Przejdź do treści

Sobota, koniec listopada. Ten dzień w całości przeznaczam na „Uranię”. Naczelny w tym czasie podąża pociągiem do Krakowa na spotkanie Zarządu PTMA, ale odbiera telefon. Mam parę pytań odnośnie tego numeru. Jeszcze tylko ostatnie pytanie: — Kto pisze wstępniak? Pada krótka odpowiedź: — Ty. Pomyślałem, że żartuje. Podobnie myślałem, gdy kilka miesięcy temu zadzwonił i oświadczył, że przyznano mi Nagrodę im. Włodzimierza Zonna. Nie żartował.

 

Chwila zamyślenia po zakończonej rozmowie. Ale co ja mam napisać? No, tak. Zapewne Maciej liczył na to, że podzielę się z Czytelnikami wspomnieniami z tych parędziesięciu lat pracy dla Muzy Astronomii. Drugie tyle można by doliczyć jako biernego czytelnika starej „Uranii”. W dużej mierze ten pierwszy okres byłby bardzo podobny do wspomnień Janusza Wilanda. Opisane przez niego epizody są chyba wspólnym doświadczeniem pokoleniowym ludzi zaczynających przygodę z astronomią w latach 70. XX w.

 

Pierwsza połowa lat 80. to już studia astronomiczne w rodzinnym grodzie Mikołaja Kopernika. To tam poznaję późniejszych redaktorów dużej „Uranii” — prof. Andrzeja Woszczyka i mgr. Macieja Mikołajewskiego (ale już robił doktorat). Opuszczając gabinet tego pierwszego po jedynym chyba egzaminie nie zdanym za pierwszym podejściem, nie uwierzyłbym, gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że ten surowy, czepiający się szczegółów egzaminator, będzie mi kiedyś jak ojciec. Maciej, to z kolei typ starszego brata. Przyjacielski, ale i mentorski.

 

To właśnie przez Macieja związałem się z „Postępami Astronomii” (PA) jeszcze w 1991 r. A zaczęło się od tego, że objeżdżając Polskę i promując nową, popularną formułę pisma, które wcześniej było znane chyba tylko zawodowym astronomom, trafił z prelekcją o pierwszej potwierdzonej czarnej dziurze do LO w Lidzbarku Warmińskim, gdzie pracowała moja żona. Jak zobaczył narysowany przeze mnie naprędce plakat zapowiadający jego wystąpienie, zaproponował, bym ilustrował w podobny, żartobliwy sposób, teksty publikowane w PA. I tak to zostałem rysownikiem, a później red. graficznym i technicznym pisma.

 

Cykl felietonów astromuzycznych zaczął się też od przypadku. W 1996 r. gdy w „Postępach” (już za prof. Woszczyka) w jednym numerze zabrakło tekstu do stałego kącika felietonów pisanych przez różnych autorów (a był to ponoć jeden z najbardziej poczytnych działów), chwyciłem za klawiaturę i napisałem, co mi w duszy grało, czyli tekst „Astronomia i muzyka”. Później powstał tak zatytułowany stały kącik, a od tego roku ma on swoje rozszerzenie na facebooku, bo zwyczajowe pół strony raz na dwa miesiące okazało się zbyt ciasne.

 

Jedną z istotniejszych innowacji, jakie wprowadziłem do pisma, było stworzenie stałej rubryki ze zdjęciami robionymi przez czytelników, a zatytułowanej dowcipnie przez Macieja „Umykające Fenomeny Obserwacyjne” — w skrócie UFO (teraz to „Galeria Uranii”). Później zainicjowałem na wzór starych „Uranii” stałą obecność krzyżówek-logogryfów. Z kolei Maciej, po przejęciu „Uranii–PA”, wymusił na mnie stałą obecność „Astrożartów”.

 

Gdy już całkiem przejąłem składanie PA i szykowanie zeszytów do druku, Andrzej Pilski tworzący samodzielnie kwartalnik „Meteoryt”, powielany początkowo metodą ksero, zaproponował współpracę, wykorzystując moje skromne, ale wystarczające już umiejętności w dziedzinie DTP (desktop publishing). Przy okazji meteorytyka stała się kolejną moją pasją, bo, jak wiadomo, oddziaływania są zawsze wzajemne. Efektem był m.in. jeden z zeszytów PA prawie w całości poświęcony meteorytom.

 

Osiem lat temu, twórcy Hotelu Krasicki w Lidzbarku Warmińskim szukali w pobliskim Olsztynie astronoma, który podjąłby się zorganizowania i prowadzenia obserwatorium hotelowego (aby nawiązać tym sposobem do tradycji byłego mieszkańca lidzbarskiej rezydencji — Kopernika). Dyrektor OPiOA ze zdziwieniem odpowiedział im, że przecież mają astronoma na miejscu. I tak to zostałem nadwornym astronomem Krasickiego. Popularyzując tam astronomię i meteorytykę, faktycznie czasami mogę poczuć się niczym prof. Zonn podczas jego legendarnych wykładów. Ale to już całkiem inna historia…

 

w Lidzbarku Warmińskim, 30 listopada 2019


Jacek Drążkowski