Przejdź do treści

HoloWnik

Wizja artystyczna czarnej dziury

 

Na ilustracji: Wizja artystyczna czarnej dziury. Źródło: Wikimedia Commons

 

Rok 2021 został ogłoszony Rokiem Lema. Z tej okazji, w numerze 3/2021 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki na teksty w języku polskim pisane prozą, inspirowane polskimi badaniami naukowymi. 

 

Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „HoloWnik”, które zostało nadesłane na konkurs przez Michała Kwaśniaka:

 


 

Michał Kwaśniak

 

HoloWnik

Lśniąca, dość spora rakieta ze stali nierdzewnej, zbudowana w modnym stylu lat 60-tych XX wieku, drżała i trzęsła się mocno. Młody – bo zaledwie tuż przed czterdziestką –  mężczyzna starał się opanować z pozoru groźną sytuację. Gęsta broda i lekko podkręcony wąs maskowały grymas skupienia. Dobrze dopasowany do wysokiej i szczupłej sylwetki kombinezon pozwalał doskonale kontrolować drążek steru. 

 

Holoportret dziadka drżał i bujał się na ścianie jak mały kuter podczas sztormu. Uwieczniony na nim Pirx wyglądał na przerażonego, jakby przeczuwał, że lada chwila będzie musiał ratować rakietę wnuka przed dezintegracją.

 

– Trzymaj się, dziadku – powiedział pilot, starając się z całych sił zapanować nad żyjącym coraz bardziej własnym życiem drążkiem steru. 

 

Przeloty blisko czarnych dziur zawsze były nie lada wyczynem, mimo że Trix miał ich już dość sporo na swoim koncie. Jednakże czym innym jest wykorzystanie grawitacji takiego obiektu w celu przyspieszenia, a co innego zbliżyć się do ciała niebieskiego, które jest zasysane przez czarną i pustą olbrzymkę.

 

Dziwne wezwanie pomocy dotarło do Wielkiego SuperKoncentratora, orbitujacego przy Księżycu niczym motor w beczce, a potem trafiło wprost do Regularnego Odbiornika Mocnych Emiterów Transmisji. W niedużym budynku, ulokowanym w małej wsi Jelenin położonej niedaleko Szczecina, potężny MegaKomputer analizował spływające sygnały na przeróżnych częstotliwościach i w tej samej chwili włączył się alarm. Rozszyfrowany sygnał brzmiał: „Wciąga mnie – chyba nie dam rady. Pomocy” i pochodził z obiektu znanego na Ziemi jako OGLE-2016-BLG-1928.

 

Młody stażysta ze Szczecińskiego ZUT, widocznie mocno zmęczony studenckim trybem życia, odsypiał właśnie na swoim dyżurze, gdy rozległ się dźwięk alarmu, a w sali pojawił się holoawatar z komunikatem do przekazania. Półprzezroczysta postać poinformowała o najnowszym odkryciu. Student, jako członek PTMA, miał sporą wiedzę o różnych obiektach i po wysłuchaniu treści, która wydała się bez sensu, postanowił zresetować system. Po ponownym uruchomieniu komputera treść komunikatu się nie zmieniła, więc natychmiast postanowił powiadomić dyrektora placówki. Dyrektor Terrakowski, po wysłuchaniu komunikatu, zebrał szacowne gremium Komisji Otwartych Transmisji, gdzie ustalono, że należy podjąć misję ratunkową, mimo że komunikat był krótki i zawierał niewiele informacji. 

 

Właśnie na takie okazje czekał Trix. Nie cierpiał rutynowych lotów transportowych na Księżyc czy sąsiednie planetoidy. Patrole przy Plutonie potrafiły ciągnąć się w nieskończoność i były naprawdę nużące. Jedyną rozrywką pozostawały dalekie misje badawcze, ale najlepiej czuł się w roli pilota podczas misji ratunkowych. 

 

W odległości około trzystu tysięcy kilometrów od granicy horyzontu zdarzeń czujniki wykryły obiekt. Zbliżając się do niego, Trix z zaskoczeniem odkrył, że na powierzchni znajduje się dość dobrze przygotowane lądowisko, a przy nim budynek w kształcie kopuły. Zdębiał, gdy zauważył, że przy kopule stoi ktoś bez kombinezonu i – zdaje się – macha w jego stronę.

