Przejdź do treści

Agent Koper

Koper włoski

Źródło zdjęcia: PxHere
  

Rok 2023 został ogłoszony Rokiem Kopernika. Z tej okazji, w numerze 1/2023 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki pt. Fantasia Copernicana na teksty z dziedziny science-fiction w języku polskim, pisane prozą, inspirowane życiem Mikołaja Kopernika. 

 

Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „Agent Koper” autorstwa Leszka Gołuchowskiego:

 


 

Leszek Gołuchowski

 

AGENT KOPER

Tajny agent w służbie z Bożej łaski królowej Polski, wielkiej księżnej Litwy, księżnej Bari i Rossano, pani Rusi, Prus, Mazowsza itd. Bony Sforza d’Aragona 

 

 

 

Agent Koper

Ostatnia znana rycina Mikołaja Watzenrode vel Kopernik, tajnego agenta J.M. królowej Bony. Przed złamaniem nasady nosa. (źródło: Archive Internet Wonder) 

 

Nazywam się Mikołaj Watzenrode, jako nieślubne dziecko Barbary, wdowy po kupcu Mikołaju Koperniku powite jesienią roku pańskiego 1494 zapomnianym był przez po dziś dzień słynną rodzinę własną i pozostawionym sierotą, dlategoż nosić jej nazwiska nie dane mi było, a i przyznać muszę, sam nie chciałem1

 

Młodość ma u wujostwa Watzenrode, którego nazwisko noszę, była spędzona i ukończywszy nauki powszechne na studia do Akademii Krakowskiej zostałem odesłany, co też zgodne było z wolą matki mojej, abym w ślady brata starszego był poszedł, na cześć którego imię Nicolae mi na łożu śmierci nadała. 

 

Z bratem jednak żadna przyjaźń mnie nie łączyła, ani nić kontaktu najcieńsza chociażby nie była utrzymywana – przy obustronnej zresztą tegoż stanu rzeczy akceptacji – aby bratu kariery naukowej, lekarskiej i duchownej nie kalać, a i mnie nie w smak prosić się było o cokolwiek lub łaski po kądzieli oczekiwać, gdyż bardziej mnie ciągnęły przygody, o których nie zawsze opowiadać warto lub można było. 

 

Chociaż studentem byłem niezgorszym, uczynki moje chluby uczelni nie przynosiły. Z ochotą kapituła pozbyłaby się problemu, wydalając mnie z murów Akademii, ale przez wzgląd na duszę matki mojej i znanych już wówczas braci moich, żaden z nich nie decydował się na ten krok ostateczny.  

 

Zdarzyło się, że razu pewnego trafiłem na raut do znajomego, którego majątek niewiadomego był mi pochodzenia, niemniej jednak prowadził on się wystawnie, miał szerokie kontakty i bawił wśród ludzi wysokiego stanu – zaiste światowym bowiem był człowiekiem.  

 

Tamże gospodarz mój przedstawił mi pewną młodą, piękną damę równą mi w latach, ledwo co do Polski z Włoch przybyłą, z językiem polskim jeszcze nieobeznaną. Jako że osobiście, poza polską mową, władałem już całkiem nieźle włoskim, niemieckim i francuskim, zostałem poproszony o wypowiedzi jej jak i pozostałych gości tłumaczenie.  

 

Wówczas to zadurzyłem się w niej wielce i przyznać to muszę, nie tylko emocjonalnie, a linia mego życia splotła się z nią na zawsze. Lecz mimo mych rozlicznych awansów, piękna dama poślubiła nie mnie, lecz króla – Zygmunta Starego i zasiadła na tronie polskim. Nazywała się bowiem Bona Sforza d’Aragona i w końcu dotarło do mnie, że nigdy nie będzie ona już moją.  

 

Zły to był czas dla mnie. Zdradzony, powoli szykowałem się do powrotu na rodowe włości. Bona miała jednak inne względem mnie plany, nie pozwalając o sobie zapomnieć.  

