Przejdź do treści

Klub 27

Katarynka

Autor zdjęcia: Bram Azink@Unsplash
  

Rok 2023 został ogłoszony Rokiem Kopernika. Z tej okazji, w numerze 1/2023 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki pt. Fantasia Copernicana na teksty z dziedziny science-fiction w języku polskim, pisane prozą, inspirowane życiem Mikołaja Kopernika. 

 

Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „Klub 27” autorstwa Mariusza Olejniczaka:

 


 

Mariusz Olejniczak

 

KLUB 27

 

 

Popołudnie nas opuszcza. 

Zbliża się wspaniały moment – zachód. 

Słońce idzie spać. 

Nadszedł już wieczór. 

Wszystko skończone. 

 

Nadia Nencioni, Zachód *

 

Klik! Puf! Łagodny zgrzyt, lekki trzask, niezauważalny ruch powietrza. Gdyby nie nocny mrok, nikt nie zwróciłby uwagi na delikatne wyładowania elektryczne, niby ogniki. Jeszcze tylko cichy szum i oczom trzech podróżników ukazała się kobieca postać. 

– Witaj, Cecylio! Coś mi się widzi, że wszystko zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu. Całuję rączki pięknej pani. – Rene z właściwą sobie wytwornością ujął rękę kobiety i złożył na niej subtelny pocałunek. – Pani cała w pąsach! – Uśmiechnął się lekko. 

– Mój drogi Rene. Przyjacielu. Być może to efekt niecodziennej podróży, bo zawstydzić mnie nie zdołasz. To zaiste niezwykłe. Mistrz miał rację. 

– Nie świętujmy zbyt szybko. Pamiętacie jego słowa: Pilnujcie czasu, a pojawicie się w odpowiedniej chwili. – Marco wciąż był sceptyczny. Wolał dmuchać na zimne. Pojawił się dokładnie osiem minut wcześniej i wciąż nie dowierzał w powodzenie misji, mimo iż Rene i Pierre już czekali na niego. Zastanawiał się, jak to możliwe. Spojrzał na puzderko wiszące na pasku u jego szyi. Zwykła drewniana skrzyneczka z metalową korbką. Czyżby jej zawartość była aż tak magiczna? Kilkaset trybików w skomplikowanej konfiguracji. Pomagał Mistrzowi w jej konstruowaniu. Zbudowali takich pięć. Mikołaju, skąd w tobie taki szatański pomysł? – zbierał myśli – Pilnujcie czasu – tylko tyle. A może aż tyle? 

 

Pierre również nie wierzył w to, co się dzieje. Stał przy balustradzie, spoglądał na brunatny, leniwy nurt Arno i dalej, na Ponte Vecchio, i myślał o tym, jak wiele zmieniło się od momentu, kiedy był tu ostatni raz. 

– Towarzysze. Spójrzcie na stary kamienny most rzeźników. – Wskazał na zachód. – Wygląda inaczej. Ten korytarz nad domami rzemieślników też jakby stary, ale wówczas, kiedy tu byliśmy, nie było go. A niepodobna wybudować takie cudo w krótkim czasie. 

 

Most. Jako ostatniego z rycerzy bez trwogi i skazy i słynnego obrońcę mostu nad Gavigliano, łączyła go z nimi jakaś magiczna więź. Niemal sentymentalna. Ale ten most, który niebawem przekroczy ze swoimi przyjaciółmi, budził w nim, mimo wszystko, lekki niepokój. A może ekscytację. Sam nie wiedział. 

 

Wybiła północ. Zegar na Pałacu Vecchiów szczęknął cichutko, kiedy obie wskazówki ustawiły się idealnie w pionie. Jeszcze pięć minut. Mikołaj miał przybyć dokładnie kwadrans po pojawieniu się Cecylii. 

– Sprawdźmy jeszcze raz ustawienia skrzyneczek. – Z zadumy wyrwał go głos Marca. – Powinny wskazywać dokładnie pięć minut po północy. 

– Wszystko się zgadza. 

– U mnie też. – Rene tryskał entuzjazmem. 

