Przejdź do treści

Refleksje filozoficzne i religijne w twórczości Philipa K. Dicka

 

Philip K. Dick (1928-1982), kultowy w wielu kręgach amerykański pisarz science – fiction, swego czasu uwierzył, że Stanisław Lem… nie istnieje. W każdym razie nie jako osoba i odrębny twórca. W 1974 roku FBI otrzymało tajemniczy list na temat komunistycznego spisku i antyamerykańskiej propagandy, mającej polegać na manipulowaniu pisarzami SF z USA z pomocą specjalnie przeszkolonych agentów pod dowództwem komunistycznego komitetu, działającego pod kryptonimem... Lem.

 

Ów misterny plan „przejrzał” wówczas właśnie Dick. Skąd jednak ten pomysł? Według niego Stanisław Lem jako pisarz istnieć po prostu nie mógł, między innymi dlatego, że w ramach jego „rzekomej” twórczości posługiwano się bardzo różnymi stylami. Na uwagę zwracał też fakt ogromnej różnorodności utworów wydawanych „pod szyldem” Polaka. A stąd już tylko krok do uzniania, że książki Lema były pisanie przez szereg różnych osób, na dodatek w jakimś konkretnym celu. Komitet działający jako „Lem” miałby według Dicka dążyć do uzyskania „monopolu w zakresie wpływu na opinię publiczną poprzez eseje krytyczne i pedagogiczne, stanowiącego zagrożenie dla całej naszej sceny science fiction z właściwą jej wolną wymianą poglądów i myśli” )Źródło: Matthew Davies, 2015. Źródła: Science Fiction Studies; wybrane listy Philipa K. Dicka; egs.edu).

 

Sam Lem z kolei miał o Dicku dużo lepsze zdanie. Uważał go za jednego z niewielu liczących się, wybitnych, oryginalnych twórców amerykańskiego SF, w dodatku z dużymi zdolnościami literackimi. Faktycznie, Dick był artystą pod tym względem bardzo płodnym. Ma na koncie nie tylko dziesiątki powieści i opowiadań fantastycznonaukowych, ale i książki o tematyce socjologiczno – obyczajowej, a także opowiadania adresowane do dzieci. Trzeba uczciwie przyznać, że część utworów Dicka to bez wątpienia beletrystyka spójna, dość logiczna i (w miarę) zrozumiała, nawet mimo wysokiego stopnia skomplikowania fabuły. Do takich przypadków zaliczyć można niektóre z wczesnych opowiadań, powieści takie jak Wyznania Łgarza czy Człowiek o jednakowych zębach, jak i niektóre utwory dla twórczości tego pisarza bardziej typowe i do fantastyki bez wątpienia się zaliczające (Czy androidy marzą o elektrycznychowcach?, Przez ciemne zwierciadło).

 

/www.wikiwand.com/pl/Philip_K._Dick

Philip K. Dick. Źródło: wikiwand.com/pl/Philip_K._Dick

 

Większość książek Dicka, w tym słynny Ubik, Trzy stygmaty Palmera Eldricha i powstała pod koniec życia pisarza Boska Trylogia, charakteryzuje się jednak tym, że przy pierwszym podejściu wydają się one często kompletnie bezsensowne, przy drugim już – zrozumiałe w niemal w oczywisty sposób w swej pierwotnej, fabularnej warstwie, a przy kolejnych – coraz trudniejsze do całościowego pojęcia i przeanalizowania. Czytelnik, gdy już wydaje mu się, że wie, na czym polega koncepcja książki, zostaje nagle dość brutalnie wyprowadzony z owego mniemania, a fabuła okazuje się nie tylko w absurdalny sposób zagmatwana, ale i pełna zwrotów akcji, logicznych niejasności i paradoksów. Zarówno tych typowych dla literatury SF, czyli czasoprzestrzennych, jak i ogólniejszych, ideowych. Wszystko to jest dodatkowo doprawione dużą dawką filozofii i często chaotycznie stopionych ze sobą fragmentów rozmaitych kultów, wierzeń i oficjalnych religii. A do tego wszystkiego przyprószone (z reguły z lekka) pewną wiedzą naukową. Wszechobecne są tu charakterystyczne dla stylu Dicka elementy, takie jak spisek, tajemnice, agencje rządowe, ludzie o zdolnościach paranormalnych, kosmici, podróże kosmiczne (odbywające się prawie zawsze jedynie jako tło akcji i nie tłumaczone od strony technicznej), a wreszcie – nadnaturalna obecność, przejawiająca się to jako obca forma życia, to jako bóg tego czy innego rodzaju, to jako sygnał radiowy dochodzący wprost z nieba, czy też po prostu wrażenie ogólnego chaosu i rozkładu rzeczywistości. Zaiste, w kontekście tego wszystkiego tendencja Dicka do szukania spisków i dziur w całym, do nieco zaburzonego pojmowania rzeczywistości (Stanisław Lem jako komunistyczna propaganda), wcale już nie dziwi.

