Przejdź do treści

Co się stało, Panie?

 

Wizja artystyczna asteroidy zmierzającej w stronę Ziemi

Na ilustracji: Wizja artystyczna asteroidy zmierzającej w stronę Ziemi. Źródło: PxHere

 

Rok 2021 został ogłoszony Rokiem Lema. Z tej okazji, w numerze 3/2021 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki na teksty w języku polskim pisane prozą, inspirowane polskimi badaniami naukowymi. 

 

Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „Co się stało, Panie?”, które zostało nadesłane na konkurs przez Adę Zadruską:

 


 

Ada Zadruska

 

CO SIĘ STAŁO, PANIE?

Spojrzał w porażająco ciemną głębię kosmosu obejmującą go z każdej strony. Był to dla niego uścisk bezkresnej pustki, który mimo skrajnego zimna grzał go swoją czernią. Sam nie wiedział dlaczego, ale ta głębia zawsze kojarzyła mu się z bezpiecznym przystankiem, spokojnym kątem. Siedział w swoim prywatnym obserwatorium, stojącym na szczycie wielkiej góry. To jego schron, miejsce ucieczki od prawdziwego świata. Nie dosięgało go tu w zasadzie nic.

 

Pomyślał przez chwilę... łzy napłynęły mu do oczu. Czemu to sobie robimy? – pomyślał.

 

Był bardzo wrażliwym człowiekiem, którego chorobliwie zjadał overthinking. Każdego wieczora, a w zasadzie każdej nocy takiej jak ta, rozmyślał o największych bolączkach nie tylko swoich, ale przede wszystkim całego świata... mimo, że nie miał najlepszego zdania o gatunku ludzkim. Widząc tak wiele nieszczęścia na świecie, przepełniało go współczucie oraz głębokie poczucie niesprawiedliwości. Wciąż nie potrafił zrozumieć, czemu za największe grzechy ludzkości, popełniane przez decyzyjne jednostki, płacą całe społeczeństwa.

 

Lokaj-android przyniósł mu szklankę wody, gdy zdążył zapomnieć, że w ogóle o nią poprosił. Był pustelnikiem, dawno temu dokonał wyboru takiego życia. Samotnego w rozumieniu braku prawdziwych ludzi wokół siebie. Ostatnio większość czasu spędzał w swoim obserwatorium, gdzie towarzyszyły mu jedynie jego trzy androidy: lokaj Gajusz, sprzątacz Juliusz i pomocnik laboratoryjny Cezar. Ich towarzystwo mu wystarczało. Nie mówili za dużo, szczególnie rano, gdy naprawdę nie miał ochoty z nikim rozmawiać, wykonywali swoje zadania poprawnie i bez żadnych pretensji, a co najważniejsze, zajmowali się tymi rzeczami, na które Inżynierowi szkoda byłoby czasu. Tacy jak on nie przejmowali się prozaicznymi czynnościami takimi jak zmywanie naczyń. Jednak gdy zaczynał jadać skromne posiłki na kawałkach kartonowych opakowań, doceniał pracę wykonywaną przez Juliusza.

 

Pociągnął łyk ze szklanki. Agresywne bąbelki z mocno gazowanej wody tańczyły na jego języku przez dłuższą chwilę. Myślał w tym momencie o najbardziej palących problemach świata, które nieustannie od wielu lat towarzyszą nam jako populacji. Mającymi katastrofalny wpływ na i tak mocno nadszarpniętą kondycję środowiska naturalnego. Bolało go serce, czuł prawdziwy fizyczny ból na myśl o tym, ile dwutlenku węgla wyprodukowały Chiny w ciągu ostatniego roku. Zastanawiał się, co on, jako pojedynczy człowiek, mógłby zrobić, aby chociaż trochę pomóc naszej planecie. Czy jako trybik w maszynie mógł zrobić cokolwiek? Od zawsze potężnie wątpił w swoje możliwości sprawcze, ale czy to nie były jedynie wymówki? I tak całymi wieczorami i nocami nie spał, zamartwiając się prawie na śmierć. Zresztą miał świadomość, że jako człowiek tuż po tym legendarnym średnim wieku jest już bliżej końca niż początku. Wciąż był względnie młody cieleśnie, lecz duchowo już dawno stuknęła mu osiemdziesiątka.

 

Zaawansowany recykling, elektryczne samochody, podnoszenie świadomości ludzi czy całe inteligentne domy oszczędzające energię zużywaną przez pojedyncze gospodarstwo domowe w maksymalnym stopniu... dalej prowadzimy swój rydwan zniszczenia prosto do celu – całkowitego unicestwienia wszelkiego życia na Ziemi.

