Przejdź do treści

+Kopernik

 

wnętrze statku kosmicznego

Zdjęcie: PxHere
 

Rok 2023 został ogłoszony Rokiem Kopernika. Z tej okazji, w numerze 1/2023 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki pt. Fantasia Copernicana na teksty z dziedziny science-fiction w języku polskim, pisane prozą, inspirowane życiem Mikołaja Kopernika. 

 

Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „+Kopernik” autorstwa Patrycji Szpruty:

 


 

 Patrycja Szpruta

 

+KOPERNIK 

 

Wszyscy kojarzą obraz Jana Matejki przedstawiający Mikołaja Kopernika. Wielki astronom stoi na balkonie, w otoczeniu przyrządów astronomicznych i patrzy w stronę opromieniającego go światła, jakby spływało na niego boskie natchnienie. Mniej osób zdaje sobie sprawę z faktu, że wydarzenie takie naprawdę miało miejsce, a Matejko zobaczył tę właśnie scenę w krótkim przebłysku międzyczasowego połączenia umysłowego i postanowił ją namalować. Jeszcze mniej osób wie, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło.

 

A oto, co się stało.

 

Mikołaj Kopernik czytał. Nie było to niczym niezwykłym, w sferze jego zainteresowań znajdowało się w końcu wiele dziedzin, od matematyki, przez ekonomię, aż do filologii, uwzględniając oczywiście strategię wojskową. Czytanie było więc czymś, co robił najczęściej.

 

W tej chwili zajmowały go dzieła greckich uczonych, opowiadające o modelu heliocentrycznym wszechświata, stworzonym przez Arystarcha z Samos. Został on odrzucony na rzecz powszechnie uznanego modelu geocentrycznego, opracowanego przez Ptolemeusza.

 

Ptolemeusz się mylił, to jasne. Im więcej Kopernik o tym czytał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, popartym zresztą badaniami, które prowadził, że to Ziemia i inne planety krążą wokół Słońca.

 

Ziemia w centrum wszystkiego! Jakież to egoistyczne myślenie.

 

Owszem, heliocentryzm sprzeczny był z ogólne przyjętym pojmowaniem rzeczywistości, ale przecież kiedyś myślano, że Ziemia jest płaska. Do diabła, starożytni Egipcjanie uważali nawet, że jest kwadratowa. Nie wspominając już nawet o tej absurdalnej teorii z żółwiem. Nie, to, że coś powszechnie uważane jest za fakt, nie znaczy jeszcze, że jest prawdą.

 

Kopernik odłożył dzieła Greków i wyszedł na balkon wieży na Wzgórzu Katedralnym, na którym rozstawione były już wszystkie jego przyrządy astronomiczne. Dręczyła go myśl, że być może nigdy nie pozna prawdy, nie zyska pewności, że jego teorie są słuszne, gotów był jednak ciężko pracować, by to osiągnąć.

 

I wtedy padło na niego światło. Odsunął się przestraszony i opadł na kolano, głównie ze względu na uderzenia wiatru, który pojawił się nagle i rozwiewał mu włosy.

 

Bum! Krótki przebłysk umysłowego połączenia międzyczasowego i mamy obraz. Tak na marginesie, zdarzają się one znacznie częściej, niż mogłoby się wydawać, ludzie po prostu nie zdają sobie sprawy z tego, co właśnie nastąpiło.

 

Wbrew szumnej nazwie obrazu Kopernik nie zobaczył Boga. No, może z początku tak pomyślał, tylko przez chwilę. Ale to coś nie mogło być Bogiem. To coś było… Pojęcia nie miał.

 

Nie wyglądało jak nic, co kiedykolwiek widział. Było, prawdopodobnie, zrobione z jakiegoś metalu. W każdym razie było duże i srebrne, i połyskiwało. Przypominało Kopernikowi bardzo, bardzo uproszczoną sylwetkę ptaka, ostry dziób z przodu i rozszerzające się skrzydła. Może jednak wyglądało to raczej jak podłużna strzałka? Na spodzie znajdował się okrągły, wirujący szybko dysk.

