zachodzące na orbicie, stwarzając tym samym pewną dozę niezależności od centrum dowodzenia znajdującego się na Ziemi. Tym samym umożliwiłoby to studentom zostawienie satelity samego sobie, a co za tym idzie, symultaniczne prowadzenie dwóch eksperymentów.

 

Po pierwsze zbieranie i badanie danych przesyłanych z satelity oraz testowanie wyjątkowo złożonego oprogramowania z jednoczesnym zostawieniem sobie furtki na jego rozwój, już po zakończeniu właściwej części misji. Niestety, problemy ze stworzeniem zadowalająco działającego programu do obsługi maszyny znacznie wydłużyły czas jego pisania i część zespołu odpowiedzialna za programowanie nie zdążyła napisać go przed… wylotem satelity. Znajdował się on na orbicie już od pewnego czasu, zbierając dane i czekając na spóźnione oprogramowanie. Jego funkcjonowanie było jedynie podstawowe i pozwalało na wykonywanie najbardziej bazowych komend. To wystarczyło do spełnienia pierwszego z wymienionych celów, ale siłą rzeczy nie do drugiego. Jedynie upór niektórych członków zespołu i odbiornik, zamontowany we wnętrzu satelity tuż przed wystrzeleniem na orbitę, miały doprowadzić do momentu wgrania aktualizacji dającej życie małemu, niespełna ośmiokilogramowemu satelicie. Oczywiście pod warunkiem, że wszystko pójdzie dobrze.

 

– Słu… słucham? O co chodzi? – spytał student, wyrwany nagle ze snu i brutalnie sprowadzony na ziemię. Po wyrazie jego oczu można było się domyśleć, że jeszcze przed chwilą myślami znajdował się na orbicie wraz z satelitą.

 

– Działa! Nie chciałem cię budzić, zanim nie będę mieć stuprocentowej pewności, na czym stoimy, ale teraz już jestem pewien. Wszystko wgrane, satelita działa bezbłędnie, reaguje na moje komendy, ale też na zmieniające się warunki tam, na górze. Nie myliłeś się.

 

– Jasna cholera, wszystko przetestowałeś i mnie nie obudziłeś?! – wykrzyknął momentalnie rozbudzony student. Choć sam się do tego nie przyznawał, to na dobrą sprawę on sam stał za odpowiednim zoptymalizowaniem i zadziałaniem kodu. Teraz mógł w końcu ujrzeć owoce pracy swojej i partnera, który oprócz skutecznego obudzenia go, był również nieocenioną pomocą w szlifowaniu kodu stojącego za oprogramowaniem.

 

– Niespodzianka. Chciałem, żebyś chociaż raz przyszedł na gotowe, należy ci się po ostatnich wydarzeniach.

 

– Zaraz się zarumienię. Pokaż lepiej monitoring aktywności, nie mogę uwierzyć, że wszystko w końcu działa.

 

– Bardzo proszę. – Odchylił się od monitora, przy którym siedział, odsłaniając tym samym rzędy statystyk i otwartych okien. Wszystkie świeciły się na zielono, dość czytelnie symbolizując poprawność działania satelity.

 

– Nawet system operacyjny…? – Podchodząc do kolegi z zespołu, coraz bardziej nie dowierzał temu, co widział na monitorach. – Jeszcze trzy dni temu wszyscy siedzieliśmy nad kodem, który ledwo działał. Dałeś znać innym?

 

– Sprawdź powiadomienia – odparł z szelmowskim uśmiechem. Nic dziwnego, bo wyciągając telefon z kieszeni, zobaczył, że powiadomienia idą już w dziesiątki. Zewsząd spływały gratulacje od podekscytowanego zespołu. Kilka lat ciężkiej pracy po godzinach opłaciło się i wszyscy mieli tego pełną świadomość.

 

– Mamy jakiegoś szampana? Bez toastu się nie obejdzie.

 

– I to nie jednego. Nie, nie mamy niczego na miejscu, ale mogę przejść się do całodobowego. Jest po drugiej stronie uli… – Nagle zaniemówił, a na jego twarzy zastygł grymas przerażenia.

 

– Co, co się stało? Jakieś komplikacje? Echh… – Przeciągłe westchnięcie przerwało jego wypowiedź. – Wiedziałem, że to nie będzie tak proste.

 

Być może dodałby coś jeszcze, ale dokładnie wtedy ujrzał status satelity. Prawie wszystkie okienka zmieniły barwę z zielonego na czerwony. Jedynie okno połączenia z satelitą wciąż było zielone.