 

W tej chwili przypomniała mu się jedna z lepszych inicjatyw mających ograniczyć zaśmiecanie wszystkiego dookoła, o jakim słyszał. Paręnaście lat temu był pod wielkim wrażeniem projektu kosmicznego chwytaka mającego za zadanie wyłapywanie kosmicznych śmieci. Widział w tym wielką szansę dla różnych projektów zajmujących się oczyszczaniem miast w przyszłości. Zdawał sobie sprawę z tego, że większość ludzi od zawsze uważała to za zbyteczne wydatkowanie pieniędzy na kosmiczne zabawy. Masy podnosiły krzyk, że sytuacja na Ziemi wymaga zaopiekowania się nią w pierwszej kolejności. Nie ważne kiedy, nie ważne, co się działo na świecie. On jednak wiedział, iż jest to właśnie to, o co oni walczą. Dzisiejszy kosmos może zbawić jutrzejszą Ziemię. On doskonale pamiętał, jak to było z lotem na Księżyc, teflonem czy rzepami. Ludzie od początków działalności sektora kosmicznego mieli za złe wszystkim zaangażowanym wydawanie ich podatków na działalność, która wydawała im się bezsensowna.

 

Był pod jeszcze większym wrażeniem postępów tego projektu, ponieważ swój udział w nim miało Centrum Badań Kosmicznych PAN. Za każdym razem, gdy słyszał o ciekawym projekcie, w którym jego rodacy brali czynny udział, był dumny. Chociaż jednocześnie zazdrościł tym ludziom. Zazdrościł, gdyż on sam chciałby być tak ważny i potrzebny. To było jego niespełnione marzenie – być częścią dużego naukowego projektu. Jednak, przez wrodzoną nieśmiałość i niepokojąco zaniżoną samoocenę, nigdy nie porwał się nawet na próbę zgłoszenia się do takiego przedsięwzięcia. Całe życie musiał udawać, że jego własna praca naukowa mu wystarcza.

 

Gdy śledził postępy, analizował projekty tego czteroramiennego potwora, budziła się w nim ogromna ekscytacja. Wyobrażał sobie różne scenariusze, w których to on jest kierownikiem podobnego projektu. Były to nieliczne momenty dające mu siłę, by chociaż wciąż marzyć. Po chwili jednak wracał na Ziemię, przypominając sobie, w jakim miejscu tak naprawdę się znajduje, i znów poddawał się stanowi rozczarowania i zmęczenia egzystencją. Wzdychał ciężko i zajmował się tym, co przerwał dla tej chwili psychicznego wytchnienia.

 

Jako młody człowiek był bardzo aktywny społecznie. Zapisał się do kilku stowarzyszeń działających na rzecz ratowania świata. Z biegiem lat, jego młodzieńczy zapał słabł, aż w końcu zgasł. Od tego czasu, odizolowany od świata zewnętrznego, troszczy się o swój skrawek ziemi. Jednakże problem tkwi w tym, że jego mała, prywatna przestrzeń jest nierozerwalnie połączona z resztą, ciągnącą również i jego krainę spokoju na samo dno.

 

Świat zmierza ku zagładzie – to była myśl przewodnia tego wieczoru, jak zwykle pozytywna.

 

Obserwował dalej gwiazdy, od zawsze uwielbiał je obserwować. Nawet te najbardziej znane, może banalne gwiazdozbiory niesamowicie go wzruszały. Mógł na nie patrzeć godzinami. Dzięki fantastycznej lokalizacji jego obserwatorium miało idealne warunki pogodowe do całorocznych obserwacji. Patrzył właśnie na wyraźnie zarysowane ramię Drogi Mlecznej. To była magia. Widok trzymający w większym napięciu niż najlepszy film akcji. Rozluźnił się siedząc głęboko w fotelu i zamknął oczy.

 

– Panie, właśnie podano do wiadomości publicznej wiadomość, że w stronę Ziemi pędzi wcześniej niezaobserwowana asteroida, stwarzająca bezpośrednie zagrożenie dla naszej planety – z tą przerażającą wiadomością wszedł do pomieszczenia Gajusz.

 

– Co? – spytał nieobecnym głosem, jak wyrwany z transu.

 

– Niedługo Ziemia przestanie istnieć, Panie. Taką informację do mediów podały agencje kosmiczne kilku krajów – wyjaśnił android.

 

– Jak to możliwe? – tym razem zadał pytanie samemu sobie. – I... i przestaniemy istnieć nie z własnej winy? – kolejne retoryczne pytanie.

 

– Nie podano przyczyny tego przeoczenia.

 

– „Przeoczenie” to w tym przypadku bardzo nietrafiony eufemizm, mój drogi.

 

– Ma Pan rację, jednakże tak to określił rzecznik prasowy.

 

– Ale co z tymi wszystkimi detektorami, przecież miały nas chronić, miały być takie fantastyczne, czemu niczego nie wykryły? Co z innymi sprzętami? Co znowu poszło nie tak?!

