Przejdź do treści

SpaceShipOne

SpaceShipOne widziany ze swojej własnej kamery pokadowej. Pod nim Kalifornia. Fot. Scaled Composites

21 czerwca pierwsza prywatna rakieta SpaceShipOne wzniosła się poza atmosferę Ziemi. 63-letni pilot oblatywacz Mike Melvill osiągnął wysokość 100,1 km przechodząc do historii jako pierwszy astronauta, który osiągnął przestrzeń kosmiczną bez pomocy instytucji państwowych.

Pomyślny lot przybliżył możliwość zdobycia 10 milionów dolarów. Jest to nagroda Ansari X-Prize przeznaczona dla zespołu ludzi, którzy jako pierwsi skonstruują maszynę będącą w stanie wynieść człowieka na trajektorię suborbitalną dwa razy w ciągu dwu tygodni. A wszystko to ma być dokonane z prywatnych funduszy.

Fundusze na stworzenie statku SpaceShipOne wyłożył współzałożyciel firmy Microsoft Paul Allen, a wybudował znany konstruktor samolotów Burt Rutan. Lot się udał, ale nie obyło się bez problemów, które uniemożliwią spełnienie warunków nagrody X - powtórzenia lotu w ciągu dwu tygodni. W czasie nabierania wysokości zawiódł system kontroli lotu, tak więc póki zespół Rutan'a nie stwierdzi co było przyczyną awarii, póty nie ma mowy o powtórzeniu lotu.

 

Mike Melvill Fot. Scaled Composites

Bazując na wstępnej analizie danych, inżynierowie uważają, że zawiodło urządzenie uruchamiające wyważenie samolotu, które wymaga znacznej mocy napędowej. W konsekwencji statek zaczął się kręcić po osiągnięciu najwyższych warstw atmosfery. Mike Melvill uruchomił system rezerwowy, ale statek zdążył zboczyć z kursu. SpaceShipOne ponownie wszedł w atmosferę 35 km od zaplanowanej strefy wejścia o rozmiarze 8 na 8 km. W wyniku problemów na statku, nie udało się osiągnąć planowanej wysokości wzniesienia - 110 km. Wysokość 100,12 km wystarczyła jednak by Mike Melvill trafił do Księgi Rekordów Guinessa jako wykonawca pierwszego załogowego lotu kosmicznego, do którego nie dopłacało państwo, czyli podatnicy. Zainwestowane 30 milionów dolarów wystarczyło na wybudowanie, przetestowanie i ostatecznie wystrzelenie prawdziwego statku kosmicznego w ciągu zaledwie 3 lat. Loty wahadłowców kosmicznych NASA kosztują podatnika o rząd wielkości więcej.

 

Tłum reporterów i fotografów na pustyni Mojave. Fot. William Harwood

Wszystko zaczęło się 21 czerwca, gdy słońce wschodziło nad kalifornijską pustynią Mojave. Na start oczekiwało dziesiątki tysięcy widzów. Z hangaru wytoczył się samolot White Knight - Biały Rycerz, do którego podwieszony był SpaceShipOne. Samolot kołował na pas startowy, Mike Melvill otworzył małe okienko i pomachał do tłumu.

Pilot Białego Rycerza Brian Binnie wystartował o 15:47 czasu polskiego (9:47 czasu lokalnego). Jego start poprzedziły dwa odrzutowce, a następny odrzutowiec wystartował chwilę później, aby udokumentować z powietrza część lotu. Po godzinie lotu Biały Rycerz osiągnął wysokość 14 km. O 16:50 SpaceShipOne odłączył się od statku macierzystego; pilot skierował statek dziobem do góry, odpaliły silniki statku. Maszyna leciała prosto do góry gwałtownie przyspieszając. Pilot został wciśnięty w fotel przeciążeniem sięgającym 5g. Po 2 minutach silniki rakiety zostały wyłączone, SpaceShipOne wznosił się nadal siłą rozpędu. Nie było kontaktu ze statkiem, gdy znajdował się na maksymalnej wysokości. Dlatego dopiero w czasie schodzenia pilot zameldował o tym, że w czasie lotu słyszał 3 głośne wystrzały; odrzutowce, które znów były w pobliżu statku nie zauważyły nic niepokojącego w jego wyglądzie. O 17:14 SpaceShipOne wylądował na tym samym pasie startowym, z którego wystartował.

 

Bialy Rycerz przygotowuje się do startu z doczepionym SpaceShipOne. Fot. William Harwood

Mimo problemów w czasie lotu, były też chwile radości - Melvill podziwiał piękny widok naszej planety i przeżył 3,5 minuty stanu nieważkości na wysokości ponad 90 km. Rozsypał czekoladowe groszki, które unosiły się wokół niego. Melvill nagrał na magnetofon oświadczenie: "M&M-sy nie rozpuszczają się ani w dłoni, ani w kosmosie."

Gratulacje popłynęły ze wszystkich stron, również z NASA, a astronauta Mike Fincke życzył misji powodzenia aż z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Po wylądowaniu Buzz Aldrin - drugi człowiek na Księżycu - uścisnął Melvillowi rękę i powiedział: "Witaj w klubie".

 

 

 

 

 


Źródło | Karolina Zawada

Na zdjęciu: SpaceShipOne widziany ze swojej własnej kamery pokadowej. Pod nim Kalifornia. Fot. Scaled Composites

Reklama