Przejdź do treści

Poza percepcją

 

Gitara akustyczna

 

Na ilustracji: Gitara akustyczna. Źródło: PxHere

 

Rok 2021 został ogłoszony Rokiem Lema. Z tej okazji, w numerze 3/2021 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki na teksty w języku polskim pisane prozą, inspirowane polskimi badaniami naukowymi. 

 

Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „Poza percepcją”, które zostało nadesłane na konkurs przez Dariusza Maciugę:

 


 

Dariusz Maciuga

 

POZA PERCEPCJĄ

 

Rok 2043. Jeszcze jako nastolatek Maurycy Borecki nie sądził, że ludzkość będzie w stanie dotrwać do tej daty. Obserwując wydarzenia, które rozgrywały się na Ziemi po roku 2000, było dla niego i dla większości przedstawicieli jego pokolenia aż nazbyt oczywiste, że koniec tego umęczonego świata to już tylko kwestia co najwyżej kilku miesięcy. Sześć toczących się równocześnie wojen, jedenaście mniejszych konfliktów. O ich przyczynach i celach większość zwykłych ludzi nawet nie chciała mówić, bo przekraczały one wszelkie dotychczasowe wyobrażenie o stosunkach między państwami. Do tego dołącza niespotykana dotąd żądza władzy, pazerność wszystkich na wszystko, ponadto parę dziwnych i przerażających chorób, które dosłownie zdziesiątkowały piętnaście krajów. Wreszcie erupcja superwulkanu Yellowstone, której skutki jeszcze w siedemdziesięciu procentach odczuwa cała planeta. Jednak jakimś cudem (to chyba jedyne sensowne określenie) kalendarz rzeczywiście pokazuje rok 2043.
  

W życiu Maurycego zbyt wielu zawirowań z racji tych wydarzeń nie było. Cały chaos jakoś szczęśliwie go ominął, więc mógł spokojnie kontynuować swoje życie wraz z jego najważniejszymi elementami składowymi: rodziną i pasją, która notabene stała się jego pracą. No właśnie...


Już w czasie studiów astronomicznych tym, co wywoływało u niego dreszcz emocji, był dźwięk i związane z nim zagadnienia. Lubił go w każdej postaci: od muzyki klasycznej, etnicznej, elektronicznej i  metalowej poprzez odgłosy burzy i wiatru a na ciszy nocnej kończąc. Jako fan muzyki podjął się nawet z dwoma przyjaciółmi założenia własnego studia nagrań. Ten pomysł jednak nie wypalił (a właściwie wypalił się, i to doszczętnie po roku działalności), więc po otrząśnięciu się z tej katastrofy postanowił połączyć swoje uwielbienie dla dźwięku z astronomią, co umożliwiło mu podjęcie praktyk w nowo powstałym (a raczej powstałym na nowo, to znaczy odbudowanym ze zniszczeń wojennych) radioteleskopie w podtoruńskich Piwnicach.


Sprawy zaczęły przybierać intrygujący obrót w lutym wspomnianego roku. Zadaniem Maurycego było odczytywanie i analiza sygnałów, które rzeczony radioteleskop odbierał  z kosmicznej otchłani. Wtedy też do uszu i oczów Boreckiego i jego współpracownika Anatola Górskiego dotarł  trwający dwanaście sekund sygnał z okolicy Proximy Centauri. Był on de facto jednotonowym dźwiękiem, jakich radioastronomia zarejestrowała już wiele, więc o jakimś zaskoczeniu nie mogło być mowy, ale... tego się nie bagatelizuje, więc zabrali się za standardowe badanie tego, co ów szacowny instrument „ściągnął” z kosmosu. Wyniki nie były specjalnie zaskakujące, więc zarchiwizowali je i kontynuowali swoją pracę. Jednak dwudziestego piątego marca pojawił się kolejny sygnał, co już nieco zmieniło postać rzeczy, a drugiego kwietnia jeszcze jeden... a to już bardzo zmienia postać rzeczy.


Astronomowie nie chcieli zdawać się wyłącznie na własną wiedzę i doświadczenie, więc udali się do emerytowanego profesora Władysława Krallsa, mentora polskiej radioastronomii dwudziestego pierwszego wieku. Chcieli skonsultować, omówić, poradzić się i wrócić z (na co bardzo liczyli) jakimiś konstruktywnymi wnioskami. Jednego byli wszak pewni: coś dzieje się w kosmosie. Oby tylko nie zwiastowało to kolejnej katastrofy, a może nawet... Nie, o tym nawet nie chcieli myśleć. Udali się więc porannym pociągiem do Warszawy.

 

**************************

 

– Sam pan widzi, profesorze, że to, do czego doszliśmy w wyniku naszych badań, nie sugeruje w żadnym wypadku niczego normalnego... – przedstawił swoje spostrzeżenie Maurycy.


– Taak... – mruknął Kralls, nie odrywając wzroku od tabel, wykresów i analiz wydrukowanych przez swoich gości na kilkudziesięciu kartkach.


– … choć trzeba zaznaczyć, że pracowaliśmy według standardowych procedur w tym zakresie, dlatego... – kontynuował.


