Przejdź do treści

Solis motor, Terrae stator

 

„Widok ze statku kosmicznego POLIX” autorstwa Franciszka Rakowicza

​Rysunek Franciszka Rakowicza pt. „Widok ze statku kosmicznego POLIX”. Źródło: Hevelianum

 

Rok 2023 został ogłoszony Rokiem Kopernika. Z tej okazji, w numerze 1/2023 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki pt. Fantasia Copernicana na teksty z dziedziny science-fiction w języku polskim, pisane prozą, a inspirowane życiem Mikołaja Kopernika. 

 

Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „Solis motor, Terrae stator” autorstwa Piotra Perkowskiego.

 


 

Piotr Perkowski

 

SOLIS MOTOR, TERRAE STATOR

 

Patrzył przez grubą szybę, która oddzielała go od nieskończonego kosmosu. Stał na pokładzie statku znajdującego się w samym środku Układu Słonecznego. Mieli zadanie do wykonania. Za oknem w oddali powoli, niczym zaspany kot, obracał się granatowy Neptun.  

 

Rui był już poddenerwowany. Spędził dwa miesiące włócząc się między planetami. Ani on, ani inni załoganci nie wiedzieli, co tak naprawdę mają zrobić. Nie dostali żadnych konkretnych instrukcji. Zlecono im, aby z dnia na dzień wyruszyli w kosmos. Posłuchali i skończyli, wisząc bez celu pośród planetarnych olbrzymów. 

 

Mężczyzna uderzył pięścią w okno. Był wściekły. Przez głowę przeleciała mu wizja, w której zbija szybę, a następnie, śmiejąc się, obserwuje, jak kosmos zabiera w swoją otchłań niczego nieświadomych załogantów. Wzdrygnął się. 

 

Działo się coraz gorzej. Załoga, nie mając celu, traciła jakąkolwiek dyscyplinę. Tyle osób na tak wielkim frachtowcu było nie do upilnowania. Nikt nie wypełniał już swoich obowiązków. Kapitan przestał być wzorem, a został głosem, który można zignorować. Statek stał się miejscem pokerowych rozgrywek i pijalnią przemyconego alkoholu, a załoga nie była przykładem idealnej, godnej naśladowania jednostki. 

 

Drzwi łącznika otworzyły się. Wszedł najmłodszy stażem załogant i równym krokiem podszedł do Ruiego. Stanął obok i wyprostował przygarbione plecy. Pachniało od niego gorzałą, tak samo, jak od każdego innego załoganta. 

 

– Panie kapitanie… 

 

Rui nie zareagował. 

 

– Kapitanie… 

– Czego chcesz? – zapytał, nie odrywając wzroku od wiszących w przestrzeni gwiazd i planet. 

– Kapitanie… dokują do nas – powiedział młody. Gdyby Rui spojrzał mu w oczy, to zobaczyłby strach, strach przed tym, że zabawa się skończyła i trzeba wrócić do obowiązków. 

– Kto? 

– Jednostka z przywilejem wszechdostępu – odpowiedział i zaczął bawić się palcami. 

– Wiemy, kto na niej jest? 

– To informacja zastrzeżona z góry – odpowiedział młody i podniósł do góry barki. Kapitan pokiwał głową. 

– Posiadamy dane z wcześniejszych spotkań? 

– Nie było żadnych. – Kapitan ponownie pokiwał głową. 

– Już schodzę na dół – powiedział Rui i wskazał głową drzwi. – Chodź ze mną. Przywitamy naszych gości. 

 

Ekran na jego przedramieniu zaświecił się i wydał długi, pipczący dźwięk, jednocześnie wibrując. Rui podniósł rękę i spojrzał na urządzenie. Operator informował o przybyciu nowej jednostki. Trochę się spóźnił. Gdyby działali na pełnych obrotach, już dawno zostałby zwolniony za niedyspozycję i wysłany w kapsule na Ziemię. 

 

Weszli do windy stojącej obok, od razu przy łączniku. Przywitał ich miły głos, brzmiący, jakby pochodził prosto z syntezatora. 

 

– Witam w systemie windowym Accipitera, na panelu po lewej stronie proszę wybrać docelowy poziom. 

 

Rui przycisnął duże, wyróżniające się „H”. „H” jak hangar. Przycisk zaświecił na czerwono. Windą szarpnęło w górę, po czym zaczęła zjeżdżać delikatnie w dół, w kabinie ten ruch był niewyczuwalny. Mężczyźni stali w ciszy podpierając ściany. 

 

– Jak ci mija czas na Accipiterze? – przerwał milczenie kapitan. 

 

Młodziak spojrzał na niego badawczo, jakby szukał w tym pytaniu podstępu. 

 

– Nie jest źle – odpowiedział, profesjonalnie zbywając temat. 

 

Kapitan pokiwał głową i nie drążył dalej, i tak nie wyciągnąłby nic ciekawego. 

