Przejdź do treści

Tunel Kopernika

Stary manuskrypt oglądany przez lupę.

Ilustracja: PxHere.
  

Rok 2023 został ogłoszony Rokiem Kopernika. Z tej okazji, w numerze 1/2023 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki pt. Fantasia Copernicana na teksty z dziedziny science-fiction w języku polskim, pisane prozą, inspirowane życiem Mikołaja Kopernika. 

 

Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „Tunel Kopernika” autorstwa Roberta Miłosza:

 


 

 Robert Miłosz

 

TUNEL KOPERNIKA 

 

 

Profesor z niedowierzaniem wpatrywał się w długowłosego młodzieńca, przybyłego z dalekiej Polonii. Całe życie, jak przykazali mu kiedyś rodzice, czekał na jego przybycie, lecz często wątpił, czy kiedyś się go doczeka. A teraz stał przed nim ów Nikolaus Copernicus. Jednak w tej ważnej chwili najbardziej nurtowało profesora filozoficzne pytanie, czy historia ludzkości została zaburzona, czy też on, profesor, przeżywa swoje życie po raz kolejny, obracając się niby osioł w kieracie.

 

***

 

Gdy minęły pierwsze emocje i jakoś zdołali się rozgościć na nowym, nieco przyciasnym statku, zauważyli, że ich wybawca jest jakiś dziwny. Dominika oceniła, że człowiek, który uratował załogę, powinien się z tego przecież cieszyć prawie tak samo, jak uratowani. Tymczasem kapitan upchnął ich w pomieszczeniach gospodarczych, w razie pytań polecił zwracać się do Aspazji, czyli pokładowej sztucznej inteligencji, po czym zamknął się w kabinie nawigacyjnej. Nie dało się wejść. Czy z nadmiaru skromności nie chciał słuchać podziękowań?

 

Wszystkich interesowało, kiedy wracają na Ziemię. Nie dotarli do Ixis, karłowatej planety, która była ich celem, ale po drodze zbadali Sednę. Do Ixis pozostało im zaledwie dziesięć jednostek astronomicznych. I wtedy nastąpiła kolizja. Byli przygotowani na podobne wypadki. Zagłębiając się nawet na krótko w Obłok Oorta należało brać pod uwagę kłopoty. A oni lecieli już drugi rok. Ale nie przewidziano przetrolowania sztucznej inteligencji. Czy był to błąd w programowaniu, czy też celowy sabotaż ze strony członków organizacji Granica Neptun, tego nie wiadomo. Dość, że ich AI – „Krysia”, odmówiła współpracy. Ivan zaprogramował więc roboty ustnie, jak potrafił. Okazało się jednak, że w czasie prac zerwały dźwignię moderatora. Akumulator się rozładował. Statek utracił sterowność.

 

Cud, że ktoś znalazł się w pobliżu. Kapitan Larson na swoim „Copernicusie” zjawił się po dwóch tygodniach, gdy awaryjne generatory już siadały, było ciemno, zimno, i brakowało tlenu.

 

Tyle że obecnie nie wiedzieli nawet, gdzie lecą. Larson nie udzielał żadnych informacji. Gdy kapitan Nowarski zajrzał raz do sterowni (akurat nie była zamknięta), zdołał tylko spostrzec, że lecą „na zewnątrz” Układu, oddalając się od Słońca. Powrót do domu oddalał się w bliżej niesprecyzowaną przyszłość.

 

Larson zrazu prawie nie opuszczał swojej kryjówki; potem się chyba przekonał, że przygodni pasażerowie nie są tacy straszni, bo zaczął spożywać posiłki w mesie. Na wszelkie próby zbadania jego zamiarów i celu lotu, reagował jednak mrocznym spojrzeniem lub ucieczką. Nic dziwnego, że Ewa orzekła:

 

– Chyba wpadliśmy w ręce szaleńca.

 

***

 

Pewnego razu, spożywając kolację, usiłowali ostrożnie wciągnąć Larsona w rozmowę. Łatwo było go jednak zrazić. Milkł wtedy i nie reagował na podstawowe pytania. Tadek wpadł na pomysł, żeby spytać o nazwę statku. Wydawało się to tematem neutralnym.