– Momencik. – Cecylia wciąż była pod wrażeniem podróży. Podziwiała okazałą galerię Pałacu Uffizi i nieomal zapomniała o celu misji. Dostroiła urządzenie. – Już! 

 

Czekali w ciszy i skupieniu. Nieznośnie długie pięć minut. Jeszcze dziesięć sekund. Pięć, cztery, trzy, dwie, jedna... 

 

Czas! 

 

Ale nic się nie wydarzyło. Co zawiodło? Już kilkanaście seknund po czasie! 

 

Klik! Puf! Łagodny zgrzyt. Lekki trzask. Ruch powietrza. Ogniki. 

 

Ich oczom ukazał się starszy jegomość. Długie, ongiś czarne włosy przyprószyła siwizna. Z wyrazistej, pociągłej twarzy spoglądały nieco umęczone, lecz wciąż bystre oczy.  

– Mało brakowało, a byś się spóźnił. – Nie takiego powitania oczekiwał po tak długiej podróży. – Cóż mogłoby cię zatrzymać? 

– Witajcie kochani. Rad jestem was wszystkich ponownie widzieć. Dziękuję – mrugnął okiem do Rene – podróż zgodnie z planem, bez komplikacji. Czy to rzeczywiście nasza piękna, niezapomniana Florencja? 

– Oczywiście! Wygląda nieco inaczej, choć większość kamienic i pałaców niewiele się zmieniła. – Marco od chwili przybycia zdążył przyjrzeć się dokładnie okolicom znanym mu doskonale z dzieciństwa. – Ale to dobrze, bo świadczy o bliskości powodzenia naszego przedsięwzięcia. 

 

Cecylia przyglądała się Mikołajowi. W swoim obecnym wieku przypominał bardziej ważnego dostojnika niż żywiołowego młodzieńca, którego zapamiętała z ich pierwszego spotkania w pracowni Leonarda. Tyle lat! To niebywałe, że znaleźli się tu, wszyscy, jak pamiętnego wieczoru w warsztacie przy Piazza della Santissima Annunziata. I niebawem, za kilka chwil, dołączy do nich sam Mistrz! Pójdźcie via de Georgofili, następnie w prawo via Lambertesca. Będę czekał

 

Ruszyli. Cel: odnaleźć Pejzaż doliny Arno. Zapewnić sobie sławę. Nieśmiertelność. Wrócić i triumfować. 

 

Cóż mogło sprawić, że wyprawa skończy się niepowodzeniem? Przyspieszyli kroku. Dotarli do zakrętu. Emocje powoli brały górę. 

– Coś mi tu nie pasuje. – Marco niezmiennie był sceptyczny. – Ten dziwny pojazd. Leonardo nic o nim nie wspominał. Droga miała być pusta. Czysta. Czyżby to... Uwaga! 

 

 

Młody Leonardo stał na wzgórzu. Przed nim rozpościerał się oszałamiający widok: leniwie wijąca się rzeka, baszta, do której prowadzi kamienna grobla, wzniesienia porośnięte grupkami jodeł, smaganymi delikatnym letnim wiatrem. Przed sobą miał sztalugę. Chciał uwiecznić ten widok na zawsze. Było w nim, w jego mniemaniu, coś magicznego. Coś ponadczasowego. Piórko zgrabnie nanosiło kolejne szczegóły, kontury skał, krzewy, drzewa, zamek. Jakby pracowało samo, bez ludzkiej ingerencji. Po drugiej stronie rzeki, niby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zaczęły pojawiać się kolejne postacie. Kobieta w towarzystwie czterech mężczyzn. Ich sylwetki były coraz wyraźniejsze, aż w końcu zawitały na szkicu na stałe. Da Vinci spojrzał zdumiony na swe dzieło. Jak to? To przecież nie ja... 

 

Był rok 1473. Cecylia, Marco, Rene, Pierre i Mikołaj pojawili się nie tylko na płótnie młodego wynalazcy. Wstąpili na drogę ku przeznaczeniu. Leonardo to czuł. Będziecie wielcy, moi mali przyjaciele – pomyślał – naznaczycie historię. Nie wiem jeszcze jak, ale z pewnością tego dokonacie. Będę miał na was baczenie. Spojrzał z uśmiechem na płótno, przygryzł końcówkę piórka. Wystarczy na dziś. 