Profesor odłożył na biurko teczkę i przerywając Boreckiemu odezwał się rzeczowo:

 

– Na razie jedyne, co mogę powiedzieć z całą pewnością, to to, że nie możemy tego traktować jako czegoś typowego, bo już na pierwszy rzut oka zbyt daleko to odbiega od tego, jak podobne sygnały docierały do nas do tej pory. Chodzi o ich częstotliwość pojawiania się. Regularności nie ma właściwie żadnej, ale to może nie mieć żadnego znaczenia. Moja intuicja podpowiada mi, że trzeba się tym zająć wyjątkowo dokładnie. Dajcie mi parę dni, skontaktuję się z wami. – powiedział stanowczym głosem profesor. Maurycy wyczuł jednak w tonie głosu starego naukowca, że nie do końca wierzy w te „parę dni”. On sam zresztą też nie był tego pewien.


Owe parę dni minęło. Następne parę też. Potem kolejne kilkanaście. W tym czasie pracownicy toruńskiego radioteleskopu dostarczyli profesorowi wyniki analiz jeszcze dwóch sygnałów, które w tych dniach odebrali. Poza tym nie kontaktowali się z profesorem. Nie chcieli wywierać na niego żadnej, nawet najdelikatniejszej presji. Wiedzieli dobrze, że sprawa wymaga czasu. Bardzo dużo czasu. Wreszcie po nieco ponad miesiącu od wizyty w warszawskim domu profesora Krallsa, w biurze obserwatorium zadzwonił telefon.


– Przyjeżdżajcie możliwie szybko... – astronom usłyszał w słuchawce poważny ale zawierający w sobie jakąś ekscytację głos Mistrza. – Nie pytaj o nic przez telefon... – profesor rozłączył się.


Sześć godzin później naukowcy stali na środku gabinetu profesora, w jego dosyć skromnym, ale z wielką pieczołowitością i dużym poczuciem estetyki urządzonym domu.


– Nareszcie jesteście – z wyrzutem i z podniesionym głosem powiedział Kralls, choć tak naprawdę jego oczy i tłumiony półuśmiech zdradzały dużą wesołość. – Nie pytam, czego się napijecie. Wiem, że obaj nigdy nie odmawiacie filiżanki kawy – mówił, kierując kroki w stronę ekspresu – Kubańska. Nic lepszego w tej chwili nie mam... Kofeina rozjaśni wam umysły. Usiądźcie i posłuchajcie.


Podał im filiżanki, sam zaś rozsiadł się w wielkim, zabytkowym fotelu.

 

– Po waszym wyjeździe zacząłem się zastanawiać, choć właściwie tylko bardzo ogólnie, z czym te sygnały można by powiązać, żeby spróbować dotrzeć do ich źródła. Kombinowałem, główkowałem, ale nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy, nie znalazłem nawet drobnego punktu zaczepienia. Supertajne samoloty wojskowe? Testy jakiejś nowej technologii albo sposobu komunikacji? To oczywiście całkiem możliwe, przecież wiemy, że poza oczami zwykłych ludzi naprawdę sporo się dzieje. No ale jest też druga strona medalu – taka, że wszystkie te sygnały to dźwięki jednotonowe, więc bardzo mało prawdopodobne, że są wytworzone sztucznie. Chyba że... – urwał nagle i tajemniczo się uśmiechnął. – Umysły macie już rozjaśnione więc... Spotkałem ostatnio przyjaciela, inżyniera dźwięku. Jest on właścicielem studia nagrań, pewnie kojarzycie – Metal Voices. Z racji wspólnej muzycznej pasji, choć takiej „dźwiękowej przemocy”, którą on na co dzień produkuje, ja nie pojmuję, i to nie przez mój zaawansowany wiek... – pokiwał głową i szczerze się zaśmiał. Gdy trochę ochłonął, spokojnie kontynuował.


– ...rozmawialiśmy o muzyce, nowych kapelach i płytach, które u niego nagrywały, zdradził mi parę ciekawostek o nagrywaniu i obróbce muzyki. To właśnie naprowadziło mnie na pewien trop. Jak pewnie doskonale wiecie, choć ja tego, przyznam się, nie wiedziałem, niektóre zespoły – właśnie te wspomniane wcześniej najbardziej ekstremalne – stosują czasami zabieg nakładania na siebie dwóch różnych rodzajów wokalu, po to, żeby uzyskać efekt... hmm... piekielnych wyziewów, sam nie wiem jak to nazwać – znowu pokiwał głową, śmiejąc się z rozbawieniem. – Wpadłem na bądź co bądź dziwaczny pomysł, żeby wasze dźwięki zbadać pod tym kątem. Pomysł dosłownie dziwaczny, bo przecież wiemy wszyscy, że to pojedyncze dźwięki. Moja, a raczej nasza praca odbywała się od tego momentu w rzeczonym Metal Voices. Szacowny inżynier dysponuje jednym z najnowszych, bardzo zaawansowanych, programów studyjnych, którym można między innymi rozebrać „na atomy” każdy dźwięk. Grzechem niewybaczalnym byłoby nie wykorzystać takiego oprogramowania. Usiedliśmy więc na długie, bardzo długie godziny i... – naukowiec przełknął ślinę, trochę ściszył głos, chwilę popatrzył na okno i nie odrywając od niego wzroku powiedział wolno: – To nie są pojedyncze dźwięki.


