Przejdź do treści

Może Europa – Part IX

 

 

Wodorosty i ryby

​Autorka zdjęcia: Lily Banse / Unsplash.
  

W dniu 31 grudnia 2024 zakończyliśmy konkurs literacki Nowe Dzienniki Gwiazdowe. Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „Może Europa – Part IX” nadesłane na ten konkurs przez Jerzego Trzcińskiego:

 


 

Jerzy Trzciński

 

MOŻE EUROPA – PART IX

 

Andy Borow razem z Bliźniakiem AB12 ładowali się do Transportera EU122, startującego w kierunku Europy z bazy STUS (Stacja Transportowa Układu Słonecznego) znajdującej się na północnym biegunie księżyca Ziemi. Baza obsługiwała Układ Słoneczny. Najdalsze loty sięgały księżyców Jowisza i planety Merkury. Od niedawna wznowiono loty na Wenus, lecz po wielkiej marsjańskiej katastrofie, nic nie było już takie same. Andy był rozgoryczony i załamany. Stracił prawie wszystkich przyjaciół, a przede wszystkim cel w życiu. Gdyby nie Bil nigdy by się nie pozbierał. Przez ludzi o niedostatecznej wiedzy był postrzegany jak zwykły humanoid, a to był Bliźniak najwyższej generacji.

 

Bliźniaki XY były w powszechnym użyciu. Prawie każdy je posiadał. Lecz między Bliźniakami XY, a tymi serii AB, była taka różnica, jak między człowiekiem pierwotnym, a najwybitniejszym z wybitnych naukowców. Z uwagi na wysokie koszty wytworzenia było ich już niewiele. Tym bardziej, że większość na zawsze została unieczynniona na Marsie. Andy nadał mu imię Bil i traktował jak partnera. Takie duety tworzono na potrzeby najtrudniejszych misji. Pod względem fizycznym słabszym elementem takiej pary był człowiek, lecz to on podejmował decyzje. Niezwykłość takiego zespołu wynikała z faktu, że mieli ze sobą nieustanny kontakt. Wszystko odbywało się na zasadzie interferencji fal mózgowych Andiego z OS (Ośrodek Istnienia) Bila. Gdyby kiedykolwiek na skutek zaniku fal mózgowych nastąpiło trwałe zerwanie tej interferencji, OS Bliźniaka ulegał automatycznej dezintegracji.

 

Duet był jednorazowy. Miał nieograniczone możliwości poznawcze oraz percepcyjno-analityczne. Bil rejestrował, analizował, przetwarzał dane z bliskiego i dalekiego otoczenia. Odbierał wszelkie sygnały, w tym w trybie pod i nad przestrzennym, znał wszystkie języki, itd. Uzyskane informacje przekazywał Andiemu. A ten podejmował decyzje. W sytuacjach zagrożenia, Bil reagował samoistnie, bez konieczności uzgadniania działania. Wszystko dla ochrony człowieka, który zawsze był na pierwszym miejscu. Bil mógł przeobrazić się w absolutnie szczelną osłonę, niezniszczalny kombinezon, coś w rodzaju kokonu ochronnego dla Andiego. Niestety na Marsie w wielu przypadkach to nie zadziałało. Gwałtowna kompresja płaszcza planety zniszczyła wszystko. Przetrwanie tej katastrofy, było cudem. Im się udało. 

 

W tej chwili Andy nie myślał już o Marsie. Europa była bodaj ostatnią nadzieją ludzi. Otrząsnął się i zdecydował, na udział w misji. Gdy dotarł do Bazy MEU15 (Misja Europa Sektor 15) kapitan Andy Borow dowiedział się, że udało się dotrzeć do ciekłej substancji, znajdującej się pod skorupą lądolodu. Dokonano tego na północnym biegunie Europy. Grubość lądolodu w tym miejscu wynosiła około 1,5 tys. m. Im bliżej równika jego grubość rosła do nieomal 2,5 tys. m. Sforsowanie skorupy nie było łatwe. Napotykało na nieznane zjawisko. Otóż, gdy szyb osiągał głębokość około 1 tys. m., nagle następowało jego zaciśnięcie i regeneracja. Wielokrotnie usiłowano wiercić ponownie, bez rezultatu. Jedynie na biegunie północnym, gdzie regeneracja była ograniczona, to się udało. Nie prowadzono prac na biegunie południowym, ponieważ doszło tam do kolizji z asteroidą. Zjawisko regeneracji lądolodu musiało mieć swoją przyczynę, lecz na ten moment było niewytłumaczalne. Wskazówką mogła być zmienność składu próbek wydobywanych w miarę rosnącej głębokości szybu. Im głębiej, substancje budujące ten swego rodzaju pancerz, przypominały żywą tkankę.