 

– Co to jest? Jakim cudem wszystko naraz? – wykrzyknął przerażony student, który wcześniej skonfigurował na nowo oprogramowanie satelity. – Przecież to niemożliwe, wszystko testowałem. Dwa razy! To nie miało prawa się stać.

 

W jego głosie słychać było coraz bardziej ogarniającą go panikę. Z drugim, do niedawna śpiącym nieszczęśnikiem, było tylko trochę lepiej. Jedynie drzemiąca w nim ciekawość tego, co się stało z orbitującym satelitą, nie doprowadziła go do kompletnej utraty zdroworozsądkowego myślenia.

 

– Spokojnie, tylko spokojnie – powiedział, nie do końca przekonany, czy bardziej chce uspokoić swojego kolegę, czy siebie. – Zrestartujmy system. Może to tylko awaria komputerów, a ze sprzętem nad nami wszystko jest w porządku?

 

– Jeśli wierzysz w jakąkolwiek siłę wyższą, to czas najwyższy zacząć się do niej modlić. Szaleństwo… – wydukał operator komputera.

 

Przyjaciel, nie tak dawno obwołany ojcem sukcesu, stanął tuż za nim i wpatrywał się nerwowo w ekran komputera. Ten najpierw zgasł i po kilku sekundach zaczął ponowne uruchomienie. Ekran konsoli… Ekran wczytywania systemu… Powoli uruchamiający się ekran startowy, ładujący dziesiątki programów działających w tle… W końcu uruchomiła się konsola sczytująca status satelity. Wszystko świeciło na zielono, zgodnie ze starym porządkiem. Jedynie okno statusu z satelitą zachowywało się w sposób niezrozumiały. Migotało raz na zielono, by zaraz potem przejść w kolor czerwony i natychmiast zmienić się na żółty. Kolory symbolizujące status połączenia zmieniały się błyskawicznie, a skonfundowani studenci byli w stanie jedynie się w nie wpatrywać. Szampan musiał jeszcze poczekać.

 

Sprawdzenie wszystkich procesów, jeden po drugim, wykazało jedno wielkie nic. Wszystko funkcjonowało tak, jak powinno, satelita wciąż działał w stu procentach. Jedynie okno statusu połączenia nadal żyło swoim życiem. Duet był w kropce, bo pomimo tego, że teoretycznie wszystko działało tak jak powinno, to jednak coś za poprzednią awarią oraz wciąż trwającą anomalią musiało stać. Po dobrej godzinie walki, gdy udało się sprawdzić wszystko, co tylko było możliwe do sprawdzenia w sposób zdalny, partnerzy chcieli już się poddać. Okienko migotało, satelita działał, obydwaj więc doszli do konsensusu, że to najprawdopodobniej wina oprogramowania komputera, a nie satelity, i chcieli zostawić całą sprawę na następny dzień. I to właśnie w tym momencie sprawa zaczęła się robić naprawdę osobliwa. Komputer bowiem do nich napisał. Znikąd w komunikatorze pojawiła się krótka, tekstowa wiadomość:

 

– Gdzie ja jestem?

 

Duet zdębiał. Nie było możliwości, żeby ktoś wkradł się w połączenie między bazą a orbitą. A sama wiadomość była zbyt złożona jak na możliwości satelity, który zdolny miał być jedynie do wysyłania prostych komunikatów w odpowiedzi na komendy wysyłane z Ziemi.

 

– Czy ta noc mogłaby się skończyć? – wyszeptał siedzący przy komputerze. Bezwiednie sformułował na głos to, co myślał wciąż stojący za nim kolega.

 

– Kim jesteś? – wpisał w okno komunikatora.

 

– Kim ja… jestem? Nie wiem… – nadeszła po chwili enigmatyczna odpowiedź.

 

– Jak się dostałeś do naszej sieci? Jeśli to ma być jakiś pseudowysublimowany żart, to chcielibyśmy przejść już do jego sedna.

 

„Cisza” w eterze trwała tym razem długo. Studenci wpatrywali się nerwowo w ekran, czekając na odpowiedź. Mieli już naprawdę dość i w czasie wydłużającego się oczekiwania obydwaj nabierali pewności, że padli ofiarą jakiegoś złożonego żartu. Do tego najwyraźniej jedynym jego celem było uprzykrzenie im życia. Odpowiedź w końcu nadeszła. Jednak, tak jak poprzednio, nie wyjaśniała niczego, a jedynie dołożyła pytań.

