Przejdź do treści

Długi lot Okeanosa

 

kolekcja kart baseballowych

Źródło ilustracji: Mick Haupt na Unsplash
  

 

Rok 2023 został ogłoszony Rokiem Kopernika. Z tej okazji, w numerze 1/2023 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki pt. Fantasia Copernicana na teksty z dziedziny science-fiction w języku polskim, pisane prozą, inspirowane życiem Mikołaja Kopernika. 

 

Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „Długi lot Okeanosa” autorstwa Mateusza Wójcika:

 


 

Mateusz Wójcik

 

DŁUGI LOT OKEANOSA

 

Najpierw, na samej granicy Wszechświata, pojawił się błysk, jak okruch szkła na czarnym aksamicie. Rósł niespiesznie, by ostatecznie pokazać się w całej swojej krasie: srebrzyste wrzeciono, długie na niemal pięćdziesiąt kilometrów. Największe i najbardziej majestatyczne z Wędrujących Miast, dziesięciomilionowa metropolia, ostatnia nadzieja uciekinierów ze zdewastowanej Ziemi: Okeanos.

 

Kapitan Amadeusz Folk zawsze żałował, że nie minęli jeszcze żadnej cywilizacji, którą mógłby olśnić widokiem swojego statku. Nie zapowiadało się też, że szybko na taką wpadną. Czy tego chcieli, czy nie, mieszkańcy Okeanosa byli bardzo samotni.

 

Będąc przedstawicielem piątego już pokolenia podróżującego w kierunku najbliższej nadającej się do zamieszkania planety, Folk znał ojczyznę ludzkości wyłącznie z opowieści. Obca mu była tęsknota za górskimi szczytami i rozległymi sawannami. Poza tym jako Kapitan zwyczajnie nie miał czasu oddawać się takim rozmyślaniom. Jako że miasto płynęło kursem ustalonym prawie dwieście lat wcześniej, jego funkcja była raczej honorowa, aczkolwiek tradycyjnie przysługiwał mu głos w Radzie i prawo weta.

 

Nieformalnie miał też służyć radą i pomocą, kiedy tylko poprosi go o to burmistrz którejś z dzielnic. Zdarzało się to jednak niezwykle rzadko.

 

Tego dnia na mostku kapitańskim zjawiły się delegacje z niemal połowy okręgów. Tłoczyły się w ozdobnym, ale niezbyt dużym pomieszczeniu, wpatrzone w siedzącego na tle okna Kapitana. Każda grupa, poza burmistrzem, zawierała co najmniej jednego bankiera, kilku menadżerów i rzeszę orbitujących dookoła pomniejszych doradców – miniaturowy układ planetarny skupiony wokół głównej gwiazdy. Wszyscy wpatrzeni byli zaś w Amadeusza Folka, który z kolei próbował znaleźć jakiś sens w spiętrzonych na monitorze danych.

 

– Jeszcze raz… – podrapał się po krótkim zaroście – Mówicie, że nie macie pieniędzy? Jak to w ogóle możliwe?

 

– Ależ wręcz przeciwnie, mamy ich mnóstwo! – odpowiedziała mu Bea McMillan, przywódca Małej Ameryki. – Za dużo wręcz.

 

– No to w czym problem?

 

– Ludzie jakoś nie chcą ich używać – odezwał się podniesionym głosem któryś z bankierów. – Zaczynają wymieniać towary między sobą, wczoraj sam widziałem, jak na rynku jeden facet próbował wytargować buty za aluminiowy garnek!

 

– Ale widzę, że nie w każdej dzielnicy jest chyba tak tragicznie. – Folk przesunął dłonią wiązkę plików.

 

– Tak, przeklęci Latynosi na Rufie opływają w luksusy, ba, podkradają nam nawet pracowników. – oskarżającym tonem do rozmowy włączył się Mayer z Północnej. – Nie chcą z nami handlować, chyba że zgodzimy się płacić im w znaczkach.