 

Nie należy też zapominać, że Dick, niewątpliwie pisarz znaczący, był jednocześnie chory (a jeśli nie chory, to przynajmniej niestabilny) psychicznie, a nawet kilkakrotnie z tego powodu hospitalizowany. Zagadką jest, jak w tej sytuacji udało mu się stworzyć tak wiele różnorakich, na swój sposób wybitnych powieści. Czy to właśnie praca nad nimi, powodowana między innymi koniecznością zapewniania sobie i swym najbliższym środków do życia, utrzymała go w ostatecznym rozrachunku „przy zdrowych zmysłach?” Wydawać się może, że pogłoski o chorobach pisarza są przesadzone, a wszystkie jego problemy z samym sobą wynikały w dużej mierze z zażywania narkotyków. Nie ma bowiem wątpliwości, że Dick wręcz specjalizował się w testowaniu rozmaitych używek, upodobawszy sobie szczególnie substancje halucynogenne. Świadczą o tym również narkotykowe wątki pojawiające się tu i ówdzie w jego dziełach: niesamowity halucynogen z Trzech stygmatów Palmera Eldricha, cała mroczna fabuła Przez ciemne zwierciadło, tajemniczy grzybek (!) z Bożej inwazji, czy wreszcie Ubik, dziwna, upragniona przez zagubionych w chaosie ludzi substancja, która może (choć niekoniecznie  musi) być odczytywana jako metafora uniwersalnego narkotyku. Sam pisarz swym skłonnościom do halucynogenów raczej nie zaprzeczał, w przedmowie do jednej z książek wyraźnie wspomina, że zaprezentowany tam system religijny miał podłoże w jego doświadczeniach z pewnym narkotykiem. Pozostaje nam jedynie domyślać się, pod wpływem jakich konkretnie substancji był, pisząc daną powieść. Uważny czytelnik zauważy też pewne nieścisłości i braki fabularne wielu jego książek, wynikające być może po części z właśnie z „odmiennych stanów świadomości” Dicka.

 

Nie zawsze łatwo zrozumieć, co naprawdę miał na myśli, opisując daną historię. Czy w ogóle miał konkretne przesłanie i czy każdą jego książkę da się opisać w punktach, od początku do końca, w kategoriach „chodzi, o to, że...”? Niekoniecznie. Można zaryzykować stwierdzenie, że w niektórych przypadkach Dick mogł sam nie całkiem wiedzieć, o co w nich ostatecznie chodzi, tym bardziej, że zwykł pisać bardzo dużo, ale często w pośpiechu, nierzadko na dany przez wydawcę termin. Dick nie pragnął być może w pierwszej kolejności pisać książek eleganckich i zrozumiałych, chciał raczej przede wszystkim przekazać w nich swoje oryginalne i wstrząsające idee, które z pomocą słów wyrazić bywa po prostu trudno. Stwierdzenie, że jakąś jego powieść zrozumiało się całkowicie, świadczyć może zatem o jej powierzchownym odbiorze. A o to nietrudno, bo książki Dicka na pozór zawierają wiele bardzo typowych elementów klasycznego, schematycznego science fiction, takich jak telepatia, inwazja obcych, kolonizacja Układu Słonecznego czy podróż w czasie. Odbiorca mało uważny, traktujący taką książkę jedynie jako chwilową rozrywkę, coś do szybkiego przeczytania i zapomnienia, może nie dostrzec zamysłu powieści ukrytego pod grubą warstwą trywialnego świata SF. Pod warunkiem, że taki zamysł w ogóle istnieje.

 

Za co więc Stanisław w ogóle Lem cenił Dicka, dlaczego uważał go za pisarza aż tak oryginalnego na tle topornego, amerykańskiego Science Fiction z ubiegłego wieku? Aby to zrozumieć, warto przeanalizować twórczość pisarza w kilku różnych aspektach.

