Przejdź do treści

Wnętrze

 

Osoba w ciemnym tunelu

Źródło ilustracji: PxHere

 

Rok 2021 został ogłoszony Rokiem Lema. Z tej okazji, w numerze 3/2021 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki na teksty w języku polskim pisane prozą, inspirowane polskimi badaniami naukowymi. 

 

Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „Wnętrze”, które zostało nadesłane na konkurs przez Emila Zawadzkiego:

 


 

Emil Zawadzki

 

WNĘTRZE

 

Trudno opisać ogrom strachu, jaki odczuwa osamotniony człowiek w obliczu potęgi nieokiełznanego żywiołu na obcej planecie. Osobiście przekonał się o tym doktor Edward Blank, kiedy to jedynie cienkie ściany łazika marsjańskiego chroniły go przed szalejącą wszędzie wokół burzą piaskową. Pojazd doktora pędził właśnie z pełną prędkością przez krater Hellas Planitia, lawirując między ogromnymi skałami i starając się przeciwstawić gwałtownym porywom wiatru. Wysoka na kilkadziesiąt metrów chmura pyłu podążała śladem mężczyzny, z każdą sekundą zbliżając się do niego nieuchronnie. Skaner najnowszej generacji, który zamocowany był na przedramieniu Edwarda, nieustannie wyświetlał komunikaty alarmowe i błyskał czerwonym światłem ostrzegawczym. Doktor czuł, że jego chwile są już policzone. Przed jego oczami zaczęły rozgrywać się wydarzenia z ostatnich dni, które doprowadziły go do tak opłakanej sytuacji…  

 

 

*** 

 

 

Wszystko zaczęło się kilkadziesiąt lat wcześniej, kiedy spektrometr MIRORES całkowicie zrewolucjonizował sposób, w jaki postrzegano Marsa. Urządzenie wyniesione na orbitę rozpoczęło drobiazgowe skanowanie całego obszaru planety, poszukując cennych złóż metali. Wyniki działania spektrometru przekroczyły najśmielsze oczekiwania naukowców. Mars okazał się niezwykle bogaty w surowce, które można było wykorzystać w produkcji paliw, bądź też podczas budowy pierwszych kolonii na czwartej planecie od Słońca.  

 

Niektórzy wątpili w poprawność wyników, jakie przesłał na Ziemię spektrometr orbitalny. Inni, a tych było znacznie więcej, poddali się niewiarygodnej wręcz fali entuzjazmu i wymyślali liczne, nieprawdopodobne teorie. Według najpopularniejszej z nich Mars był tak naprawdę metalową skorupą, kryjącą w sobie hordę przerażających potworów. W Hollywood wyprodukowano całą serię filmów science fiction na podstawie tych niestworzonych historii. 

 

Istniała też trzecia grupa ludzi, pracowitych wizjonerów, którzy postanowili wykorzystać nowo odkryty potencjał czerwonej planety. Niedługo później rozpoczął się globalny wyścig o dostęp do domniemanych bogactw, a liczne ośrodki naukowe próbowały udoskonalić proces wykrywania i wydobywania cennych metali. Doktor Edward Blank był pracownikiem Centrum Badań Kosmicznych PAN i wiele lat poświęcił na doskonalenie oryginalnego modułu MIRORES. Postanowił połączyć go z innymi projektami, takimi jak detektory cząsteczek jądrowych. W końcu, wraz z błyskawicznym rozwojem technologii w dwudziestym drugim wieku naszej ery, doktor Blank urzeczywistnił swoje plany i zbudował prototyp uniwersalnego skanera, który na bieżąco dostarcza kompleksowych informacji o wszystkich pierwiastkach w zasięgu działania. Urządzenie było na tyle zminiaturyzowane, że bez trudu można było zabrać je na spacer po powierzchni obcej planety. To właśnie stworzenie tak zaawansowanego skanera zapewniło doktorowi Edwardowi udział w załogowej misji badawczej na Marsa. 

 

Kolosalny prom międzyplanetarny wylądował na płaskiej równinie tuż obok krateru Hellas Planitia. To właśnie tam spodziewano się znaleźć najbogatsze złoża surowców, biorąc pod uwagę wcześniejsze wyniki pracy spektrometru orbitalnego. Eksploracja planety szybko przyniosła pierwsze sukcesy, Mars już wkrótce miał się całkowicie poddać woli gatunku ludzkiego.  

 

Dla doktora Edwarda była to nie tylko praca, ale także największa przygoda życia. Dosłownie zakochał się w krajobrazach czerwonej planety i zawsze zgłaszał się na ochotnika do najdalszych ekspedycji. Przemierzał w swoim łaziku obszar krateru i wielokrotnie zatrzymywał się tylko po to, by napawać się niespotykanymi na Ziemi widokami. Wkrótce miało go to doprowadzić do zguby. 