 

Lądowanie przebiegło bez większych problemów, mimo że trzeba było skorzystać z naprowadzania ręcznego, ponieważ bezpośrednia bliskość czarnej dziury robiła swoje.

 

Po otwarciu włazu Trix zeskoczył na twardą powierzchnię i ruszył w stronę, jak się teraz okazało, niezwykle bladej postaci. 

 

– Maj po! Gatlhob, jihvad qich! – usłyszał dziwnie brzmiące słowa. 
– Dzień dobry, melduje się pilot Trix – odpowiedział, nieco zbity z tropu.

 

Półprzeźroczysta, robotyczna, humanoidalna postać podniosła nieznacznie lewe ramię i nerwowo zaczęła gmerać we wbudowanym dotykowym ekranie. Widocznie coś szło nie tak, bo po chwili prawą ręką uderzyła dość mocno w wyświetlacz, mrucząc coś pod nosem. Zabieg chyba się udał, bo na płaskiej, białej twarzy pojawił się uśmiech i postać przemówiła: 

 

– Dzień dobry, jestem M06B3. Przepraszam, ale translator ostatnio zawodzi. Zdaje się, że promieniowanie Hawkinga mu nie służy. Tydzień temu chciałem zamówić dostawę perowskitu na kopułę, a o mały włos nie zostałem zbombardowany, bo zrozumieli, że atakują mnie Wskici … Zresztą, długo by opowiadać – żachnął się, jakby zdając sobie sprawę z bezcelowości tego wywodu. Kopnął leżący na ziemi kamień i ponownie zwrócił się do nieznajomego: – Zapraszam ze mną, ale proszę na razie nie zdejmować hełmu. Najpierw muszę pana zagazować. 

 

Trix popatrzył na nieznajomego pytająco.

 

– Ach tak, przepraszam. – Figlarny uśmieszek przemknął po jego twarzy, jakby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak to wyrażenie może być odebrane przez mieszkańca Ziemi. Dodał jakby od niechcenia: – Miałem na myśli wpuszczenie odpowiedniej mieszanki gazów do kapsuły, aby mógł pan swobodnie oddychać. 

 

Nieznajomy uruchomił małego sferycznego drona, który bezszelestnie przemieszczał się między sporymi butlami i majstrował coś przy zaworach. Okna kapsuły zasłoniły przezroczyste osłony podobne do szyb, ale, zdaje się, wygenerowane przy pomocy jakiegoś pola. Po chwili dziwny, nowy znajomy dał znać, że Trix może ściągnąć hełm. Pierwszy wdech smakował lekką stęchlizną, ale na pytanie o odczucia, pilot pokiwał głową i dał znać, że wszystko gra. Po chwili ustabilizowała się też wilgotność i temperatura wzrosła na tyle, że mógł zdjąć resztę kombinezonu i usiąść wygodnie… Jedyny problem polegał na tym, że wnętrze kopuły było całe białe i puste. Gospodarz, zauważył, że Trix dziwnie się rozgląda, jakby czegoś szukał. Puknął się w głowę i począł gmerać coś na wyświetlaczu ramienia. W mgnieniu oka pojawiły się dwa wygodne fotele oraz gustowny stolik, na którym spoczywały dwie filiżanki. Jedna była pusta, a z drugiej wydobywał się lekki, pachnący aromat kawy. 

 

– Raz jeszcze przepraszam za moje gafy, ale rzadko kiedy zdarza mi się przyjmować gości, a już szczególnym wyjątkiem są mieszkańcy Ziemi. Mam tylko nadzieję, że ustawiłem właściwy program i napój będzie smakował tak, jak powinien. Pozwoli pan, że ja, z racji mojej budowy i ilości elektroniki w trzewiach, będę trzymał się od cieczy z daleka i tylko potowarzyszę z pustym naczyniem. 

 

Trix usiadł i upił łyk kawy. Była wcale nie kiepska. 

 

– Pewnie ciekawi pana powód mojego wezwania? – Trix podniósł wzrok znad filiżanki i pokiwał głową, dając znak, że nie będzie przerywał. – Otóż, jak pan zapewne zauważył, obecnie jestem „humanoidalnym androidem”, jak mówicie o takich jak ja na Ziemi. Przybieram zresztą różne inne kształty, zależnie od potrzeb, głównie po to, aby nie niepokoić gości. 