 

Nie miało żadnych otworów, przez które można by zajrzeć do środka, jeśli istniał jakiś środek, i unosiło się. 

 

Kopernik wpatrywał się w to coś ze zgrozą połączoną z fascynacją. Nagle, choć wcześniej wydawało się to być jednolitą masą, pojawiły się rysy, a potem otworzyła się klapa. Na balkon elegancko spłynęły schody.

 

– Idziesz? – rozległo się z góry. 

 

Ludzki głos? Czyżby to był sen? Jeśli tak, bez obaw można spokojnie wejść po schodach. Jeśli nie… cóż, jeśli nie, to nie wolno przegapić takiej okazji.

 

– No to? – rozległo się znów. W głosie było coś dziwnego. Nie brzmiał do końca naturalnie, wymawiając te słowa. Trochę jak obcokrajowiec z dziwnym akcentem, zwłaszcza, jeśli ten obcokrajowiec byłby na przykład delfinem, z krtanią nieprzystosowaną do wy-dawania takich dźwięków.

 

Kopernik chwycił zeszyt, w którym zapisywał swoje obserwacje, a także pióro i tusz, a potem odważnie ruszył po schodach.

 

Gdyby w środku było ciemno, istoty, które zobaczył, można by prawie wziąć za ludzi. Było jednak całkowicie jasno w dziwny, biały sposób i nie całkiem ludzka natura towarzyszy Kopernika od razu rzucała się w oczy. Mieli trochę więcej trochę dłuższych palców u rąk. Większe oczy. Byli nieco wyżsi i szczuplejsi, ich postura wydawała się wydłużona. Cerę mieli bladoszarą, a włosy w ciemnym odcieniu granatu. Było ich trzech.

 

– Witamy na pokładzie – powiedział jeden z nich, najwyraźniej dowódca.

– To nie statek – zaprzeczył odruchowo Kopernik.

– Owszem, to statek powietrzny. A wręcz statek kosmiczny! – odparł tamten z dumą. – Mój, w dodatku.

– Jesteś tu dowódcą? To jakaś misja, pokojowa albo informacyjna?

– No, nie do końca – człowiek (?) zmieszał się. – Po prostu strasznie długo zbierałem na ten statek i chciałem go wreszcie wypróbować.

– A. To TWÓJ statek.

– Tak. Własność prywatna.

– Kim ty w ogóle jesteście?

– My, mój przyjacielu, jesteśmy obywatelami innej planety, Mifoohi. Ja nazywam się Novi, a to są Takej i Nejron. A przynajmniej takie formy naszych imion będą dla ciebie najłatwiejsze. 

 

Kopernik usiadł z wrażenia. Nic wcześniej nie pił, a to, czego doświadczał, wydawało się zbyt realne jak na zwykły sen. Wszystko wskazywało na to, że ma jednak do czynienia z rzeczywistością.

– Pewnie nie powinniśmy tego robić, ale kręciliśmy się w pobliżu kilka dni i widzieliśmy jak przesiadujesz na tej wieży i gapisz się w niebo, więc pomyśleliśmy „a czemu nie?”.

– Mam tyle pytań – Kopernik rzeczywiście miał wiele pytań, nie wiedział nawet, od czego zacząć. Problem rozwiązał za niego Novi.

– Chcesz polecieć na wycieczkę?

 

Kopernik nie mógł odmówić. Novi podszedł do steru. Statek ruszył, a trzej kosmici plus Kopernik rozpoczęli podróż.

 

Dopiero wtedy Mikołaj zorientował się, że na wewnętrznej stronie ścian, na dziobie przed fotelem, jakimś sposobem wyświetlał się obraz świata na zewnątrz, tak, że pilot wiedział, dokąd lecieć. Wznieśli się w górę, ponad wieżę. A potem wznosili się coraz wyżej, nabierając prędkości. Kopernik patrzył z fascynacją, jak świat staje się coraz mniejszy. 