 

 

*** 

 

 

To nas sprowadza do tej dramatycznej chwili, kiedy Edward Blank żegnał się już powoli z życiem. Kto wie, może gdyby doktor nie zatrzymywał się tyle razy po drodze, to zdążyłby wrócić do bazy na czas? Niestety, oczarowany marsjańskim krajobrazem, przeoczył liczne ostrzeżenia wysyłane z głównej bazy. Nad krater zbliżała się szybko ogromna burza piaskowa i już wkrótce miała uderzyć z pełną siłą. Edward nie mógł zrobić nic innego, jak tylko rozpędzić swój łazik do maksymalnej szybkości i rozpocząć paniczną ucieczkę w kierunku obozu. 

 

Żywioł szybko dogonił nieszczęsnego naukowca i całkowicie zasłonił mu pole widzenia. Łazik z trudem pokonywał kolejne przeszkody rozsiane na dnie krateru, gdy fale pyłu uderzały w niego z każdej strony. Jak można się było spodziewać, Edward szybko stracił orientację w terenie. Systemy nawigacyjne nie radziły sobie z zakłóceniami, dając doktorowi nikłe szanse na ucieczkę. 

 

Nagle rozległ się znajomy sygnał skanera. Urządzenie wyświetliło na niewielkim ekranie przybliżoną lokalizację dużego źródła metali. Edward Blank łudził się, że była to lokalizacja obozu i promu kosmicznego. No bo cóż innego mogło pasować do takich odczytów? Żadne ze skatalogowanych do tej pory złóż surowców nie było tak wielkie. 

 

Łazik dotarł jakimś cudem we wskazane miejsce, ale doktor Edward nie zobaczył nigdzie znajomego obozu. Mężczyzna wyszedł z pojazdu i zaczął czołgać się przed siebie, starając się schronić przed potężnymi podmuchami wiatru. Nagle jego hełm uderzył o coś metalowego. Doktor uniósł głowę i momentalnie zbladł ze strachu. Nie były to osłony promu ani ściany bazy głównej. Był to niewielki, okrągły właz, umieszczony w skalistej ścianie krateru. Dokładnie na samym jego środku znajdował się finezyjny uchwyt, który z pewnością służył do otwierania klapy. 

 

W innych okolicznościach doktor byłby oniemiały z wrażenia. Nieoczekiwane znalezisko stanowiło przecież dowód istnienia cywilizacji pozaziemskiej! Był to wytwór pracy czyichś rąk i należało go dokładnie zbadać przed podjęciem jakichkolwiek kroków. Teraz jednak, gdy wiatr niemal porywał mężczyznę w powietrze, ów właz był jedynie ratunkiem przed pewną śmiercią. Nim Edward Blank w ogóle zastanowił się nad tym, co robił, już otworzył klapę, wskoczył w nieprzeniknioną ciemność i z trudem zamknął wejście za sobą. Ciągły ryk wichru zastąpiła głucha, obezwładniająca cisza, a umysł doktora zaprzątała tylko jedna myśl – nadal żył. 

 

Minęło wiele minut, nim naukowiec włączył latarkę w hełmie i odważył się rozejrzeć po okolicy. Znajdował się w długim, ciasnym tunelu, którego ściany wyłożone były grubymi, metalowymi płytami. To właśnie tę masę żelastwa musiał wykryć skaner.  

 

Wrodzona ciekawość pchnęła Edwarda w głąb mrocznego korytarza. Gdy burza piaskowa już minie, reszta zespołu z pewnością bez trudu namierzy porzucony łazik, a tym samym tajemniczy właz. A wtedy doktor będzie mógł się z nimi podzielić pierwszymi rewelacjami na temat tunelu ciągnącego się we wnętrzu Marsa.

 

Korytarz biegł prosto przez kilkaset metrów, aż niespodziewanie skręcił w prawo pod kątem dziewięćdziesięciu stopni. Ściany za zakrętem wykonane były z podobnych płyt, ale wymalowano na nich tysiące tajemniczych symboli. Doktor Edward przystanął i zaczął badać niezwykłe znaki przy świetle latarki. Przypominały one ziemskie hieroglify, ale były o wiele bardziej złożone. Różnej grubości linie tworzyły okręgi i skomplikowane spirale, które przecinały się nawzajem wielokrotnie. Naukowiec zaczął żałować, że jego kombinezon nie był wyposażony w system sztucznej inteligencji, która mogłaby rozszyfrować znaczenie choćby części z tych symboli. 

