Przejdź do treści

Dlaczego Wenus "obróciła się na lewą stronę"?

Na ilustracji: Spektroskopia pozwala identyfikować planety potencjalnie nadające się dla życia. Chociaż wszystkie trzy pokazane tu planety naszego układu wykazują znaczny skok w danych spektroskopowych dla dwutlenku węgla, tylko w przypadku Ziemi można też zidentyfikować wskazówki świadczące o obecności wody, ozonu i dwutlenku węgla. (NASA, ESA, CSA, Christine Klicka (STScI))

Druga planeta od Słońca jest gorąca, niegościnna i wciąż pełna zagadek. Najjaśniejsza planeta na naszym niebie jest też wiecznie spowita gęstymi chmurami, które udaremniały dawne próby jej zbadania.

Także pierwsze nowożytne wysiłki na rzecz eksploracji Wenus z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku zakończyły się tylko połowicznym sukcesem, naznaczonym kilkoma niepowodzeniami i ostatecznie krótkim okresem żywotności lądowników, którym udało się dotrzeć pomyślnie na miejsce. Okazało się, że wbrew temu, co wcześniej sądzono, na Wenus panują wyjątkowo nieprzyjazne warunki. Niektóre z lądowników nie zdążyły nawet przesłać zarejestrowanych tam danych na Ziemię, bo wcześniej zniszczyły je ogromne ciśnienie i temperatura. Pierwszy pomiar temperatury na Wenus dokonany przez lądownik wykazał 430 stopni Celsjusza, po czym i ten instrument uległ awarii. Później kolejne statki kosmiczne wysłane tam przez Stany Zjednoczone i Związek Radzieckie odnotowały jeszcze wyższe temperatury i miażdżące ciśnienie, co sprawiało, że ich strumień danych powrotnych był krótkotrwały. W latach siedemdziesiątych radzieckie i amerykańskie misje lądowały i krążyły po orbicie Wenus, dzięki czemu zaczęliśmy lepiej rozumieć trudne warunki panujące na najbliższej Ziemi planecie. Prawdziwy przełom przyszedł jednak dopiero z amerykańską sondą Magellan, która przeprowadziła misję mapowania radarowego Wenus w latach 1990-1994. To z niej pochodzą słynne radarowe zdjęcia, pokazujące prawdziwą Wenus.

Magellan ujawnił wiele niespodzianek, ale najważniejsza z nich pojawiła się, gdy naukowcy przeanalizowali obrazy radarowe powierzchni planety. Najbardziej uderzającą rzeczą rzucającą się w oczy podczas badania zdjęć radarowych, które przebiły się przez grubą warstwę chmur, było to, że na powierzchni Wenus jest bardzo mało kraterów. Było to zaskakujące jak na planetę typu ziemskiego w wewnętrznym Układzie Słonecznym. Kratery powinny tam być! Planetolodzy wiedzą, że we wczesnej historii naszego układu właśnie jego wewnętrzny obszar został zasypany ogromną liczbą impaktorów. Miało to miejsce w okresie znanym obecnie jako tak zwane późne ciężkie bombardowanie, czyli około 4 miliardy lat temu, gdy planetozymale i inne małe ciała niebieskie poruszały się w układzie powszechnie i dość swobodnie, nim ostatecznie zostały usunięte przez liczne kolizje.

Dobrze zachowany zapis tego procesu można zobaczyć na Merkurym i Księżycu. Nieco inna jest sytuacja na Ziemi, gdzie – jak wiemy – zachodzi wiele procesów odnawiania jej powierzchni, czyli erozja. Procesy te z czasem niszczą kratery. Przetrwać to mogą tylko nieliczne, na przykład słynny i wielki Krater Barringera w Arizonie, uznawany za najlepiej zachowany krater na Ziemi. Zachował się zapewne ze względu na pustynny klimat miejsca uderzenia: erozja wodna niszczy go bardzo powoli a uboga okoliczna roślinność go nie zarasta. Także erozja wiatrowa jest tam prawie niezauważalna. Większość ziemskich kraterów spotkał jednak przeciwny los. Nie wiadomo wciąż natomiast, jak stało się to na Wenus – planecie, na której nie występuje typowa erozja.

Wenus jest dziwnym miejscem pod wieloma względami. Jej niszczące temperatury, atmosfera bogata w dwutlenek węgla i niewiarygodnie wysokie ciśnienie wspólnie tworzą przerażający krajobraz. W przeciwieństwie do Ziemi na Wenus nie istnieje też tektonika płyt, która mogłaby pomóc ukryć stare kratery. A gdyby cała woda w atmosferze Wenus została skondensowana w warstwie na powierzchni, jej głębokość wynosiłaby zaledwie 10 cm. Współczesny stosunek izotopowy deuteru do wodoru na Wenus sugeruje, że znacznie większa ilość wody, która była tam na początku historii planety, uciekła w kosmos już dawno temu.

Przełomowe odkrycie sondy Magellan, sugerujące, że powierzchnia Wenus jest bardzo młoda, to także klucz do zrozumienia jej historii. Magellan zebrał obrazy radarowe pokazujące około 98 procent powierzchni planety. Uchwycił również dane dotyczące jej pola grawitacyjnego. Te i inne informacje umożliwiły naukowcom stworzenie fizycznego modelu Wenus. Przy okazji ujawniły, że planeta jest bogata w wulkany tarczowe i równiny lawowe. Wiele z jej wyżyn formowało się wokół obszarów podobnych do wypiętrzonych obszarów wulkanicznych na Ziemi, takich jak Hawaje i Wyspy Kanaryjskie. Istnieją również „dziwne” cechy tektoniczne, a niektóre z nich są formami unikalnymi dla Wenus, takimi jak tesserae, wielokrotnie spękane strefy, czy coronae, czyli formy okrągłe, które prawdopodobnie powstały z wypływających pióropuszy.

Wszystko to było swego czasu dość szokujące dla planetologów. Stało się jasne, że kiedyś w przeszłości ogromne wulkany pokryły starszą powierzchnię Wenus. Jednak co takiego mogło wywołać to katastrofalne, globalne odnowienie jej powierzchni? Tego nadal nie wiemy. Wiadomo tylko, że Wenus teoretycznie powinna mieć powierzchnię w wieku 3 lub 4 miliardów lat, ale jakieś wielkie wydarzenie wewnątrz niej najprawdopodobniej niecały miliard lat temu wywróciło planetę na lewą stronę i pokryło jej większą część nową i bogatą w lawę powierzchnią.

 

Czytaj więcej:


Źródło: astronomy.com / David J. Eicher

Opracowanie:  Elżbieta Kuligowska

Na ilustracji: Spektroskopia pozwala identyfikować planety potencjalnie nadające się dla życia. Chociaż wszystkie trzy pokazane tu planety naszego układu wykazują znaczny skok w danych spektroskopowych dla dwutlenku węgla, tylko w przypadku Ziemi można też zidentyfikować wskazówki świadczące o obecności wody, ozonu i dwutlenku węgla. (NASA, ESA, CSA, Christine Klicka (STScI))

Reklama