 

Da Vinci przez kolejnych kilkanaście lat śledził dzieciństwo, dojrzewanie i młodzieńcze lata swych wybrańców. Dążył do perfekcji w każdej dziedzinie nauki, która go interesowała, ze szczególnym naciskiem na wynalazki, które mogły wyprzedzić jego epokę. 

 

Marco i Cecylia poznali się, jeszcze jako nastolatkowie, w pracowni Mistrza w Mediolanie. On praktykował u Leonarda inżynierię i malarstwo. Szybko się okazało, że jest nader pojętny, co niezmiernie cieszyło wybitnego już wtedy artystę. Ona, nieletnia kochanka księcia Sforzy, zaproszona została pod pretekstem pozowania do portretu, nazwanego później Damą z gronostajem. Da Vinciego urzekła swoją ogromną inteligencją, chęcią do przyswajania wiedzy, niebywałą elokwencją, a nade wszystko niepowtarzalną urodą. 

 

Wówczas do Leonarda dotarł list z Krakowa, od jego kolejnego podopiecznego. Mikołaj pisał w nim o swoim ponownym, trzecim już spotkaniu z trzema tajemniczymi wędrowcami z przyszłości, jak ich określił. Opisywał zagadkowy mechanizm, który pozwalał im się pojawiać na pewien czas w jego życiu. Ostatnie spotkanie miało miejsce kilka dni temu, a młody żak dzięki sprytnemu fortelowi miał okazję przyjrzeć się aparacikowi z bliska. Zdołał zajrzeć do środka i sporządzić szkice w nadziei, że z czasem uda mu się rozwikłać zagadkę nieśmiertelności, jak uważał. Pisał o tym, jak bardzo podziwia Leonarda da Vinci, którego sława zataczała coraz większe kręgi i dotarła także do dalekiego Krakowa. Pisał o swoim zainteresowaniu geometrią, o wstępnych pracach nad skomplikowanymi pomiarami i o swoim największym marzeniu. Dotknę kiedyś gwiazd, Mistrzu! 

 

Toskańczyk ponownie uśmiechnął się pod nosem. Moje wspaniałe dzieciaki. 

 

Rene radził sobie wyśmienicie, pomimo niesprzyjających okoliczności swojego pochodzenia. Był biegły w inżynierii, bystry i do bólu skuteczny w każdym działaniu, którego się podejmował. Później nazwano go Wielkim Sabaudzkim Bękartem – trzema synonimami, które trafnie i jednoznacznie opisywały jego pozycję, pochodzenie i sławę. Pierre'a z kolei od wczesnego dzieciństwa charakteryzowały niecodzienna odwaga i skłonność do poświęceń. Szkoła rycerska ugruntowała w nim te cechy, dzięki którym Leonardo widział w nim przywódcę, który w żadnym momencie nie zawaha się poświęcić nawet swojego życia, aby uchronić przyjaciół przed niebezpieczeństwem. Bohater, który zatroszczy się o swoich towarzyszy i dopełni siłę mentalną toruńskiego uczonego. 

 

Pozytywny rozwój wypadków niesamowicie cieszył da Vinciego. Spotkanie pod kryptonimem Klub 27 zaplanował i zorganizował na przełomie stuleci, dokładnie wtedy, kiedy cała piątka kończyła dwudziesty siódmy rok życia, niebawem po zajęciu Mediolanu przez wojska francuskie. Da Vinci wrócił wtedy na krótko do swej starej pracowni we Florencji, gdzie przewiózł prawie wszystkie swoje prace, projekty i obrazy, nad którymi pracował. Pierre Terrail przebywał wtedy w Lombardii. Rene Sabaudzki dotarł z Villars. Marco D'Oggiono pozostawił swą pobliską siedzibę we Florencji pod opieką swoich uczniów. Cecylia Gallerani dotarła z posiadłości w Pawii. Mikołaj Kopernik kończył studia w Bolonii. 

