Przejdź do treści

Dziennik Nieopublikowany

Podróż zaginiona

 

 

Pełnowymiarowy model Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba na wystawie w Austin, Teksas, USA

Na ilustracji: Pełnowymiarowy model Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba na wystawie w Austin, Teksas, USA. Źródło: PxHere

 

 

Rok 2021 został ogłoszony Rokiem Lema. Z tej okazji, w numerze 3/2021 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki na teksty w języku polskim pisane prozą, inspirowane polskimi badaniami naukowymi. 

 

Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „Dziennik nieopublikowany Podróż zaginiona”, które zostało nadesłane na konkurs przez Antoniego Kostarczyka:

 


 

Antoni Kostarczyk

 

DZIENNIK NIEOPUBLIKOWANY

PODRÓŻ ZAGINIONA

 

Podróżowałem w okolicach oka piątej głowy gwiazdozbioru Hydry, gdy napotkałem niezwykle dziwną cywilizację. Była to sobota, 43 dzień 3 miesiąca wedle kalendarza lokalnego. Planeta niezwykle osobliwa. Jej jedną połowę zajmowało gigantyczne, połączone miasto, druga połowa była usiana wyspami otaczającymi mniejszy kontynent lądu. Mnie osobiście cała planeta przypominała wielką gałkę oczną zwróconą w kosmos. Widać było, że cywilizacja jest niezwykle zaawansowana, od „wielkiej gałki” odchodziła sieć wind kosmicznych zakończonych stacjami na niskiej orbicie, chmara satelitów otaczała cały glob. Zauważyłem jednak coś ciekawego, mianowicie komputer pokładowy stwierdził, że zdecydowana większość tych satelitów, dokładnie 83,56%, stanowiły teleskopy każdego typu – od zwykłych, operujących w świetle widzialnym, przez widzące w podczerwieni i ultrafiolecie, aż po wielkie teleskopy grawitacyjne, których sekret do dnia dzisiejszego umyka ziemskim naukowcom. Zapisałem sobie, by zapytać miejscowych naukowców o ewentualne plany budowy takiego teleskopu. Te przemyślenia przerwała mi tutejsza SI, która przedstawiła się jako OSZUST – Ogólnoplanetarny System Zarządzania Unoglajdami, Statkami i Transportem. Wymieniliśmy standardowe informacje dotyczące celu pobytu i tym podobne. Była to konwersacja zbyt formalna, sztywna i nudna, by ją tutaj przytaczać. Koniec końców, zostałem skierowany na stację niskoorbitalną o nazwie SM–572, gdzie przydzielono mi dok.

 

Podchodząc do lądowania, zauważyłem kolejną ciekawą rzecz. Stacja była wyposażona w co najmniej 6 publicznych obserwatoriów. Z mojej perspektywy nie byłem w stanie dostrzec jej drugiej strony, jednakże domyśliłem się, że zapewne wygląda podobnie. Doszedłem już wtedy do wniosku, że astronomia musi stanowić bardzo istotną część życia tej cywilizacji. Dopiero później dowiedziałem się, jak wielkim było to niedopowiedzeniem. Do tego zagadnienia jeszcze dojdę, tymczasem jednak skupię się na opisywaniu wydarzeń chronologicznie, póki jeszcze stoją mi świeżo i wyraźnie przed oczami.  

 

