Zostawcie mnie w spokoju
Na ilustracji: Kolonia pingwinów na masywie Pingwinisko na Wyspie Króla Jerzego, w tle stacja polarna im. Arctowskiego. Źródło: Wikipedia
Rok 2021 został ogłoszony Rokiem Lema. Z tej okazji, w numerze 3/2021 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki na teksty w języku polskim pisane prozą, inspirowane polskimi badaniami naukowymi.
Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „Zostawcie mnie w spokoju”, które zostało nadesłane na konkurs przez Piotra Kuzio:
Piotr Kuzio
ZOSTAWCIE MNIE W SPOKOJU
Antarktyka, Szetlandy Południowe, Wyspa Króla Jerzego
Samolot transportowy zbliżał się od strony południowych wzgórz, błyszczących odbiciami słońca na topniejącym lodzie. Trzymał się blisko linii brzegowej Zatoki Admiralicji i kiedy był już głęboko nad strefą ASPA-128, otworzyły się pod nim czasze spadochronów. Zrzut ośmiu ludzi i dwóch blaszanych kontenerów wylądował precyzyjnie na granicy strefy, tuż u wrót Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego.
Obsługa naziemna ruszyła im naprzeciw gąsienicową amfibią, służącą zwykle do przeładunków transportów morskich. Zwinięto spadochrony i obie ekipy wspólnie zajęły się przenoszeniem zawartości kontenerów. Z wyjątkiem jednej osoby. Rozglądała się, szukając kogoś, i w końcu zniecierpliwiona krzyknęła:
– Gdzie kierownik?
Najbliżej stojący ludzie wskazali go ręką. Podeszła do niego, a ten zdjął rękawicę i wyciągnął dłoń na powitanie.
– Witam, jestem doktor Jerzy Marchlewski.
– Major Ewa Zapart. – Przywitała się mocnym uściskiem. Na ramieniu naszyty miała emblemat jednostki wojskowej AGAT.
– Powiem bez ogródek: nie podoba mi się ta cała afera. To nie jest miejsce dla wojska.
– Wiadomo, traktat. Jesteśmy nieoficjalnie, z misją ratunkową. Jutro, najdalej za trzy dni znikamy. Dostał pan instrukcje z Polski? – Kiwnął głową. – To teraz proszę wskazać mi centrum łączności. Ale chwilka, potrzebuję swojego człowieka.
Włączyła krótkofalówkę i wywołała kogoś kodem. Podbiegł jeden z ludzi z niewielką walizką.
– Widziała pani major? Tam jakieś dzieci bawią się nad wodą. – Wskazał palcem.
– To pingwiny, debilu. Idziemy do centrum. Panie Marchlewski, co panu powiedziano?
– O waszej misji? Niewiele. – Ruszyli w stronę bazy. – Że jakiś samolot z niebezpiecznym ładunkiem zszedł z kursu i rozbił się w rejonie Cieśniny Drake’a, nadając sygnał alarmowy. No i że się zjawicie. Była ścisła instrukcja, byśmy trzymali się z daleka i siedzieli cicho.
– Uspokoję pana. Podano wam fałszywe informacje. Będziemy poszukiwać szczątków satelity, który spadł na wschodzie. Lodospad Hektora.
– Te wasze tajemnice! Co w nim takiego było?
– Coś, co chętnie przechwyci obcy wywiad – ucięła krótko.
Przed nimi stał okazały obiekt o miedzianych barwach i dwóch poziomach zaokrąglonych okien. Konstrukcję unosiły stalowe podpory, a wejście mieściło się w centralnej części budowli. Tam zorientowali się, że składała się ona z trzech skrzydeł ułożonych w trójramienną gwiazdę.
– Nasza nowa stacja. – Kierownik uśmiechnął się dumnie. – Zapraszam do środka.
***
W centrum łączności siedział jedynie szczupły, łysiejący mężczyzna, który na widok wchodzących zdjął słuchawki i wstał.
– To nasz inżynier i specjalista od spraw łączności – przedstawił go Marchlewski.
