Przejdź do treści

De revolutionibus AD 2043

Chirurdzy nad stołem operacyjnym

Zdjęcie wykonane przez National Cancer Institute. Źródło: Unsplash 
  

 

Rok 2023 został ogłoszony Rokiem Kopernika. Z tej okazji, w numerze 1/2023 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki pt. Fantasia Copernicana na teksty z dziedziny science-fiction w języku polskim, pisane prozą, inspirowane życiem Mikołaja Kopernika. 

 

Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „De revolutionibus AD 2043” autorstwa Anny Kłosińskiej:

 


 

 Anna Kłosińska

 

DE REVOLUTIONIBUS AD 2043 

 

Marcowy poranek był ponury i ciemny. Słońce daremnie próbowało przebić się przez gęste kłęby niskich, szarych chmur, aby choć trochę rozświetlić mokre chodniki oraz smętne skwery pokryte nędznymi resztkami zgniłej trawy. Dochodziła siódma trzydzieści. W Klinice Chirurgii Ogólnej właśnie rozpoczynała się poranna odprawa lekarska.

 

- Dzień dobry! – powiedziała profesor Anna Schilling wchodząc do sali odpraw, w której siedzieli już wszyscy jej asystenci.  – Chciałabym wam dzisiaj kogoś przedstawić.  

 

Dopiero teraz dostrzegli stojącą za kierowniczką kliniki szczupłą brunetkę o bujnych włosach równo obciętych nieco powyżej ramion. Dziewczyna była ubrana w dopasowany medyczny mundurek w kolorze bladej zieleni. Uśmiechała się niepewnie.  

 

- Oto nasza nowa stażystka. – kontynuowała profesor. – Pani doktor Nikola Kopernik.   

 

- No to są jakieś jaja! – zarechotał rumiany i okrągły doktor Zbychowski, uderzając pięścią w stół z takim impetem, że aż odrobina kawy wylała mu się z kubka. – Rodzice pani doktor to chyba mieli niezłe poczucie humoru… 

 

- A więc jednak – Kopernik kobietą! - zawtórowała mu drobna, zasuszona doktor Bzdyl, której jak zwykle o tej porze dnia dramatycznie brakowało papierosa. – Seksmisja nadchodzi… 

 

- Proszę im wybaczyć… – profesor Schilling zwróciła się do zakłopotanej stażystki. – Jak zwykle po dyżurze trochę nie trzymają afektu. Efekt przepracowania i deprywacji snu…

 

- Nic się nie stało. – odpowiedziała cicho doktor Kopernik. – Jestem przyzwyczajona do tego, że moje nazwisko wzbudza różne skojarzenia i emocje. Co się zaś tyczy poczucia humoru moich rodziców, to trudno mi będzie się wypowiedzieć na ten temat, ponieważ nie posiadam rodziców, przynajmniej w klasycznym rozumieniu tego słowa…  

 

Ostatnie stwierdzenie stażystki wywołało wyraźną konsternację wśród zgromadzonych w sali odpraw członków zespołu. Widząc to, profesor Schilling niezwłocznie pospieszyła z wyjaśnieniami. 

 

- Pani doktor Kopernik jest bardzo szczególną lekarką… - zaczęła. – to pierwszy w historii robotyczny lekarz, który będzie odbywał staż w naszej klinice.  

 

- O w mordę, w życiu bym nie powiedział, że ta dziewczyna to android! – jęknął Zbychowski, ponownie wylewając porcję kawy z kubka.  

 

- W rzeczy samej, jestem androidem. – uśmiechnęła się do niego Nikola Kopernik. – Chociaż poprawniej, zdaniem moich twórców, brzmi określenie „samodzielny biomechaniczny humanoidalny robot medyczny”. Tak nazywali mnie na Wydziale Biorobotyki Politechniki Bydgoskiej, na której powstałam.  

 

- Dużo was tam… zrobili? – zapytał niepewnie Zbychowski.  

 

- Jestem egzemplarzem prototypowym. – odpowiedziała Nikola. – Z tego, co wiem, kolejne są już jednak w budowie. Jeżeli sprawdzę się w pracy, to ministerstwo da środki na rozbudowę linii produkcyjnej.  

 

- Ja pier…ę, co za świat! – westchnął Zbychowski.  

