Przejdź do treści

Opracowując do druku w „Postępach Astronomii” artykuł pana Davousta pt. Pożytki z astronomii pochopnie zadeklarowałem się przygotować ramkę z przykładami astronomicznych inspiracji w sztuce. Przecież jest tyle wspaniałych przykładów… Kiedy już czas naglił, Naczelny poganiał, a termin zamknięcia numeru był tuż, tuż, nie było innego wyjścia, jak tylko wziąć się za konkrety. Sterta lekko przykurzonych albumów i książek, wyciąganych z półek i kątów, rosła nieubłaganie, a ja wciąż nie byłem ukontentowany. Powstanie Mlecznej Drogi Tintoretto? Nie, to przecież mitologia, a nie astronomia — i tak raz po raz weryfikowałem domniemane inspiracje Wielkich Mistrzów Pędzla.

Astronomia i muzyka

No, w końcu COŚ jest! Kochany Vincuś! On to potrafił dostrzec piękno efemerycznych zjawisk na nieboskłonie i przelać owe impresje na płótna, miast gapić się na krągłości niewieścich ciał i świata bożego poza nimi nie widzieć, jak co niektórzy kolesie po fachu (i niech się mitologią nie zasłaniają, bo i tak wiadomo o co im chodziło). Zaraz, zaraz, a Dürer — spec od ekspresyjnego straszenia apokaliptycznymi wizjami nieba walącego (meteorytami?) się na głowę? A Giotto ze swoją kometą zamiast gwiazdki betlejemskiej? A Friedrich, a Miedwiediew, a…

Niestety, zjawiska przyrodnicze z gwiazdkami, planetami, Księżycem, kometą itd., w roli głównej, to jeszcze nie ASTRONOMIA. Ástron z greckiego to gwiazda, ale nómos to prawo! Niech więc krążą księżyce w biegu nie zmienione… i niech inspiracja Astronomią będzie inspiracją dostojnymi prawami. I tu konsternacja — żaden sensowny przykład nie przychodzi mi do głowy — misternie wypracowane ryciny ilustrujące dawne wyobrażenia Świata Stworzonego, czyli Kosmosu, to świetne „schematy techniczne”, ale nie o taką sztukę mi chodzi. Wciąż pozostaję nieusatysfakcjonowany i nucąc Stonsów Satisfaction sięgam ręką na półkę ze zbiorami fonograficznymi, by puścić sobie coś na odprężenie. Ponieważ pora już późna, a rodzinka dawno w objęciach Morfeusza, wzrok kieruję na te ze spokojniejszą odmianą muzyki. Błysk olśnienia i mam To, czego szukałem! Gwoli ścisłości nie zupełnie to, gdyż zamiast obrazów znalazłem dźwięki, ale sedno sprawy zostało uchwycone.

Co prawda już dr Davoust w swoim artykule wspomina pewnego kompozytora z Tuluzy, który czerpał kompozytorskie natchnienie z wyjściowych sygnałów radioteleskopu, wycelowanego w pulsary. Mnie zaraz przypomina się eksperyment amerykańskich naukowców, którzy przetransponowali częstości obiegu planet wokół Słońca na częstotliwości syntezatorowych dźwięków (pisał o tym kiedyś red. Jarek Włodarczyk na łamach Wiedzy i Życia), co było jedynie współczesną realizacją pitagorejskiej koncepcji muzyki sfer niebieskich. Jednak sedno sprawy już w genialnych kompozycjach organowych mistrza Jana Sebastiana i jemu wcześniejszych organmistrzów. Nota bene, czyż specyfika ciągłych tonów organowych nie kojarzy się Państwu z możliwościami współczesnych syntezatorów?

Tak, to jest To. Jednak zamiast któregoś z koncertów organowych, sięgam po Die Kunst der Fuge i z miłym zaskoczeniem odkrywam, iż okładka tej płyty, będąca w rzeczy samej abstrakcyjną kompozycją barwnych kropek i plam, nachalnie kojarzy mi się z obrazami uzyskiwanymi ostatnio przez Kosmiczny Teleskop Hubble'a.

A MUZYKA? Czyż nie wzbudza podobnych emocji co widok rozgwieżdżonego nieba? Emocji, których nie opiszą żadne słowa, gdzie skończone krzyżuje się z nieskończonym, a chaos z porządkiem. Gdzie chłód i bezmiar Wszechświata styka się z ciepłem i skończonością ludzkiej istoty. Taka muzyka wypełniająca sobą potężne wnętrza monumentalnych katedr, musiała stawiać człowieka-słuchacza, w dokładnie takim samym położeniu, w jakim znajduje się astronom-obserwator, stojący przysłowiowe oko w oko z dostojeństwem niezmiennych praw i najgłębszymi tajemnicami Kosmosu. Idźmy dalej. Czyż jest przypadkiem, że największy rozkwit tzw. muzyki kosmicznej, którą zapoczątkowali wykonawcy tej miary co zespoły Pink Floyd, Tangerine Dream, Ash Ra Tempel — przypada na koniec lat sześćdziesiątych i pierwszą połowę lat siedemdziesiątych, czyli czasy największego otwarcia się ludzkości na to, co poza Ziemią? Tytuły: Interstellar Overdrive, Astronomy Domine, Star Dust, NGC 891 mówią same za siebie (u nas przykładowo: Mleczna Droga i Odkrycie Nowej Galaktyki Niemena). Tak przy okazji, prekursorów kosmicznego rocka, grupę Pink Floyd, BBC poprosiła o skomponowanie muzyki, którą TV wykorzystała do ilustracji pierwszego lądowania ludzi na Księżycu!

Nie mogę się powstrzymać od wzmianki o Kosmogonii Pendereckiego — dziele opiewającym strukturę Wszechświata (Arché) i geniusz poznającego Go człowieka (Apeiron). Chciałbym jeszcze o dziełach Vangelisa, Briana Eno i wielu, wielu innych, których najlepiej słucha się… pod kopułą planetarium. Nie dziwi więc fakt urządzania koncertów takiej muzyki w takich miejscach. Słynny twórca syntezatorowych brzmień, Klaus Schulze, ma na swoim koncie wiele koncertów zrealizowanych w największych planetariach i (sic!) największych katedrach Europy! Może dane mi jeszcze będzie usłyszeć Jego koncert w planetarium w Toruniu? Paru krajowych wykonawców już tam występowało! ASTRONOMIA I MUZYKA. Dwie dziedziny, które pokazują, każda na swój sposób, jak małe jest ciało człowieka, a jak wielki jest jego umysł. Chyba takie hasło, w odniesieniu do astronomii, spotkałem kiedyś w Łódzkim Planetarium, ale kto jest jego autorem? — może ktoś z Czytelników podpowie?

Astronomia i muzyka i tego trzymać się trzeba… jak pisał kiedyś Stachura. Trzymam się, Edek. A Ty, dlaczego puściłeś?

A przecież jest jeszcze Coś więcej…

(Źródło: „Postępy Astronomii” nr 3/1996)