Przejdź do treści

Mikołaj T.

Filiżanka z herbatą ziołową z pokrzywy

Źródło zdjęcia: Mareefe@PxHere
  

Rok 2023 został ogłoszony Rokiem Kopernika. Z tej okazji, w numerze 1/2023 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki pt. Fantasia Copernicana na teksty z dziedziny science-fiction w języku polskim, pisane prozą, inspirowane życiem Mikołaja Kopernika. 

 

Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „Mikołaj T.” autorstwa Joanny Zielińskiej-Król:

 


 

Joanna Zielińska-Król

 

MIKOŁAJ T.

Mikołaj tego dnia spóźnił się na pierwszą lekcję. Według planu była „przyra”. Pani od przyrody podawała już temat. Odwróciła się na dźwięk otwieranych drzwi. Nie powiedziała nic, ale posłała takie smutno-karcące spojrzenie. – Tematem dzisiejszej lekcji jest Wędrówka Słońca nad horyzontem. Oj, przepraszam, szybko dodała, powinno być: „Pozorna wędrówka Słońca...” Pani płynnie już przechodzi do wyjaśniania zawiłych treści tematu. – My tu na Ziemi widzimy, jak słoneczko porusza się nad naszymi głowami. Ale to Ziemia po swojej orbicie krąży wokół Słońca. Kiedyś ludzie wierzyli... 

W tym samym czasie przeszła do modelu Układu Słonecznego. Niestety nie dokończyła zdania, bo Janek w drugiej ławce wypalił nagle: – Aaaaa wie pani, że niektórzy ludzie to wierzą w MAKARON. Klasa wybucha śmiechem. Janek dumnie rozgląda się dookoła. Udało się przerwać lekcję! Ale o dziwo! Pani też się śmieje. 

– Tak, słyszałam o „Latającym potworze spaghetti”. Uczniowie milkną, niektórzy myśleli, że Janek oberwie uwagę do dzienniczka. Ale pani dalej wyjaśnia. 

– Ludzie wierzą w różne rzeczy, w trakcie nauki będziecie poznawali przeróżne teorie i ich twórców. Czasami warto zaufać ich odkryciom. Takim naukowcem właśnie był Mikołaj Kopernik. 

Wszyscy już słuchają zaciekawieni, zapominając o incydencie z Jankiem. Mikołaj słuchał również, lubił przyrodę. Ale na chwilę odpłynął myślami. Skupił się na ostatnim zdaniu „Zaufać odkryciom naukowców”. Jego tato też tak mówi. Kiedy zachorowała mama, babcia z płaczem szeptała, że wiara czyni cuda. Tato od tego dnia przynosił różne artykuły i czytał na głos: „Trzeba zaufać współczesnej medycynie. No mamy dwudziesty pierwszy wiek”, cytował. Przybierał przy tym poważną minę. Mama słuchała i kiwała głową. A Mikołaj bardzo bał się o mamę. 

– Zadanie domowe! Ten krótki zwrot wszystkich przywróci na Ziemię. W ćwiczeniach na stronie 123, zadanie 1, 2 i może jeszcze 4. – UUUUUUUUuuu – po klasie przeszedł pomruk niezadowolenia. – No dobrze, wystarczy. Ale jeszcze zadanie dla chętnych. Przygotujcie notatkę o naszym wybitnym Polaku. Zobaczycie, że był nie tylko astronomem. Zajmował się wieloma dziedzinami. Liczę na ciekawostki! 

 

Na przerwie Janek uderzył Mikołaja barkiem. Niby to przypadkiem, przeciskając się przez tłum w ciasnym korytarzu. Chłopiec zachwiał się. Nic nie zrobił koledze, nawet nie znali się dobrze. Mikołaj czuł, że Janek nie darzy go zbytnio sympatią. Przeżyć jeszcze dwa „polaki”, a potem już sama przyjemność. Marzył! 

Trening z panem Jarkiem. Uwielbiał treningi, ganiał za piłką po boisku aż miło. Cały Świat przestawał istnieć, problemy znikały. 

Pierwszy polski zaczął się jednak niezbyt miło. Janek, przypatrując się Mikołajowi, po raz kolejny próbował przerwać lekcję. 