 

Prawdziwy szok mężczyzna przeżył kilka kroków dalej. Gdzieniegdzie wśród znaków pojawiały się niewielkie obrazki, przedstawiające ludzi na tle piramid. Niekiedy wśród mieszkańców Ziemi pojawiały się jednak inne, dziwne istoty. Były niemal dwa razy wyższe od człowieka, miały srebrzystą skórę i nieproporcjonalnie długie kończyny. 

 

Doktor Edward wzdychał głośno, oglądając coraz to kolejne obrazki. Na niektórych z nich ludzie kłaniali się srebrnym istotom, a na innych stali z nimi ramię w ramię i spoglądali na piramidy. W miarę jak mężczyzna przemieszczał się w głąb korytarza, zaczęły przeważać ilustracje ludzi oddających cześć dziwnym przybyszom. Było to rewolucyjne odkrycie, które rzucało zupełnie nowe światło na początki ziemskiej cywilizacji. 

 

Podręczny skaner zawibrował nieoczekiwanie, a uwagę doktora przykuła czerwona dioda ostrzegawcza. Okazało się, że to detektor cząsteczek jądrowych wykrył gdzieś w najbliższej okolicy źródło promieniowania. Było ono jednak na tyle słabe, że nie zagrażało życiu. Edward ruszył w dalszą drogę, tym razem z większą ostrożnością, co jakiś czas kontrolnie zerkając na wyświetlacz skanera. 

 

W pewnym momencie zagadkowe hieroglify na ścianach ustąpiły szeregowi stalowych, szczelnie zamkniętych drzwi, na których próżno było szukać śladów po zawiasach czy klamkach. Z niektórymi doktor Edward siłował się przez chwilę, ale wszelkie próby otworzenia ich kończyły się niepowodzeniem. Do innych mężczyzna w ogóle się nie zbliżał, gdyż skaner odnotowywał tam większe natężenie promieniowania. 

 

Po niezwykle wyczerpującej wędrówce doktor dotarł wreszcie do końca korytarza. Tam też znajdowały się stalowe drzwi, ale tym razem były one lekko uchylone. Edward poczuł, jak serce zabiło mu mocniej w piersi. Miał okazję odkryć przynajmniej jedną z tajemnic tego dziwnego miejsca. Drżącym krokiem zbliżył się do owych drzwi i oparł się plecami o ścianę tuż obok, przez chwilę tylko nasłuchując. Nic. Cisza. W końcu mężczyzna nieśmiało zajrzał do pokoju. Bardzo powoli oświetlał latarką kolejne zakamarki, jakby bojąc się tego, co mógłby tam zobaczyć. Instynktownie czuł, że miał dostęp do wiedzy zakazanej, nieprzeznaczonej dla gatunku ludzkiego. 

 

Za drzwiami było przestronne pomieszczenie, wypełnione wielkimi, szklanymi pojemnikami, które zajmowały całą przestrzeń między podłogą a sufitem. W środku pierwszego zbiornika z brzegu był gęsty płyn, w którym dryfował swobodnie jakiś obiekt. Dioda skanera ponownie ostrzegła doktora przed potencjalnym źródłem promieniowania, ale tym razem ciekawość okazała się silniejsza niż zdrowy rozsądek. W miarę, jak Edward zbliżał się do zbiornika, obiekt, który się w nim znajdował, zaczynał nabierać znajomych kształtów. Do ostatniej chwili naukowiec łudził się, że to, co widział, nie mogło być prawdą. Niestety, wszystkie jego obawy okazały się słuszne. W środku znajdowała się jakaś młoda kobieta. Człowiek! Dryfowała bez życia w płynie, niczym zakonserwowany obiekt doświadczalny. 

 

Doktor nie zdążył sprawdzić, czy w pozostałych zbiornikach również zamknięci byli ludzie. Usłyszał głośne skrzypnięcie drzwi otwieranych gdzieś na korytarzu. Ktokolwiek tego dokonał, musiał dysponować ogromną siłą. Edward zadziałał czysto instynktownie i skoczył za najbliższą osłonę. Zgasił swoją latarkę, wyłączył wszystkie diody ostrzegawcze skanera, skulił się ze strachu i czekał w ciemnościach na to, co miało nadejść.  

 

Słyszał echo niezwykle ciężkich kroków kogoś, kto zbliżał się powoli do pokoju. W końcu do środka wkroczyła dziwna istota, niemal dwukrotnie większa niż człowiek. Mimo iż Edward wytężał wzrok, niewiele mógł zobaczyć w panujących wokół ciemnościach. Dostrzegł jedynie wielkie, jarzące się wewnętrznym blaskiem oczy. Doktor nie miał wątpliwości, że stał przed nim przedstawiciel tajemniczej rasy, która uwieczniona była na hieroglifach w korytarzu. Obcy rozejrzał się powoli po pokoju, po czym wyszedł z powrotem na korytarz. Niedługo po tym zaskrzypiały kolejne drzwi na korytarzu. 