 

– To pan nazwał statek „Kopernik”? Czy już kupił go pod tym imieniem? Teraz rzadko się zdarzają nazwy pochodzące od słynnych uczonych.

 

– Kopernik wielkim odkrywcą był – odparł Larson bojowo, jakby sądził, że ktoś będzie przeczył.

 

– Kopernik... – zamyślił się nawigator Witkowski – To inna epoka. Kto wtedy mógł pomyśleć, że człowiek opuści Ziemię... Sam Kopernik narobił sporo błędów w swojej, skądinąd przełomowej pracy. Tak się upierał, że orbity muszą być idealnie kołowe, że musiał jednak wprowadzić dodatkowe epicykle.

 

Larsonowi wyraźnie się te spostrzeżenia nie podobały, ale milczał.

 

– Poza tym wierzył w kulistą sferę gwiazd stałych – dodała Aisha.

 

– Nieprawda! - oburzył się Larson. – Kopernik wierzył w końcową sferę, ale nie twierdził, że wszystkie gwiazdy są w tej samej odległości. Wierzył, że sfera jest przezroczysta, ale nieskończona! A gwiazdy są jak rodzynki w cieście: jedne bliżej, drugie dalej.

 

Wszyscy po cichu się ucieszyli, że kapitan dał się wciągnąć do rozmowy. Aby go jeszcze podpuścić, Nowarski rzucił:

 

– Niewątpliwie posiadał odwagę, by twierdzić, że Wszechświat jest o wiele większy, niż zakładano. Może brał pod uwagę takie odległości jak tu – trzysta jednostek astronomicznych. Ale co to jest wobec odległości do Proximy! Oczywiście te kilkaset jednostek też było za dużo na tamte czasy.

 

– Ciekawe, że był taki pewien tego większego Wszechświata – zamyśliła się Ewa.

 

– Kopernik zaobserwował ruchomy obiekt w naszej odległości – stwierdził Larson. – Wiedział więc, że gwiazdy są dalej.

 

– Tutaj nie ma nic, co mógłby dostrzec gołym okiem.

 

– Nie ma, ale za czasów Kopernika było – stwierdził autorytatywnie ich gospodarz.

 

– Ależ, panie kapitanie – oponował Nowarski – to musiałby być olbrzymi obiekt. Gdzieby się podział? Nie uciekłby daleko. Po wektorze prędkości szybko by ustalono, że zahaczył o nasz Układ.

 

Larson tylko parsknął. Ponieważ nikt nie wiedział, co to znaczy, wszyscy umilkli. Po dłuższej chwili kapitan udzielił sarkastycznego wyjaśnienia:

 

– Wektory prędkości – to jakaś przedpotopowa fizyka. Gwiazdy nie widać, bo ją wessało...

 

– Co ją wessało, proszę pana?– spytała Julia z miną pierwszoklasistki-prymuski. Julia lubiła robić wrażenie niewinnej dziewczynki, co często działało na wpływowych mężczyzn. Ale Larson rzadko patrzył komuś w twarz, więc efekt był chybiony.

 

– Tunel czasoprzestrzenny, oczywiście – stwierdził kapitan. – Ten tunel, którego właśnie szukam.

 

Dość długą chwilę trwało, nim wszyscy zdali sobie sprawę ze znaczenia tego stwierdzenia. Hipoteza, że na skraju Układu może znajdować się wlot takiego tunelu, nie była nowa; wysnuto ją chyba jeszcze w XX wieku. Ale dziesiątki wysłanych sond odleciały w pustkę Galaktyki bez powodzenia. Owszem, natrafiano na jakieś anomalie grawitacyjne w Obłoku, ale tak nieokreślone, że trudno było cokolwiek stwierdzić. Mogły to być po prostu błędy pomiarowe. Dlatego już dawno zrezygnowano z poszukiwań, a ewentualny tunel stał się tak samo przebrzmiałą teorią, jak niegdyś planeta Wulkan. Zasypali więc kapitana pytaniami. Jaką ma pewność? Skąd wie, gdzie tego szukać?