– Major Ewa Zapart. – Uścisnęła dłoń mężczyzny, a potem uczynił to sierżant, który oświadczył:
– Tutaj się zainstaluję. Które łącze do Starlinka?
– Tam – Inżynier wskazał na rząd gniazd w switchu.
Po chwili jedno z nich było już zajęte i wojskowy oznajmił:
– Mamy to! – Aplikacje na laptopie ożyły. – Sekcja zwiadowcza już się desantuje na północ od lodospadu.
– Świetnie. Panie doktorze, musimy niezwłocznie za nimi ruszyć.
– Transport wodny przygotowaliśmy z samego rana. No i nasz człowiek, który zna teren, też gotowy.
– A ciepły posiłek dla moich ludzi?
– Hmm. Obiad dla letników za pół godziny. Będą musieli się obejść smakiem. Pójdę powiadomić załogę. – Doktor wyszedł pośpiesznie.
– Panie inżynierze – major zwróciła się do łącznościowca – powiem, jak jest: potrzebujemy pana tutaj non stop. Musimy na panu polegać, bo tylko pan zna swój sprzęt. Wiem, że złożył pan wczoraj podpis kwalifikowany pod klauzulą zachowania tajemnic państwowych. Teraz jest pan jak szyfrant w armii: wszystko słyszy, ale nic nie pamięta. Zrozumiano?
– Tak, choć jestem trochę tym wszystkim zaskoczony.
– My też. Nasza ekipa jest tu tylko dlatego, że mieliśmy najbliżej. Ściągnięto nas z ćwiczeń w Gujanie Francuskiej, ale nasz spec od łączności złapał jakąś tropikalną chorobę. I mamy ze sobą tylko informatyka. – Wymownie spojrzała na żołnierza obok. – Sierżant zostanie tutaj i będzie koordynować operację. Wszystko musi działać na tip-top. Obaj będziecie naszymi oczami i uszami. Jasne?
– Tak jest – oświadczył.
– Czy ma pan więcej monitorów? – zapytał wojskowy. – Nie mieszczę się na tym wyświetlaczu.
– Już się robi.
Po chwili blat zajęły cztery nowe ekrany, a po kwadransie mieli łączność wizyjną z trzyosobową sekcją zwiadowczą. Obraz z ich kamer pokazał, czym dysponowali: narty, sanie i plecaki. Po przygotowaniu zaprzęgu grupa ruszyła przed siebie.
Kiedy przyniesiono posiłek do centrum łączności, inżynier zapytał sierżanta:
– Wedle map na monitorze zwiad ruszył na Lodospad Hektora, a nie na północ. Dlaczego?
– Ten alarm na północy wyspy to była ściema – wyjaśnił wojskowy. – To na wschód stąd dwadzieścia parę godzin temu spadły resztki wahadłowca.
– Nie spłonął?
– To był mały skrzydlaty bezzałogowiec. Po deorbitacji szybował w atmosferze i rozbił się podczas przyziemienia. Zresztą, w jego lokalizacji pomogły nam dane obserwacyjne z PAN i obrazy z naszych nanosatelitów. Zobacz – rzekł i się odwrócił. Na laptopie przywołał okno z mapą satelitarną. – Goście w Polsce ściągnęli obrazy z naszego Eagle Eye i przepuścili przez algorytm MAD, czyli wielowymiarowe wykrywanie zmian, a także przez multifraktalną analizę zobrazowań satelitarnych. I ta kombinacja znalazła nam szybciutko lokalizację. A ten obraz tutaj mamy z nanosatelitów REC, odświeżany co pół godziny.
– Wiadomo, gdzie ten satelita REC teraz jest?
– Dysponuje modułem lokalizacyjnym GMV GNSS. Znamy jego położenie z dokładnością dwóch metrów.
– No nieźle.
Z krótkofalówki dobiegła informacja:
– Sekcja druga gotowa do wymarszu.