 


Krótkie omówienie wspomnianych w tekście utworów

 

Książki Dicka streścić jest trudno, można w zasadzie tylko naszkicować fabułę i przedstawić dylematy, z jakimi zmagają się ich bohaterowie. Poniżej przedstawiono krótkie omówienie jedynie tych utworów, do których częste odwołania pojawią się w dalszej części tekstu. Wymienione są one w kolejności daty ukończenia.

 

1. Roog (opowiadanie, 1953 r.)
Pierwsze wydane drukiem opowiadanie Dicka. Bohaterem jest wierny pies, starający się za wszelką cenę zwrócić uwagę swojego „państwa” na potwornych złodziei, regularnie w tygodniowych odstępach czasu kradnących z posesji „urny ofiarnicze”. Zdeterminowany pies usiłuje za każdym razem ostrzec właścicieli przed katastrofą, ale domownicy niezmiennie nie rozumieją jego starań. W rzeczywistości „urny ofiarnicze” są po prostu kubłami na śmieci, pies jednak tego nie rozumie. Tworzy w swym umyśle spójny obraz świata, w którym śmieciarze wykradają jego państwu cenne kosztowności i smakołyki, starannie gromadzone przecież co piątek w urnach. Jak napisał w posłowiu do opowiadania autor, jest to historia, w której przedstawiony jest odbiegający do normy punkt widzenia drugiej istoty, punkt widzenia błędny, a jednak logicznie poprawny. Roog w charakterystyczny dla twórczości Dicka sposób ukazuje bohatera (nawet jeśli to jedynie pies!) jako desperata na próżno walczącego z niezrozumiałym i straszliwym biegiem wydarzeń.

 

Roog. Źródło: filmfreeway.com

Roog. Źródło: filmfreeway.com

 

2. Oko na niebie (Eye in the Sky, 1955 r.)
Grupa różniących się pod względem wieku, pochodzenia, wykształcenia i poglądów osób zwiedza pewien amerykański instytut naukowy. Następuje groźna w skutkach awaria nowoczesnego akceleratora cząstek, przez co nieszczęśni goście znajdują się nieoczekiwanie w silnym polu elektromagnetycznym. Wszyscy przeżywają katastrofę, jednak ich dalsze życie tylko z początku toczy się dalej normalnym trybem. Szybko zdają sobie sprawę, że są przez cały czas nieprzytomni, a ich świat jest jedynie iluzją wytworzoną przez umysł jednego z nich, kontrolującego całą sytuację. Jest to rzeczywistość straszliwa: świat, w którym Słońce okrąża Ziemię, wysiłki naukowców i techników zmierzają ku nawiązaniu kontaktu (rozumianego jak najbardziej dosłownie!) z bogiem, a modlitwa jest w stanie natychmiastowo zesłać wierzącemu żywność lub pieniądze. Wkrótce wszyscy jednoczą się przeciwko twórcy tej dziwacznej halucynacji, starszemu tradycjonaliście, i zmuszają go do zaprzestania kreowania takiego świata. Tym samym przechodzą jednak do wizji kreowanej przez kolejną osobę z grupy,  jeszcze bardziej absurdalnej. A to tylko początek wędrówki po ciągu odmiennych rzeczywistości, przed którymi coraz trudniej uciec.

 

Źródło: Ace Books

Źródło: Ace Books

 

3. Wyznania łgarza (Confessions of a Crap Artist, 1959 r.)
Tytułowym łgarzem jest oryginał i życiowy nieudacznik Isidore, poczciwy pracownik fizyczny, który mieszka w obskurnym pokoju, kolekcjonuje niepotrzebne przedmioty i pasjonuje się niesamowitymi opowieściami o kosmitach i tajemnych zjawiskach. Pewnego dnia zostaje przyłapany na kradzieży puszki z mrówkami w czekoladzie (twierdzi, że chciał jedynie przywrócić je do życia, uznając czekoladę za rodzaj mumifikatora). Jego siostra wraz z mężem, przekonani, że Isidore nie jest najwyraźniej zdolny do samodzielnego życia, decydują się zabrać mężczyznę do swego domu na prowincji. Tam Isidore ma szansę popracować jako pomoc domowa i tym sposobem odwdzięczyć się za zapewnioną opiekę. Szybko jednak staje się  przede wszystkim bacznym obserwatorem otaczającego go, małego świata, życia codziennego dwojga bliskich ludzi ogarniętych straszliwymi obsesjami i okłamujących się nawzajem. Następują niewesołe w skutkach zdarzenia, w obliczu których łgarz, mimo swej ograniczoności umysłowej i skłonności do wiary w nadprzyrodzone zjawiska, stopniowo staje się coraz bardziej normalny w porównaniu do całego otoczenia.

