Przejdź do treści

Niebo w lutym 2024 - Księżyc i Plejady

img

Początek lutego A.D. 2024 stwarza nam okazję do ujrzenia światła zodiakalnego. W dobie powszechnego zanieczyszczenia sztucznym światłem jest to szalenie trudne zadanie, ale nie niemożliwe do spełnienia... Czasu mamy niewiele, bo już w drugiej dekadzie miesiąca na wieczorny firmament wraca Księżyc. 11 lutego przed godz. 18:00 podziwiamy jego cienki sierp dopełniony światłem popielatym niewysoko nad zachodnim horyzontem. Warto popatrzeć - tym bardziej, że nasz satelita będzie w tzw. Supernowiu. 16 lutego Księżyc w pierwszej kwadrze dołącza do Plejad. Ok. 22:00 połówka Księżyca znajdzie się zaledwie o pół stopnia kątowego od malowniczej grupki gwiazdek. To będzie prawdziwy hit! O nim opowiada lutowy odcinek naszego filmowego kalendarza astronomicznego - zapraszamy!

Do śledzenia światła zodiakalnego potrzebujemy czystego, bezksiężycowego nieba i ciemnego miejsca do obserwacji w kierunku zachodnim. Ideałem byłoby, gdyby zachodni horyzont był wolny od lamp, latarni czy też łuny pobliskich miejscowości. W pierwszej dekadzie lutego Słońce zachodzi po 16:30. Pół godziny później wysoko na niebie pojawia się Jowisz, zaś po następnych 30 minutach niziutko nad widnokręgiem ukazuje się Saturn - niepozorny, jednak widoczny (przez lornetkę bez trudu). Linia łącząca obie planety wyznacza nam Ekliptykę, czyli płaszczyznę Układu Słonecznego. Zapamiętajmy jej przebieg i poczekajmy do godz. 18:00. Niebo mocno już ciemnieje, zapalają się gwiazdy i wtedy wzdłuż Ekliptyki ujawnia się słaba poświata. Jest ledwo widoczna, ale dostrzegalna. W odróżnieniu od zimowej Drogi Mlecznej ma jednolitą strukturę w postaci stożka, którego podstawę stanowi zachodni horyzont, a wierzchołek sięga błyszczącego Jowisza i leżących jeszcze wyżej Plejad. To właśnie światło zodiakalne. Jest ono efektem rozproszenia promieni słonecznych w drobinach kosmicznego pyłu i gruzu będących pozostałością po narodzinach naszego systemu planetarnego. To, co nie złożyło się na budulec planet, krąży w płaszczyźnie Układu Słonecznego nie tylko w postaci planetoid i mniejszych asteroid, a tej materii jest na tyle dużo, że z powierzchni Ziemi widać ją wieczorami na przedwiosennym niebie. Warto też uwiecznić ją na fotografii. Potrzebujemy jasnego szerokokątnego obiektywu z aparatem unieruchomionym na statywie. Ustawiamy ostrość, czułość na poziomie przynajmniej ISO 1600 i za pomocą wężyka spustowego lub samowyzwalacza uruchamiamy 20-30-sekundową ekspozycję (w zależności od zastanych warunków trzeba poeksperymentować). Efektem będzie zdjęcie, na którym utrwali się światło zodiakalne. Powodzenia!

Czasu mamy niewiele, bo już w drugiej dekadzie miesiąca na wieczorny firmament wraca Księżyc. 11 lutego przed godz. 18:00 podziwiamy jego cienki sierp dopełniony światłem popielatym niewysoko nad zachodnim horyzontem. Warto popatrzeć - tym bardziej, że nasz satelita będzie w tzw. Supernowiu. Jest to przeciwieństwo Superksiężyca, czyli tym razem tarcza Srebrnego Globu jest wizualnie największa nie w pełni, a krótko po nowiu właśnie.

W kolejnych dniach Księżyc stopniowo wspina się po niebie dołączając do planet. 12 lutego po 18:00 z jego pomocą możemy odnaleźć Neptuna - najdalszą i najsłabszą planetę na ziemskim firmamencie. Można go dostrzec dopiero przez lornetkę albo na zdjęciu (wystarczy nawet kilkusekundowa ekspozycja z teleobiektywem); złowienie Neptuna w taki sposób dostarcza naprawdę dużo satysfakcji. 14 lutego nie potrzebujemy już żadnego sprzętu, bo koniunkcję księżycowego rogala z Jowiszem dojrzy każdy - nawet z rozświetlonego centrum miasta. Dzień później znów podziwiamy złączenie rosnącego Księżyca z Jowiszem oraz Uranem. Teoretycznie planeta jest dostrzegalna na granicy widoczności gołym okiem, ale lepiej użyć lornetki. A propos Urana... 24 lutego wieczorem nastąpi jego bliziutkie złączenie (w odległości zaledwie 0.1°) z planetoidą (21) Lutetia. Podaję to jako ciekawostkę, bowiem Lutetia to bardzo słaby obiekt o jasności 13?, a na domiar złego akurat w tym czasie Księżyc będzie świecił w pełni. Nie jestem więc pewien czy nawet duży teleskop pomoże w obserwacjach.

Cofnijmy się o jedną fazę. 16 lutego Księżyc w pierwszej kwadrze dołącza do Plejad - bodaj najbardziej charakterystycznej gromady otwartej gwiazd na ziemskim niebie. Ok. 22:00 połówka Księżyca znajdzie się zaledwie o pół stopnia kątowego od malowniczej grupki gwiazdek. Popatrzmy przez lornetkę, a ujrzymy plastycznie oświetloną powierzchnię Srebrnego Globu, liczne kratery i łańcuchy górskie rzucające długie cienie. Tuż obok księżycowej tarczy świecą Plejady. Wyglądem przypominają miniaturową kopię Wielkiego Wozu. To gwiezdne skupisko, figurujące pod katalogową nazwą M45, jest powiązane ze sobą grawitacyjnie, ma wspólne pochodzenie i wiek. Nie do końca wiadomo w jakiej Plejady leżą od nas odległości; ostatnie dane wskazują na 435 lat świetlnych. Tworzą je gwiazdy młode (liczą sobie - bagatela - "tylko" 100 mln lat) i gorące, stąd wyraźnie niebieskawa ich barwa; dla porównania - nasze Słońce liczy sobie ponad 4,5 mld lat. Plejady to siostry Hiad, a zarazem córki tytana Atlasa i nimfy Plejone. Co ciekawe, w mitologii greckiej Atlas występuje jako pierwszy astronom w dziejach. Cała rodzina zaklęta jest w gwiazdy: oto para Atlas i Plejone prowadzi gromadkę swych córek. Najjaśniejsza nazywa się Alkione. Są otoczone pyłową mgławicą, którą podświetlają nadając jej charakterystycznego niebieskiego koloru. Nie jest ona widoczna gołym okiem; ujawnia się dopiero na zdjęciach, przy czym wystarczy już kilkudziesięciosekundowa ekspozycja, by ją utrwalić. Najjaśniejsza część spowija gwiazdę Merope i od niej właśnie bierze swoją nazwę. Tak naprawdę jest to ogromny kompleks obłoków materii kosmicznej o bogatej strukturze. Wielogodzinne naświetlanie tego obszaru pod niebem wolnym od sztucznych świateł pozwala na ujawnienie jego piękna, czyli... znów mamy astrofotograficzne wyzwanie! Czystego nieba : )

Piotr Majewski

Reklama