Przejdź do treści

Wstrzymał Ziemię, ruszył Słońce

Pejzaż w kropli wody

Źródło zdjęcia: Chelsea Pridham / Unsplash
  
  

Rok 2023 został ogłoszony Rokiem Kopernika. Z tej okazji, w numerze 1/2023 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki pt. Fantasia Copernicana na teksty z dziedziny science-fiction w języku polskim, pisane prozą, inspirowane życiem Mikołaja Kopernika. 

 

Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „Wstrzymał Ziemię, ruszył Słońce” autorstwa Emila Zawadzkiego:

 


 

Emil Zawadzki

 

WSZTRZYMAŁ ZIEMIĘ, RUSZYŁ SŁOŃCE

 


    Najdalsze rubieże kosmosu od prawieków były miejscem absolutnej ciszy. Tam, gdzie nie docierał blask żadnej z gwiazd, rozciągały się połacie nieprzyjaznej nicości, istna pustynia kosmiczna. Stan ten trwałby zapewne do końca dziejów, gdyby nie ingerencja pewnego człowieka, najodważniejszego i zarazem najbardziej bezczelnego śmiałka w historii ludzkości. Za jego sprawą spokój odległego miejsca nieoczekiwanie zakłóciła rakieta, rysująca za sobą ognistą smugę na tle mrocznej pustki. Kapitan Oskar, który siedział za sterami, był jedynym członkiem załogi wysłanym na tę niemal samobójczą misję. To właśnie jego zadaniem było ustalenie, co dokładnie znajdowało się na krańcu znanego wszechświata.


    Ryk syreny alarmowej stał się impulsem, który wyrwał Oskara ze stanu otępienia. Astronauta od niezliczonych tygodni wpatrywał się w niepokojącą otchłań kosmosu, w której nie dostrzegał absolutnie niczego godnego uwagi. Teraz także miał przed sobą jedynie pustkę, a jednak systemy nawigacyjne ostrzegały o przeszkodzie kolosalnych rozmiarów.


    – Tu nic nie ma! – krzyknął mężczyzna, tak jakby próbował samego siebie przekonać mocą tego stwierdzenia.


    Po tak długim czasie spędzonym w samotności, kapitan zaczynał poddawać w wątpliwość stan swojego umysłu. Od pewnego czasu zdarzało się, że kątem oka widział dziwnie ubraną postać, która przemykała ciasnymi korytarzami statku. Za każdym razem, gdy tylko rozglądał się uważniej, okazywało się oczywiście, że był zupełnie sam. Z jakiegoś dziwnego powodu Oskar był przekonany, że była to zjawa Mikołaja Kopernika we własnej osobie. Rzecz jasna próbował to sobie racjonalnie wytłumaczyć. Wierzył, że jego mózg tylko zasugerował się nazwą rakiety, ponieważ została ona zbudowana właśnie na cześć słynnego astronoma.


    Teraz kapitan zastanawiał się, czy po raz kolejny miał halucynacje. Czyżby tylko wyobraził sobie ostrzeżenia napływające z modułu nawigacji? Rakieta zbliżała się do przeszkody z zatrważającą prędkością, z każdą sekundą zmniejszając czas na podjęcie decyzji. W ostatniej chwili astronauta postanowił pociągnąć za odpowiednią dźwignię i rozpocząć hamowanie awaryjne. Przedłużająca się misja stawała się powoli koszmarem i Oskar miał już tego serdecznie dosyć. Gdyby okazało się, że nie będzie przed nim żadnej przeszkody, planował zawrócić statek i wyruszyć w drogę do domu.


Wedle zaawansowanych czujników rakieta zatrzymała się zaledwie kilkadziesiąt metrów od tajemniczej przeszkody. Astronauta po chwili konsternacji zwiększył moc przednich reflektorów i przycisnął nos do przeszklonych paneli w kabinie pilota. Niemal przewrócił się na podłogę, kiedy dostrzegł przed sobą zarys kolosalnego statku kosmicznego. Dopiero po chwili zrozumiał, że było to lustrzane odbicie jego własnej rakiety. Szokujące odkrycie wcale nie poprawiło sytuacji i sprawiło jedynie, że Oskar ponownie zwątpił w swoją poczytalność.


    – Nie… – wyszeptał w końcu, kiedy zaczynał już rozumieć zaistniałą sytuację. – Przecież to nie ma żadnego sensu… Nie zgadzam się!