 

Źródło: Entwhistle Books

Źródło: Entwhistle Books

 

4. Trzy stygmaty Palmera Eldritcha (The Three Stigmata of Palmer Eldritch, 1964 r.)
Akcja toczy się na przemian na Ziemi XXI lub XXII wieku i w podległej jej kolonii marsjańskiej. Gdy na skutek globalnego ocieplenia życie na Ziemi staje się coraz trudniejsze, ludzkość wszelkimi metodami stara się kolonizować inne planety, co sprowadza się na ogół do przymusowego wysyłania osadników do kolonii. Ale życie w nich (na skutek braku podstawowych dóbr cywilizacyjnych i typowo ziemskich rozrywek) bywa trudne do zniesienia. Koloniści są całkowicie zależni od organizacji ONZ (!), dostarczającej im regularnie niezbędne produkty. W tej sytuacji ich jedyną rozrywką i zarazem szansą na pozorny powrót na rodzimą planetę jest zażywanie narkotyku wywołującego iluzoryczne, długotrwałe wrażenie beztroskiego ziemskiego życia (tzw. przeniesienie). Oprócz samego narkotyku do osiągnięcia tego stanu potrzebne są jeszcze specjalne zestawy, na które składa się model ziemskiego domu wraz z jego zminiaturyzowanym wyposażeniem oraz lalki symbolizujące szczęśliwych ludzi, w których postaci wcielają się podczas przeniesienia koloniści. Na Marsa narkotyk dostarcza Leo Bulero, bogacz działający pod przykrywką handlu zestawami służącymi do osiągnięcia stanu przeniesienia. Ma specjalne układy z władzami na Ziemi i mimo swej przestępczej działalności czuje się bezkarny. Wszystko zmienia się, gdy do Układu Słonecznego powraca Palmer Eldrich, przemysłowiec, który kiedyś udał się w rejon zamieszkałej przez Obcych Proximy Centauri. Eldrich, jak wieść niesie, przywozi z Proximy tajemniczy narkotyk, który może okazać się konkurencją dla substancji sprzedawanej kolonistom przez Bulero, twierdzi przy tym, że jego zażywanie może zapewnić życie wieczne. Chcąc rozeznać się w sytuacji, Leo niechcący wpada w ręce wrogów i zostaje zmuszony do zażycia narkotyku Eldricha, nie zdając sobie z tego początkowo sprawy. Budzi się w na pozór tylko znanym, w rzeczywistości obcym i przerażającym świecie, w którym jedynym bogiem jest sam Eldrich. Okazuje się, że jest on w stanie kontrolować wszystkie iluzoryczne światy, do których trafiają ludzie zażywający jego produkt z Proximy. Leo cudem wraca jednak na Ziemię. Przerażony działaniem nowego narkotyku zleca tajną misję swemu zdolnemu, lecz przeżywającemu życiowy kryzys pracownikowi, Barneyowi Mayersonowi. Ma on udać się na Marsa jako kolonista i podjąć kroki zmierzające do uznania narkotyku za wysoce szkodliwy, a w rezultacie zakazania jego dystrybucji. Okazuje się jednak szybko, że sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana, i bez względu na wszystko wciąż istnieje ciążąca nad człowiekiem groźba ujrzenia tytułowych stygmatów Palmera Eldricha – jego sztucznej ręki, sztucznych oczu i stalowych zębów. Pozostaje pytanie, kim, a właściwie czym, jest naprawdę Palmer Eldrich? Na pewno nie człowiekiem, czy zatem kosmitą? A może kimś więcej?