 

– Myśli pan, że kto do nas przybył? – zapytał młody. 

– Wolę nie zgadywać, przecież zaraz przekonamy się na własne oczy. – Rui wzruszył ramionami. 

– Ale jakby pan musiał zgadywać? 

 

Kapitan spojrzał na młodzika zamglonym wzrokiem. 

 

– Kosmos to duże miejsce. Na tyle duże, że nigdy nie wiesz, co cię spotka. Wszędzie czekają niespodzianki i rzeczy, o których nawet byś nie pomyślał. Tutaj nie ma miejsca na zgadywanie. 

 

Młody nie zdążył odpowiedzieć. Winda zagrała przyjemną dla ucha melodię, informująca o końcu podróży. 

 

– Jesteś na miejscu, w razie niezadowolenia prosimy zgłosić się do personelu statku – poinformował komputer pokładowy i z sykiem otworzył drzwi. 

 

Rui oraz młodzik opuścili windę i znaleźli się w hangarze. W wielkim pomieszczeniu, które pełniło funkcję lotniska. Wokoło stały lądowniki gotowe wystartować w każdym momencie, przynajmniej kiedyś były gotowe. Brak przeglądów mógł sprawić, że nie nadawały się do użytku. Pod ścianą, w równym szeregu, ustawione były jednorazowe kapsuły. Przez ostatnie dwa miesiące nie było odlotów ani przylotów. Hangar po prostu istniał na samym dole statku, nikt tu nie zaglądał, bo nie miał po co. Miejsce wymarło, aż do dzisiaj. 

 

Do lądowania podchodził mały, biały, dziesięcioosobowy stateczek. Z każdej strony był ozdobiony krzyżami. Krzyże na lakierze statku mogły oznaczać tylko jedno. Statek przeszedł skan pierwszej błony i podleciał pod stanowisko skanowania numer dwa. 

 

– Masz odpowiedź – rzucił kapitan Rui do młodego. 

 

Statek bez przeszkody przeleciał przez drugą błonę skanującą i wylądował na pasie obok Ruiego i młodzika. System wyrównał ciśnienie na pokładzie, po czym otworzył wyjście i wyciągnął podest ułatwiający opuszczenie statku. Ze środka wyleciała para powstała po zmianie ciśnienia. Wyszedł z niej starszy, ubrany na biało mężczyzna. Zmarszczki dopadły już jego twarz. W ręce trzymał zakręconą na końcu laskę, a na głowie miał wysoką, charakterystyczną czapkę papieską. 

 

– Eminencjo – powiedział Rui i przyklęknął. 

 

Młodzik poszedł w ślad za kapitanem i także uklęknął. 

 

– Powstańcie – rozkazał papież i postukał laską o podest. Metal wydał pusty dźwięk. – Coraz bardziej chińska ta technologia, nic dobrego. 

 

Rui wstał i ukłonił się na znak poddania. Młody kopiował każdy jego ruch, nie chciał swoim brakiem znajomości odpowiednich zwrotów i zachowań ująć wspaniałości gościa. 

 

Najwyższa głowa kościoła zeszła spokojnym krokiem z podestu. Za nią pojawiła się gwardia papieska, duzi, ubrani na czarno mężczyźni w hełmach z goglami.     

 

– Spokojnie, jesteśmy u swoich – powiedział papież i machnął ręką na ochroniarzy. Gwardia wycofała się do tyłu. Ustawili się w równym szeregu na krańcu podestu. 

– Co cię tutaj sprowadza, najjaśniejszy? – spytał Rui. Mówiąc, ponownie się ukłonił. 

– Jesteście gotowi dokończyć misję? – od razu przeszedł do rzeczy papież. 

– Tak, nasza jednostka czekała w pełnej gotowości – skłamał Rui. – Przez te dwa miesiące nie spoczęliśmy. 

 

Młody uśmiechnął się lekko. Podobało mu się, jak kapitan chronił kłamstwem honor jednostki. Po chwili opanował emocje i znów miał kamienny wyraz twarzy nie do odgadnięcia. 

 

Papież pokiwał głową na znak uznania i rozejrzał się po hangarze. 

 

– Otwórz wszystkie schowki. Wyślę ci kod – zaczął. – Masz to zrobić sam! Samotnie, bez niczyjej pomocy. Rozpocznij operację „Motor Stator”! 

– Słucham? – dopytał kapitan. – Mieliśmy czekać na instrukcje z góry… 

– Ja jestem tymi instrukcjami! Wykonać! – warknął papież. 

 

Mężczyzna schylił się przed głową kościoła i odszedł w kierunku schowków. Młodzik został przy papieżu, nie odezwał się ani słowem. 

 

Co w nich może być? Co kryje się pod nazwą „Motor Stator”? Co to za operacja i czemu dopiero teraz o niej się dowiaduję?  – zastanawiał się w myślach Rui. 