 

Statek zmienił ustawienie, dziób wycelował w niebo. Kopernik przestraszył się i spróbował czegoś przytrzymać, ale okazało się, że nie miało to najmniejszego wpływu na jego pozycję. Podłoga wciąż była podłogą. Stworzyło to naprawdę dziwną perspektywę, ponieważ wydawało się, jakby niebo było z boku.

 

– Jak szybko lecimy?

– Obawiam się, że nie potrafię przełożyć naszych jednostek prędkości na wasze, a terminologia, którą stosujemy i tak nic by ci nie powiedziała. Ale, no cóż, szybko. I mam tu na myśli naprawdę szybko.

– Jak to w ogóle działa?

– Widzisz, ta część pod spodem, która się kręci, to nasz… nasze… nie wydaje mi się, żebyście mieli już na to słowo. Ta część napędza statek. Trochę jak żagle na statku wodnym, ale znacznie bardziej skomplikowane. Prawdę mówiąc, nie znam się na tym. Takej jest naszym mechanikiem. Od małego się tym interesuje.

– To wcale nie takie trudne. – Takej wzruszył ramionami. – Część, o której wspominał Novi, nazwijmy ją na przykład „koło napędowe” dla uproszczenia, ma dwa tryby. Jednego używa się do podróżowania w atmosferze planet i na niewielkie odległości, a drugi do podróży międzygwiezdnych. Pierwszy z nich to bardzo prosty mechanizm, polegający po prostu na przemianie energii chemicznej w mechaniczną. Używamy do tego wybuchów… Na to chyba też nie macie słowa. W każdym razie, materia zbudowana jest z małych, niewidzialnych gołym okiem cząsteczek. Koło napędzane jest właśnie wybuchami cząsteczek substancji znajdującej się na naszej planecie. U was chyba jej nie ma. Do podróży międzygwiezdnych używamy skoków w, najlepiej będzie chyba przetłumaczyć to jako „nadprzestrzeń”. Ogólnie chodzi o to, że zakrzywiamy przestrzeń między dwoma punktami co sprawia, że znajdują się bliżej siebie. Koło sterowe pomaga też stabilizować lot i sterować nim. Rozumiesz?

 

Kopernik pokiwał głową, próbując dać do zrozumienia, że wszystko zrozumiał. Nie było to dokładnie zgodne z prawdą, ale nie chciał się przyznawać. Gdyby miał więcej czasu i danych, na pewno w końcu by to rozgryzł. Mniej więcej.

– Może ci to rozrysować? Wiesz, wszystkie części i cały schemat działania…

Kopernik zastanowił się. Był człowiekiem nauki, nie chciał tracić takiej możliwości, ale miał jeszcze wiele pytań i kwestii do omówienia.

–  Bardzo chętnie, ale czy możemy omówić to później? Chciałbym się jeszcze tyle dowiedzieć. Na przykład, to niesamowite, że wyglądamy tak podobnie, choć pochodzimy z innych planet.

– Nasze planety mają po prostu bardzo podobne warunki. Czysty przypadek. Gdybyś zobaczył tych z Cartrokii 12, wtedy dopiero byś się zdziwił – odpowiedział Novi, odwracając się na chwilę od ekranów, uważając, że już i tak nie ma szans, iż na coś wpadną. – Mówię ci, nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałeś. Sięgają nam do pasa i wyglądają trochę jak wielka gruda błota. Z odnóżami. Wieloma. Bez żadnego podziału na nogi i ręce. I zazwyczaj są wredni.

– Byli kiedyś na twojej planecie. Próbowali przekonać ludzi, że Ziemia jest kwadratowa. Lubią takie żarty – wtrącił Nejron, który do tej pory się nie odzywał.

– To istnieje jeszcze więcej zamieszkanych planet?

