Przejdź do treści
2 lata temu — jak ten czas leci — zaczynaliśmy składać już nową Uranię, w pełnym kolorze. Po rozmowie z panią ministrą Marią Orłowską wydawało się, że do czasu pełnego urynkowienia Uranii (co najmniej 2 tys. sprzedanych prenumerat) możemy liczyć na dotację naszego ministerstwa. Szczęśliwy chochlik drukarski sprawił, że w numerze 4. pomyliłem nazwisko ministry, bo po kolejnym (nie wiadomo już, którym) odwołaniu, z ulgą możemy przywrócić w stopce obok rządowe logo. Niech tam trwa przynajmniej do wielkiego jubileuszu — stulecia Uranii. Znów możemy myśleć o aktywnej promocji i rozwoju Uranii — stąd jej większa objętość od niniejszego numeru. Mam nadzieję, że pozwoli to zmniejszyć kolejkę znakomitych materiałów w redakcyjnej teczce. Myślę, że w 2014 roku potrafimy jeszcze bardziej zróżnicować nasze czasopismo. Znajdziecie w nim zabawy i... zabawki dla najmłodszych, relacje i komentarze do aktualnych wydarzeń na niebie i na Ziemi, unikatowe materiały historyczne i wspomnienia redaktorów oraz współpracowników Uranii, jeszcze więcej artykułów przeglądowych polskich astronomów, obserwacji rodzimych amatorów i osiągnięć naszej młodzieży.

Tak jak dla mojego poprzednika, Andrzeja Woszczyka, zasadniczą sprawą była terminowość Uranii, tak my, podobnie jak prawie wszystkie inne ekipy, wciąż nie możemy nadrobić opóźnienia. Nie jest jeszcze tak źle! Można przypuszczać, że numer 3-4 Uranii z roku 1934 (patrz nasze archiwum w internecie) ukazał się już w roku następnym, o czym świadczy kalendarzyk wydarzeń na niebie obejmujący cały rok. 1935, w którym nie jest datowany żaden numer. My również do czasu uzyskania „równowagi czasowej” spróbujemy drukować kalendarzyk na trzy miesiące, z których jeden będzie się co numer powtarzał. Dzięki temu Urania w EMPiK-ach będzie zawsze aktualna. W poszukiwaniu najwcześniejszych, legendarnych, powielaczowych Uranii z 1921 roku zwróciłem się z pytaniem do naszych najstarszych P.T. Czytelników, m.in. do Antoniego Opolskiego, Macieja Mazura Konrada Rudnickiego, którzy wskazali na bezpośrednie lub pośrednie ślady wiodące do archiwum po Janie Mergentalerze. Będziemy szukać we Wrocławiu!

Szczególnie dramatyczna była informacja od Konrada Rudnickiego, przekazana mi przez Jego wspaniałą małżonkę Teresę, w dniu... pogrzebu Profesora. Konrad Rudnicki pośród polskich astronomów był dla mnie osobą szczególnie bliską. Syn jednego z ulubionych pisarzy z lat szkolnych, uczeń ukochanego Zonna, współautor ich wspólnego podręcznika „Astronomia gwiazdowa”, odkrywca komety, idący pod prąd popularnym trendom kosmolog i autor Uranii praktycznie „od zawsze”. Jeden z tych tekstów przygotowywałem do druku kilka miesięcy temu...

Był On nie tylko starszym kolegą, astronomem, pozostanie symbolem! Wojnę, podczas której budował społeczne obserwatorium, a potem walczył w lewicowej partyzantce, przeżyło zaledwie kilku, kilkunastu astronomów Po blisko 10-letniej przerwie, to właśnie śp. Konrad, jako absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, ale po obronie pracy na. UMK w Toruniu, został pierwszym polskim, powojennym magistrem astronomii! Wszyscy jesteśmy tylko Jego skromnymi następcami.

Nie zdążyłem wrócić z pogrzebu, gdy dotarła do mnie informacja o śmierci Romana Fangora. Roman był kultowym miłośnikiem astronomii w Warszawie. Poznaliśmy się ponad 40 lat temu, w „dostrzegalni” PTMA w Warszawie w Alejach Ujazdowskich, jeszcze za czasów Macieja Bielickiego. Kilka dni wcześniej Magda Sroczyńska — przez lata w Uranii — poinformowała mnie, że posiada otrzymane od Romana, kopie „dracznej” Uranii nr 13 z 1955 roku. Właśnie miałem pisać do Romana w sprawie oryginałów...


Maciej Mikołajewski


Przejdź do spisu treści "Uranii" nr 6/2013