 

– Jestem w posiadaniu zaginionego rękopisu Kopernika – stwierdził z dumą kapitan – w którym szczegółowo podał współrzędne owej gwiazdy błądzącej. Była ona tak słaba, że Kopernik długo nie był pewien, czy ją naprawdę dostrzega. Niewątpliwie był to stary brązowy karzeł typu T lub Y. Długo trwało, nim astronom przekonał się, że to nie jest złudzenie. Obserwował ją trzy dziesięciolecia, aż dość dokładnie ustalił jej orbitę. Już cieszył się, że zostanie odkrywcą kolejnej planety, gdy nagle obiekt zniknął. Dlatego nie ma o nim nic w De revolutionibus. Jednak Kopernik już wiedział, że odległość do gwiazd musi być znacznie większa niż do Saturna. Ja znam współrzędne ostatnich obserwacji. Wiem, gdzie szukać.

 

– To nie jest takie proste – sprostował Nowarski. – Wylot tunelu powinien zniekształcić lokalną przestrzeń, więc wyniki końcowych obserwacji musiały być obarczone błędem.

 

– Bez trudu go skorygowałem.

 

Milcząca dotąd Dominika spytała:

 

– Jeśli pan w końcu znajdzie ten tunel, to co pan zamierza zrobić?

 

– Jak to co? Wejść. Muszę zobaczyć, co jest po drugiej stronie.

 

Na nic zdały się wszystkie obiekcje, które wysuwali.

 

– Przecież może nas wynieść na drugi koniec naszej Galaktyki – oponował ktoś.

 

– Raczej do zupełnie innej – odpowiadał Larson z zadowoloną miną.

 

– Czy zdołamy powrócić?...

 

– A bo ja wiem?... – pierwszy raz uśmiechnął się Larson.

 

– Takie tunele są strasznie nietrwałe – rozumował Nowarski. – Tego pewnie dawno już nie ma. Ale jeśli wlecimy, może się zapaść na nas. I co wtedy?

 

– Pozostaniemy w bąblu. W takim jakby własnym miniwszechświecie.

 

– Ludzie! – wykrzyknęła Ewa – Przecież ten czas musi przepływać przez nas! To oznacza, że nas postarzy, albo odmłodzi! I to może o tysiące, o miliony lat! Nic z nas nie zostanie!

 

Na nic się zdało przedstawianie kapitanowi szaleństwa jego planów. Jedyne, co pozostało, to mieć nadzieję, że ewentualny tunel już dawno się zamknął, co zresztą było najbardziej prawdopodobne. No, był też jeszcze jeden plan. Ewa na boku zaproponowała, aby obezwładnić niezrównoważonego podróżnika i zawrócić statek w kierunku centrum Układu. Ale zanim podjęli decyzję, Larson nabrał podejrzeń i zamknął się w sterowni, zgromadziwszy przy sobie większość androidów, prawdopodobnie w celu obrony.

 

Nim zdecydowali się na jakieś drastyczniejsze kroki, jak wyłączenie napędu, Larson znalazł tunel. Specjalnie zdalnie włączył im główny monitor w mesie, żeby mieli okazje zobaczyć jego tryumf.

 

Ujrzeli wielką, czarną, okrągłą strukturę, która zasłaniała gwiazdy, spowita w bardzo słabą poświatę. Owa zorza pozostawała stała, natomiast czarny obszar w jej centrum co chwilę znikał, odsłaniając widok na Drogę Mleczną. Nie dało się optycznie określić ani rozmiaru, ani odległości obiektu. Larson jednak szybko go scharakteryzował:

 

– Struktura odległa jest o 4 000 000 kilometrów; kształt posiada niemal kulisty, o promieniu 90 000 kilometrów.

 

– Olbrzymia... – zauważyła Ewa. – Dlaczego ona tak miga?