– Wie pani, że na przyrodzie mówiliśmy o Mikołaju? 

Niektórzy się zaśmiali, patrzyli to na niego, to na panią. Chłopiec poczerwieniał i schylił się do plecaka. Wyjmował powoli przybory. Pani Ania ze spokojem odpowiedziała: – Dzisiaj zaczynamy omawiać lekturę „Anię z Zielonego Wzgórza”. Co nie znaczy, że będziemy rozmawiać o mnie. Pani wskazała na siebie i z uśmiechem pokazała książkę. Mam nadzieję, że przeczytaliście? Kolejny raz Jankowi się upiekło. Jednak nie dawał za wygraną. Pokazywał koledze różne gesty. Piącha pod brodę. Lornetka z dłoni, co miało oznaczać: obserwuję Cię, mam Cię na oku. 

Robił to tak, żeby pani nie widziała. Mikołaj zastanawiał się, czego on chce? Dlaczego to robi? Przecież nic jemu nie zrobiłem.  

Trening za to był fantastyczny!!! Pan wycisnął ich jak cytryny. Zaraz po szkole Mikołaj poszedł do domu. Mijając osiedlowy sklep zobaczył Janka. Kolega z klasy stał na schodku przed sklepem. Czekał na kogoś. Pluł na schodek. 

Ze sklepu wyszedł, jak to tato Mikołaja miał w zwyczaju nazywać, „jegomość”. Chwiejąc się i bełkotając, powiedział do Janka: – Młody, masz tu na cukierki. 

– Tato, chodź do domu! Mama czeka, ugotowała obiad... – prosił Janek. 

– Idź, idź, ja zaraz przyjdę. Psu brat, musiałeś mnie tu spotkać? Ja muszę… 

Zobaczył z daleka swojego kolegę i ruszył w jego stronę. Całkowicie stracił zainteresowanie synem. Spojrzenia chłopców skrzyżowały się przez moment. Mikołaj skulił się jak przed ciosem. Jednak tym razem Janek opuścił głowę i poszedł w przeciwnym kierunku. Ręce wisiały wzdłuż ciała, był zrezygnowany. A nawet lekko zawstydzony. 

Mikołaj zdyszany wpadł do domu. – Jest jakiś obiad??? Jakieś picie? Wołał. Zapomniałem picia do szkoły... Rzucił plecak w przedpokoju. Tato wyjrzał z pokoju. Przytykał palec do ust, ciiiiiiiii! Cicho! Mama śpi. Weź sobie obiad. Jedziemy z mamą do kliniki na badania. Wrócimy jutro wieczorem. Zostaniesz z babcią. Pamiętaj o lekcjach. Zero grania!!!!! Dopiero w sobotę. 

Chłopcy w tym wieku niechętnie wykonują polecenia. Ale Mikołaj chce być pomocny i grzeczny. Wyszedł z kuchni, a mama już zbiera się do wyjścia. Przytulają się mocno. Obiecali sobie, że nie będą płakać ani się żegnać. Po prostu do zobaczenia! Do jutra! Tylko oczy nigdy nie kłamią. Smutek ogromny strach, wszystkie emocje pokażą te dwa podłużne otwory w czaszce. U syna niebieskie po ojcu. U mamy brązowo-zielone. Wilgotne, gdy patrzą na siebie. 

Trzasnęły drzwi wejściowe, rodzice wyszli. Ponownie trzasnęły, weszła babcia. Mikołaj już w swoim pokoju słyszy wszystkie odgłosy domu. Siadł przed komputerem, korci go, żeby włączyć grę. Ale obiecał przecież. Pierwsze zadania domowe, zrobię i spokój. Matematyka, łatwe dwa zadania. Z anglika kilka nowych słówek. Powtórzył kilka razy. Przyroda, wpisał hasło w wyszukiwarkę. Mikołaj Kopernik, wyskoczyło kilkanaście stron.  

Przegląda przez chwilę. Czyta, jedna ze stron jest bardzo ciekawa. Kopernik był lekarzem. Studiował medycynę. Zajmował się różnymi chorobami. Robi krótką notatkę.  