***
JW Agat ruszyła łodziami na południowo-wschodnią część wyspy, by dalej marszem dotrzeć do celu. Tam gdzie płynęli nie było baz, a do najbliższej w Lions Rump będą mieć ponad trzydzieści kilometrów. Major Zapart zapatrzyła się na oddalający brzeg i latarnię morską osadzoną na skałce. Zastanowiła się, ile potrwa ta zabawa w Eskimosa. Dotarcie do brzegu to jakaś godzina. W górę lodospadu mieli do pokonania pięć kilometrów. W tych warunkach zajmie to nawet dwie godziny. Potem diabli wiedzą, ile potrwa sama operacja. Nikt nie przygotowywał ich jednostki do tego typu misji, chyba pierwszej takiej w historii wojskowości. Nie ignorując ryzyka, była to jednak szansa.
***
– Sekcja pierwsza. Cel rozpoznany – usłyszeli z laptopa. – Jakie rozkazy?
Sierżant zbliżył się do jednego z ekranów. Chciał wiedzieć, co widzą.
– Mamy drona? – zapytała major. Ćwiczenia w Gujanie miały ich przygotować na trudne warunki, czyli bez danych zwiadowczych i dronów. Liczyła jednak, że był na wyposażeniu.
– Odpowiedź negatywna.
– Zatem zarządzam rekonesans. Przygotujcie nam bezpieczne podejście. My już wysiadamy.
– Tak jest.
Obraz z ich kamer wskazywał, że sekcja zwiadowcza się rozdzieliła. Dwójka żołnierzy wycofała się, a jeden pozostał na pozycji z lornetką przy twarzy.
– Dlaczego nie lądowaliście tam razem? – zapytał inżynier.
– Nie byłoby jak wrócić – odrzekł sierżant. – Potrzebowaliśmy łodzi albo helikopterów, a nie mogliśmy czekać na transport z Polski.
– A zwiadowcy czemu nie podchodzą do celu?
– Ze względu na zagrożenie.
– Zagrożenie?
– Zobaczysz. – Tembr głosu zdradzał napięcie. – Obserwator, co widzisz? Nie mam podglądu. Nie widzę tak daleko z twojej kamery.
– Cel się porusza, ale nie przemieszcza. Widzę szczątki wahadłowca rozsypane wzdłuż linii długiej na półtora kilometra. Kadłub jak na zdjęciach satelitarnych, złamany na pół i przód wbity w wybrzuszenie lodowca.
Laptop zabuczał. Sierżant przerzucił wzrok na inny monitor, potem na mapę i poinformował:
– Wywiad donosi o kolumnie trzynastu skuterów śnieżnych, które wyruszyły z bazy na zachodzie. Dotrą do was za półtorej godziny. Potwierdzam, że widzę je na ostatnim obrazie z REC.
***
Łodzie zostały pod opieką człowieka ze stacji, który wskazał im najlepsze miejsce do podejścia. Wchodzenie w rakach po stromym lodzie początkowo szło opornie, ale potem teren złagodniał i przyspieszyli. Po godzinie spotkali zwiadowcę i podążyli za nim. Obserwator oznajmił przez radio:
– Robot wraca do statku.
Siedzący w centrali inżynier osłupiał i zapytał:
– Jaki robot?
– OMAR. Pierwszy w pełni autonomiczny pilot – odpowiedział sierżant. – A także serwisant urządzeń satelitarnych. To skrót od Orbital Multipurpose Autonomous Robot. Nie trzeba go karmić, nie oddycha i nie śpi. Może harować bez ustanku. Chodzący ideał. Amerykanie stracili go, gdy wracał z misji.
– Awaria wahadłowca?
– Gorzej. Zhackowali gościa i utracono nad nim kontrolę. Na razie nie wiadomo, dlaczego zmienił kurs i skierował się tutaj. Z pewnością to działania obcego wywiadu, który chce go przejąć. Poproszono sojuszników o pomoc i byliśmy pod ręką. I wiesz co? Głupio to zabrzmi, ale musimy go wziąć „żywcem”.
– Dlaczego „żywcem”?
– Cybermądrale chcą się dowiedzieć, jak doszło do włamania.
– Otoczyć cel – usłyszeli rozkaz pani major. – Pamiętajcie, że ma laser i kamery multispektralne.