 

Wydrążenie w pokrywie dostępu do Oceanu, nie powiodłoby się nawet na biegunie. Dopiero zastosowanie UNM (Ultra Neutronowy Miotacz), skutkujące gwałtownym, punktowym odparowywaniem materii, dało efekt. Lecz tylko na biegunie, w innych miejscach nie powiodło się. Wraz ze wzrostem głębokości szybu podnosiła się również temperatura. Ocean w rejonie bieguna miał 276 K. Na powierzchni, było o około 150 K mniej. Co do oceanu, tworząca go ciecz, to koloidalna zawiesina zawierająca całą Tablicę Mendelejewa. Dominował tlen, wodór i siarka. Były to bardzo pozytywne informacje. Dawały możliwość podjęcia penetracji jego głębin.

 

Bil, posiadał MO (Multisystemowe Ogniwo), w którym mogła zachodzić transformacja pozyskiwanych z Oceanu substancji na energię do zasilania jego podzespołów, a także produkcję powietrza i substancji odżywczych dla Andiego. W trakcie eksploracji Oceanu Andy i Bil mieli stać się jakby jednym organizmem, przy czym Bliźniak pełnił rolę powłoki ochronnej, napędu, nawigatora oraz żywiciela. Podobieństwo do batyskafu było pozorne, bo był to jeden zespół, a prawie organizm. Bil odpowiadał za monitorowanie otoczenia oraz każdy aspekt funkcjonowania organizmu Andiego. Zapewniał mu wszystko, co było niezbędne do życia i działania. W tej sytuacji misja mogła być prowadzona w sposób ciągły, praktycznie bez ograniczeń czasowych.

 

Penetracja Oceanu wymagała nieograniczonego czasu. Zakładano, że system łączności zapewni bieżący kontakt z powierzchnią, czyli dowództwem misji oraz w drugą stronę. Niestety z powodu wydrążenia tylko jednego szybu, do oceanu wsunięto pojedyncze superczułe urządzenie nadawczo-odbiorcze, zamiast kilkunastu. Było jasne, że mogą pojawić się problemy z łącznością. Ale nie było czasu. Andy wolał sam podejmować decyzję, bez konieczności ciągłego dogadywania się z dowództwem. Toteż nie oponował, gdy zapadła decyzja o rozpoczęciu misji. W takich to okolicznościach, rozpoczęła się bezpośrednia eksploracja Oceanu pod lądolodem Europy. Chociaż wszyscy wtajemniczeni wiedzieli, że tak naprawdę lądolód zupełnie nie przypomina lądu, a tym bardziej lodu. Andy został o tym fakcie zdawkowo poinformowany, lecz raczej w formie pytania niż odpowiedzi. Bo nikt jej nie znał.

 

Po zagłębieniu się w oceanie Andy pomyślał o dwóch sprawach. Po pierwsze, o tej niesamowitej czerni otchłani roztaczającej się przed nim. Druga zagadka, to widoczne w świetle ich reflektorów dziwne formacje, podobne do unoszących się roślin. Był w kolorze szarobury z domieszką rdzawo–niebieską. W miarę posuwania się kolory unoszących się miękkich struktur zmieniały się, chociaż dominowała szarość. Bil poinformował, że te struktury, chociaż bogate w różne związki chemiczne, różną się między sobą, lecz nie przejawiały cech organizmów żywych. Nie stanowiły również zagrożenia. Andy w inteligentnym, szczelnym kokonie miał całkowicie komfortowe warunki. Wszystkie jego parametry życiowe, a nawet wszelkie odczucia, były nieustannie monitorowane przez Bila. Gdy Kapitan poczuł swędzenie lub drobny, mięśniowy dyskomfort, automatycznie odpowiednie systemy podejmowały działania usuwające niepożądane uczucie. Ludzie, którzy pozostali po drugiej stronie skorupy, obserwujący Andiego, przez pewien czas widzieli oddalający się w czarnej otchłani coraz mniejszy punkt świetlny.

 

Po pewnym czasie zniknął i pozostała jedynie czarna, złowroga czeluść. Obserwacja elektroniczna oraz łączność po około 30 godzinach też była nieskuteczna. Andy o tym nie myślał. Po wstępnym rozpoznaniu i przyzwyczajeniu się do zupełnie nieznanego środowiska postanowił w miarę szybko przesuwać się w kierunku dna oceanu, z jednoczesnym stopniowym zbliżaniem się do równika. Posuwali się ruchem opadającym i do przodu. Bil, który w sobie tylko wiadomy sposób utrzymywał obrany kurs, bo w tej nieprzebranej czerni nie było żadnych punktów odniesienia, nie sygnalizował zagrożeń. Andy zapoznawał się z wykonywanymi przez Bila analizami, wizualizacjami ukształtowania dna Oceanu oraz wewnętrznego obrysu lądolodu.  