Cały czas coś szumi, co tak szumi? To woda tak szumi. Babcia myje naczynia. Krzątanie się po kuchni, ale nadal coś szumi? Patrzy pod biurko, to stamtąd szumi. Jego nogi robią się jak balony, to one tak szumią. Puchną nogi i ręce. Puchnie całe ciało… Jego skóra jest twarda i błyszcząca. Przypomina skafander kosmonauty. Ciało unosi się do góry, odrywa od krzesła. Unosi się nad biurko. Już jest pod sufitem. Szum ustaje, ale jego ciało podrywa się i przesuwa w kierunku otwartego okna. Przyśpiesza, jest już nad domami. Wszystko powiększa się, a nagle jest tak wysoko, że wszystko robi się całkiem małe. 

 

W górze wszystko wygląda inaczej. Mikołaj chce zawołać „babciu!”, ale głos nie wydobywa się z jego krtani. Jest już bardzo wysoko, nie wie, gdzie jest. Umarłem? Śnię? Widok przypomina model z klasy przyrodniczej. Ten, który pokazywała pani. Model Układu Słonecznego. Ach, to tak widział Kopernik, myśli chłopiec. Ale już znów szum, świst, łopot. Przerywa jego myśli. Coś dzieje się z jego ciałem. Wiruje, spada... bulgotanie i chlupot. Wpadł do wody. Tak, fale. Jego skafander pełni teraz rolę pontonu. Wszystko dzieje się tak szybko. Nie zdążył pomyśleć, a jego ciało już uderzyło stopami o coś twardego. Skały... 

Bał się unieść głowę, co zobaczy teraz? Ciało samo się składa. Skafander pomaga przy każdym ruchu. Wdrapał się na te skały. Wyspa? Co tam jest? Rośliny? Egzotyczne zwierzęta? Dżungla? Widok, jaki zobaczył, zaskoczył go niesamowicie. Teren był płaski. Żadnych roślin, żadnych zwierząt. Pierwsze, co rzucało się w oczy, to meble. Duże, masywne, ciężkie biurka. Z różnych epok, z różnych materiałów. Przeważnie z drewna, ale niektóre z metalu. Wszystko stało na podłożu koloru zielonego. Cały ten płaskowyż przypominał trochę skorupę olbrzymiego żółwia.  

Za każdym biurkiem siedziała osoba. Kobieta lub mężczyzna. Byli w różnym wieku. Dziwnie ubrani. Jednego z nich rozpoznał. Taki pan z bujną fryzurą. Tato coś czytał na jego temat. Pomiędzy meblami kręcili się inni ludzie. Zaglądali na biurka, zatrzymywali się. Dopiero teraz zauważył napisy. Podszedł. 

Pierwsze biurko, napis „Maria Skłodowska-Curie”. Następnie „Alfred Nobel”. 

Dalej pan w śmiesznych okularach. Szedł i czytał nazwiska. Nagle wśród tłumu zobaczył panią od przyrody. Stała obok ciemnowłosego pana w śmiesznym garniturze. Rozmawiali, gestykulowali rękami. Śmiali się głośno.  

– Proszę pani, co my tutaj robimy? Podbiegł do niej. A raczej podpłynął w powietrzu. – Co to za miejsce? Jak wrócimy do domu?  

Pani nie słuchała. Patrzyła przed siebie. Powiedziała tylko: – Każdy ma jakieś pytania! Wszyscy szukamy odpowiedzi. Idź już, masz tylko dziesięć minut. Popchnęła go w kierunku tłumu. Ludzi było coraz więcej. Jakie ja mam pytanie? Do kogo? No tak! 

Zobaczył teraz postać. Włosy opadające na ramiona, lekkie loki. Stał bokiem, więc charakterystyczny nos nie pozostawiał wątpliwości. Nie musiał czytać. Rozejrzał się, inni podchodzili do stanowiska i przyciskali przycisk. Złote guziki w kształcie grzybka. Po wciśnięciu wyświetlał się ekran. Można było wybrać język i temat. Odwagi Mikołaju, sam sobie dodał otuchy. 

Przycisk, wybór: język polski. Temat, wybór: Jak leczył ludzi? 

