Przejdź do treści

57 lat temu astronauci po raz pierwszy zobaczyli zaćmienie Słońca z kosmosu

Całkowite zaćmienie Słońca z listopada 1966 r., widziane przez astronautów Gemini 12 w przestrzeni kosmicznej. Źródło:NASA

12 listopada 1966 roku astronauci misji Gemini 12 – Jim Lovell i Buzz Aldrin – stali się pierwszymi ludźmi, którzy byli świadkami całkowitego zaćmienia Słońca poza Ziemią.

Zjawisko całkowitego zaćmienia Słońca, podczas którego Księżyc przechodzi bezpośrednio przed Słońcem i na krótko je przesłania, jest przeżyciem dość niezwykłym. W momencie całkowitego zaćmienia, gdy ostatnie ślady światła słonecznego podrygują jeszcze na chropowatej krawędzi Księżyca, widać coś, co przypomina diamentowy pierścień. Świeci jedynie niewidoczna na co dzień korona słoneczna, a na wąskim skrawku Ziemi poniżej pas całkowitego zaćmienia powoduje ciemność tak głęboką, że nawet obeznani z nauką Ziemianie XXI wieku są pod jej wrażeniem.

Jednak blisko sześć dekad temu, gdy ludzie patrzyli w niebo, a andyjskie poranne niebo przygasało na krótko za dnia, dwóch mężczyzn obserwowało te wszystkie wydarzenia z góry. Astronauci Gemini 12, Jim Lovell i Buzz Aldrin, stali się pierwszymi ludźmi w historii, którzy byli świadkami całkowitego zaćmienia obserwowanego spoza Ziemi.

Co ciekawe, niewiele brakowało, a wcale by tego nie doświadczyli. Gdyby nie okrutne zrządzenie losu, Aldrin być może nigdy nie zasiadłby na pokładzie Gemini 12. Przydziały astronautów odbywały się według przewidywalnej formuły: załoga rezerwowa na daną misję zwykle zmieniała się w załogę główną trzy loty później. Ale kiedy Aldrin i Lovell zostali wyznaczeni jako załoga zapasowa Gemini 10, wiedzieli, że ich przydział to ślepa uliczka, ponieważ Projekt Gemini kończył się na Gemini 12, zatem żadnego lotu Gemini 13 nie było po prostu w planach. Wszystko jednak zmieniło się w lutym 1966 roku, gdy członkowie głównej załogi Gemini 9, Elliot See i Charlie Bassett, zginęli w wypadku lotniczym. Zastąpiła ich załoga zapasowa, a kolejne załogi (główne i rezerwowe) awansowały. Lovell i Aldrin zostali nowymi rezerwowymi Gemini 9, co dało im szansę na lot Gemini 12, ostatni z serii.

W opublikowanych wspomnieniach Aldrin pisze o smutku z powodu zdobycia miejsca w statku kosmicznym kosztem utraty Bassetta, jego sąsiada i bliskiego przyjaciela z Nassau Bay w Teksasie. W ten sposób otrzymałem przydział na misję – pisze. Ale to był bardzo zły sposób na jego zdobycie.

Gdy 9 listopada statek Gemini 12 miał wystartować z lądowiska 19 na Przylądku Kennedy'ego, drugorzędnym celem misji (o ile pozwoliłby na to czas) było sfotografowanie zaćmienia, gdy Lovell i Aldrin przelatywali nad Wyspami Galapagos na swojej 39. orbicie. Zaćmienie miało nastąpić po 63 godzinach i 48 minutach czterodniowego lotu. Aldrin miał już zaplanowany spacer kosmiczny poza Gemini 12 i miał udokumentować zaćmienie 16-milimetrową kamerą filmową i 70-milimetrowym aparatem fotograficznym.

Potem los znów się odmienił. Wadliwe zasilanie w rakiecie Titan II opóźniło start do 11 listopada, co spowodowało dwudniowy poślizg, który sprawił, że moment całkowitego zaćmienia przesunął się dokładnie w środek bloku czasu załogi, w którym Lovell i Aldrin mieli pracowicie podnosić swoją orbitę z 298 do 740 kilometrów, używając głównego silnika zadokowanego docelowego innego statku kosmicznego – Ageny. Niestety, obserwacja zaćmienia została w tym scenariuszu usunięta z planu lotu. Ale nie na długo. O 15:46 czasu wschodnioamerykańskiego standardowego (EST) statek Gemini 12 wystartował, a Lovell i Aldrin zadokowali do Ageny cztery godziny później. Zamierzone podniesienie orbity zostało jednak odwołane, gdy kontrolerzy misji zaobserwowali anomalie ciśnienia w komorze ciągu Ageny i spadek prędkości turbopomp. Dyrektor misji Bill Schneider i dyrektor lotu Glynn Lunney uznali, że należy zachować daleko idącą ostrożność i zdecydowali się nie ryzykować odpalenia głównego silnika Ageny. Wraz z tą zmianą w planie lotu opcja obserwacji zaćmienia została ponownie wzięta pod uwagę, czym załoga była zachwycona.

Zaćmienie w końcu do nas dotarło – radośnie oznajmił Lovell. Tak, na to wygląda – odpowiedział astronauta Pete Conrad z Kontroli Misji.

Siedem godzin po starcie Lovell odpalił silnik pomocniczy Ageny, aby nieco spowolnić prędkość i osiągnąć jak najlepsze parametry orbitalne do sfotografowania zaćmienia. Sterowane komputerowo odpalenie nie było jednak wystarczająco dokładne i dopiero drugie odpalenie po 15 godzinach od startu przesunęło apogeum Gemini 12 nieco wyżej, aby zapewnić astronautom większą szansę na uchwycenie zaćmienia na filmie. Szesnaście godzin, minutę i 44 sekundy po opuszczeniu Przylądka Kennedy'ego – dokładnie na czas, jak stwierdziła wtedy załoga – zaćmienie pojawiło się w polu widzenia, dając możliwość zrobienia zdjęcia, jakiego jeszcze nigdy nie było. Lovell zamontował dodatkowy filtr w swoim oknie, aby zapewnić ochronę przed blaskiem Słońca, gdy ustawiał Gemini 12 przed kamerami Aldrina.

Choć Aldrin wykonał kilka zdjęć i nagrał materiał filmowy, krótki czas trwania zjawiska w połączeniu z niskim kątem padania promieni słonecznych spowodował, że nie można było sfotografować cienia całkowitego, który padał na południową Amerykę. Obliczenia wykonane po locie wykazały jednak, że Gemini 12 przeleciał w odległości 5,5 km od środka umbry.

Reszta lotu Gemini 12 przebiegła sprawnie. Aldrin ustanowił rekord największej liczby spacerów kosmicznych, które trwały ponad 5,5 godziny. Misja zakończyła się kontrolowanym przez komputer, wyjątkowo bezproblemowym wejściem statku w atmosferę Ziemi, co stanowiło bardzo udane zakończenie całego programu Gemini.

 

Czytaj więcej:


Źródło: Astronomy.com

Opracowanie: Elżbieta Kuligowska

Na zdjęciu: Całkowite zaćmienie Słońca z listopada 1966 roku sfotografowane przez astronautów Gemini 12 z przestrzeni kosmicznej. Źródło: NASA

Reklama