 

Źródło: www.goodreads.com

Źródło: www.goodreads.com

 

5. Ubik (Ubik, 1966 r.)
Prawdopodobnie najbardziej znana powieść Dicka. Glena Runcitera, szefa agencji zrzeszającej osoby o specjalnych zdolnościach neutralizowania działań telepatów i jasnowidzów, poznajemy w momencie, gdy usiłuje porozumieć się ze zmarłą przed laty żoną. Pani Runciter znajduje się w tak zwanym stanie półżycia – dzięki osiągnięciom medycyny i elektroniki możliwe stało się trwające nawet kilkanaście lat zamrażanie zmarłych w specjalnych chłodniach, przy czym z umysłem osoby półżywej można wówczas komunikować się przez pewien czas za pomocą mikrofonu i wzmacniacza fal mózgowych. Okazuje się, że aktywność półżywego umysłu żony Runcitera jest zbyt słaba, co z kolei prowadzi do nadużyć: na jej własny „sygnał” nakłada się i wypiera go stopniowo ego przedwcześnie zmarłego chłopaka, fizycznie jej „sąsiada” z chłodni. Niepocieszony Runciter, nie mogąc poradzić się żony w delikatnych kwestiach związanych z prowadzeniem firmy, podpisuje ryzykowny kontrakt z pewną instytucją i wraz z grupą  najlepszych pracowników (antytelepatów, mediów) wyrusza w podróż. Ma miejsce katastrofa,  w tym momencie akcja powieści załamuje się dyskretnie. Runciter ginie, jego pracownicy żyją i przygotowują się do zawiezienia ciała szefa do chłodni i nawiązania z nim kontaktu. Spostrzegają jednak, że z nimi samymi i ich światem dzieje się coś bardzo dziwnego: przedmioty „starzeją się” lub wracają do swych form poprzednich, a cała rzeczywistość zdaje się stopniowo degenerować. Oszołomieni bohaterowie otrzymują dziwne komunikaty w postaci napisów na ścianie toalety czy kartonie papierosów. Jednocześnie odkrywają, że w ich rozpadającym się świecie zachować przy życiu mogą się jedynie dzięki aplikowaniu sobie tajemniczego preparatu o nazwie Ubik, trudnego do zdobycia, lecz powodującego natychmiastowe cofanie się postępującego procesu rozkładu.

Źródło: www.etsy.com

Źródło: www.etsy.com

 


6. Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? (Do the Androids Dream of Electric
Sheep?, 1966 r.)


Ziemia i postnuklearny, ponury świat niedalekiej przyszłości, w którym żywe stworzenia są już tak dużą rzadkością, że na posiadanie zwierząt czy częstowanie gości prawdziwymi owocami stać jedynie największych bogaczy. Powszechne są za to wszelkiego typu elektroniczne imitacje życia, roboty i androidy. Rick Deckard, policjant łowca, otrzymuje zdanie wytropienia, zidentyfikowania i zniszczenia sześciu zbiegłych, zbuntowanych androidów nowej generacji, zwytrzymałych, do złudzenia przypominających ludzi, a do tego wyposażonych w wolę przetrwania. Co gorsza, okazuje się, że standardowy test Voigta-Kampfa (kontrola ludzkich odruchów empatycznych, niemożliwych do zasymulowania w stosownie krótkim czasie przez „zwykłe” androidy) nie działa w przypadku zbiegów. Deckard musi więc opracować inny sposób identyfikacji. Jednak zaczyna mieć wątpliwości co do sensu i moralnej poprawności swej misji.

Źródło: lubimyczytac.pl-czy

Źródło: lubimyczytac.pl

 