 

Trix słuchał spokojnie, popijając kawę, ale pomyślał od razu, że większy niepokój niż kształty gospodarza generuje biel wnętrza kapsuły, i że należałoby nad nią nieco popracować. 

 

– Tak więc – kontynuował android – jestem badaczem, a właściwie bazą danych… Dokładnie rzecz ujmując to jednym i drugim. Jestem programem, który przemierza galaktyki, mapuje je, bada i zapisuje wszystko w pamięci. 
    – O, to ciekawe. A czy szanowny pan długo się tym zajmuje? – zapytał Trix.     
– Hmm, nigdy się nad tym nie zastanawiałem, chyba od zawsze… – odparł nieco zdziwiony gospodarz.
– Kto jest autorem, hmm… programu?     
– Nad tym również nigdy się nie zastanawiałem. Jak mówiłem, przemierzam galaktyki w celu zbierania i analizy danych… – dokończył zdanie, a w jego głosie dało się słyszeć ledwo dostrzegalną nutę żalu.

 

Zapanowała niezręczna cisza, w której słychać było tylko echo głośnego przełknięcia łyka kawy. 

 

– To ja może szanownemu panu zademonstruję – zaproponował robot i wstał z fotela. 

 

Kilka dotknięć ekranu naramiennego całkowicie odmieniło wnętrze. Oślepiającą biel ścian, podłóg i sufitu zaczęły zapełniać projekcje przeróżnych gwiazd, całych układów, planetoid, czarnych dziur i wszystkiego, co Trix widział i o czym nawet mu się nie śniło. Wszystko wirowało i wyglądało tak, jak gdyby jakiś inżynier w stanie wskazującym włączył każdy możliwy projektor w planetarium.

 

Pilot wstał i zaczął przyglądać się temu wszystkiemu z podziwem. Sama projekcja hologramów była mu dobrze znana, ale poraził go jej ogrom i głębia, a w szczególności ilość detali. Kwazary prawie go oślepiały, a czarne dziury były tak czarne, że gdyby chciał dosięgnąć ich ręką, to tej ręki już by nie zobaczył.

 

Gospodarz długo oprowadzał go i opowiadał o, jego zdaniem, najciekawszych odkryciach. Po około godzinie znów usiedli przy stoliku.

 

– Szanowny panie M06B3, zastanawia mnie jedno. Skoro pan posiada taką bazę danych i mnogość przyrządów naukowych, to jak pan wpakował się w tę czarną dziurę? 

 

– Przez nieuwagę, drogi panie, i to nie moją. Jakiś czas temu odwiedził mnie przedstawiciel rasy z układu nazywanego przez was Alfa Centauri, celem dostawy części do teleskopu. Gdy startował, wzbił takie tumany kurzu, że zupełnie zatarł mój Generator Gluonów oraz przewrócił i uszkodził nadajnik komunikacyjny. Był akurat ustawiony w kierunku pańskiej planety, bo przeglądałem najnowsze wydanie „Postępów Astronomii”. W ostatniej chwili zdążyłem nadać komunikat.

 

Okazało się, że robo-badacz przemierzał naszą galaktykę na przerobionej i dostosowanej w tym celu planecie swobodnej. Miała sporą powierzchnię, bo około czwartą część wielkości ziemskiego Księżyca, ale małą masę. Była prawie idealnie sferyczna, z licznymi głazami i jakimś rodzajem pyłu na powierzchni. W środku zaś wybebeszono ją niemal całkowicie oraz zamontowano Generator Gluonów, który chłodzony był poprzez wylot umiejscowiony tuż obok lądowiska. Pozwalał on przyciągnąć się do jakiegoś ciała niebieskiego, jak i odepchnąć, gdy była taka konieczność. Wykorzystując maszynę oraz grawitację innych obiektów, sztuczny naukowiec podróżował i badał równocześnie jej bezpośrednie sąsiedztwo. W wyniku zbiegu nieszczęśliwych wypadków, tym razem jego podróż o mało co nie skończyła się spaghettyzacją.