 

Da Vinci chciał się z nimi spotkać jeszcze przed wyruszeniem w szereg wypraw, które od pewnego czasu planował. Wykorzystał ich relatywną bliskość. Narada odbyła się pod osłoną nocy. Wybrańcy stawili się punktualnie. Mistrz, jakby z rozmysłem, kazał im na siebie nieco poczekać. Wykorzystali ten czas, aby zagłębić się w poznanie warsztatu Leonarda. Poza potężnym, dębowym stołem stojącym w centralnej części pomieszczenia, na którym leżały aktualne notatki i stosy książek, ich uwagę przykuły instrumenty miernicze, ogromna luneta do obserwowania gwiazd i niezliczona ilość modeli podwieszonych pod sufitem. Tu i ówdzie napotykali się na szczegółowe szkice anatomiczne, inżynieryjne i wykresy działań matematycznych. Cecylia z szelmowskim uśmiechem przyglądała się szkicowi człowieka witruwiańskiego. Rene i Pierre podziwiali projekty machin wojennych. Marco marzył o podobnym warsztacie. Mikołaj natychmiast skupił swą uwagę na lunecie skierowanej w nocny gwiazdozbiór. 

– Witajcie w tych skromnych progach.

 

Drzwi od komnaty otworzyły się i stanął w nich słynny uczony w wesołym, fioletowym berecie. Sympatyczną twarz przyozdabiała gęsta, siwa broda. Podszedł do stołu, odrzucił na bok stosy papierów i położył na nim pięć tajemniczych szkatułek opatrzonych inicjałami przyszłych właścicieli. 

– Podejdźcie bliżej. W tych szkatułkach ukryte jest wasze przeznaczenie. – Mówiąc to rozdał im klucze. – Otworzycie je, kiedy wypełnicie swoje zadania we współczesnym życiu. 

– Co to za tajemnica, Mistrzu Leonardzie? – Marco nie potrafił ukryć ciekawości. 

– Ja się domyślam, co zawierają te skrytki. – Kopernik sięgnął pamięcią do wizyt trzech podróżników i do listu, w którym przesłał Leonardowi najdokładniejsze opisy i rysunki magicznego pudełka. 

– Masz rację, Mikołaju. Udało mi się, a przynajmniej tak mniemam, skonstruować wehikuły czasu. Jesteście wybrańcami. Wasze przeznaczenie podąża za wami od chwili narodzin. To, że jesteście tu i teraz, dowodzi, że wybór był trafny. Wszystkie cechy, którymi możecie się szczycić, doprowadziły was do tego miejsca. Ponadprzeciętna inteligencja, mądrość, odwaga, skromność, chęć odkrywania świata. Tu zaczynacie ostatni etap waszej drogi. Te szkatułki zawierają skarb nieśmiertelności. Dołączyłem również instrukcje, co macie zrobić. A kiedy? Dostaniecie sygnał. Pilnujcie czasu, a pojawicie się w odpowiedniej chwili. Myślę, że to nasze ostatnie spotkanie. 

 

Przez chwilę stali w ciszy. Rozmyślali nad przyszłością. Nawet Rene, z natury gadatliwy, przyglądał się w skupieniu swojej skrzynce. Wypełnić zadania we współczesnym życiu... 

– Kochani! – Milczenie przerwała Cecylia. – Chyba pora wznieść toast w tak epokowej chwili. Oto amfora czerwonego wina z winnic mojej posiadłości. 

 

Trunek rozwiązał nieco języki. Leonardo gościł przyjaciół do wczesnego poranka. Rozmawiali o tym, co ich bawi, o tym, co ich martwi. Śmiali się serdecznie, by zaraz popaść w chwile zadumy. Zaprzyjaźnili się na dobre i na złe. Obiecali sobie wierność... i że powrócą tu jeszcze kiedyś. Jedyni członkowie Klubu 27. 