    Naprzeciwko rakiety znajdowała się lita ściana gładkiego lodu, która rozciągała się w każdą stronę tak daleko, jak tylko sięgał blask reflektorów. Gdyby nie ostrzeżenia systemów nawigacyjnych, to Oskar zakończyłby swoją misję spektakularną kraksą. Z jego obecnej perspektywy wyglądało to tak, jakby cały wszechświat zamknięty był w gigantycznej lodowej kuli.


    Minuty mijały, a miażdżąca prawda powoli objawiała się w umyśle zrozpaczonego astronauty. Nie był on jednak jeszcze w stanie jej zaakceptować. W tej chwili wolałby zostać uznanym za wariata niż zgodzić się na zastany porządek świata. Raz za razem rozpamiętywał dotychczasowy przebieg misji, wszystkie decyzje, które ostatecznie doprowadziły go do obecnego położenia. Łudził się, że umknął mu jakiś istotny szczegół, mogący wyjaśnić niepokojące odkrycie…

 

***

 

Aby zrozumieć samą ideę, stojącą za misją kapitana Oskara, należałoby się cofnąć o kilka wieków, aż do epoki renesansu. Wówczas nie każdy był jeszcze pewien czy to Słońce okrąża każdego dnia Ziemię, czy może jest na odwrót. Lekką przewagę zyskiwał pogląd, że to potężna gwiazda znajduje się w centrum wszechświata. Wtedy właśnie powstało dzieło „O obrotach sfer niebieskich”, a Mikołaj Kopernik rozwiał wszelkie wątpliwości. Astronom dowiódł ponad wszelką wątpliwość, że to geocentryzm jest prawidłowym spojrzeniem na świat, że to właśnie błękitna planeta stanowi środkowy punkt w całym kosmosie. Ostatecznie Kopernik przeszedł do historii jako człowiek, który wstrzymał Ziemię i wprawił w ruch Słońce. W ten sposób nierozerwalnie połączył głęboką wiarę ze światem nauki i całkowicie odmienił oblicze świata. 


Wedle astronoma w centrum wszechrzeczy znajdowała się Ziemia, wokół której orbitowały kolejno Księżyc, Merkury, Wenus, Słońce, Mars, Jowisz i Saturn. Dalej była strefa gwiazd, a za nią oddzielone od świata śmiertelników miejsce bez czasu i przestrzeni, w którym rezydował Bóg we własnej osobie i czujnym okiem sprawował pieczę nad wszystkimi istotami.


Musiało minąć niemal dwa tysiące lat, nim ludzkość była w stanie zweryfikować tezy Mikołaja Kopernika. W ciągu tego czasu pojawiło się wiele kolejnych dowodów zarówno przemawiających za teorią geocentryczną, jak i próbujących ją obalić. Po licznych konfliktach heliocentryzm został oficjalnie zakazany, ale nie brakowało buntowników, którzy potajemnie wierzyli w alternatywny obraz kosmosu. Właśnie z tego powodu rząd światowy postanowił rozwiązać problem raz na zawsze poprzez zbadanie wszechświata z oszałamiająco odległej perspektywy.


Pamiętnego dnia miliony osób obserwowało zapierający dech w piersiach start największej rakiety w dziejach ludzkości. Kapitan Oskar był wybrańcem, który miał definitywnie potwierdzić teorię geocentryczną i tym samym położyć kres niekończącej się wojnie ideologicznej. Założeniem jego misji było okrążenie każdej kolejnej planety i udokumentowanie jej wędrówki wokół Ziemi.


Zbadanie Księżyca, Merkurego i Wenus przebiegło bez najmniejszych problemów, ale w końcu, po wielu miesiącach lotu, statek Oskara zbliżył się do Słońca. Kolosalna kula ognia była największym obiektem, jaki do tej pory mijał astronauta, swym rozmiarem niemal dorównywała Ziemi. Niemal. Był to istotny fakt, przemawiający za geocentrycznym porządkiem świata. Zwolennicy teorii heliocentrycznej twierdzili bowiem, że Słońce powinno być największym ciałem niebieskim, którego potężna siła grawitacyjna utrzymywałaby w ryzach wszystkie planety.


    Z jakiegoś powodu zmartwiony kapitan przegapił ostrzeżenia statku, podczas gdy temperatura wokół rakiety osiągnęła niebezpiecznie wysoką wartość. Oskar w ostatniej chwili skorygował kurs, oddalając się od śmiertelnego zagrożenia. Ów moment nieuwagi wiele go kosztował, ale mężczyzna zrozumiał to dopiero wtedy, gdy spróbował przesłać na Ziemię raport z niebezpiecznego incydentu. Okazało się, że żar Słońca spalił niektóre z obwodów, wliczając w to system łączności. 