 

Kapitan uniósł brew ze zdziwieniem. Oczywiście, wiedział, o co chodzi, Znaczki były w obiegu od kilkunastu lat i zwykle traktowano je jako ciekawostkę. Wszystko zaczęło się, kiedy jakieś dzieciaki odkryły zapomnianą od wieków ładownię, wypełnioną kolorowymi, błyszczącymi kartami – z czasów przed rozpoczęciem podróży Wędrującego Miasta. Technika, w której je wykonano, została już dawno zapomniana. Ludzie ochrzcili je „Znaczkami”, a część z nich zaczęła je kolekcjonować. Folk sam miał jeden czy dwa w szafce nocnej.

 

– Zaraz, nie chcą przyjmować zapłaty w eurojenach? Dlaczego?

 

– Nawet jeśli, to żądają niebotycznych stawek. Nie mamy pojęcia, co tu się dzieje. – ponownie odezwała się McMillan

 

– Nie mogę ich przecież zmusić – zaczął kapitan. – Niezależność ekonomiczna dzielnic jest wpisana...

 

– Bzdura! – warknęła jedna z menadżerek, przy aprobujących głosach tłumu. – Jak tak dalej pójdzie, wybuchną zamieszki. I co wtedy?

 

– Dobrze, już dobrze! – Folk gestem ręki uspokoił swojego strażnika, który kładł już dłoń na kaburze pacyfikatora. – Zobaczę, co da się z tym zrobić – spojrzał groźnie na tłum, który nie wydawał się przekonany. – O ile dacie mi pracować!

 

Dopiero wtedy dygnitarze zaczęli opuszczać pomieszczenie, a przerażeni lub wściekli członkowie ich dworów popłynęli w ślad za nimi.

 

***

 

Minęły kilka tygodni, sytuacja w dzielnicach stawała się coraz bardziej napięta, a Folk nie zbliżył się do rozwiązania problemu nawet na krok. Rozesłał dyskretne prośby do wszystkich liczących się uczelni i think-tanków, chociaż podejrzewał, że burmistrzowie zrobili to jeszcze zanim udali się do niego po pomoc. Wpatrywał się w płonącą zielenią, skłębioną mgławicę, której widok miał towarzyszyć im jeszcze przez kilka lat, i powoli rozważał najgorsze możliwe scenariusze. Chwilę później w interkomie usłyszał opanowany głos swojego sekretarza:

 

– Kapitanie, mam tu niezapowiedzianą... – Szybciej, człowieku! Powiedz swojemu szefowi, że mam dla niego rozwiązanie! – kobiecy głos zatrzeszczał w słuchawce. – Przepraszam panią, ale tak nie wolno.

 

– Spokojnie, wpuść ją. – powiedział do mikrofonu Folk.

 

Nic gorszego i tak już nie może się stać, pomyślał i odwrócił swój fotel w kierunku drzwi. Po chwili pośpiesznie wmaszerowała przez nie kobieta o rudych włosach spiętych w koński ogon i szerokich okularach w kolorze błękitu. W ręku ściskała sporej wielkości tablet, z rodzaju tych, z którymi obnosili się akademicy.

 

- Monetae. – zaczęła w biegu, nawet nie patrząc w jego stronę – Cudendae. – zatrzymała się tuż przed podestem i zakończyła – Ratio!

 

- Przepraszam, co? – z zaskoczenia niemal odebrało mu mowę

 

- Rozwiązanie naszego problemu.„Sposób bicia monety.” Traktat Mikołaja Kopernika, sprzed prawie ośmiu wieków. – w końcu podniosła wzrok na siedzącą na mostku postać – O którym, jak widać, zapomnieliśmy.

 

- Chwileczkę. Wiem, kim był Kopernik. – kapitan w końcu odzyskał rezon. – Polski astronom, teoria heliocentryczna, i tak dalej.

