Przejdź do treści

Słowo wstępne do Uranii nr 2/2021

 

Za niecałe pięć miesięcy miałem pójść do szkoły. Przedpołudnie, może rano? Słucham radia. Czy to był wiszący na ścianie „kołchoźnik”, czy świeżo nabyty lampowy Pionier w nowoczesnej, ebonitowej obudowie — nie pamiętam. Raczej kołchoźnik, bo radio służyło głównie tacie do nasłuchiwania — pośród szumów zagłuszarek — stacji Wolna Europa. Od dziewiątej słuchałem namiętnie Plastusia z Ireną Kwiatkowską w roli tytułowej, a potem była muzyka nieśmiertelnej Kapeli Feliksa Dzierżanowskiego. I chyba właśnie na Kapeli — musiała więc być gdzieś 10–11 godzina — przerwano program! Pięknym, podniosłym głosem spikera — czy był to Lucjan Szołajski, czy Ksawery Jasieński? — zakomunikowano „o pierwszym człowieku w kosmosie”. Ma się rozumieć, „radzieckim” człowieku, Juriju Gagarinie. Prawdopodobnie wówczas po raz pierwszy usłyszałem i zrozumiałem słowo „kosmos”. Czy to wtedy stał się on podmiotem reszty mojego życia? Cała podstawówka, to były takie kolejne przerwy w programie. Titow — drugi człowiek! Tiereszkowa — pierwsza kobieta. Leonow — pierwszy „spacer po kosmosie”. Tragedia Komarowa.


Polskie Radio chyba nie przerywało programu w związku z amerykańskimi podbojami kosmosu. Być może z jednym wyjątkiem, tragedii załogi Apollo 1. Do dziś nie jestem w stanie pojąć, jak niby najgenialniejsi na świecie inżynierowie NASA mogli trzymać astronautów w atmosferze czystego tlenu? Sabotaż, niedopatrzenie, głupota?

 

Ciekawe, że Urania, w przeciwieństwie do mediów reżimowych, choć też w okowach cenzury, raczej słabo śledziła osiągnięcia radzieckiej kosmonautyki. Konia z rzędem temu, kto w tamtych rocznikach (1961–1967) znajdzie artykuł o locie pierwszego kosmonauty! Czy była to świadoma kontestacja osiągnięć bratniego narodu przez ówczesnych redaktorów? Dopiero po tragicznej śmierci Gagarina znalazło się miejsce na jego zdjęcie na drugiej stronie okładki (Urania 5/1968).

 

Wreszcie lipiec 1969. Za 5 tygodni rozpocznę liceum. Byłem już wtedy prenumeratorem Uranii. Mimo opóźnień w druku — skąd to znamy? — księżycowy karnawał trwał w Uranii w najlepsze. Wodzirejem był niezapomniany Andrzej Marks. No i pamiętna noc przed telewizorem w oczekiwaniu na „mały krok Neila Armstronga i wielki skok ludzkości”. Całe szczęście — inaczej chyba bym zasnął — to był rzadki rok bez czasu letniego i 4 minuty przed czwartą stało się! Polska była jedynym krajem bloku wschodniego, który transmitował to wydarzenie. Decyzja w tej sprawie musiała wówczas zapaść na absolutnie najwyższym szczeblu. Ilu dzisiejszych astronomów, naukowców i inżynierów byłoby skłonnych przyznać, że początek swoich zainteresowań zawdzięcza... towarzyszowi Gomułce? Cykl produkcyjny Uranii trwał kilka tygodni, ale już w pierwszym możliwym numerze po lądowaniu na drugiej stronie okładki w towarzystwie bohaterów z Apollo-11 pojawił się sam… prezydent Nixon (Urania 10/1969).


Podczas transmisji lądowania łazika Perseverance towarzyszyły mi podobne jak 60 i 52 lata temu emocje. Spośród kilku anten telewizyjnych, w końcu na dłużej zatrzymałem się na kanale zaprzyjaźnionego youtubera. Była szansa chwilę posłuchać zaproszonych (online) ekspertów. W końcu jednak osiadłem na zupełnie niezwykłym, internetowym spotkaniu grupy pasjonatów z PTMA. Nie wszyscy byli świadkami wyczynów Gagarina i Armstronga, ale mogliśmy się podzielić z głębi serca płynącymi przeżyciami. Być może właśnie uczestniczyliśmy w zmierzchu epoki bohaterów. Być może ludzie nigdy nie wylądują na Marsie. Tak jak wyprawom Apollo, po wygraniu kosmicznego wyścigu po prostu zabrakło celu. Być może dla kogoś, tak jak do niedawna były ośmiotysięczniki zimą, Mars może stać się wyzwaniem… sportowym. Wszystko inne mogą za nas zrobić roboty. Ilu młodym ludziom otworzy to marzenia o matematycznych studiach, o politechnice? Tak było w moim pokoleniu.


Dziś kończę też karierę akademicką. Na ostatnich zajęciach (online, niestety) od pewnej studentki otrzymałem wyjątkowo piękne życzenia na emeryturę. Żeby moje Urania i Astronarium doczekały odkrycia życia poza Ziemią. Nic dodać, Natalio!

 

Maciej Mikołajewski

 

Bajkonur, 12 kwietnia 2021 r.