 

W podziękowaniu za pomoc, jaką jej udzielałem, pod kuratelę swoją mnie przyjęła i z opresji studenckich uratowała! Ukończyłem wkrótce Akademię i otrzymałem niższe święcenia, a jako kanonik królewski odesłany zostałem na dalsze studiowanie za granicę.  

 

Chciałem temu wszystkiemu zaprzeczyć i samemu o dalszym swym losie decydować, ale oszołomiony łatwością, z jaką przyszło mi kolejnych szczebli w edukacji zdobywanie, postanowiłem, iż z okazji tej po raz ostatni skorzystam. Myliłem się wszakże, że już nigdy więcej...

 

Rozpocząłem nowe życie i studia na Uniwersytecie w Padwie – o ironio! – tej samej uczelni, na której onegdaj studiował sam Mikołaj – mój starszy brat imiennik. Czy było to przejawem jeno dobrej woli, mecenatu zasługą, czy też znakiem dwuznacznym, iżem od niej wciąż był uzależniony i w jej ręce mój życia los złożony? W rzeczy samej, wiedzieć czemu i po co – nie wiedziałem. Myśl głowę jeno zatruwała – czyż to przypadek, że i on kształcił się po protekcji? 

 

 

Zdobywszy tytuł doktorski, przeżywszy lat parę we względnym spokoju, kiedym pozostawał w nadziei, że nikt o mnie już dłużej nie będzie pamiętał, następnego dnia grzecznie, acz stanowczo zostałem poproszony przez przybyłego niespodzianie posłańca o natychmiastowe na dwór królewski przybycie.  

 

Na rezydencję królowa Bona wybrała wówczas Zamek Warszawski. 

 

Przywitała mnie ciepło, lecz gdy tylko drzwi się do komnaty jej za mną zamknęły, rzekła bez ogródek: 

— Naszym pragnieniem jest, aby kuchnię polską ulepszyć, i do włoskiej jej bardziej przysposobić. A tutaj, na ziemiach naszych, trochę roślin łatwych w hodowli a wybornych dla kuchni i tutejszej strawy zasiać, a może i da się je na stałe zadomowić. Zrobisz coś dla nas, drogi Mikołaju?  

 

Cóż to było za pytanie? Zadanie, jakie chciała przede mną postawić, wydało się być trywialne i łatwe w realizacji. Dla kilku źdźbeł trawy czekał mnie czas podróży i przygody. Czy tego od życia nie oczekiwałem? Nie marzyłem o tym? Z chęcią zatem przystałem na propozycję, od razu ideę wzbogacenia kuchni polskiej za sprawę najwyższej wagi państwowej przyjmując.  

 

I tak zaczęła się moja życiowa przygoda w służbie jej królewskiej mości. 

— Jedź do Italii, a już tam będąc, niejako przy okazji, spotkaj się z Włoskim Hrabią2. Carlo da Ci pewien pakunek. Jest on dla mnie bardzo cenny. Nie waż się go zgubić ani do niego zaglądać. Dostarczysz go mnie, do rąk własnych. Sowicie cię wynagrodzę.  

 

Na odchodne usłyszałem jeszcze, jakże brzemienne w skutkach: 

— Mikołaju, mieliśmy już w służbie pewnych… wysłanników specjalnych. Gdy się nie sprawdzili, nie było im to zapomniane. To, doprawdy, w Twoim przypadku zabawne podobieństwo. Gdy kroniki milczą, świat zapomina. Żywimy nadzieję, że nie tego pragniesz... 

 

Zrazu nie wiedziałem, o co jej królewskiej mości chodzi. Nie interesowałem się zatem, kogo miała na myśli i jak skończył – źle, czy dobrze i w jaki sposób. 