 

Rozpoczęli końcowy etap swojej ziemskiej podróży, wkraczając jednocześnie na drogę do przyszłości oddalonej o kilkaset lat. Pięć lat po śmierci Mistrza, w roku 1524, pierwszy sygnał dotarł do Pierre'a de Bayard, osławionego na wielu polach bitew Półwyspu Apenińskiego. On ruszył pierwszy. Rok później dołączył do niego Rene Sabaudzki, zdążywszy się jeszcze okryć chwałą w obronie portu w Genui przed osmańską inwazją, dowodząc swą karaką zwaną Wielka Metresa. Marco D'Oggiono, do ostatnich chwil przed podróżą próbujący dorównać swemu mentorowi, zyskał uznanie Mediolańczyków uwielbiających jego niebo, góry i odległe krajobrazy. Cecylia Gallerani, mimo swojego żywiołowego temperamentu, rozkochała w sobie mediolańskie elity swym inteligentnym dowcipem i wspaniałą poezją do tego stopnia, że zyskała miano światła włoskiego języka. Dołączyła do wyprawy w domowym zaciszu swej rezydencji w Pawii. 

 

Mikołaj Kopernik dostał od losu więcej czasu. Wrócił na bliską jego sercu Warmię i dzięki swej ogromnej wiedzy i przedsiębiorczości zyskał status jednej z najznamienitszych postaci w polskiej historii. Trzech podróżników w czasie przybyło do niego jeszcze dwukrotnie, a ta ostatnia wizyta była brzemienna w skutki. Kopernik wysłał ich z listem do króla Zygmunta Starego z prośbą o pomoc zbrojną w obronie zamku w Olsztynie. Wędrowcy wpadli w krzyżacką pułapkę, list przepadł. Rycerzy zakonnych niebawem pojmano. Co zdziwiło warmińskiego uczonego, jeden z nich miał przy sobie dziesięciozłotową monetę z wizerunkiem Kopernika i datą wybicia 1967, zapewne zrabowaną jednemu z trzech nieszczęśników. Podróż w czasie jest realna. 

 

Skupił się jeszcze bardziej nad obserwacją nieba. Odległych gwiazd i planet. Rosło w nim przekonanie, że wszystko, co do tej pory uznawane było za jedyny właściwy światopogląd, że Ziemia jest centrum wszechświata, było błędem. Tu i teraz nie były jego sprzymierzeńcami, i do końca życia pracował nad dowodami swojej teorii. Zatracił się w badaniach i przeoczył pierwszy sygnał ze szkatułki. A może zignorował? Dotknę kiedyś gwiazd, Mistrzu! Gdy De revolutionibus orbium coelestium ukazało się drukiem, schował do kieszeni zdobyczną monetę i pokręcił korbką. 

 

Czy nie zbyt późno? 

 

 

- Telewizja RaiUno, witam państwa, tu Barbara Scaramucci. Jest 27 maja 1993 roku. Przerywamy nadawanie programu w związku z tragicznymi informacjami docierającymi z Florencji. W wyniku wybuchu samochodu-pułapki uszkodzona została część Galerii Uffizi. Ze wstępnych meldunków służb pracujących na miejscu wynika, że zniszczony został Pokój Niobe, a większość dzieł znajdujących się w nim, w tym prace Leonarda da Vinci, mogło przepaść bezpowrotnie. Mamy też informację o pięciu ofiarach śmiertelnych, których tożsamość jest jeszcze ustalana. Ciekawostką jest, że jedna z nich trzymała w zaciśniętej pięści polską monetę o nominale 10 złotych. 

 

Stojący na cokole zaledwie pięćdziesiąt metrów od miejsca tragedii, zaklęty w marmurze stary Mistrz jakby posmutniał... 

 

 

KONIEC

 

* Wiersz napisany przez dziewięcioletnią Nadię Nencioni 24 maja 1993 roku, zaledwie dwa dni przed jej śmiercią w wyniku wybuchu bomby przy Galerii Uffizi.


Inspiracją do napisania opowiadania była treść VIII księgi przygód Tytusa, Romka i A’Tomka pt. „Tytus astronomem” autorstwa H. J. Chmielewskiego.

 


 

Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Kopernika 2023

 

Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Kopernika 2023? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!

 

Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.