 

- Tylko bez wyrazów, Zbychu! – upomniała go profesor. – Postarajmy się mimo wszystko uczyć młodych lekarzy właściwej kultury zachowania, niezależnie od tego, skąd pochodzą. 

 

- Przepraszam. – odpowiedział Zbychowski. – Chyba jestem po prostu za stary na takie innowacje.  

 

- Najpierw kobiety, teraz roboty… - mruknął siwowłosy lekarz w grubych okularach,  który do tej pory zdawał się drzemać w kącie sali. – Rydygier się w grobie przewraca!  

 

- Doktorze Gderkiewicz! – profesor Schilling zwróciła się do niego ostrym tonem. – Czy ja naprawdę mam na pana złożyć skargę do Komisji Antydyskryminacyjnej?! 

 

- Już nic nie mówię… - odburknął, po czym ponownie zapadł w przypominające sen odrętwienie, nie zaszczyciwszy swojej przełożonej nawet jednym spojrzeniem.  

 

- Długo zastanawiałam się nad tym, czy powinnam informować was o szczegółach dotyczących doktor Kopernik. – ponownie zabrała głos profesor Schilling. – Z naukowego punktu widzenia pewnie byłoby lepiej, gdybyście nie wiedzieli i traktowali ją jak każdą inną lekarkę. Taka ślepa próba. Uznałam jednak, że pracujemy razem już tyle lat, iż byłoby wysoce nie w porządku, gdybym was okłamywała. Mimo to proszę was jednak, żebyście w miarę możliwości czasowych i logistycznych wdrażali panią doktor do pracy dokładnie tak samo, jak każdego innego młodego lekarza, bez żadnych względów szczególnych i bez uprzedzeń. Postarajmy się być wobec niej tak obiektywni, jak to tylko możliwe, bo tylko dzięki temu ten jedyny w swoim rodzaju eksperyment, bezprecedensowy w historii rozwoju nauki i technologii, będzie pełnowartościowy pod względem naukowym.  

 

- Oczywiście. – odparła doktor Bzdyl, zdawkowo i bez widocznego przekonania. – Jak tylko dojdę do siebie po tym je…, ekhm, …dnoznacznie przerąbanym dyżurze.  

 

- Będę ci wdzięczna, Małgosiu, jeżeli zabierzesz od czasu do czasu panią doktor ze sobą do poradni. Tymczasem dzisiaj po odprawie idź do domu i odpocznij.  

 

- Jasne. A te zaległe rozliczenia procedur dla NFZ to się same zrobią?  

 

- Ja mogę to zrobić! – powiedziała Nikola. – Mam wgrane bardzo szczegółowe algorytmy dotyczące obsługi dokumentacji medycznej.  

 

- Jeżeli pani doktor uważa, że w swoim pierwszym dniu pracy poradzi sobie pani z taką dawką absurdu, to proszę bardzo! – odpowiedziała doktor Bzdyl z ironicznym uśmiechem. – Ciekawa jestem rezultatów.  

 

- Jeśli pani doktor chce, to rzeczywiście proszę spróbować. – odparła profesor Schilling. – Będziemy niezmiernie wdzięczni, jeśli zechce pani odciążyć nas nieco w biurokratycznych obowiązkach. Chciałabym jednak, żeby w miarę możliwości spędzała pani jak najwięcej czasu przy zabiegach i innych czynnościach związanych z opieką nad pacjentami. Mimo wszystko jesteśmy wciąż przede wszystkim lekarzami, a nie „świadczeniodawcami”.  

 

- Oczywiście, pani profesor. – odpowiedziała stażystka. – Mnie również na tym najbardziej zależy.  

 

- Tak sobie myślę, kogo by tu wyznaczyć na pani opiekuna stażu… - kontynuowała profesor Schilling. Po chwili jej wzrok padł na jednego z młodszych asystentów, zawzięcie przebierającego palcami po holograficznym ekranie wyświetlanym z opaski jego najnowszego smartprojektora.  

 

- Doktorze Wodka… – zwróciła się do niego.  

 

- Doktorze Wodka! – powtórzyła głośniej, nie doczekawszy się żadnej reakcji.  

 

- Mikołaj! – zawtórowała jej teatralnym szeptem siedząca obok zainteresowanego młoda lekarka, szturchając go jednocześnie mocno łokciem w bok. 