Boreckiemu i Górskiemu zrobiło się gorąco. Obaj domyślali się, o czym profesor będzie mówił dalej. To wszystko wydawało się banalnie proste, a zarazem zbyt nieoczywiste, by wpaść na to od razu. Siedzieli w bezruchu i tylko słuchali, od czasu do czasu popijając resztki kawy.


– Sygnały przez was zarejestrowane – ciągnął profesor – mają wartość 982,002 megaherca. Dlatego też rzecz jasna normalnie je słyszymy. Jednakże dzięki temu „czarodziejskiemu” – Kralls uśmiechnął się szeroko – programowi, po oczyszczeniu ich z wszelkich możliwych zakłóceń, okazało się, że jest jeszcze jedno pasmo, którego ludzkie ucho nie słyszy. Niemiłosiernie się męczyliśmy, żeby je wyizolować i przetransponować tak, by uzyskać słyszalny dźwięk. Udało się. Teraz lepiej trzymajcie się, żeby nie spaść z foteli... Każdy z sygnałów, które do nas dotarły od lutego, w paśmie niesłyszalnym jest dźwiękiem, również jednotonowym, ale... w innej tonacji. I tak przybyły do nas dźwięki A, D, E... i jeszcze parę innych.


Górski siedział całkiem nieruchomo i sztywno z oczami wpatrzonymi w pustą filiżankę, jakby próbował napełnić ją siłą woli. Maurycy, podparłszy ręką czoło, pochylony zeskrobywał spokojnie zeschłą kawę z krawędzi swojej filiżanki. Trudno powiedzieć, jakie myśli kotłowały się w ich głowach, ale nie zdawali sobie nawet sprawy z tego, że to, co usłyszą za chwilę, nie pozwoli im wyrwać się z tego stanu przez bite dziesięć minut.


Tymczasem profesor przeszedł z powagą w głosie, ale z dużym rozbawieniem w oczach do sedna swojego wywodu.


– Zaczęliśmy analizować, a raczej po prostu kombinować, czy te dźwięki mogą mieć jakiś... jakikolwiek sens. To było raczej szukanie igły w stogu siana. Przyjaciel wygrywał te tony na pianinie, gitarze elektrycznej, akustycznej, basowej, odpuścił sobie ukulele i kontrabas – naukowiec roześmiał się znowu wyraźnie rozbawiony, ale od razu wrócił na właściwy tor swojej wypowiedzi. – Odtwarzał je we wszystkich możliwych konfiguracjach, aż doszedł do momentu, kiedy obaj usłyszeliśmy, jak spod strun wydobywają się konkretne akordy.


Ni stąd, ni zowąd profesor podszedł do odtwarzacza, włączył go, a z głośników rozległ się żywy, radosny rock'n'roll: „Johnny B Goode”.


W umysłach Boreckiego i Górskiego w jednej chwili i niemal jednocześnie zagnieździła się jedna myśl: utwór wysłany na fizycznym nośniku w 1977 roku w przestrzeń kosmiczną po prawie siedemdziesięciu latach wrócił na Ziemię w postaci niematerialnej.


Tak. Wszyscy trzej wiedzieli, że coś dzieje się w kosmosie, ale nawet kofeina nie rozjaśnia umysłu tak, żeby to zrozumieć.


– Profesorze... – odezwał się milczący dotąd Anatol Górecki – czy pan sugeruje, że możemy mieć do czynienia z...

 

Kralls nie pozwolił mu skończyć pytania, tylko spokojnie, ale z nieskrywanymi emocjami w głosie odparł:


– Tak. Na razie tylko sugeruję.

 

 

Inspiracją do napisania pracy konkursowej był artykuł pt. „Obcy czy nasi?”, dotyczący tajemniczego sygnału „Wow!” odebranego z kierunku na gwiazdę Proxima Centauri, który został opublikowany przez Elżbietę Kuligowską w Uranii nr 2/2021 oraz wywiad z Petem Wordenem z Breakthrough Initiatives pt. „Sygnał z Proximy: 3 miesiące później”, opublikowany w tym samym numerze.

 

Autor inspirował się również materiałem filmowym pt. „Radio astronomy” zrealizowanym w serii Astronarium oraz wywiadem z mgr Sebastianem Soberskim, który opowiedział o radioastronomii i radioteleskopach, podając przykłady „dźwięków kosmosu” czyli sygnałów radiowych zamienionych na fale akustyczne słyszalne przez ludzkie ucho, w materiale filmowym „Dźwięki kosmosu” wyemitowanym w ramach serii wykładów i prezentacji on-line na żywo „Astronomia w Twoim domu”. 

 

Niezależną inspirację stanowiła muzyka tworzona przez polski zespół Voices of the Cosmos (zob. również https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/voices-cosmos-po-raz-pierwszy-w-krakowie).

 


 

Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Lema 2021

 

Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Lema 2021? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!

 

Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.