    Następne dni, tygodnie i miesiące wypełnione były przygnębiającą ciszą. Przez cały dotychczasowy lot kapitan czuł się samotny, ale przynajmniej miał kojącą świadomość faktu, że na rodzinnej planecie ktoś wysłuchuje jego komunikatów i czasami na nie odpowiada. Przez nieszczęśliwy wypadek stracił ten komfort psychiczny, a dalszy lot zapowiadał się znacznie ciężej niż do tej pory. Aby dotrzeć na sam skraj znanego kosmosu, Oskar musiał przebyć jeszcze miliony kilometrów przestrzeni kosmicznej i nie raz zwątpić w słuszność swojej misji…

 

***

 

Po upływie wielu dni swobodnego dryfowania w przestrzeni kosmicznej tuż przed lodową barierą, rakieta ustawiła się przodem do przeszkody. Kapitan Oskar zasiadł u sterów z ponurą determinacją wymalowaną na twarzy. Miał dość bezczynnego snucia się po statku w oczekiwaniu na cud. Czuł, że praktycznie otarł się o boskość i musiał przynajmniej spróbować przedrzeć się dalej. Tłumaczył sobie, że podejmuje ryzyko dla dobra ludzkości, ale prawda była taka, że działał wyłącznie dla spokoju własnego ducha. 


Wszystko wskazywało na to, że astronauta trafił na zamarznięte wody, które sam Bóg oddzielił od tych ziemskich podczas tytanicznego aktu stworzenia. Nagle wszystkie szalone teorie średniowiecznych myślicieli przekształciły się w brutalną rzeczywistość. Dokładnie tak Mikołaj Kopernik opisał granicę świata śmiertelników w swoim wiekopomnym dziele. Tym samym nadzieje na heliocentryczny świat runęły niczym domek z kart.


Problem polegał na tym, że Oskar był ateistą. Nie wierzył w to, że potężny byt stworzył cały rozległy wszechświat wokół wybranego gatunku istot. Jego zdaniem byłoby to rażące marnotrawstwo miejsca. Rzecz jasna nie dzielił się z nikim swoimi przekonaniami. Zamiast tego przez całe życie udawał i czekał na ten jeden kluczowy moment, podczas którego wszystko się wyjaśni. Przyszło mu to o tyle łatwo, że wiara była jedyną rzeczą, której nie sprawdzano wśród kandydatów do lotu. Brano ją za pewnik.


    Każdy inny astronauta ukorzyłby się przed majestatem boskiej granicy i wróciłby do domu. Każdy, ale nie Oskar. Drżąca dłonią aktywował uzbrojenie statku. Nie miał pojęcia czy pociski przedrą się przez zaporę, a przede wszystkim nie wiedział, czy tuż za nią nie znajdowało się coś ekstremalnie niebezpiecznego. Głos rozsądku podpowiadał, że należało wrócić na Ziemię, ale mimo wszystko kapitan zaryzykował i nacisnął przycisk.


Śluzy po obu stronach rakiety rozsunęły się. Cały pokład zakołysał się niebezpiecznie, kiedy potężna broń wystrzeliła prosto w lodową ścianę. Przeszkoda zniknęła w morzu ognia, a Oskar widział przez przednią szybę jedynie płomienie i swoje własne odbicie. Nagle jednak dostrzegł na tafli szkła znajomy obraz mężczyzny z burzą długich, kruczoczarnych włosów. Była to ta sama zjawa, która dręczyła go już nie raz podczas przedłużającej się podróży. Duch Mikołaja Kopernika. Astronom wydawał się być zawiedziony, kręcił głową z politowaniem i patrzył wprost na Oskara.


– Wstrzymałeś Ziemię i ruszyłeś Słońce… – wycedził kapitan przez zaciśnięte zęby, niemal wierząc, że ulotne widmo jest w stanie go usłyszeć. – A ja mimo wszystko się na to nie zgadzam!


Eksplozja szybko została wygaszona przez zimną próżnię kosmosu, odsłaniając ponownie złowieszczą barierę z lodu. W miejscu uderzenia powstała wąska szczelina, przez którą sączyło się z początku delikatne światło, z każdą chwilą przybierające jednak na intensywności. Wkrótce wnętrze statku roziskrzyło się zapierającym dech w piersiach blaskiem, Oskar nie widział już niczego, poza kalejdoskopem jaskrawych barw.