 

– Tunel jest nietrwały – bez wahania odparł Larson. – Ale co chwilę regeneruje się w prawie tym samym miejscu. Zgodnie z moją teorią tuneli czasoprzestrzennych, której niestety nie chcieli wydrukować, zakreśla przy tym koło precesyjne. Oczywiście, w okresie wielu tysiącleci. To forma kulista, ale czterowymiarowa. Czas trwania portalu odpowiada czasowi przebiegu światła przez średnicę w ośrodku plazmowym...

 

– I ty chcesz w ten niestabilny tunel nas wpakować?! – rozdarła się histerycznie milcząca zazwyczaj Iwona – Ty chcesz nasz wszystkich pozabijać! Samobójstwo rozszerzone – oto co robisz! Natychmiast wracaj na Ziemię! Domagam się Ziemi! Mam prawo do życia.

 

– Nic w przyrodzie nie ginie – rzekł Larson. – Jeśli nas połknie, to i wypluje...

 

Rozległy się wrzaski protestu. Larson uciął je jednak krótko:

 

– Mam sporo pracy. Zrywam połączenie.

 

***

 

Wyraźnie zbliżali się do groźnego zjawiska. Biała poświata wokół niesamowicie czarnej, znikającej kuli, przypominała białą mgłę nad mrocznym stawem.

 

– To promieniowanie rozpędzonych cząstek i drobin – wyjaśnił Nowarski.

 

– Tam jest czarna dziura? – spytała Dominika.

 

– Nie wiem – odparł. – W każdym razie, jak zwykle przy tunelu, jest jakiś ciąg. Różnica potencjałów, gęstości energii; czy ja wiem zresztą co?

 

Czarna kula wypełniła już wszystkie bulaje lewej burty. Pozbawiona była jakichkolwiek szczegółów czy głębi. Co jakiś czas Larson włączał mikrofon, aby dorzucić jakąś krótką informację, typu:

 

– Odległość: 20 000 kilometrów.

 

Po czym natychmiast się rozłączał.

 

Mgła otoczyła statek. Słychać było jakieś szmery i gruchotanie. O zewnętrzną powierzchnię obijały się drobinki zgęszczonego tutaj kosmicznego pyłu. Ponieważ jednak statek poruszał się z prędkością podobną do nich, nie były to groźne kolizje.

 

Atmosfera w mesie zgęstniała. Czując potrzebę bliskości, wszyscy siedzieli razem, ale prawie się nie odzywali. Na panikę było już za późno. Niektórzy zbledli, jakby mieli zemdleć. Dominika kurczowo chwyciła Nowarskiego za ramię.

 

– Zapomniałbym – odezwał się kapitan. – Zgodnie z prawem odkrywców nazywam ten oto tunel czasoprzestrzenny Tunelem Kopernika!

 

Samo przejście zaszło nagle i trwało tak krótko, że ledwo mieściło się w zakresie świadomości. Zaszumiało w uszach, mesa zawirowała w oczach; chyba na ułamek sekundy stracili przytomność i wszystko wróciło do normy.

 

– To już?... Już jesteśmy w tunelu? – pytali.

 

Za iluminatorami kłębiła się biało–niebieska mgła.

 

Potem ujrzeli gwiazdy.

 

– To nie był tunel, tylko... dziura – ocenił Nowarski. – Takie przebicie na drugą stronę kartki.

 

***

 

Zobaczyli ją, gdy rozwiał się biały tuman. Podwójna planeta. Główny element w biało-błękitnych barwach i pobliski, olbrzymi księżyc. Wyglądało to dziwnie znajomo... Patrzyli jak zahipnotyzowani. W końcu Tadek wykrztusił:

 

– To Ziemia...

 

I to była Ziemia.

 

Gdy weszli na jej orbitę, Larson uznał, że nie grozi mu już użycie siły (bo co się stało, to się nie odstanie) i wyszedł ze sterowni. Powitało go milczenie. Odezwał się jednak pierwszy:

 

– Ziemia nie odpowiada na sygnały wywoławcze. Jesteśmy w dalekiej przeszłości, albo przyszłości...

 

– Lepiej, że nas wypluło tutaj, niż w sąsiedniej galaktyce – stwierdził z rezygnacją Nowarski.

 

– Pod warunkiem, że Ziemia już nadaje się do życia – sprecyzował Tadek.