 

- Co? – poderwał się, lekko przestraszony.  

 

- Pani profesor do ciebie mówi!!! 

 

- Tak, pani profesor! – odezwał się wreszcie do kierowniczki, wyraźnie zmieszany.  

 

- Doktorze Wodka. – kontynuowała profesor Schilling. – Pomyślałam sobie, że opiekunem stażu naszej wyjątkowej pani doktor powinien zostać ktoś młody, energiczny i obeznany w nowych technologiach. Sądzę, że to właśnie pan jest idealnym kandydatem do tego zadania. Oprowadzi pan doktor Kopernik po naszej klinice i pokaże jej wszystko. Oczywiście jak tylko wbije pan już ten nieszczęsny level w swojej grze…  

 

- Oczywiście… - wydusił z siebie zaczerwieniony ze wstydu doktor Wodka, co ledwo było słychać pośród śmiechu zgromadzonych na sali.  

 

- Tymczasem proponuję, żebyśmy przeszli już do raportu lekarzy dyżurnych, bo za dziesięć minut zaczyna się pierwszy zabieg.  

 

Kilka minut później wszyscy lekarze, z wyjątkiem tych, którzy byli rozpisani do pierwszej operacji, udali się na wspólny obchód. Na pierwszej sali chorych zastali głośno chrapiącego pana Eugeniusza, stałego bywalca kliniki, przyjętego ostatniej nocy z powodu siedemnastego w swoim życiu epizodu ostrego zapalenia trzustki, o jedynej rzecz jasna słusznej w tym kraju etiologii. 

 

- No, Gieniu, budzimy się! – zawołał doktor Zbychowski, jednocześnie mocno potrząsając pacjenta za ramię.  

 

- E? – odpowiedział enigmatycznie Gieniu, powoli otwierając oczy.  

 

- No co tam, brzuch nadal boli? – dopytywał lekarz. Nie doczekał się jednak odpowiedzi na swoje pytanie, gdyż całą uwagę pacjenta momentalnie pochłonęła stojąca obok łóżka nowa stażystka.  

 

- Eee! – ożywił się Gieniu. – Doktory mają nową koleżankę! 

 

- Nie podniecaj się, Gieniu. – zgasił go Zbychowski. – Ona jest robotem.  

 

Przez chwilę Gieniu przyglądał się po kolei wszystkim obecnym w pełnym bezbrzeżnego zdumienia milczeniu.  

 

- O k…wa! – wydusił w końcu, kiedy informacja przekazana przez lekarza dotarła wreszcie do ostatnich trzeźwych zakamarków jego świadomości. – Więcej nie piję…

 

Po zakończonym obchodzie doktor Mikołaj Wodka sumiennie, przez ponad godzinę, oprowadzał Nikolę po wszystkich pomieszczeniach kliniki, po kolei tłumacząc jej różne zawiłości organizacji pracy.  

 

- Nadążasz? – zapytał w końcu, pomyślawszy, że być może przekazuje za dużo informacji jak na pierwszy dzień w pracy.  

 

- Pewnie! – odpowiedziała Nikola. – Nie mogę narzekać na moją pamięć operacyjną. 

 

- No tak. - odparł na to. – Zapomniałem... 

 

Kiedy skończyli, Mikołaj musiał na dwie godziny opuścić oddział, aby pojechać na przesłuchanie w prokuraturze. Nikola w tym czasie postanowiła się zająć rozliczeniami procedur dla doktor Bzdyl. Po kilkudziesięciu minutach mordęgi udało jej się w końcu zhakować enefzetowski system rozliczania hospitalizacji i zaczęła wyliczać takie punkty, że po raz pierwszy w kilkudziesięcioletniej historii kliniki leczenie nawet najcięższych pacjentów przestało generować długi. Obserwujący dyskretnie jej poczynania pozostali lekarze z wrażenia łapali się za głowy.  

 

- No no no… - powiedział z uznaniem doktor Zbychowski. – Obyś tylko nie musiała się tłumaczyć przed naszą ulubioną panią kontroler… Na samą myśl o tym babsku czuję, że puszczają mi zwieracze… 

 

- A jak się nazywa ta pani kontroler, jeśli wolno spytać? – odparła nie zrażona niczym Nikola. 