 

Dno Oceanu wydawało się typowe. Mocno zróżnicowane głębokości wynikały z pofałdowania terenu. Głębokość Oceanu wahała się od 4 do 8,5 tys. metrów. Najgłębiej było w pasie równikowym. Ciekawszy, a nawet intrygujący był kształt lądolodu od wewnątrz. Należało to zbadać. Jego grubość sukcesywnie zwiększała się od bieguna w kierunku równika. Skład chemiczny Oceanu wykazywał dużą złożoność oraz coraz liczniejsze śladowe ilości związków organicznych. Temperatura wolno, lecz sukcesywnie rosła. Andy nie obawiał się negatywnego oddziaływania cieczy, Bil zapewniał mu ochronę i wszystko, co niezbędne. 

 

W momentach czuwania był maksymalnie skoncentrowany, lecz pozwalał sobie też, na chwile głębokiego snu. Gdy po około 158 godz. dotarli w okolice dna oceanu, Andy nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Zaskoczyła go intensywna poświata. Im bliżej dna tym widoczność była coraz lepsza. Używane przez nich skroboledowe reflektory oświetlały wiele, lecz to nie one zapewniały taką widoczność. Widział wyraźnie pofałdowaną płaszczyznę o kolorze żółto, rdzawo, niebieskim, która usiana była niezliczonymi kominami hydrotermalnymi. Andy znał tego typu obiekty. Pamiętał podobne widoki z archiwów. W odległej przeszłości na dnie ziemskich oceanów występowały tego typu formy geotermalne. Była to czysta, żywa energia z wnętrza planety, w tym jednak wypadku, z wnętrza Europy. Na Ziemi zostały one wykorzystane jako źródło darmowej energii. Kominy przykryto czaszami, w których odbywała się produkcja, jak wtedy mówiono, czystej energii. Lecz zbyt agresywna eksploracja tych miejsc, spowodowała ich całkowitą dewastację. Bil przedstawił analizy. Temperatura na wysokości kilkudziesięciu metrów nad kominem sięga 290 K, a na wylocie około 369 K. Kominy emitowały słupy gorącej cieczy, bogatej w złożone związki chemiczne. Dno pokryte było prostymi, żywymi organizmami. To one zapewniały wspaniały efekt luminescencji.

 

Kapitan pomyślał, że jest to dobra informacja. Ewentualne zagospodarowanie tych źródeł energii i surowców stworzy realną możliwość na skolonizowanie Europy. Skoro życie już kiedyś dawno tu się zagnieździło, to na pewno była to kapitalna przesłanka i pozytywna prognoza dla ludzi. Andy nie wiedział, w jaki sposób można będzie stworzyć tu warunki do życia dla ludzi, lecz on nie był od tego. Potem pomyślał, że skoro są bakterie, to mogą, a nawet powinny pojawić się, gdzieś tu, bardziej złożone organizmy. Zastanowił się – przesada, przesadą, ale właściwie, czego mogło tu brakować, dla powstania bardziej skomplikowanych żywych form? W trakcie dalszej eksploracji odnotował, że zagęszczenie kominów na dnie było zmienne, ale im bliżej równika, tym ich ilość zwiększała się. Zmianie ulegały również odcienie i intensywność luminescencji wokół kominów. Gdy Bil przekazał informację, że są na wysokości równika Andy postanowił sprawdzić wyższe poziomy oceanu. Ruszyli w kierunku płaszcza, w górę. Z pomiarów głębokości wynikało, że znajdowali się około 7,5 tys. metrów od poziomu zero. Pomyślał, że ma nad sobą około 3–4 tys. m do pokonania. Po około 2,5 tys. m. środowisko stawało się jakby coraz gęściejsze i mniej przejrzyste. W światłach reflektorów widoczne były liczne falujące sznurki lub rurki opuszczające się swobodnie w dół. Były miękkie i pojedynczo nie stawiały żadnego oporu. Można je było swobodnie urywać lub przeciąć, a wtedy opadały. Ale to właśnie ilość tych niby sznurków w miarę posuwania się w górę stawała się coraz większym problemem. Wykonana przez Bila analiza ich składu wskazywała, że była to obumarła tkanka żywa. Coś w rodzaju ludzkich włosów lub paznokci, o rurkowatym kształcie. We wnętrzu znajdowała się zassana z oceanu ciecz, zaciągnięta na różnych głębokościach. Zawartość transportowana była w górę. Andy przypomniał sobie, że nieliczne rurki prawie dotykały kominów. Ilość rurek wzrastała proporcjonalnie do malejącej głębokości.