 

Nie sprawdził wcześniej zawartości schowków w elektronicznym spisie ani nie zrobił tego fizycznie. Teraz żałował. Mogłoby być w nich cokolwiek. Materiały wybuchowe, działa atomowe, nieskończone ilości broni. Schowki zajmowały większość powierzchni statku. Naprawdę można by było tam przechować wszystko. 

 

Ekran na jego przedramieniu zwrócił na siebie uwagę sygnałem dźwiękowym. Przyszła wiadomość od papieża z kodem. Rui zaśmiał się w duchu, kodem były cztery zera, najbardziej podstawowa kombinacja cyfr, jaką można ustalić. Najwidoczniej głowa Kościoła nie miała pojęcia o zabezpieczeniach i bezpieczeństwie. 

 

Kapitan podszedł do panelu odblokowującego schowek, wpisał kod i odsunął się na dwa kroki. Wielkie drzwi rozsunęły się z nieprzyjemnym dla ucha dźwiękiem tarcia metalu o metal.  

 

Więc to jest to, co zostało przede mną ukryte – pomyślał. 

 

W środku stało bardzo dużo jednoosobowych stateczków. Między nimi był jeden większy, jakby statek dowódcy floty. Rui podszedł do niego i zauważył taki sam panel jak przy wejściu do schowka. Bez zbędnego zastanawiania wpisał czterozerowy kod. Coś się poruszyło. Statki włączyły światła, jakby przygotowały się do lotu. Silniki zaczęły się nagrzewać, temperatura w schowku skoczyła do góry. Coś było nie tak, coś się działo. Rui wybiegł z pomieszczenia, a tuż za nim cała flota wyleciała do hangaru, a stamtąd prosto w kosmos, gdzie z daleka wyglądała jak zbiór punktów. 

 

– Gratulacje – powiedział papież, który niezauważony przez nikogo znalazł się obok kapitana. Zaklaskał swoimi dotkniętymi reumatyzmem rękoma. – Bezproblemowo udało ci się rozpocząć operację. Jestem dumny. 

 

Rui pochylił się i spróbował uspokoić organizm, haustami wtłaczał tlen w płuca. Zasapał się przez ten niespodziewany bieg. Podczas pobytu na statku zdecydowanie stracił kondycję. Nie był już tak wysportowany jak przed odlotem. Postanowił nad tym popracować. 

 

– Co właśnie zrobiłem? – zapytał, nadal nerwowo łapiąc powietrze. 

– To, o co miałem poprosić. Poprawnie rozpoczął pan operację – odpowiedział papież. – Zapraszam na górę, poobserwujemy jej przebieg. 

 

Papież odszedł kawałek w stronę windy. 

 

– Stój – wycharczał Rui. – Na czym ma polegać ta operacja? 

 

Głowa Kościoła zatrzymała się. Staruszek zniesmaczonym wzrokiem spojrzał na kapitana, jakby nie spodobało mu się to spoufalenie. 

 

– Jak to, na czym – zaczął papież. – Kopernik od teraz będzie kłamcą! Te maszyny – wskazał palcem w kosmos. – Ruszą Słońce, a zatrzymają Ziemię. Będzie tak, jak powinno być. Świat nareszcie nabierze normalności. 

 

Jego śmiech rozniósł się po hangarze. 

 

– Jak to zatrzymać? Można to anulować? – Rui podniósł się. 

– Ach… Nie da się. Właśnie połowa tych statków łapie po dwóch stronach Ziemię, aby przestała obiegać Słońce. Co robi druga część? Pcha tę ognistą gwiazdę, aby zaczęła kręcić się i orbitować. – Papież ponownie się zaśmiał. 

– Przecież nie możecie tego zrobić. To naruszenie naturalnego biegu… 

– My? To ty włączyłeś procedurę! Straże! Złapać go, swoim działaniem zniszczył naturalny bieg wszechświata. Jest zdrajcą! 

 

Gwardia złapała młodzika, który słysząc przebieg rozmowy, spróbował ukryć się za papieskim statkiem, po czym rzucił się w stronę kapitana. Bez problemu skuli ich i położyli na pokładzie. 

 

– Wysłać ich na Marsa. Są zdrajcami narodów. A ja pójdę obejrzeć to, co się będzie działo – powiedział papież i odszedł w stronę windy. Na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech. 

 

K  O  N  I  E  C

 

Inspiracją Autora były przede wszystkim działanie kościoła wobec Mikołaja Kopernika i zakazanie czytania pracy „O obrotach sfer niebieskich” oraz łacińska fraza widoczna na pomniku Kopernika w Toruniu: “Nicolaus Copernicus Thorunensis. Terrae motor, Solis Caelique stator”, co znaczy “Mikołaj Kopernik Toruńczyk. Ruszył Ziemię. Wstrzymał Słońce i Niebo”.

 


Opowiadanie ukazało się drukiem w Uranii nr 4/2023


 

Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Kopernika 2023

 

Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Kopernika 2023? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!

 

Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.