A więc podszedłem do doku X5Y76Z25, który mi przydzielono i wylądowałem rakietą. Następnie, po zabraniu bagażu podręcznego, wyszedłem na płytę, gdzie przywitał mnie pracownik stacji i jednocześnie pierwszy przedstawiciel tutejszej cywilizacji. Pierwsze, co się rzucało w oczy, to jego… oczy. Były niezwykle duże, wielkości spodków od herbaty. I to nie dlatego, że się przestraszył, wprost przeciwnie, mrużył je z powodu świateł sygnałowych mojej rakiety. Poprosił o przyciemnienie ich, gdyż oczy go bolały od nadmiaru światła. Oczywiście od razu przeprosiłem i zgasiłem bądź zmniejszyłem do minimum jasność wszystkich lamp zewnętrznych. Następnie dokładniej przyjrzałem się miejscowemu. Był niewielkiego wzrostu, mniej więcej metr dwadzieścia pięć centymetrów, z długimi rękoma i wyjątkowo podłużnymi palcami, którymi prawie zamiatał po podłodze. Miał też trzy nogi, jednak teraz do każdej przyczepiony był moduł antygrawitacyjny, dzięki czemu mógł się on poruszać niczym ślizgacz, tuż nad ziemią. Obiecałem sobie, że muszę sobie takie sprawić. Pracownik zaprowadził mnie do wejścia windy kosmicznej i ostrzegł, że podróż trwa godzinę. Podziękowałem i wszedłem.  

 

Godzinę później drzwi windy otworzyły się i wypuściły mnie prosto w środek pół-planetarnego miasta. Wszystko było przyciemnione, by nie drażnić oczu mieszkańców. Miałem problemy z widzeniem w tym półmroku, więc włożyłem szybko okulary noktowizyjne. Następnie zakwaterowałem się w moim pokoju hotelowym, gdzie wyczerpany padłem na łóżko.  

 

Następne trzy dni upłynęły szybko i intensywnie. Poznawałem kulturę miejscowych, kupiłem sobie buty antygrawitacyjne – takie same, jakie miał pracownik stacji, i udało mi się zdobyć plany teleskopu grawitacyjnego. Tutaj muszę wspomnieć, że całe miasto roiło się od unoglajdów – ulubionego środku transportu na tej planecie. Był to model statku powietrznego, mającego jedną płozę magnetyczną, dzięki której „surfował” po polu magnetycznym planety. Całe miasto było tak bliskie utopii, jak to tylko możliwe. Skala przestępczości była minimalna, a cały system był tak zbudowany, by żadna grupa społeczna nie czuła się dyskryminowana.  

 

Jednocześnie zauważyłem, że każdy budynek ma prywatne obserwatorium. To skłoniło mnie do podpytania miejscowych i okazało się, że astronomia stanowi wielką częścią życia każdego członka społeczeństwa. Każdy na planecie był zainteresowany astronomią i obserwacją kosmosu, od zwykłego hobby aż do pasji, która kieruje życiem. Zostałem również zaproszony na Światowy Konkurs Amatorskiego Wykrywania i Klasyfikowania Nowych Obiektów Kosmicznych, który miał się odbyć za dwa dni po wyspiarskiej stronie planety. Oczywiście, jako że sam mam żyłkę do astronomii, przyjąłem zaproszenie. Można było pojechać tam w ramach uczestnika konkursu lub po prostu, by brać udział w ogólnej zabawie, trochę jak na festiwalu. Postanowiłem nie uczestniczyć w konkursie, a jedynie pojechać tam w ramach obserwatora. Nie oznaczało to oczywiście, że nie zamierzam nawet rozłożyć teleskopu. Tak więc udałem się na wyspiarską stronę planety, na centralny kontynent.  

 

Wydarzenie miało rozpocząć się dopiero za dwa dni, jednakże już teraz większość przeznaczonego miejsca była zajęta przez namioty i przyczepy astronomów – amatorów chcących zająć jak najlepsze miejsca. Z uwagi na słabo świecącą, jednakże gorącą gwiazdę układu, ta planeta stanowiła idealne miejsce do obserwacji prowadzonych z jej powierzchni. Mimo że konkurs miał trwać całe dziesięć dni, już drugiego dnia nastąpiło szczytowe wydarzenie całego festiwalu. W pobliskim układzie gwiezdnym, oddalonym jedynie o około 30 lat świetlnych, wybuchła supernowa! Całe obozowisko ogarnęła gorączka, aby zebrać jak najwięcej danych. Mnie też ona poniosła i rzuciłem się do teleskopu, jednakże, ku zdziwieniu wszystkich, supernowa, zamiast powoli osiągać coraz większą jasność, a następnie zblednąć na zawsze w ciągu miesiąca, od razu zaczęła gasnąć. Już czwartego dnia osiągnęła jedynie czwartą część początkowej jasności. Wszyscy uznali to za anomalię, jednakże ja wyczułem, że coś jest nie tak. Postanowiłem wrócić na moją rakietę i zbadać tę supernową z bliska. Tak też zrobiłem.  