Kopernik wstał, podszedł do niego. Nie był taki wysoki jak na zdjęciach w necie. Odezwał się do po polsku, ale trochę dziwnie.  

– Jestem ciekaw, z czym do mnie przybywasz, młodzieńcze? 

– Byłeś lekarzem, jak leczyłeś ludzi? – Jąkając się trochę, wydusił z siebie. 

– Trudne to były czasy, walczyłem z niewidzialnym wrogiem. Teraz nazywacie je drobnoustrojami. Higiena była na niskim poziomie. Nie było lekarstw. Mogłem jedynie stosować różne mikstury z roślin. Jedna była mi bardzo użyteczna. Urtica dioica. Każdego wieczora piłem napar z tego ziela. Wyleczyłem wiele dolegliwości u siebie i u swoich kamratów. 

Fajnie toczyła się rozmowa, Mikołaj miał jeszcze wiele pytań. Niestety, obraz zaczął się powoli rozmywać… Miał wrażenie, że nie opuszczał swojego miejsca. Ocknął się przy swoim biurku. W pamięci miał ostatni obraz, ludzie machali do niego, a on unosił się do góry. Wśród nich rozpoznał tego pana spod sklepu. Tato Janka!? 

Przetłumaczył łacińskie słowo, to pokrzywa! Zwyczajny chwast! Zwykła pokrzywa. Za oknem już robiło się ciemno. 

– Babciu, mamy herbatę z pokrzywy? 

– A po co Tobie, wnusiu, pokrzywa? – Zapytała trochę zaniepokojona. 

– Słyszałem, że jest dobra na różne dolegliwości. Może mama powinna ją pić? 

– Wiesz, w ogrodzie już jest jej pełno. Można zerwać świeżą. 

 

Chłopiec codziennie po szkole zbierał pokrzywy. Stare rękawy od dresów służyły do ochrony przed parzącymi włoskami. Był środek maja. Rosły wszędzie. Zrobili z picia herbatki pokrzywowej taki mały rytuał. Babcia zaparzała cały dzbanek. Siadali przy stole, pili i rozmawiali. Zawsze udało mu się rozśmieszyć mamę. Po kilku tygodniach wydało mu się, że nie jest już taka blada. 

Tuż przed wakacjami był następny termin badań. Wyniki przyniosła znajoma pielęgniarka z przychodni. Bardzo się poprawiły od poprzedniego razu.  

– To bardzo dobre wiadomości – powiedziała babcia i przycisnęła mamę do piersi. 

– Leki zaczęły wreszcie działać – powiedział tata. Ten dzień był bardzo radosny. Mikołaj znacząco popatrzył na dzbanek herbaty z pokrzywy. 

 

W szkole Mikołaj próbował zagadnąć panią od przyrody. Jednak pani zachowanie nie wskazywało, żeby coś pamiętała z tamtego wydarzenia. Chłopiec próbował różnymi sposobami. Podchodził na przerwach, ale ta zawsze miała coś do zrobienia. Albo biegła na dyżur. Zapamiętał nazwisko tego naukowca, z którym rozmawiała. Nikola Tesla, spytał się nawet o niego, ale nauczycielka zbyła go krótko. 

– Będziecie uczyć się o nim w starszych klasach. I to, że był świetnym, niedocenionym naukowcem. 

TYLE, czyli nic nie pamięta. Albo nie chce rozmawiać o tych wydarzeniach. Raz tylko, jak omawiali temat chorób wywołanych przez bakterie i wirusy, nie wytrzymał i powtórzył to, co usłyszał od mistrza astronomii M. Kopernika – lekarza. Wtedy popatrzyła na niego dłużej, długoooo. Uśmiechnęła się tak trochę inaczej.  

– A może ty, Mikołaju, zostaniesz lekarzem? 

Cała klasa popatrzyła na niego z uznaniem. Nawet Janek! 

 

 

K O N I E C

 

 

Inspiracja: w opowiadaniu wykorzystane zostało dzieło Mikołaja Kopernika „O obrotach sfer niebieskich” i artykuł dr  n. med. Marka Jurgowiaka pt. „Lekarz Mikołaj Kopernik” (link).

 


 

Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Kopernika 2023

 

Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Kopernika 2023? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!

 

Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.