 

Według wspólnych obliczeń, zostały jakieś dwadzieścia trzy godziny na zapobiegnięcie katastrofie. Po tym czasie nic już nie będzie mogło wyrwać obiektu z ramion czarnej dziury. Obaj zabrali się więc za obmyślanie sposobu ratunku. Trix co prawda posiadał na pokładzie Generator Strumienia Fotonów, służący za wiązkę trakcyjną, ale działał on tylko na małe przedmioty i był w stanie podać klucz czy nakrętkę przy pracach serwisowych w rakiecie. Generator Wiązek Akustycznych zaś nie miał w tym przypadku zastosowania, bo w próżni jego użycie było bezcelowe. Na Ziemi rozwijano technologię przemieszczania materii różnymi polami, ale technologia ta była jeszcze w powijakach, a sama Ziemia za daleko, żeby po coś skoczyć. W końcu wydedukowali, że najlepszym rozwiązaniem będzie użycie starej, dobrej, grafenowej liny holowniczej. Tak się złożyło, że lądowisko na planecie było solidnie zakotwiczone we wzmocnionym twardymi stopami gruncie. Posiadało też kilka wytrzymałych haków i zaczepów.

 

Trix podpiął linę, wystartował najdelikatniej, jak umiał, i doleciał na niską orbitę obiektu. Potem po mistrzowsku ruszył tak płynnie, jak tylko potrafił. Lina się naprężyła, rakieta wydała kilka nieprzyjemnych dźwięków, a planeta powoli, ale widocznie się poruszyła. Dojście do prawidłowej prędkości holowania zajęło około pół godziny.

 

Sam lot nie był specjalnie ekscytujący, choć Trix musiał przyznać, że to jedno z najciekawszych holowań w jego karierze pilota. Kilku innych pilotów rakiet i statków, jakie mijali po drodze, widocznie również było pod wrażeniem, bo kiwało z uznaniem głowami przy ich mijaniu, a jeden nawet spowolnił swoją rakietę, wyszedł na zewnątrz i zrobił pamiątkowe zdjęcie. Wcześniejsze obliczenia mówiły, że lot zajmie około miesiąca, czyli dwa razy dłużej niż w tamtą stronę.

 

Doleciwszy do Ziemi, Trix, ulokował holowany obiekt na orbicie niedaleko Księżyca i skomunikował się z gremium Komisji Otwartych Transmisji. Po wysłuchaniu raportu kazano oczekiwać na decyzję. Obrady trwały prawie dwie doby i były bardzo burzliwe. Profesor Marsjański, jak to zwykle miał w zwyczaju, twierdził, że to ryzykowne przyjmować takiego gościa, i że to na pewno pułapka. Doktor Terrakowski puszczał te uwagi bokiem, bo już wyobrażał sobie, jak przegląda i analizuje dane zebrane przez M06B3. Postanowiono zasięgnąć opinii potomków między innymi Doktora Przemysława Mroza, jako że to, można by rzec, ich obiekt, bo w końcu odkryty przez dziadka. Jako naukowcy, ochoczo obstawali przy opcji zaorbitowania przybysza. Decyzja zapadła prawie jednogłośnie, pomijając oczywiście głos Marsjańskiego

 

– Proszę umieścić obiekt na orbicie okołoziemskiej, na tej samej trajektorii, co Księżyc, w odległości pięćdziesięciu tysięcy kilometrów od niego.

 

Trix przekazał dobre wieści towarzyszowi.

 

– Raz jeszcze dziękuję panu za pomoc i mam nadzieję na częste odwiedziny i długie pogadanki – powiedział wyraźnie wzruszony robo-badacz.

 

W tym czasie pilot, ubierając kombinezon, niezdarnie upuścił klucze od rakiety, które spadły tuż obok nogi fotela. Schylił się po nie tak, że musiał przystawić twarz prawie do podłogi. Sięgnął ręką i zamarł w bezruchu. Na wewnętrznej nodze fotela przytwierdzona była metalowa tabliczka z jakimś numerem, datą 23.09.2021 i napisem „Własność Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie”. Trix podniósł się z podłogi, otrzepał i odpowiedział:

 

– Oj tak, panie kolego. Mamy dużo do omówienia…


Inspiracja:

 


 

Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Lema 2021

 

Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Lema 2021? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!

 

Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.