 

- Monika Wgryzikiewicz.  

 

- Moniczka… - odpowiedziała Nikola, prychając lekceważąco. – To przecież Biurvix-117, chyba najbardziej prymitywny model ze wszystkich enefzetowskich androidów rozliczeniowych! Bez obaw, mam zainstalowanego doskonałego firewalla przeciwko wszystkim jej sztuczkom!  

 

- Wow! – zawołał doktor Zbychowski. – Postęp technologiczny to jest jednak wspaniała rzecz! 

 

Około południa Mikołaj wrócił do kliniki i natychmiast ponownie zaangażował Nikolę do pracy. Kazał jej przestudiować dokumentację pacjentów, a sam w tym czasie pospiesznie zjadł jakieś kanapki. Przez resztę dnia zajmowali się chorymi, byli też razem na jednym zabiegu na bloku operacyjnym. O piętnastej doktor Wodka zaczynał dyżur w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Nikola postanowiła mu w nim towarzyszyć. Mikołaj był urodzonym nauczycielem. Każdego pacjenta kazał najpierw zbadać Nikoli, a potem odpytywał ją, jakie stwierdziła nieprawidłowości, jakie jest jej zdaniem wstępne rozpoznanie i jakie należałoby wdrożyć postępowanie w danym przypadku. Ze zdziwieniem stwierdził, że jest naprawdę dobra. Nie dość, że trafnie stawiała wszystkie diagnozy, to jeszcze sama interpretowała badania obrazowe, wynajdując w nich nawet takie zmiany, które były zbyt małe, aby zauważyli je najbardziej doświadczeni radiolodzy. A co najważniejsze, nawet przez chwilę nie była zmęczona, głodna, czy rozdrażniona. Nie musiała nawet wychodzić do toalety. Po prostu idealny lekarz dyżurny.  

 

Około północy w SOR na chwilę zrobiło się trochę spokojniej. Wszyscy pacjenci zostali zaopatrzeni i Mikołaj mógł wreszcie trochę odpocząć.  

 

- Padam z nóg. – powiedział. – Idę się na chwilę położyć, zanim przyjadą ofiary nocnych libacji. 

 

- W porządku. – odpowiedziała Nikola. – Wymienię akumulatory, a potem sobie pospaceruję, żeby zintegrować dane.  

 

- Ok. – odparł. Nie przestawała go zadziwiać.  

 

Nikola powoli przemierzała uśpione szpitalne korytarze. Z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu odczuła nagły przymus, żeby iść w górę. Kiedy dotarła na najwyższe piętro klatki schodowej, bez trudu poradziła sobie z rozpracowaniem zamka zabezpieczającego awaryjne wyjście na dach. Cicho wspięła się po drabinie i po chwili pod stopami chrzęściła jej już stara papa, a nad jej głową lśniło kilka spośród tych najjaśniejszych gwiazd, których nie zdołały przyćmić światła miasta. Stanęła w bezpiecznej odległości od brzegu dachu i przyglądała się migocącym w oddali punktom, bez trudu rozpoznając wśród nich Kapellę, Arktura czy Spikę. 

 

- Widzę, że też lubi pani nocne niebo. – odezwał się znienacka męski głos tuż za jej plecami. Nikola odwróciła się zaskoczona, po czym dostrzegła wysoką sylwetkę odzianą w czerń, od której wyraźnie odbijał biały kwadracik koloratki. - Jestem ksiądz Giese, szpitalny kapelan.  

 

- A ja Nikola Kopernik, lekarka stażystka.  

 

- Słyszałem o pani… 

 

- Więc wie ksiądz, kim jestem? 

 

- Tak, wiem. Rozmawiałem niedawno z profesor Schilling na pani temat. 

 

- Lubię patrzeć nocą w gwiazdy. – powiedziała Nikola. – Myślę wtedy o moich następczyniach, które tam kiedyś polecą. Ja niestety nigdy nie ujrzę „statków szturmowych w ogniu sunących nieopodal ramion Oriona”*.  