– O tak. Całe mnóstwo – potwierdził Novi.

– Wiele z nich jest już rozwiniętych w stopniu umożliwiającym kontakt międzygalaktyczny, ale jeszcze więcej jest takich jak Ziemia. No wiesz, Rozwijających się. Tak je nazywamy. I jeszcze te, gdzie wciąż nie ma wystarczająco inteligentnych form życia. No wiesz, tylko zwierzęta i rośliny, tak byście powiedzieli. Miłe na wakacje. – Nejron wzruszył ramionami.

– Niesamowite. – Na Koperniku naprawdę zrobiło to wrażenie. Potem jednak coś go zastanowiło. – Dlaczego nie dochodzi do wojen? To znaczy, dlaczego bardziej rozwinięte planety nie atakują tych mniej rozwiniętych?

– Kiedyś do tego dochodziło – wyjaśnił Nejron. – Ale potem została założona Liga Międzyplanetarna i wszyscy podpisali traktat o nieagresji w stosunku do Rozwijających się. Jesteście pod ochroną.

– Uwielbia o tym mówić – wtrącił Takej. – Historia, stosunki społeczne i tak dalej. 

– Coś w tym złego? W każdym razie powołano nawet specjalne siły zbrojne, które interweniują w razie czego. Po za tym niektórzy zakładają, że znacznie owocniej jest podbijać rozwinięte już światy. Wiesz, więcej wartościowych rzeczy, które można ukraść i wykorzystać.

 

Kopernik skinął głową. Podróżowali przez chwilę w milczeniu, a astronom chłonął osobliwe uczucie przemieszczania się; było niepodobne do niczego, czego doznał w życiu. Rozglądał się po statku, by zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Czuł się odrobinę nie na miejscu, w swoich szatach. Jego towarzysze mieli na sobie ubrania gładko przylegające do skóry, składające się z jednej części, Kopernik nigdy nie widział czegoś podobnego. Masywne buty sięgały prawie do kolan.

 

– Jak to możliwe, że mówicie w moim języku?

– Nic prostszego. Nauka.

– To znaczy? Macie coś, co dla was tłumaczy?

– Nie, zwyczajna nauka języków obcych – wyjaśnił Takej. – Rodzice Nejrona zajmują się badaniami światów Rozwijających się. Ich specjalnością są języki. Od jakiegoś czasu zajmują się badaniami nad Ziemią.

– Napisali słownik – dodał Nejron. Wspomnienie o czymś tak prozaicznym jak słownik w tej sytuacji wydało się Kopernikowi wręcz abstrakcyjne.

– Dlatego właśnie kręciliśmy się dookoła tej planety. – Novi wdusił kilka przycisków i wstał z fotela. Podszedł do Kopernika.

– Nie musisz już sterować?

– Jesteśmy na orbicie Ziemskiej. Włączyłem tryb oczekiwania. Będziemy teraz krążyć wolno dookoła, aż go nie wyłączę.

– Szkoda, że nie ma tu okien. – Obraz na dziobie pokazywał jedynie czerń kosmosu. Kopernik naprawdę chciałby zobaczyć stąd Ziemię.

– Oczywiście, że mamy okna! – zaprotestował Novi. Podniósł ze stołu mały, prostokątny przedmiot z okrągłymi wypustkami i, celując w ścianę, przycisnął jeden z nich. Ściana zaczęła powoli się unosić, odsłaniając wielkie okno. Choć wyglądało, jakby zrobione zostało ze szkła, Kopernik nie był tego do końca pewien.

 

Jego oczom ukazał się najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek widział. Niebiesko zielona kula, unosząca się w czerni kosmosu. Ziemia. Mógł rozróżnić kontynenty i oceany…

– Patrz tam. – Nejron szturchnął Kopernika w ramię i pokazał za siebie. Astronom odwrócił się; okno na tamtej szybie również było odsłonięte. Widać w nim było szarą kulę, którą Kopernik rozpoznał jako Księżyc. 