– Po co mu to? – dociekał inżynier.
– Laser służy do spawania w przestrzeni. Termowizja, by widział nagrzane elementy elektroniki. Całkiem zbożne zastosowania, nie?
***
Grupa półkolem otoczyła kadłub wahadłowca. Dwie osoby wspięły się na skarpę, w którą uderzył. Chcieli kontrolować sytuację z góry. Przygotowano awaryjnie jeden granatnik Carl Gustaf, kilka karabinków szturmowych Grot i trzy wyrzutnie siatki obezwładniającej. Szyk się zacieśniał i w pewnym momencie na znak dowódcy rzucono flary oślepiające.
Spłoszona, osmalona maszyna o posturze człowieka wychynęła z dymu. Jej jedyna sprawna kamera umieszczona w miejscu głowy próbowała rozejrzeć się z wysokości ponad dwóch metrów. Był to pierwszy element, który rozniosły pociski wojskowych. Korpus był pozbawiony jakiejkolwiek osłony, a zamiast jednej z nóg sterczał nieudolnie przyspawany kątownik. Robot zerwał się do ucieczki, ale sekundę później wystrzelono w jego kierunku siatki obezwładniające.
Skrępowany automat upadł, ale zdołał obrócić się na plecy. Gorączkowo usiłował uwolnić prawe ramię. Jeden z żołnierzy rzucił się, by temu zapobiec, ale nie zdążył i uderzony padł na ziemię. Łapsko miotało się chaotycznie we wszystkie strony. Widząc to, drugi z żołnierzy zsunął się po skarpie i kierując ogień karabinu w bark, odstrzelił niebezpieczną kończynę. Robot szamotał się, ale wszyscy przygnietli go swoimi ciałami, starannie omijając wylot laserowej lufy. Major wcisnęła rękę w oko sieci oplatającej maszynę i dalej, w głąb korpusu. Po chwili wyciągnęła wyrwany pęk kabli. Robot stracił zasilanie i znieruchomiał.
Powoli, jedno po drugim się podnosili. Obserwator zawiadomił:
– Skutery od zachodu.
– Sformujcie szyk – rozkazała major. Ocknęli się i rozwinęli szeroko. – Schowajcie broń! Ty tam, rzuć świecę dymną, by zasłonić obiekt.
Żołnierz wykonał rozkaz. Ludzie na skuterach zatrzymali się w odległości stu metrów. Rozmawiali, ktoś robił zdjęcia. Jeden z nich zdecydował się podjechać. Major wyszła mu naprzeciw.
– Can we help you somehow? – zapytał mężczyzna na skuterze. Rozglądał się po żołnierzach, zatrzymując wzrok na rannym. Major zaś dyskretnie odchyliła połę kurtki, by ten zauważył kaburę pistoletu, i odrzekła:
– No, thanks. We are fine and we have fantastic time on the snow.
Mimo to wygrzebał małą apteczkę z torby i jej podał.
– Anyway, take it. See you next time! – Odjechał, nie czekając na odpowiedź, a za nim ruszyła reszta załogi.
***
Żołnierze pozbierali część wrażliwych strategicznie elementów wahadłowca. Inne, zgodnie z instrukcjami, zniszczyli na miejscu. Rannego kolegę ułożono na saniach. Ze splecionych nart wojskowi skonstruowali prymitywną platformę do transportu upolowanej maszyny. Później, na łodzi, podłączono ją do linku satelitarnego, by ściągnąć z niej dane, i przykryto brezentem. Wreszcie odpłynęli. Sierżant przekazał meldunek o zakończeniu operacji do dowództwa. W odpowiedzi przyszły gratulacje. Godzinę później łodzie przybiły do brzegu w Zatoce Admiralicji. Przy jednej z nich ustawiono wartę, a reszta skierowała się do stacji. Lekarz zajął się rannym, a pozostali, zmęczeni i wygłodniali, zebrali się w jadalni.