— Zadbaj wprzódy, nim zrealizujesz swą misję, o transport sadzonek, na których mi tak zależy — uśmiechnęła się pod nosem zamyśliwszy się lekko i dodała — aby nic w tej transakcji nie ucierpiało… 

 

 

Pakunek odebrałem, przywiozłem i przekazałem na ręce królowej, nie wnikając w jego zawartość i nie interesując się, jakąż to wartość miał on dla niej i całego królestwa. Odbyłem jeszcze nie jedną taką podróż, skupiając się na sprowadzaniu różnych ziół, które ulgę i zapomnienie przynosiły, ale i kopru włoskiego, pomidorów, kalafiorów, karczoch, szparagów, brokułów, kapusty, marchewki i sałaty – warzyw i roślin tak bardzo w kuchni docenionych czerpiąc niemałe korzyści. Realizowałem przy tym działania na wyraźne życzenie królowej, których skrytości dochowywałem.  

 

Lecz w koszmarach sennych bracia i siostry naśmiewali się ze mnie palcem, wytykając, żem pacholę królowej, bez czci i z rodziny wyklęty. Zapragnąłem zatem zaszczytów i dostojeństw im, a nie mnie do tej pory przynależnych, by spokój duszy odzyskać. 

 

— Azaliż jestem gorszy? Na Mikołaja nigdy liczyć nie mogłem, grosza wsparcia nie otrzymałem. Medyk, a swego brata od lepry nie uratował3. Żal i złość zżera mnie wielka. Jakim cudem osiągnął on te wszystkie apanaże? 

— Nie robisz nic innego ponad to, co i on robił. Bez zaplecza i politycznej protekcyji o żadnych stanowiskach nie może być mowy. Bądź wierny Koronie a osiągniesz, czego chcesz. Nie przepadaliśmy między sobą i były między nami konflikty rodowe4, ale próbowaliśmy się dogadać. Mikołaja na naszą stronę przeciągnąć i w bogatej karierze wesprzeć. Wybrał jednak zdradę naszych interesów dla realizacji własnych.  

— Mikołaj królewskim szpiegiem? — zaskoczyło mnie, co usłyszałem.  

— Twój brat wiele dla nas znaczył. Dużo zyskał, ale i dużo stracił. Gdy się pojawiłeś –  przypadek? Nie sądzę – trochę też pomogliśmy. 

— A więc byłem jeno narzędziem w machinie dworskich planów. Zemsty owocem? Nie zdradziłem dworu ani Ciebie, moja Pani! Nie myślisz chyba... 

— Udowodnij. Nawet teraz, po śmierci brata, możesz się sprawie przysłużyć i swoje odzyskać… Nasze, moje uznanie. Mą miłość dozgonną. 

I zdało mi się, że w oczach jej ujrzałem autentycznie szczere wyznanie. 

 

 

Uknuliśmy zatem na czerskim zamku, który Bona na siedzibę wdowią po Zygmuncie sobie upodobała, dalszy plan działania. Wyjawiła mi sekret prowadzonych pod przykrywką roślinnych interesów tajnych rozmów z kapitułą krzyżacką, której nieświadomym byłem uczestnikiem jako królewski posłaniec. Państwo pruskie jeno cieniem było swej potęgi, ale ambicje swoje wciąż posiadało i teraz zyskało szansę na anulowanie traktatu o sekularyzacji podpisanego przez zmarłego małżonka jej królewskiej mości – króla Zygmunta Starego z jego siostrzeńcem Albrechtem Hohenzollernem. Nie w smak to było jednak dynastii habsburskiej, rosnącej w siłę w Europie. Zjednoczenie Prus stanowiło istotny problem na drodze ich imperialnej ekspansji. Królowa w rodowym konflikcie widziała swój własny interes, w którym miała się wzbogacić o pokaźną liczbę monet i kosztowności oraz otworzyć rynek pruski. Miałem jeno dopiąć umowę, do spotkania z zakonem krzyżackim doprowadzając i sprawę formalizując. Obiecano mi udziały w zyskach, dobra i inne korzyści, ale przede wszystkim przywileje i tytuły, do których rościłem sobie rodowe prawa.  