 

Od pewnego momentu Bil zaczął sygnalizować Andiemu o pojawianiu się coraz bardziej dziwnej, toksycznej zawiesiny. Jej stężenie rosło proporcjonalnie do zmniejszającej się głębokości i zbliżania się do górnego płaszcza. Po pokonaniu w pionie kolejnych 1,5 tys. metrów Bil zaczął alarmować, że poziom toksyczności Oceanu stanowi dla nich zagrożenie. Coś najwidoczniej broniło się przed nimi. Z analiz Bila wynikało, że otaczająca ich substancja składała się ze związków organicznych. Można było ją porównać do broni chemicznej. Andy postanowił pobrać próbki i wycofać się w bezpieczniejsze rejony. Obniżyli swoją wysokość względem płaszcza, a potem zaczęli poruszać się w kierunku bieguna. Ponowna łączność z bazą na powierzchni została nawiązana dopiero po kilkudziesięciu godzinach, gdy ich odległość od szybu była w granicach czterdziestu godzin. Z badań wynikało, że płaszcz Europy był najgrubszy w okolicach równika, a potem stopniowo i proporcjonalnie stawał się coraz cieńszy aż do biegunów. 

 

Od strony oceanu w porównywalnym z ziemską strefą międzyzwrotnikową posiadał silne cechy tkanki ożywionej. Im bliżej biegunów zanikały one. Kapitan wywnioskował, że płaszcz Europy tworzy konglomerat organizmów żywych, obumierających w górnych warstwach i w kierunku biegunów. Coś jakby pancerz żyjących kiedyś na ziemi gadów, które ukrywały pod nim tkankę żywą. Mógł to również być jeden ogromny organizm, którego centralne oraz dolne rejony były najbardziej witalne, a w miarę posuwania się w górę i na boki po prostu obumierał. Martwa tkanka stanowiła jego tarczę ochronną. Mogło być też jeszcze inaczej, ale na podstawie zgromadzonych szczątkowych informacji nie można było być na 100% pewny jak jest naprawdę. Andy przekazał wszystkie zgromadzone dane oraz swoje obserwacje bezpośrednio najwyższemu dowództwu. To, czego na ten moment dowiedział się wymagało dokładnej weryfikacji, a decyzję odnośnie dalszych działań podejmie społeczność międzynarodowa, a może tylko samo dowództwo.

 

Według Andiego Borow Ocean, zbiornik żywej cieczy o bogatym składzie chemicznym, mógłby być dobrym miejscem do zasiedlenia przez ludzi. Stworzone tam Bazy – Polis byłyby czymś zupełnie odmiennym od miejsc zamieszkiwanych przez ludzi do tej pory. Pewna analogia do Marsa była, jednakże tam powstały miejsca do życia pod powierzchnią gruntu. Tu jest to ciecz zbliżona do ziemskiej wody, a do tego ochraniana przez półżywy pancerz. Wiele lat wcześniej na Ziemi żyły zwierzęta, które chroniły się pancerzami, ale była to ochrona indywidualna. Tu pancerz sam w sobie jest tworem żywym, chociaż czy jest to świadomy byt, tego jeszcze nie było wiadomo. Andy wykonał pierwszy poznawczy krok i to na niewielką skalę. Czy cała Europa tak wyglądała? Zapewne z czasem ludzie się dowiedzą. 

 

Niespodziewanie w pamięci Andiego zamajaczyło wspomnienie. Gdzieś coś podobnego słyszał albo widział. Ale wtedy dotyczyło to mega organizmu o nazwie Solaris. Już sobie przypomniał, była to fantastyka. Na wstępnych szkoleniach pilotów pojazdów kosmicznych, ktoś przytoczył ten przykład, żeby zobrazować fakt, że gdzieś w innych galaktykach życie może wyglądać zupełnie odmiennie niż można to sobie nawet wyobrazić. Jak pamiętał tamten mega organizm był raczej nieprzychylny albo przynajmniej obojętny na jakiekolwiek próby nawiązania kontaktu z ludźmi. Z resztą już wiele z tego nie pamiętał, bo kiedy to było? Ale jednak poczuł dziwną obawę, czy prawdopodobne jest, żeby endemiczne życie na Europie było w stanie koegzystować z ludźmi, ale też odwrotnie. 

 

Gdyby to coś miało świadomość i cokolwiek wiedziało o ludziach, to Andy Borow nie sądził, żeby koegzystencja była możliwa. Każda inna inteligencja prawdopodobnie pomyśli o ludzkiej cywilizacji podobnie. Nie będzie to pozytywna opinia. Jeżeli przybysze zniszczyli własną Planetę, to niechybnie, gdy tylko się zadomowią, zrobią tak samo z każdym innym miejscem we wszechświecie, jeżeli zostanie przez nich skolonizowane.   

 

K O N I E C

 


 

Konkurs literacki Uranii Nowe Dzienniki Gwiazdowe

Nowe Dzienniki Gwiazdowe