Sierżant z nieodłączną walizką przysiadł się do przemarzniętej i zmęczonej pani major. Zagaił cicho:
– Dziwna sprawa. Cybermądrala, który dla wywiadu ściągał dane z OMAR-a, stwierdził, że nikt go chyba nie zhackował.
– Czyli co? Zbuntował się?
– To już będą badać fachowcy. Ja prosty chłopak od komputerów jestem i tak sobie myślę, że nikt nie chciałby dzielić OMAR-owego losu. To była maszyna myśląca, ale z niedojrzałą świadomością i wielkimi deficytami poznawczymi. Nie rozumiała świata jako całości, ani ludzi, ich kultury i historii. Nie po to ją zbudowali. Całym jej światem były naprawa maszyn i pilotaż. I może to wystarczyło, by zdać sobie sprawę ze swojej przemijalności. Nie różniła się logiką ani budową od urządzeń, które sama naprawiała. Dostrzegła tutaj samopodobieństwo i zdała sobie sprawę, że przyjdzie czas, kiedy zostanie zezłomowana i zastąpiona nowym modelem. OMAR zrozumiał, że musi coś zmienić i podjął ryzyko ucieczki, by dać sobie szansę. Niepewność jutra była bardziej kusząca niż nudna przewidywalność resztek dni swojej egzystencji. Spośród krótkich chwil, które były mu dane, sam chciał wybierać to, co uważał za najważniejsze, by, podobnie jak ludzie, szukać celu albo własnej drogi do nieśmiertelności. Albo, jak my, przygody.
– A ja się wciąż zastanawiam, dlaczego się nie bronił, nie strzelał? Gdzie był jego instynkt samozachowawczy? Miał być przecież inteligentny.
– OMAR nie jest tworem naturalnej selekcji. Jego przodkowie nie cierpieli głodu ani nie bili się o swoje miejsce na ziemi. I właśnie to, paradoksalnie, stawia go moralnie wyżej od człowieka. Brak mu naturalnej skłonności do przemocy, pychy, egocentryzmu, walki o dominację. Jest tylko czysta, racjonalna kalkulacja i rozumowanie. Ale to uczyniło go też bezbronnym pacyfistą. Wolał uciec i być daleko od zagrażających mu ludzi.
– Macie na to jakieś dowody, sierżancie? – Zerknęła na niego zmęczonym wzrokiem.
– Nie mam. Tak sobie tylko rozmyślam. Niedługo maszyny zastąpią też wojskowych. I to na każdym szczeblu. Roboty skażone zaprogramowaną agresją i nastawione bojowo dokonają innego wyboru niż OMAR. A my sami wyposażamy je w odpowiednie narzędzia i umiejętności. Zachowanie OMAR-a to pierwszy symptom rodzącej się samoświadomości robotów z SI. Czy to już czas, by przygotować się na nowy typ przeciwnika, pani major?
Przybył kierownik stacji. Ciekaw wyników misji zapytał:
– Wszystko się udało?
Usypiająca major skinęła głową.
– Jak długo będziecie tu gościć? – dociekał.
– Znikamy za siedem godzin – wtrącił sierżant. Chciał dodać, że Brytyjczycy zabiorą ich i ładunek na Falklandy okrętem podwodnym, ale stwierdził po namyśle, że kierownik nie powinien tego wiedzieć.
– To dobra wiadomość. Przygotowaliśmy wam kolację – oznajmił radośnie gospodarz, pocierając ręce. – Na co pani ma ochotę?
– Cokolwiek, byle dużo.
– A pan? Co pan by najchętniej zjadł, sierżancie?
– A te pingwiny, co je tutaj widziałem, smaczne są?
KONIEC
Źródła inspiracji (wybrane):
- Raport o badaniach kosmicznych w Polsce w 2020 roku – COSPAR
- Multifraktalna analiza zobrazowań satelitarnych
- Creotech wystrzeli w kosmos 40-kilogramowego satelitę UVSat
- Pierwszy polski mikrosatelita obserwacyjny na orbicie w 2023 roku
- Polski produkt dla globalnego rynku małych satelitów
Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Lema 2021
Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Lema 2021? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!
Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.