7. Valis (Valis, 1978 r.)
Narratorem tej dziwacznej pod każdym względem, kultowej w kręgu miłośników SF powieści jest sam P. K. Dick, skrywający się pod pseudonimem Koniolub Grubas (ang. Horselover Fat) Jego przyjaciółka nieoczekiwanie i z niewiadomych powodów popełniła samobójstwo, co składnia bohatera do zastanowienia się nad sensem życia i śmierci, kwestią istnieniem boga oraz prawdziwym znaczeniem pojęć dobra i zła. W tych wysiłkach pomagają mu przyjaciele: żarliwy katolik David, negatywnie nastawiony do sprawy sceptyk Kevin oraz Sherri, dziewczyna umierająca na raka. Spotykają się regularnie i dyskutują, przy czym najczęściej zadawanym pytaniem jest logiczna sprzeczności istoty boskiej: skoro bóg jest tak wielki i tak dobry, jak się przyjmuje, dlaczego zezwala, by na świecie było tyle zła i niezasłużonego cierpienia? Wkrótce jednak Koniolub zaczyna odbierać dziwne sygnały z otaczającego go świata, wydaje mu się, że jakaś kosmiczna obecność próbuje nawiązać z nim kontakt. Trafia do szpitala psychiatrycznego, angażuje się w pełen samopoświęcenia, masochistyczny związek ze śmiertelnie chorą Sherri. Niemal jednocześnie najbardziej zdroworozsądkowy z całego towarzystwa Kevin podczas przypadkowego wypadu do kina natrafia na film pod tytułem Valis i zmusza przyjaciół do jego obejrzenia. Okazuje się, że produkcja ta nie tylko udziela odpowiedzi na większość zadawanych przez bohaterów pytań, ale i pozwala na bezpośredni kontakt ze współczesnymi Przyjaciółmi Boga. Wychodzi na jaw, że nowy (piąty z kolei, między innymi po Buddzie i Chrystusie) zbawiciel ma niedługo przyjść na świat…

lubimyczytac.pl

Źródło: lubimyczytac.pl

 

8. Boża inwazja (The Divine Invasion, 1980 r.)
Kontynuacja wątków poruszanych Valis. Przenosimy się w nieokreśloną, niezbyt odległą przyszłość. Na jednej ze skolonizowanych przez ludzkość planet mieszka pod specjalną kopułą Herb Asher, wielbiciel talentu niejakiej Lindy Fox, pieśniarki sławnej w całej Galaktyce. Pewnego dnia zdaje sobie sprawę, że z jego światem jest "coś" nie w porządku (motyw, jak nietrudno zauważyć, bardzo dla Dicka typowy). Jednocześnie poznaje Rybys, chorą kolonistkę z sąsiedniej kopuły, i zostaje przez nieznane siły zobowiązany do odwiedzenia jej. Wkrótce okazuje się, że dziewczyna spodziewa się dziecka. Herb i Rybys udają się na Ziemię. Tam rodzi się ich przybrany syn, w rzeczywistości nowe wcielenia boskiego posłańca. Jednak dorastający chłopczyk, choć świadom swej natury, nie za bardzo wie, z jaką misją został zesłany na świat i nie za dobrze umie się odnaleźć w rzeczywistości. Z pomocą przychodzi mu tajemnicza, wszechwiedząca dziewczynka Zina, która pozwala mu „przypomnieć sobie” o boskim pochodzeniu. Z czasem rozpętuje się bezkompromisowa walka dobra ze złem, w którą wciągnięci zostają wszyscy bohaterowie. Fabułę komplikuje fakt, że „tak naprawdę” (a przynajmniej w zaznaczonej na samym początku „rzeczywistości obiektywnej”) Asher leży półżywy w czymś w rodzaju ubikowskiego moratorium i śni o życiu kolonisty, zaś towarzyszący mu wszędzie i ciągle temat muzyczny z nie lubianej opery jest w istocie sygnałem radiowym odbieranym przez jego mózg, a nadawanym za pośrednictwem położonej w pobliżu moratorium radiostacji. Podobnych niejasności i przykładów wzajemnie przenikających się światów w Bożej inwazji dużo więcej.

web.archive.org

Źródło: web.archive.org

 

9. Transmigracja Timothy'ego Archera (The Transmigration of Timothy Archer, 1981 r.)
Ostatnia i pod pewnymi względami najbardziej przejmująca powieść Dicka, do granic możliwości nasycona motywem śmierci i jednocześnie poszukiwań boskości. Jej bohater, kalifornijski biskup Archer, wzorowany jest na postaci autentycznego amerykańskiego duchownego, który zginął w Jerozolimie przy rozpaczliwej próbie znalezienia śladów Boga. Historia Timothy'ego Archera też prowadzi do dramatu, jest jednak przedstawiona czytelnikowi oczami synowej biskupa, Angel. Ta jest świadkiem zaangażowania się duchownego w romans z uzależnioną od leków Kirsten, podczas gdy jej własny mąż, syn Timothy’ego, zdaje się być zafascynowany nową macochą na równi z ojcem. Prowadzi to do tragedii. Z czasem biskup i jego kochanka odbierają (w swoim mniemaniu) znaki od zmarłego. Sceptyczna, logicznie myśląca i absolutnie normalna Angel jest przerażona szaleństwem bliskich, zgadza się jednak na udział w czymś w rodzaju seansu spirytystycznego. Jej zmarły mąż za pośrednictwem medium twierdzi, że Kirsten i Timothy są bliscy śmierci. Czy przepowiednia sprawdzi się? W każdym razie Archer udaje się na palestyńską pustynię, do miejsca początków chrześcijaństwa, by szukać tam boga pod postacią... grzybków o cudownym działaniu.