 

Po drodze do Królewca zatrzymałem się we Fromborku, w którym u schyłku życia mieszkał Mikołaj Kopernik w jednym z dworków rozłożonych wieńcem wokół murów warowni. W dzień rekonesans po uliczkach czyniłem, wieczory zaś w portowym szynku spędzałem, gdzie uciech zażywałem, wina wlewanego do gardła nie szczędząc. Na zgubę moją. Poczuwszy się pewnie, o Kopernika jąłem wypytywać. Ochoczo wdawałem się w dysputy na temat zasług kopernikowego rodu, swoje nad jego przedkładając, a i nie stroniąc od ironii pod jego kątem.  

 

Razu pewnego natrafiłem na niejakiego Joachima Retyka. Obaliwszy z nim buteleczkę zacnego trunku, jąłem o swych żalach opowiadać i o rozterkach miłosnych rozprawiać. Kompan, będąc w tej materii wielce doświadczonym, okazywał żywe zainteresowanie moimi słowami, zwłaszcza gdy o zauroczeniu królewskimi kształtami prawiłem. Wspierał mnie przy tem i pocieszał zawzięcie, groszy na kolejne trunku flaszeczki nie szczędząc. Joachim sympatyzował z pruską gawiedzią, do jagiellońskich królów miłością nie pałał. Sam żem z rodu Watznerodów się poczuwał i doskonale język niemiecki znałem, więc doszedłszy szumnie5 do wniosku, iż i ja z narodu pruskiego się wywodzę, nić zrozumienia między nami się zawiązała. Możliwe zatem, iże mogłem coś więcej rzec nowemu bratu niźli wypadało, lecz zobowiązawszy go do zachowania tajemnicy poufnej, pod groźbą zsstąpienia do piekieł duszy jego w przypadku jej złamania i widząc, jakie tym faktem wzbudziło to jegoż podekscytowanie, wprzódy, się zaklinam, przyjąwszy od niego toastem odpowiednie ślubowanie dochowania konspiracyjnej tajemnicy, na święte stopy królowej Sforzy, miłości mojej dozgonnej, która w ustach i myślach moich miłością płomienną, wzajemną do mnie wciąż pałała, coś niecoś mu więcej o misji mej skrytej, a i owszem, opowiedziałem. U kons…konsty…konsystuty… zgodniliśmy, że we dwa działać i raźniej i, chyp!, bezpieczniej było. A że zrobiłem na nim duże, chyp!, wrażenie, to i za „przy wódce” zespołu się na… wymiotowałem,  mianowałem yyiii kolejne flaszeczki obalając sam się wchyp!, końcu na łoże obaliłem w objęciach życzliwego, jego, mać, mościa, największego przyjaciela mego. chyp-chyp-q-ur…a. A. 

 

 

Ranek obudził mnie ogromnym bólem głowy i hałasem dochodzącym z korytarza. Drzwi do izby krótko stawiały opór, po czym ustąpiły pod naporem pięści i wpadło kilkoro oprychów. Wśród nich ujrzałem skromnego Joachima, jakże niepasującego do tej bandy łotrzyków i zabijaków. Kiedy wyciągnął ku mnie swój palec wskazujący, pozostali rzucili się na mnie, podciągając rękawy koszul.  

— Bić, nie zabić. — zawyrokował Joachim potrząsając dłonią w rytm dalszej wypowiedzi. — Doczekaliśmy się, aby z Jagiellonami się ostatecznie rozprawić. Co za zaskoczenie – w randze szpiega brat świętej pamięci przyjaciela mego – Mikołaja. Gnida z pana, panie Watzenrode. 

 

Pięści towarzyszących mu osób zaczęły okładać moje ciało i między jednym a drugim grzmotnięciem ciągle słyszałem tyradę Retyka, który wraz ze ściemniającym się przed mymi oczami światem klarował sytuację, w jakiej się znalazłem.  