 

– Tej informacji nie podano, Panie. Przekazano jedynie, że przyczyna braku reakcji detektorów jest nieznana. Chociaż podejrzewa się awarię zasilania – dopowiedział Gajusz.

 

– Może jednak ludzie mają rację... Po co wydawać te wszystkie grube miliardy?! – naukowiec zaczął mówić normalnym tonem, lecz z każdym słowem wypowiadał kolejne coraz głośniej. Nie kontrolując się, zaczął w końcu wrzeszczeć. – Wychodzi na to, że faktycznie nasze podatki idą w błoto! Organizacje pobierają tyle pieniędzy, i co?! I co?! Zaraz przestaniemy istnieć!

 

– Panie, rzecznik prasowy zapewnił, że zrobią wszys...

 

– Co?! Co ty do mnie mówisz?! Chyba się nie słyszysz! – krzycząc na Gajusza, odwrócił się do niego plecami. Nagle urwał i stanął w bezruchu.

 

Z nieznanego mu powodu znowu zaczął się coraz bardziej denerwować, czuł ogromny niepokój. Zaczął pocić mu się kark, dół pleców oraz ręce. To był zimny pot. Lodowata ciecz, która zbierała całe napięcie z jego ciała i spływała z całym bagażem emocjonalnym po rozpalonej skórze. Zaczął się dusić, kaszleć, nie wiedział, co się dzieje. Z pewnością nie było to nic dobrego. Biegał chaotycznie po pomieszczeniu obserwacyjnym. Zachowywał się jak zraniony zwierz. Przewrócił fotel, w którym jeszcze przed chwilą siedział. Chciał krzyczeć, wrzeszczeć, lecz jego gardło było ściągnięte tak mocno, jakby odpowiadała za to trytytka. Złapał się za przełyk obiema rękami. Nie mógł nic powiedzieć. Dopiero teraz zauważył, że Gajusz zniknął, nawet nie wiedział kiedy. Nie mógł go zawołać, ani jego, ani żadnego innego androida. Podbiegł do drzwi. Szarpał za klamkę z coraz większą paniką, nie mógł otworzyć drzwi. Kompletnie zdezorientowany odszedł od nich na trzy kroki, wpatrywał się w nie nie wiedząc, co robić. Nie miał możliwości skontaktowania się z ani jednym androidem. Stał nieruchomo przez dłuższą chwilę, wydawało mu się, że nadchodzi jego koniec. Umrze w niewyjaśnionych okolicznościach. W tym momencie nagle zapragnął żyć, ale obawiał się, że jest na to już za późno, to koniec. Chciał krzyknąć z całej siły ostatni raz...

 

– Panie! Czy wszystko w porządku? Dlaczego Pan krzyczy? – zaalarmowany krzykami Gajusz wpadł do obserwatorium z impetem, prawie wyważając drzwi, zanim je otworzył.

 

– Co? – był tak oszołomiony, że sam nie wiedział, co się stało.

 

– Pan krzyczał, tak strasznie krzy...

 

– Ja? – oderwał plecy od oparcia fotela, w którym siedział – Ja... chyba znowu miałem ten sen.

 

– Czyli nie potrzebuje Pan pomocy? – spytał z wielką troską Gajusz, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie, gdyż prawdziwej troski odczuwać nie mógł.

 

– Nie. – uciął bardzo krótko. – Nie musiał nic dodawać, android doskonale wiedział, że Pan chce zostać sam.

 

Gajusz wyszedł.

 

Oparł się ponownie, rozsiadł w fotelu i wyciągnął nogi, opierając je o podnóżek. Szeroko otwartymi oczami spoglądając znów świadomie na firmament wreszcie zrozumiał, że był to tylko jeden z jego koszmarów, które nawiedzały go co jakiś czas.

 

– To tylko sen... – powiedział do siebie.

 

Przetarł ręką spocone czoło, przykrył się ponownie kocem i znowu rozpoczął obserwacje. Tańczące jezioro łabędzie z jego troskami z głębi duszy.
 

 

 

 

Inspiracją do napisania pracy konkursowej był artykuł opublikowany na portalu Uranii pt. „Chwytak-kamikadze na kosmiczne odpadki”, dotyczący współpracy Centrum Badań Kosmicznych PAN ze szwajcarskim start-up’em nad projektem chwytaka do łapania kosmicznych śmieci. W Centrum Badań Kosmicznych PAN prowadzone są eksperymenty w symulowanej mikrograwitacji. Polscy naukowcy uczestniczący w projekcie: Adam Sikorski, Konrad Aleksiejuk, Tomasz Kowalski, dr Tomasz Barciński i Jędrzej Baran (Laboratorium Mechatroniki i Robotyki Satelitarnej CBK). 

 


 

Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Lema 2021

 

Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Lema 2021? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!

 

Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.