W statku rozległ się dziwny, miarowy dźwięk. Kopernik rozejrzał się zaskoczony.

– To mój… urządzenie do komunikacji – wytłumaczył Nejron. – Komuni… Komunikator? Brzmi nieźle, nie? – Podszedł do jednego z urządzeń i popatrzył na nie przez chwilę. 

– O co chodzi? – zapytał Takej.

– Rodzice chcą, żeby im w czymś pomóc. Chyba musimy już kończyć wycieczkę.

– Czekajcie! Chciałbym jeszcze tyle zobaczyć. Inne planety, ich mieszkańców.

– Nie mamy czasu na podróże międzygwiezdne – zaprzeczył Novi. – Ale możemy chyba pozwolić sobie na szybką wycieczkę. Możemy polecieć odrobinę bliżej waszego słońca, w stronę Wenus i Merkurego. Nie podlecimy na ich orbitę, ale chociaż zobaczymy je z daleka.

 

Kopernik zgodził się bez wahania. Chciał zobaczyć tyle, ile tylko mógł.

 

Novi znów usiadł w fotelu pilota i wyłączył tryb oczekiwania. Statek przyśpieszył i pomknął w kosmos. Okna zostawili otwarte, a Kopernik spędził całą podróż wpatrując się w nie szeroko otwartymi oczami. Zwalniali, gdy w zasięgu wzroku pojawiała się planeta, a potem przyśpieszali ponownie. Astronom całkowicie stracił poczucie czasu.

 

Potem jednak musieli już wracać. 

 

Mikołaj Kopernik był zachwycony wyprawą, ale wchodzenie w atmosferę ziemską z pewnością nie było czymś, co chciałby przeżyć ponownie. Wrzeszczał, z tego co pamiętał. Kiedy na dziobie pojawiły się płomienie, które natychmiast przesłoniły cały widok na ekranach, był pewien, że statek się rozpada, a wszyscy zaraz zginą. Pozostali krzyczeli, żeby się uspokoił. Musieli krzyczeć, żeby przedrzeć się przez hałas wywołany przez Kopernika.

 

Kiedy to już mieli za sobą i wyraźnie zwolnili, Kopernik uspokoił się odrobinę. To znaczy do czasu, gdy podeszli do lądowania, bo wówczas miał wrażenie, że zaraz się rozbiją. Wtedy również krzyczał. Coś w stylu „zaraz się rozbijemy!”. Nie doszło jednak do tego, a statek zawisł elegancko nad balkonem Wieży. Otworzyły się drzwi i wysunęły schody.

 

– No i jednak nie zdążyłem rozrysować ci tych schematów – zauważył Takej.

– Może następnym razem?

– Tak. Może następnym razem.

 

Pożegnali się i Kopernik zszedł na wieżę. Patrzył, jak schody zwijają się i statek kosmiczny odlatuje. Wciąż była noc. Dokładnie tak, jakby nic się nie wydarzyło.

 

Mikołaj Kopernik przejrzał swoje notatki. Musiał je jeszcze uzupełnić. A potem posegregować, przemyśleć i opisać, aż w końcu opublikować. Oczywiście, nie będzie mógł opisać wszystkiego, czego doświadczył i czego się dowiedział. Potrzebne też będą dowody.

 

Cóż, czekało go sporo pracy.

 

 

K O N I E C

 

 

Inspiracją dla tego opowiadania były różnorakie zainteresowania Mikołaja Kopernika, jego badania astronomiczne i napisane przez niego dzieło „De revolutionibus orbium coelestium”.


 

Konkurs literacki Uranii Nowe Dzienniki Gwiazdowe

Nowe Dzienniki Gwiazdowe

 

Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Zapraszamy do przysyłania prac na konkurs literacki Uranii Nowe Dzienniki Gwiazdowe.

 

Aby dowiedzieć się więcej o konkursie Nowe Dzienniki Gwiazdowe, wejdź tutaj.