– Miłość, co wprawia w ruch słońce i gwiazdy… – wyszeptał, po raz pierwszy w życiu gotów tak naprawdę uwierzyć. Lada moment spodziewał się ujrzeć oblicze Boga.


Nagle ucichł ryk silników, a światło przygasło. W jednej chwili coś się zmieniło, a kapitan nie był już ograniczony fizycznością swojego ciała. Na kilka sekund stał się kimś więcej niż tylko człowiekiem. Czuł, że udało mu się przedrzeć się przez zasłonę rzeczywistości, był w stanie dostrzec absolutnie wszystko. Widział niesamowicie zielony ogród, wokół którego wznosiły się monumentalne łuki triumfalne, większe, niż jakakolwiek budowla stworzona przez gatunek ludzki. Eden, rajski ogród. Znajdował się tuż za lodową ścianą, praktycznie na wyciągnięcie ręki! Oskar dostrzegł również olbrzyma o łagodnym spojrzeniu, który czuwał nad wszystkim, ale nie tak, jak spodziewaliby się tego gorliwi chrześcijanie. Był bardziej niczym siła natury, skupiona na własnych celach i nieświadoma istnienia pomniejszych istot. Wszechmogący. Cała ludzkość była jedynie produktem ubocznym manifestacji jego potęgi.


    Szczelina zaczęła się stopniowo zasklepiać, ogromne masy lodu pęczniały i wypełniały wyrwę. Fakt ten przeraził Oskara, bo chciał on dostrzec i zrozumieć znacznie więcej.


– Jeszcze tylko trochę, jeszcze tylko sekundę… – szeptał raz za razem.


Przed jego oczami zaledwie mignęła kolejna wizja. Wieloświat możliwości, niezliczone wymiary, niektóre zadziwiająco znajome, natomiast inne przerażająco obce. Wśród nich były takie wszechświaty, w których Mikołaj Kopernik wstrzymał Słońce, a ruszył Ziemię. Światy heliocentryczne, nieporównywalnie większe niż ten, z którego pochodził kapitan Oskar.


– Tak! Wiedziałem, że to ma sens! Wiedziałem, że taki porządek rzeczy jest możliwy! Całe galaktyki… Tyle planet… Tyle życia…


Wizja skończyła się tak nagle, jak się zaczęła. Oskar rozejrzał się w popłochu po kabinie, a jego uszy ponownie wypełnił ryk silników. Nie widział już nigdzie bariery z lodu. Jego statek mknął z zawrotną prędkością wprost ku Ziemi, mijając właśnie Księżyc. Lot na kraniec wszechświata trwał tak wiele miesięcy, a teraz kapitan w mgnieniu oka znalazł się niedaleko rodzinnej planety. Astronauta podejrzewał, że miało to związek z boską energią, która dotarła do niego zza bariery.


Widząc w oddali błękitną planetę, Oskar zdał sobie sprawę z uczucia przygnębiającej pustki. Miliony ludzi żyjących na Ziemi ukoi fakt, że Kopernik miał rację w kwestii budowy wszechświata. Ale jak w związku z tym miał się czuć sam kapitan? Jak on, do tej pory zatwardziały ateista i skryty zwolennik teorii heliocentrycznej, miał dalej żyć w tym geocentrycznym wszechświecie? Tym bardziej, że wiedział już, jak wiele istniało alternatywnych światów, które znacznie bardziej odpowiadały jego przekonaniom. Teraz mężczyzna wiedział już, że duch Mikołaja Kopernika nie był zjawą, pragnącą go dręczyć podczas podróży. Był to raczej anioł stróż, który próbował uchronić go przed wiedzą, która stała się dla Oskara źródłem rozpaczy…


 

K O N I E C

 

Dla Autora inspiracją do napisania tego opowiadania stało się wydanie przez Mikołaja Kopernika dzieła pt. „O obrotach sfer niebieskich”. W opisanej alternatywnej wersji historii dzieło to stanowiło potwierdzenie teorii geocentrycznej, księga nigdy nie trafiła do indeksu ksiąg zakazanych, a po latach przyczyniła się wręcz do zakazu głoszenia teorii heliocentrycznej.

 


 

Konkurs literacki Uranii Nowe Dzienniki Gwiazdowe

Nowe Dzienniki Gwiazdowe

 

Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Zapraszamy do przysyłania prac na konkurs literacki Uranii Nowe Dzienniki Gwiazdowe.

 

Aby dowiedzieć się więcej o konkursie Nowe Dzienniki Gwiazdowe, wejdź tutaj.