 

- Właśnie o te tak dalej się tu rozchodzi – kobieta westchnęła – Dobrze, zacznę może od początku. Nazywam się Eliza Stein, pracuję w katedrze historii na Uniwersytecie Dzielnicy Europejskiej. Głównie przekopuję się przez zdigitalizowane starodruki, które nasi przodkowie postanowili zabrać na pokład. Kiedy usłyszałam o problemie z walutą, byłam pewna, że gdzieś już widziałam podobne zagadnienie. Musiałam się tylko upewnić. Tak właśnie wracamy do Mikołaja Kopernika. Astronoma, rzecz jasna... ale też prawnika, poety, polityka. I, co nas najbardziej interesuje, ekonomisty.

 

- Kopernik naprawdę interesował się tym wszystkim?

 

- Medycyną, religią, konfliktami zbrojnymi. Właściwie wszystkim, co wpadło mu w ręce.

 

- I osiemset lat temu znalazł rozwiązanie problemu, nad którym od dwóch tygodni głowią się wszyscy bankierzy w mieście?

 

- Cóż. – naukowczyni uśmiechnęła się lekko – Uczyli się z najnowszych dostępnych podręczników, prawda? Zakładają one zapewne, że wszyscy zaczynają na pewnym poziomie, a poza tym liczą się tylko aktualne odkrycia. I tak, po kilku stuleciach… – zawiesiła głos

 

- Zapomnieliśmy podstaw?

 

- Tak. Zlekceważyliśmy historię nauki – musnęła palcem tablet. – Proszę rzucić na to okiem. Przesyłam panu streszczenie mojej analizy.

 

Cierpliwie czekała, aż Folk zapozna się z dokumentem. W końcu oderwał się od tekstu, pokręcił głową i zapytał:

 

- Gorszy pieniądz wypiera lepszy? W tym wypadku znaczki wypierają normalną walutę, bo tą drugą produkowano bez odpowiedniej kontroli?

 

- Owszem. Znaczków nie da się skopiować, ich liczba jest ograniczona, więc same zostały de facto walutą. Lepszym pieniądzem, dodatkowo niemożliwym do zepsucia. Trochę jak złoto w dawnych czasach. Wspaniała lokata kapitału.

 

- A teraz wszyscy chcą je mieć, co sprawa, że są jeszcze droższe? Czy o tym Kopernik też wspomniał?

 

- Tak, trochę niżej – wyświetliła fragment starodruku na swoim urządzeniu. – We fragmencie o podaży pieniądza.

 

- Więc co właściwie możemy zrobić? Zakazać znaczków? Spalić część eurojenów? – Folk nerwowo przeglądał plik w poszukiwaniu ratunku. – Przestać okrawać monety nożem? Rozwiązania Kopernika nie sprawdzą się chyba w naszym przypadku.

 

- Jest jeszcze jedna możliwość – powiedziała nagle Stein.

 

Wytłumaczenie jej pomysłu zajęło większą część wieczoru, ale w końcu Kapitan zgodził się przedstawić go Radzie. Wiedział, że może być to ostatnia szansa na uratowanie ekonomii Wędrującego Miasta.

 

***

 

Amadeusz Folk z zadumą wpatrywał się w lśniącą monetę. Pomysł z wprowadzeniem kolejnej, silniejszej waluty przebiegł zaskakująco sprawnie. Jasne, przekonanie Rady do porzucenia Znaczków, a potem edukacja społeczna potrwała kilka miesięcy, ale ostatecznie wszystko skończyło się dobrze. W podzięce za pomoc, poza solidną wypłatą, doktor Stein otrzymała prawo wyboru nazwy monety, w której ją otrzyma. Nikt nie był zdziwiony faktem, że aktualną walutą Okeanosa stał się więc jeden Kopernik. Dzielący się na sto fromborków.

 

 

Autora zainspirowały prace ekonomiczne Mikołaja Kopernika, a zwłaszcza Dissertatio de optima monetae cudendae ratione


 

Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Kopernika 2023

 

Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Kopernika 2023? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!

 

Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.