Przejdź do treści

Od lipca 1918 do lutego 1920 r. odnotowano w Warszawie 1189 zgonów z powodu grypy powszechnie zwaną hiszpanką. W Polsce zresztą nazywano ją często grypą „wołynką” albo „ukrainką”, bo dotarła do centrum ze wschodu. Łącznie z przypadkami powikłań w postaci bakteryjnego zapalenia płuc zmarło około 2 tys. mieszkańców 800-tysięcznej wówczas Warszawy. Zachłyśnięta wolnością i zajęta obawą o dopiero co odzyskaną niepodległość stolica, niewiele jednak sobie z epidemii robiła. Stefan Kaliński (rocznik 1902), jeden z twórców „Uranii” we własnym życiorysie dołączonym do wniosku o przyznanie Medalu Niepodległości w 1929 r. pisze o sobie m.in. tak:

Od 1 marca do 1 sierpnia 1918 roku bierze czynny udział w działaniach POW1 na Ukrainie (Harcerski Oddział Wywiadowczy przy Szkole nr 3 w Kijowie). Jako wywiadowca prowadził stały codzienny wywiad i obserwację powierzonego sobie rejonu Kijowa i dokonywał wywiadów miejscowych, pełnił służbę łącznikową. We wrześniu 1918 roku, po powrocie do Polski, jest członkiem POW w Warszawie i od dnia 10 listopada 1918 roku wraz z kilkoma innymi członkami byłego Harcerskiego Oddziału Wywiadowczego pełnił służbę łącznikową jako ordynans służbowy Komendanta Piłsudskiego oraz bierze czynny udział w rozbrajaniu oficerów i żołnierzy niemieckich. W grudniu wraca do szkoły, którą kończy w 1920 roku (zdjęcie).

A więc otwierał się też czas realizacji młodzieńczych pasji. Trzech maturzystów z warszawskich gimnazjów — oprócz Kalińskiego, Stanisław Mrozowski i Jan Mergentaler — założyło „Uranię”. Dokładnie 100 lat temu ukazał się drugi numer tego legendarnego, litograficznego pisemka, zwanego. „pierwszą Uranią”. Z wielką przyjemnością dołączamy dziś reprint tego wydawnictwa.

Historię powstania „pierwszej Uranii” dziś przypominamy w żartobliwej, komiksowej formie (nie tylko dla dzieci) „Małej Uranii”. Jacek Drążkowski w finałowym rysunku zasłonił jeden z portretów, by wybrnąć z kłopotliwej sytuacji braku wiarygodnego wizerunku. Jak widać, wciąż jednak jesteśmy na tropie nowych wątków, przekonujących, że życiorysy Stefka, Stasia i Jasia wystarczyłyby nawet na scenariusz filmu fabularnego. Nie ginie też nadzieja na odnalezienie pierwszego numeru z 1919 r.

Minęło 100 lat i znów przyroda przypomniała o swojej potędze. Nie w postaci kolizji z planetoidą lub kometą albo globalnej zmiany klimatu. To potęga niewidzialna, to zaraza. Koronawirus! Czy taki ma być koniec cywilizacji? Mam nadzieję jeszcze nie teraz, ale trudno ukryć, żeby nie miało to dla nas znaczenia. Zamknięci w domach miłośnicy astronomii nie wyszli do zamkniętych księgarń
i salonów prasowych, by kupić „Uranię”. To samo groziło temu numerowi. Długo wahaliśmy się, co zrobić w tej sytuacji. Stwierdziliśmy jednak, że nie możemy zawieść naszych prenumeratorów, którym dedykujemy ten numer specjalny. A że oprócz stulecia „Uranii” mamy stulecie tzw. „Wielkiej Debaty” rozpoczynającej dzieje nowoczesnej kosmologii, publikujemy garść oryginalnych tekstów z lat 1927–1937 torujących jej drogę w świadomości polskich uczonych. Aby uchronić czytelników przed ewentualnym potraktowaniem tych tekstów jako współczesne, jeden z „bazowych” artykułów przytaczamy w postaci kopii oryginału.

Tegoroczna pandemia pokazała jednak, że ludzkość ma niezwykłego sprzymierzeńca w walce ze skutkami zarazy. To internet! W błyskawicznym tempie nauczyliśmy się pracować i kontaktować zdalnie, uczyć się, studiować i nauczać z domu, wirtualnie koncertować, brać udział w wyścigach i treningach. Co jeszcze? Może powinniśmy wprowadzić elektroniczne prenumeraty, a nie tylko sprzedaż pojedynczych e-Uranii. Dlatego otwarliśmy nasze archiwum i udostępniamy wszystkie do 2019 r. numery „Uranii” przez internet. Załamanie dotknęło też Astronarium: przewrócona do góry nogami telewizyjna ramówka, pozamykane instytuty i obserwatoria, rozmówcy w maskach! Na szczęście moi koledzy astronomowie wystąpili z niezwykłą inicjatywą wykładów „na żywo” w cyklu „Astronomia w Twoim domu” i kanał Astronarium wciąż żyje!

Maciej Mikołajewski

Toruń, 26 kwietnia 2020 r.