 

- Ja często przychodzę tutaj, kiedy wzywają mnie w nocy do szpitala. Czuję wtedy, że jestem bliżej Boga. Jest mi to potrzebne zwłaszcza wtedy, kiedy udzielam sakramentu chorych tak młodym pacjentom, jak dzisiaj. Dwudziestolatek z białaczką… Po czymś takim nie da się tak po prostu wrócić do łóżka i dalej spać. Za dużo pytań… 

 

- A czy i ja mogę mieć jedno pytanie do księdza?  

 

- Oczywiście, proszę pytać o co pani chce.  

 

- Czy ksiądz myśli, że tymi, którzy mnie stworzyli, kierował Bóg, czy może raczej coś innego?  

 

- Powstała pani jako narzędzie, które ma usprawnić i ulepszyć udzielanie pomocy chorym i cierpiącym ludziom. Cokolwiek więc kierowało pani twórcami, musiało to być dobre, a więc było miłe Bogu.  

 

- A jak ksiądz sądzi, czy takie n a r z ę d z i e jak ja może mieć duszę? 

 

Ksiądz przez dłuższą chwilę milczał.  

 

- Jest pani mimo wszystko maszyną. Szczególną, ale jednak maszyną. A zgodnie z doktryną Kościoła maszyny nie mogą mieć duszy… 

 

- A poza doktryną Kościoła? Jak ksiądz c z u j e ? 

 

- Nie wiem. – odpowiedział krótko, po czym pożegnał się i pospiesznie oddalił.  

 

Nikola jeszcze chwilę stała na dachu, wpatrując się w odległe gwiazdy. Z zamyślenia wyrwał ją sygnał smartkonektora.  

 

- No jak tam, jesteś gotowa na nowe medyczne wyzwania? – usłyszała we wnętrzu swego ucha głos Mikołaja.  

 

- Pewnie, zaraz schodzę na SOR. – odpowiedziała, zadowolona, że nie będzie musiała dłużej tam stać i myśleć. Pospiesznie zamknęła za sobą właz i zbiegła po schodach.  

 

- Mam dla ciebie fajnego pacjenta. – zaczął Mikołaj Wodka, kiedy spotkali się na dole. – Jestem ciekaw, czy tym razem odgadniesz, co mu jest.  

 

Uśmiechał się tajemniczo, kiedy Nikola referowała mu rezultaty swojego badania chorego. Tym razem nie potrafiła postawić żadnego konkretnego rozpoznania wstępnego. Zaproponowała więc wykonanie tomografii komputerowej brzucha. Kiedy usiadła przed ekranem i zaczęła analizować skany, po chwili odwróciła się do kolegi, wyraźnie skonsternowana.  

 

- Co to jest? – zapytała, pokazując palcem na ekranie podłużny, segmentowany twór układający się w rzucie miednicy mniejszej pacjenta.  

 

- A jak myślisz? 

 

- Nie mam bladego pojęcia. Nie znam tego gatunku tasiemca… 

 

- To nie tasiemiec! – roześmiał się Mikołaj.  

 

- To w takim razie co?  

 

- Czopki. W foliach zabezpieczających. Jeden za drugim.  

 

- Ale jak?! Przecież czegoś takiego to by nawet Kopernik nie wymyślił! 

 

- No widzisz. Sztuczna inteligencja nigdy nie wygra z naturalną głupotą… 

 

 

Dla Autorki inspiracją do napisania tego opowiadania była medyczna działalność Mikołaja Kopernika:

Tematyka ta jest mi szczególnie bliska, ponieważ sama zajmuję się tą dziedziną. Dzisiaj, ponad pół tysiąca lat od czasów, w których żył nasz wybitny rodak, do większości dziedzin naszego życia, w tym również medycyny, wielkimi krokami wkracza sztuczna inteligencja. Czy jest to początek kolejnej wielkiej rewolucji naukowo-technologicznej, na miarę kopernikańskiego przewrotu? Z próbą odpowiedzi na to pytanie postanowiłam się zmierzyć w formie nieco żartobliwej, choć nie pozbawionej też nutki poważniejszej refleksji. Dla niektórych bohaterów mojego opowiadania zapożyczyłam również z życiorysu Kopernika autentyczne imiona i nazwiska – mówi pani Anna. – Cytat oznaczony gwiazdką pochodzi z filmu „Blade Runner” (Łowca Androidów) z 1982 r. w reżyserii Ridleya Scotta.

 


 

Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Kopernika 2023

 

Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Kopernika 2023? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!

 

Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.