Przejdź do treści

100=102! Sto! Już niemal kończy się jubileusz „pierwszej Uranii”. Trwał dwa lata! W 1919 r. trzech uczniów, Kaliński, Mrozowski i Mergentaler (pisaliśmy o nich nieraz) i dwóch studentów, Stenz i Zygmund (będziemy jeszcze o nich pisać) założyli „gazetkę”, litograficzny prototyp „Uranii”. Jej pierwszy numer całkowicie zaginął, ale teraz prenumeratorzy mogą się cieszyć reprintem dokładnie sprzed stu lat, zeszytu 3/1920. Potem chłopcy poszli na wojnę, gonić bolszewika ze świeżo odzyskanej ojczyzny i zeszyt 4/1920 prawdopodobnie nigdy się nie ukazał. Kolejny jubileusz za dwa lata, kiedy to świętować będziemy stulecie pierwszej offsetowej „Uranii”. Może warto więc przypomnieć, że to trzeci, najdłużej się ukazujący na świecie tytuł poświęcony popularyzacji astronomii, po francuskim, założonym przez Camille’a Flammariona „L’Astronomie” (1882 r.) i wyspiarskim „Journal of the British Astronomical Association” (1890 r.).

 

Absolutnie zdumiewający jest artykuł młodego Jana Mergentalera otwierający „Uranję” sprzed 100 lat. Dedykujemy go wszystkim tym, którzy z powodu pandemii nie mogą się udać 14 grudnia do Ameryki Południowej na kolejne zaćmienie. Przyszły ojciec polskiej heliofizyki komentuje w nim obserwacje dokonane przez Arthura Eddingtona: „Fotografje poczynione podczas tego zaćmienia zupełnie dowodnie stwierdzają możliwość teorji Einsteina, gdyż przesunięcia gwiazd otrzymane na kliszy bardzo niewiele się różniły od otrzymanych na drodze teoretycznej” (pisownia oryginalna). Dzięki „Uranji” i odwadze Mergentalera dowiadujemy się tego po kilku miesiącach, czyli tak naprawdę „po chwili” w dobie, kiedy nie było… internetu. Składamy hołd Mergentalerowi, poświęcając ten numer Słońcu. Przypominamy więc fundamentalny artykuł sprzed blisko dekady z całkowicie wyczerpanego numeru „Uranii”. Klimatolodzy, wciąż ignorują albo nie rozumieją sprężenia między aktywnością słoneczną, promieniowaniem kosmicznym i ziemskim albedo, bezpośrednio przekładającymi się na klimat.

 

Współczesną „Uranię” na spotkaniach z Czytelnikami nazywam wręcz „imperium popularyzacji astronomii”. To wokół Redakcji zrodził się święcący rekordy użytkowników portal internetowy urania.edu.pl, kanał filmowy na YouTube UraniaTV, no i przede wszystkim program telewizyjny Astronarium. Dopiero co wyprodukowaliśmy setny odcinek! Wiele pierwszych odcinków, po licznych powtórkach już dawno przekroczyło milionową (=1003) oglądalność, zaś nasz kanał na YouTube właśnie dobija 100 tysięcy śledzących program subskrybentów i 20 milionów (20×1003) odsłon!

 

Nie można nie wspomnieć, że setny numer wydała też właśnie redakcja „Astronomii”. Zaczynaliśmy wspólnie z Piotrem Brychem w 2012 r. Trochę nawet miałem wyrzuty sumienia, że odnowiona kolorowa „Urania” sprowokowała powstanie konkurenta. Wiedziałem, jak trudny jest ten rynek. Pewnego rodzaju, déjà vu, bo dwie dekady wcześniej, gdy zaczynałem redagować odnowione „Postępy Astronomii”, powstało „Vademecum miłośnika astronomii”. Mam nadzieję, że po covidowej przerwie się odrodzi. Mamy więc kwartalnik, dwumiesięcznik i miesięcznik solidnie obsługujące miłośników astronomii, pasjonatów nauki oraz fanów kosmosu. Wszystkie trzy to ważna alternatywa dla komercyjnych, naukawych tabloidów. Wbrew niektórym opiniom, mam wrażenie, że nawzajem napędzamy sobie Czytelników.

 

Ten numer „Uranii” chciałbym zadedykować zmarłemu Profesorowi Janowi Hanaszowi. To twórca pierwszego polskiego naukowego eksperymentu satelitarnego na pokładzie sondy Kopernik 500 z 1973 r. i telewizji „Solidarność” dekadę później. Badania dotyczyły radiowego promieniowania Słońca, zaś telewizja zakończyła się wpadką i komunistycznym więzieniem. Z największą satysfakcją miałem okazję oglądać w niczego nieświadomej, bułgarskiej telewizji sowiecki film o bohaterach Interkosmosu z Janem w jednej z głównych ról (w środku kadru w ciemnych okularach). Pośród pokolenia moich mistrzów nie znałem człowieka bardziej otwartego, dowcipnego i pogodnego. Byłem dumny, gdy zachwycał się „Uranią”. Nieobecny, ale prawdziwy Bohater trzech odcinków „Astronomii niepodległej”. Choroba nie pozwoliła Mu stanąć przed kamerą*. To Janowi zawdzięczamy odrobinę polskiego kosmosu, a Polska odrobinę prawdziwej wolności. Zapamiętajcie!

 


Maciej Mikołajewski
Toruń, 18 października 2020 r.