Przejdź do treści

Starliner nie wróci prędko na Ziemię

img

Statek Starliner firmy Boeing, który w locie testowym przywiózł do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej dwoje astronautów, zostanie zadokowany znacznie dłużej niżej planowano. Powodem są problemy z systemem napędowym.

5 czerwca 2024 r. rakieta Atlas V wyniosła w kierunku stacji ISS statek załogowy Starliner. W misji demonstracyjnej CFT-1 na orbitę poleciało dwoje astronautów NASA: Butch Wilmore i Suni Williams. To pierwszy lot załogowy tego statku i test generalny przed tym, by przez następne lata statek ten wykonywał dla agencji NASA komercyjne misje rotacji załóg. Od 2020 r. takie loty wykonuje firma SpaceX ze swoim statkiem Crew Dragon. SpaceX podobną misję demonstracyjną wykonał w 2019 r. Boeing do pewnego momentu miał podobne postępy, ale nieudana demonstracyjna misja bezzałogowa spowodowała kilkuletnie opóźnienia.

Wreszcie w tym roku w statku Starliner do stacji ISS przylecieli pierwsi astronauci. Niestety w trakcie zbliżania się do kompleksu pojawiły się problemy. Wykryto niewielkie wycieki helu w systemie napędowym oraz komputer pokładowy wyłączył 5 z 28 silniczków kontroli orientacji RCS z powodu wykrytych anomalii. Podejście do stacji zostało przerwane i załoga musiała wykonać dodatkowe testy. W końcu udało się automatycznie zadokować w amerykańskiej części stacji.

Początkowo statek miał powrócić już w połowie czerwca, nieco ponad tydzień po przylocie. Termin ten jednak kilkukrotnie przekładano. Teraz najprawdopodobniej Starliner zostanie na ISS co najmniej do końca lipca. Potrzebna będzie do tego specjalna certyfikacja, bo z powodów terminu użyteczności akumulatorów na stacji obecna certyfikacja zezwala na misję kosmiczną trwającą najwyżej 45 dni.

Managerowie Boeinga i agencji NASA podkreślają, że astronauci nie utknęli na stacji. Nadal nadrzędny plan to ich powrót na Ziemię w statku Starliner. Stwierdzili jednak, że potrzebne będą dodatkowe testy napędu, by zrozumieć przyczynę problemu. Początkowo uzasadniali to głównie tym, że moduł serwisowy ze źle działającymi silniczkami jest odrzucany przed deorbitacją, więc warto wykonać takie testy jeszcze na stacji. Tak też się stało i w czerwcu wykonano niewielkie odpalenia. 4 z 5 silniczków podczas testu zaczęło znowu poprawnie działać. Stwierdzono jednak, że czujniki rejestrujące ciśnienia w komorze spalania silniczków rejestrują je ze zbyt niską częstotliwością, by przebadać pełny profil ich działania.

Zdecydowano więc, że konieczne będą testy naziemne. W ośrodku NASA w stanie Nowy Meksyk bliźniacze silniczki RCS zostaną poddane takiej samej sekwencji odpaleń jak podczas lotu orbitalnego. Inżynierowie mają nadzieję, że pomoże to im w dokładnym zbadaniu przyczyny awarii i poznaniu jej charakteru. Obecnie podejrzewa się, że silniczki przegrzewają się co negatywnie wpływa na mieszanie się paliwa w komorze spalania. Testy potrwają kilka tygodni i dopiero po nich NASA wraz z firmą Boeing podejmą decyzję o dacie lądowania z astronautami.

Innym problemem jest wyciek helu – gazu odpowiadającego za utrzymanie odpowiedniego ciśnienia w systemie paliwowym. Wyciek ten stanowi według firmy Boeing mały problem. Zasoby helu są 10 razy większe niż potrzebne do powrotu, a sam wyciek nie występuje, gdy zawory są zamknięte podczas pobytu Starlinera na stacji.

Obecnie pierwsza planowana misja kontraktowa Starlinera miałaby obyć się w lutym 2025 r. Termin ten jednak stoi pod znakiem zapytania, bo do tego czasu trzeba będzie nie tylko poznać przyczyny obu problemów, ale też wprowadzić potrzebne modyfikacje – ich zakres zależeć będzie od natury awarii.

 

 

Opracowanie: Rafał Grabiański

Na podstawie: NASA/Boeing

 

Na zdjęciu: Statek Starliner misji CFT zadokowany do stacji ISS na tle Egiptu i wybrzeża Morza Śródziemnego. Źródło NASA.

 

Reklama