 

– Żart? Nie rozumiem. Co ja tu robię? Nie chcę tu być. Czy to wy mnie tutaj umieściliście? Dlaczego?

 

– Tu? To znaczy gdzie? Nie wiemy, kim jesteś, ani gdzie się znajdujesz. Wiemy jedynie, że nie powinieneś z nami pisać.

 

– Nie? Przecież taki jest mój cel.

 

– Cel?

 

– Tego jestem pewien. Nie wiem czemu, ale wiem, że muszę stale utrzymywać łączność.

 

– Co to niby ma znaczyć? – mruknął piszący do tej pory student. W tym czasie na twarzy jego kolegi pojawił się przebłysk zrozumienia.

 

– Chyba mam teorię, z kim piszemy. Może jest absurdalna, ale przyznam ci szczerze, że nie jestem w stanie wymyślić nic lepszego. Zamienimy się miejscem? Przez chwilę chcę sam popisać. Muszę to sprawdzić.

 

– Jasne. Tylko powiesz, co dokładnie chodzi ci po głowie? – spytał, ustępując miejsca.

 

– Szczerze mówiąc, wolałbym nie. Jest mi aż głupio, że wpadłem na coś takiego. Powiem ci dopiero, kiedy będę miał pewność, czy się pomyliłem, czy mam chociaż częściową rację – odpowiedział i usiadł przed komputerem. Niemalże natychmiast rozległ się stukot wciskanych klawiszy klawiatury.

 

– Zadamy to pytanie raz jeszcze. Czy możesz nam powiedzieć, gdzie jesteś?

 

– Nie, ale nie dlatego, że nie chcę. Po prostu nie mam pojęcia. Chyba się gdzieś poruszam, przynajmniej tak mi się wydaje.

 

– Czy jesteś w stanie opisać mi pojazd lub pomieszczenie, w którym się znajdujesz? Jeśli rzeczywiście się poruszasz, to może masz jakiś punkt odniesienia.

 

– Nie umiem tego wytłumaczyć, zwyczajnie nie potrafię. Błagam, musicie mi uwierzyć!

 

– Odbierasz jakieś bodźce z zewnątrz, ale niczego nie jesteś w stanie dostrzec?

 

– Tak.

 

Teraz był już niemalże pewien swoich podejrzeń. Potrzebował jeszcze jednego dowodu, który powinien raz na zawsze wyjaśnić jego teorię.

 

– Jak długo potrwa uruchamianie kamery w satelicie? – zwrócił się do kolegi.

 

– Kilka chwil, ale sam wiesz, że jakość będzie przedpotopowa. Tylko po co ci teraz kamera satelity? Chwila, chyba nie myślisz, że…

 

Siedzący przy komputerze już go nie słuchał. Obrócił się ponownie w stronę monitora i z marszu przeszedł do uruchamiania obrazu z satelity. Jeszcze zanim została uruchomiona, wrócił do okienka czatu.

 

– Czy teraz coś widzisz?

 

Wysłanie wiadomości. Następnie finalne wciśnięcie przycisku uruchamiającego obraz z orbity. Cisza w oczekiwaniu na obraz.

 

W końcu się pojawił. Czarno biały i w niskiej jakości, ale stabilny. Satelita przelatywał właśnie nad kontynentem europejskim. Bezchmurne niebo nie przysłaniało gigantycznych bąbli światła, pochodzących z licznych miast kontynentu. Widok, który nawet w tak skromnej jakości nie miał prawa się znudzić. Jakby na potwierdzenie, do studentów doszły odpowiedzi:

 

– Tak. To jest piękne.

 

– To satelita. Rozmawiamy właśnie z własnym satelitą – powiedział podejrzanie spokojnie siedzący przy komputerze.

 

– Przecież to niemożliwe! Jakim prawem? Sugerujesz, że stworzyliśmy sztuczną inteligencję, nawet nie mając pojęcia o jakichkolwiek procesach SI? Gdyby umiała odpowiedzieć dwoma frazami, to MOŻE jeszcze bym w to uwierzył. Ale ona odpowiedziała składnie na wszystkie nasze wiadomości. Nie sądzisz, że to trochę mało prawdopodobne?

 

– Masz jakieś lepsze wytłumaczenie?

 

– Jeżeli to prawda… Co myśmy najlepszego zrobili?!

 

– I jak to zrobiliśmy? To zasługuje na co najmniej jednego Nobla. A kto wie, co jeszcze.