— Już do Królewca nie masz co waść jechać. Żadnych listów nie przekażesz. Dawno zatroszczyli się o to Habsburgowie, aby dojść z Hohenzollernami do ugody i zdania, że dalsza współpraca z Jagiellonami nie ma przyszłości. Ich ród wymiera. Bona jest nader inteligentną osobą; wie, jak i kiedy wysłużyć się takimi pachołkami jak waszeci, swój interes zabezpieczyć i o siebie zadbać. Kres to jednakowoż jej knowań. Złą obrała drogę. Podjęła negocjacje z Hohenzollernami, ale nie wiedziała, że pod pełną naszą kontrolą. Zawarła układ, który sami jej podsunęliśmy. Tym razem też się wywinęła i miast osobiście wyruszyć – waszmości wysłała, aby traktat podpisać i pod umową przybić pieczęć. Jej syn – August6, z pewnością z takiego obrotu sprawy się ucieszy… 

 

Ledwom już widział na oczy. Zdało mi się, że nie mam już fragmentu ciała, które by nie krzyczało z bólu i nie cierpiało katuszy, jakich żem doświadczał. Skuliłem się zatem na podłodze, otoczony zbirami dalszych ciosów oczekując. Te jednak ustały.  

— Dziękuję Watzenrode za pisma królewskie i informacje, któreś mi waszmość wczoraj wieczorem po pijaku… przekazał. — pochylony nade mną Retyk trzymał rozpieczętowane pisma królowej. — Dziś jeszcze dostanie je arcyksiążę, któregom sługą jest wiernym. Ucieszy się na widok klęski moralnej Jagiellonów. Może już i pora na zmianę na tronie polskim?  

 

Obojętność opanowała moje zbolałe ciało. Retyk kończąc swoją wizytę rzucił na odchodne: 

— Panowie, dokończcie robotę, jak wam przykazałem. Pora ruszać w drogę! 

 

Ostatni cios, jaki pamiętam, trafił w moją głowę. Niedobrze, coś chrupnęło, z nosa buchnęła krew, a w oczach pociemniało i słońce zgasło zupełnie… 

 

 

Bona nie odezwała się więcej do mnie. Uciekła przed gniewem trzech rodów: Jagiellonów, Hohenzollernów oraz Habsburgów. Mnie na jej pamiątkę został jeno złamany nos.  

 

Tu kończą się moje przygody wszelakie. Schronienie znalazłszy w Gołuchowie, żywota swego doczekałem nie osiągnąwszy zamierzonych celów – nie podmieniłem życiorysu Mikołaja, nie otrzymałem jego zaszczytów. Dla Rzeczpospolitej dobrze się stało. Marny ze mnie astronom, a i lekarz beznadziejny. Od polityki dostałem jeno ból i cierpienie. Starałem się zapomnieć o rodzie Koperników i zlać z szarością życia codziennego, lecz los cierpko mi zawsze o tym do końca mego życia przypominał. 

 

Na pamiątkę mego pobytu w gołuchowskim zamku pozostawiłem swój portret. Kazałem podpisać go „Nicolae Copernicus”, bo wciąż pod tym nazwiskiem się kryłem, lecz zarzekam się, nie brata mego, a mój to wizerunek jest, o czym świadczy złamany i uwieczniony na wizerunku nos – pamiątka po spotkaniu z Joachimem. 

 

I stało się, jak Bona chciała. O Watzenrode już nikt nie pamięta, a po prawdzie i portret gołuchowski Mikołaja Koper-nicka7 przedstawia. 

 

 

Tak oto rozwiała się tajemnica mego nazwiska. Księgi rozczytując i informacje nasłuchując, trzeba baczyć uważnie, o którym Koperniku jest mowa. Biografia nasza jest bowiem bardzo do siebie zbliżona. 

 

 

1 [Uwaga: spoiler] To średniowieczny fake news. Proszę nie szukać potwierdzenia tych faktów w zasobach internetowych.