 

Podróż w podprzestrzeni trwała pięć godzin i gdy z niej wyszedłem, powitała mnie młoda, jeszcze gorąca mgławica. By w coś nie uderzyć, włączyłem światła przeciwmgielne i przycupnąłem na większej asteroidzie ocalałej z wydarzenia. Następnie nakazałem mojemu komputerowi pokładowemu przeprowadzić analizę mgławicy, by móc oszacować jej ewolucję. Po pół godziny dostałem odpowiedź. Ta supernowa była anomalią, jednakże nie taką jak na początku sądziłem. Było znacznie gorzej. Rozbłysk, który został zaobserwowany podczas konkursu, był jedynie rozbłyskiem pierwotnym, co oznacza, że już po nim nastąpił rozbłysk główny, znacznie potężniejszy. Jednakże temu rozbłyskowi supernowej towarzyszył także potężny rozbłysk gamma. Po szybkich obliczeniach doszedłem do wniosku, że będzie on zabójczy dla całej planety astronomów.  

 

Jak najszybciej wszedłem w podprzestrzeń w drodze z powrotem na konkurs. W trakcie podróży obliczyłem, że po wylądowaniu będę miał około 2 godzin do niszczącego uderzenia fali gamma. Wyhamowałem praktycznie na stacji orbitalnej. Godzinę później byłem na konkursie.  

 

Mówiłem każdemu, kogo tylko napotkałem, że trzeba ewakuować planetę, bo oto nadchodzi promieniowanie gamma z zaobserwowanej supernowej. Za każdym razem dostawałem taką samą odpowiedź. Wszyscy mnie wyśmiewali i mówili, że skoro oni tego nie zaobserwowali, mimo że interesują się astronomią i obserwacjami od kołyski, to jak taki głupi i niedoświadczony cudzoziemiec mógł? Że tylko histeryzuję i abym przestał się wygłupiać. Wyśmiali mnie. Mnie, Ijona Tichego!!! Zrezygnowany, wzburzony i zrozpaczony po godzinie się poddałem. Wróciłem na swój statek i dwadzieścia minut od uderzenia zasiadłem w nim na orbicie planety. Opuściłem wszystkie zasłony przeciwpromienne i oglądałem planetę przez kamery zewnętrzne rakiety. Ostatecznie fala nadeszła, potężna i nabrzmiała od energii. Uderzyła w planetę z całym impetem. 

 

Teraz siedzę w statku i nagrywam ten dziennik, i ze smutkiem patrzę na dumną kiedyś  planetę, a teraz grobowiec i pogorzelisko. Trzynaście. Tyle statków uciekło. Z kiedyś potężnej i dumnej cywilizacji ostało się zaledwie trzynaście statków. A to tylko dlatego, że pycha pokonała rozum. Nie zamierzam publikować tego dziennika. Dysk z nim szczelnie zamknięty wypuszczę w przestrzeń kosmiczną przy tej planecie. Jeżeli kiedykolwiek ktokolwiek go odnajdzie, niechaj uzna to za testament tej cywilizacji oraz za przestrogę, by duma i pycha nigdy nie przesłoniła zdrowego rozsądku. Będę kontynuował moją podróż, ale pierw muszę otrząsnąć się z tego wydarzenia. Koniec dziennika. 

 

Inspiracją do napisania pracy konkursowej był artykuł pt. „Amatorska Spektroskopia” autorstwa Jarosława Grzegorzka, który ukazał się w czasopiśmie „Urania” Numer 2-3/2020 

 


 

Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Lema 2021

 

Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Lema 2021? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!

 

Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.