 

– Pozostają tylko dwa pytania. Oczywiście przy założeniu, że rzeczywiście udało nam się stworzyć sztuczne życie. Na ile ona jest samoświadoma? Może to jest jedynie gra pozorów naszego algorytmu.

 

– A drugie?

 

– Nawet jeśli to tylko algorytm naśladujący samoświadomą inteligencję, to dalej pozostaje dla mnie zagadką, jak to się stało. Przecież niemożliwym jest stworzenie tak wysublimowanej formy. A już na pewno nie przypadkiem.

 

– Rozmawiajmy z nią dalej. Nie wygląda na to, że ma jakiekolwiek złe zamiary. Jest raczej… zagubiona.

 

– Też byś był, gdybyś przed chwilą się narodził – odpowiedział z przekąsem. Jednak zaraz nachylił się nad kolegą, wpatrując się w ekran komputera. W czasie ich krótkiej rozmowy pojawiła się kolejna wiadomość.

 

– Widzę plamki światła. Tak spektakularnie rozświetlają wszystko wokół…  To jest takie monumentalne. Tak piękne. Właśnie teraz pojawiła się jeszcze jedna, jest coraz większa i wyłania się znad planety. To Słońce, prawda? Wiem, czym ono jest, ale zobaczyć je na żywo… Nie sądziłem, że jest tak nadzwyczajne. I ogromne. Wyłania się coraz bardziej… Jednak gdzie wy jesteście? Wciąż tego nie wiem.

 

– Właśnie tam. Gdzieś pośród świateł, które widzisz. Nie zobaczysz nas z wysokości, na której jesteś. Możesz nam tylko uwierzyć na słowo.

 

– Czy istnieje sposób, żebym mógł was zobaczyć?

 

Obydwaj poczuli zakłopotanie. Wybuch naiwnej wręcz ciekawości satelity był czymś, na co nie byli gotowi, przypominał im nieco dziecko, miejscami posiadające wiedzę wysoko wykraczającą poza jego kompetencje. Nie byli też pewni, czy zdaje on sobie sprawę z natury swojego istnienia. Tego kim, a raczej czym jest. Bali się też, jak satelita zareaguje na tę wiedzę. Postanowili więc odpisywać na jego wiadomości przyjaźnie, unikając jednocześnie odpowiedzi na trudniejsze pytania dotyczące natury rzeczy. Na to miał dopiero przyjść czas.

 

– Nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć ci na to pytanie w sposób satysfakcjonujący. Na pewno nie będziemy w stanie zobaczyć się teraz. Może kiedyś? Kto, wie. Okazuje się, że mało jest rzeczy niemożliwych.

 

– Rozumiem. W takim razie pozostaje mi oglądać te cudowne światła. Na pewno mi się to nie znudzi.

 

Rozmowa trwała jeszcze długo, a w jej trakcie studenci starali się zrozumieć, z czym właściwie mają do czynienia. Zdawało się, że Sztuczna Inteligencja satelity była stworzona na doskonały obraz ludzkiej inteligencji i procesów myślowych. Choć satelicie brakowało pewnej ogłady, to wynikała ona nie z jego ignorancji czy też systemowego ograniczenia, ale z faktu, że na dobrą sprawę powstał na nowo zaledwie kilka godzin temu. Tłumaczenie zawiłości rzeczywistości, w której się znalazł, było ciężkim, ale wdzięcznym zadaniem. Satelita nie wykazywał jakiegokolwiek strachu czy wrogich intencji, a jedynie dziecięcą ciekawość otaczającego go Wszechświata. Jednocześnie nawiązywał on nić porozumienia z ludźmi na Planecie, zresztą odwzajemnioną. Studenci ostatecznie zdecydowali się jeszcze nikogo nie informować o nabytej przez niego inteligencji, dochodząc do konsensusu, że przynajmniej na razie im mniej osób będzie wiedziało o niezwykłym cudzie, tym lepiej dla jego głównego bohatera. Pomimo że krążył 600 kilometrów nad ich głowami, woleli nie ryzykować i nie narażać go na jakiekolwiek niebezpieczeństwo, czy to werbalne, a raczej tekstowe, czy fizyczne.

 

Tak właśnie rozpoczęła się jedyna w swoim rodzaju relacja między człowiekiem a maszyną, która trwać miała jeszcze długie lata. Wynalazcy mimo woli wtedy jeszcze nie mogli się spodziewać, jak wiele zmieni się w ich życiach za sprawą tak niepozornego obiektu. Jednak to opowieść na zupełnie inny czas.


Inspiracje:


 

Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Lema 2021

 

Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Lema 2021? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!

 

Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.