2 Carlo Sforza - Minister Spraw Zagranicznych Włoch. Żył na przełomie XIX i XX wieku. Zwany „Włoskim Hrabią”. Nie ma to związku z opisaną historią. Pomijając rozbieżność epok, to przypadkowa zbieżność nazw, użytych celowo, gdyż świetnie tutaj pasują.

3 Mowa o bracie Mikołaja – Andrzeju, który zmarł w Rzymie na trąd, chorobę przywleczoną z okresu studiów w Italii. Pozawijany w bandaże w końcówce życia wywoływał strach i przerażenie. Mikołaj (ten właściwy – astronom, lekarz, kanonik) mimo swych studiów medycznych nie umiał mu pomóc.

4 Wiadomo jaką ujmą był dla Jagiellonów wybór wuja Łukasza Watzenrode na warmińskiego biskupa

5 zaiste nie tyle, co o szumy w uszach, ale i w głowie zapewne chodziło - przyp. redaktor.

6 To oczywiście chodzi o Zygmunta Augusta, z którym Bonie, wdowie po Zygmuncie Starym, ojcu jegoż, następcy tronu polskiego, ostatniego z rodu Jagiellonów, ciężko szło się dogadać.

7 „Kopernik”, czy „Koper-nick” czyta się w istocie tak samo. Po angielsku „nick” oznacza pseudonim. Wieloznacznie zatem brzmi „Koper-nick” jako przykrywka dla „koprowego agenta”, jakim w rzeczy samej królowa Bona nazywała Mikołaja Watzenrode, który w umyśle i gmatwaninie rodowych knowań miał ostatecznie zamienić się w historii dziejów na życiorysy ze znanym nauce astronomem.

 

 

KONIEC

 

 

Portret Mikołaja Kopernika ze zbioru Gołuchowskich

Portret Mikołaja Kopernika ze zbioru Gołuchowskich. Źródło: Muzeum Utracone
 


Bezpośrednią inspiracją do napisania opowiadania, oprócz oczywistego faktu zamiłowania do astronomii, wielkich mi i podziwianych przeze mnie rodaków oraz życia arystokracji średniowiecznej zwłaszcza na obszarze działań książąt mazowieckich oraz zakonu krzyżackiego, był obraz Mikołaja Kopernika ze zbioru Gołuchowskich (a więc nazwiska, którego sam noszę) zwany portretem gołuchowskim, a zaginionym w czasie drugiej wojny światowej w wyniku nazistowskiej grabieży. Przedstawiał on Mikołaja Kopernika znacznie starszego aniżeli słynny obraz toruński. Sam obraz jest na tyle intrygujący, że był bezpośrednim dowodem na prawdziwość rekonstrukcji twarzy wielkiego uczonego z odnalezionej w katakumbach katedry fromborskiej czaszki. Czy jednak to są te same postacie? Zapewne, ale umysł literacki może podpowiedzieć i inne scenariusze, co też skrzętnie wykorzystuję, łącząc dość swobodnie, a czasami naciągając fakty oraz daty historyczne (uznaję to za swoje prawo literackie, jak i fantazję) i osadzając opowieść w konwencji szpiegowsko-sensacyjnej. Przy okazji samo tło historyczne mniej więcej odpowiada prawdzie. Jest bowiem królowa Bona i jej zasługi co do wzbogacenia kuchni polskiej, ale i polityki pełnej intryg i knowań, co też musiało zakończyć się jej ucieczką z kraju do rodzinnego Bari we Włoszech. Jest też spór Jagiellonów z rodem Watzenrode, a co za tym idzie i Kopernikami, których wuj Łukasz był mentorem. Są w końcu prawdziwe realia geopolityczne, w jakich znajdowała się Rzeczpospolita sąsiadująca od północy z Prusami Królewskimi i Książęcymi. Jedna rzecz tylko się nie zgadza – w świetle dzisiejszej wiedzy historycznej Mikołaj Kopernik nigdy nie miał tak bardzo młodszego od siebie brata o tym samym imieniu. Chociaż…

 


 

Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Kopernika 2023

 

Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Kopernika 2023? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!

 

Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.