 

– Nadaje się – stwierdził Larson. – Układ kontynentów niezmieniony; nie są to więc zbyt odległe czasy. Nadto gołym okiem widać zieleń. Poziom tlenu też bez zmian.

 

Teraz, gdy byli już po drugiej stronie tunelu, wszystkich opanowało podekscytowanie. Na razie nie zadawali sobie najważniejszego pytania: czy będą mogli wrócić? Odsuwali je na później; częściowo ze strachu przed odpowiedzią, częściowo z powodu nadmiaru perspektyw badawczych, jakie się otwierały.

 

Szybko dostrzeżono, że w obecnym Układzie Słonecznym rzeczywiście znajduje się obiekt typu brązowy karzeł, obiegający Słońce w odległości trzystu JA.

 

Szukali jakichś śladów cywilizacji. Nie było to trudne. Przez teleskopy odnaleźli układ większych miast, zaskakująco podobny do tego, co pamiętali. Poziom urbanizacji był jednak dużo niższy. Lasy pokrywały znacznie większe obszary. Na przeszkodzie dalszych badań stanęło ograniczenie zoomu optycznego. Aby się przekonać, w jakie czasy ich przeniosło, Larson postanowił wysłać na powierzchnię Ziemi jedyny posiadany lądownik.

 

Na ochotnika zgłosili się wszyscy, ale Larson wybrał Nowarskiego i Dominikę. Zalecił im lądowanie w Italii, zwłaszcza że Dominika znała włoski.

 

A potem wydarzenia potoczyły się szybko. Była noc. Lądowanie było twarde. Ledwo przeżyli. Stan lądownika nie pozostawiał złudzeń co do możliwości lotu powrotnego. Rano odnaleźli jakichś wieśniaków. Z trudem się z nimi dogadali. Okazało się, że jest anno Domini 1450.

 

Po kilku dniach Dominika postawiła sprawę jasno:

 

– Słuchaj, Rafał, musimy tu jakoś przeżyć. A my nic nie umiemy. I nic nie mamy poza wiedzą. Musimy załapać się na jakiś tutejszy uniwersytet. Przedstawisz się jako cudzoziemski uczony i może jakoś przetrwamy.

 

– Albo zginiemy jako heretycy, przez naszą wiedzę.

 

– Nie, jeśli będziemy nią szafować bardzo oszczędnie.

 

Po kilku dniach, gdy zbliżając się do Ferrary, odpoczywali pod figowcem, Dominika poruszyła inną kwestię.

 

– Wiesz, Rafałku, musimy trzymać się razem – zaczęła z pewnym wahaniem. – Ale w tych czasach kobieta i mężczyzna nie mogą być tylko przyjaciółmi. To zbyt niebezpieczne. Za bardzo bulwersuje ludzi. Sam wiesz, że już traktują nas jako małżeństwo. Ale gdy zamieszkamy w jednym mieście, nie da się ukryć, że jesteśmy singlami. Najlepiej będzie, jak rzeczywiście ożenisz się ze mną.

 

I tak zrobili. Ich synem był ów profesor Domenico Maria Novara, który uczył Mikołaja Kopernika astronomii i pchnął go na drogę badania tajemnic obrotu planet. I wskazał pewną tajemniczą „planetę”.

 

KONIEC

 

Elementy związane z życiem i badaniami Mikołaja Kopernika, które dla Autora stanowiły inspirację do napisania tego opowiadania, to badania prowadzone przez Kopernika, które pozwoliły ustalić odległości do planet, fakt, że Kopernik postawił rewolucyjną na owe czasy tezę, że gwiazdy stałe są tak daleko, iż nie da się zaobserwować ich paralaksy oraz błędne założenia Kopernika, że orbity planet są idealnie kołowe, co zmusiło go do wprowadzenia do swej teorii niewielkich epicykli. Wspomniany w opowiadaniu profesor to urodzony w Ferrarze Domenico Maria Novara, który był nauczycielem Kopernika podczas jego studiów w Bolonii.

 


 

Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Kopernika 2023

 

Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Kopernika 2023? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!

 

Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.