 

Doktor Edward drżał ze strachu. Nie miał pojęcia, czy to wszystko działo się naprawdę, czy był to jedynie wytwór jego wyobraźni. Ciężko było mu zaakceptować fakt, że na własne oczy zobaczył przedstawiciela obcej cywilizacji. Jedno było pewne – nie miał ochoty na kolejne spotkanie. Wiedział, że musi zebrać się na odwagę i działać, bo inaczej trafi do jednego z tych obrzydliwych pojemników. 

 

Każdy krok w stronę korytarza okupiony był długą, wewnętrzną walką. Gdy Edward znalazł się już na korytarzu, to w pierwszej chwili chciał rzucić się w szaleńczy bieg do wyjścia, ale w porę się powstrzymał. Gdzieś w bocznych pokojach był obcy, którego intencje były dla człowieka zagadką. Doktor zaczął iść przed siebie na ślepo, bojąc się zaryzykować z latarką. Wielokrotnie zatrzymywał się i nasłuchiwał z trwogą, ale przez większą część drogi słyszał jedynie własny, przyśpieszony oddech. Nagle coś huknęło tuż za jego plecami, gdy ktoś otworzył jedne z drzwi. 

 

Mężczyzna włączył latarkę i zaczął biec, nie miał już żadnych złudzeń. Wykryli go! Dopadł do włazu wejściowego, stale słysząc w oddali ciężkie kroki kosmity. Tylko cudem zdołał na czas wyjść na powierzchnię Marsa i zatrzasnąć właz za sobą. Niewiele widział na zewnątrz, burza piaskowa nadal szalała nad całym kraterem Hellas Planitia. Mimo to doktor Edward zdołał jakoś doczołgać się do swojego łazika. Odpalił silnik i pośpiesznie ruszył przed siebie. Wolał zaryzykować starcie z furią żywiołu niż skończyć marnie w rękach przerażającej istoty. Uszy mężczyzny wypełniał nieustający ryk wiatru, którego podmuchy targały kruchym łazikiem. Edward modlił się o to, żeby szybko oddalić się na bezpieczną odległość. Jeden z silniejszych podmuchów cisnął nagle jego pojazdem o najbliższą skałę, a mężczyzna stracił przytomność… 

 

 

*** 

 

 

Doktora odnaleziono po kilku godzinach wśród szczątków łazika. Niemal udało mu się dotrzeć do obozu i tylko dzięki temu uzyskał szybką opiekę medyczną. 

 

– Edward! Wzywaliśmy cię od kilku godzin! – krzyczał kapitan statku, krążąc nerwowo wokół łóżka rannego. – Dlaczego nie odpowiadałeś? Zapadłeś się pod ziemię?! Jeszcze chwila, a skończyłby ci się zapas tlenu! Wytłumacz się! 

 

– Obcy… – wyszeptał doktor z trudem, wodząc oczami po pokoju niczym obłąkaniec. – Właz! Martwi ludzie… W probówkach… Pod całym Marsem! Podziemia! Podziemia… On mnie gonił! Gonił mnie! 

 

Więcej nie udało się z niego wydobyć. Resztę misji Edward Blank spędził zamknięty w ambulatorium pod okiem lekarzy.  

 

Oczywiście podjęto próbę prześledzenia trasy łazika doktora, ale nikomu nie udało się odnaleźć tajemniczego włazu. Żaden z dostępnych skanerów nie wykrył tego, co udało się znaleźć Edwardowi. Sam poszkodowany nie był w stanie opowiedzieć o swojej przygodzie w na tyle składny sposób, żeby rozwiać wątpliwości kolegów po fachu. Powszechnie uznano, że naukowiec doznał szoku podczas wypadku i tylko wymyślił sobie niesamowitą historię o wnętrzu Marsa.  

 

Edward wiedział lepiej. Każdej nocy śnił o żarzących się własnym blaskiem oczach, które czaiły się gdzieś w ciemnościach i czekały na niego. Wiedział, że to burza piaskowa musiała ponownie ukryć właz. Ale on nadal gdzieś tam był i kryło się za nim coś złego. Coś, co miało do czynienia z ludźmi już nie pierwszy raz i zapewne nie ostatni. 

 

 

Inspiracją do napisania pracy konkursowej były polskie badania mające na celu umożliwienie człowiekowi długotrwałego pobytu na innych ciałach Układu Słonecznego, które zostały opisane na łamach Uranii w artykułach:

 


 

Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Lema 2021

 

Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Lema 2021? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!

 

Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.