 

Źródło: wiki/Timescape Books/Simon and Schuster

Źródło: wiki/Timescape Books/Simon and Schuster

 


Bohaterowie utworów Dicka, postać kobieca i jej ewolucja

 

Typowy bohater powieści Dicka to przede wszystkim człowiek pracujący, a zaraz potem człowiek poszukujący prawdy. Na ogół głównym bohaterem jest osobnik w miarę stabilny psychicznie, któremu jednak nie brak problemów (zarówno finansowych, jak i tych związanych z życiem w związku). Ma za zadanie zmierzyć się z przerażającą sytuacją, w jakiej przychodzi się mu odnaleźć. Zdarza się też często, że postacią pierwszoplanową jest mężczyzna mający problemy psychiczne lub zaburzenia tożsamości, jak Isidore z Wyznań Łgarza czy upośledzony umysłowo „Kurzy Móżdżek”, bohater powieści Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? (na co dzień kierowca ciężarówki, ale i jedyny człowiek, który pragnie pomóc i udzielić schronienia zbiegłym z Marsa androidom). Inni popularni bohaterowie Dicka to ludzie radzący sobie w życiu dobrze, a nawet odnoszący sukcesy, choć niezmiennie niemal mający problemy z kobietami. Większość pierwszoplanowych bohaterów wzbudza pewną sympatię i sprawia, że jesteśmy skłonni utożsamiać się z nimi lub choć przejmować ich losem.

 

Przy pierwszym zetknięciu ze zbiorami opowiadań Dicka i niektórymi powieściami wydawać się może, że postać kobieca pełni u niego rolę niezmiennie drugoplanową. Istotnie, często kobieta stanowi jedynie ozdobnik wykreowanego świata, bywa też pretekstem do wprowadzenia dialogu, w sytuacjach, gdy bohater pierwszoplanowy opowiada coś lub tłumaczy swojej partnerce. Kobieta u Dicka to także często odchodząca od bohatera żona. Należy to prawdopodobnie wiązać z faktem, że pisarz osobiście zaangażowany był w wiele różnych związków, z których większość siłą rzeczy musiała zakończyć się rozstaniem.

 

Wbrew pozorom kobiety, zwłaszcza te przedstawione w późniejszych utworach pisarza, zajmują w nich ważne miejsce. Można pokusić się o stwierdzenie, że wraz ze stopniowym doskonaleniem się warsztatu twórcy postać kobieca ewoluuje, przechodząc od stadium kochanki, sekretarki czy małomównej żony, przez etap kobiety mającej duży wpływ na przebieg akcji lub przynajmniej wiele do powiedzenia, aż do postaci pierwszoplanowej. W rzeczywistości twórczość Dicka obfituje w pełne spektrum postaci kobiecych i pod tym względem bohaterki pisarza zdają się być o wiele bardziej zróżnicowane niż jego męscy bohaterowie, na ogół „podpadający” pod ogólny schemat mężczyzny, który nagle odnajduje się w nieoczekiwanej, szokującej dla niego sytuacji życiowej i musi albo radzić sobie z przeciwnościami losu, albo rozwikływać pewne tajemnice. Kobiety u Dicka (o ile nie należą do kategorii starszych pań) są niemal zawsze piękne lub przynajmniej pełne wdzięku. Nawet kobiecy android jest tu powabny, nawet anielice i boginie emanują seksualnością. W Trzech stygmatach... pojawia się ponadto symbol pełnej, perfekcyjnej kobiecości w postaci lalki, w którą podczas iluzorycznego przeniesienia wcielają się kobiety - lalka ta ma długie, zadbane włosy, nienaganny makijaż, szafę pełną kolorowych ubrań i przystojnego chłopaka, a z opisu do złudzenia przypomina lalkę Barbie (sam autor przyznawał, że widok córek bawiących się lalkami Barbie, w połączeniu z odejściem jednej z żon, w pewnym sensie podsunął mu pomysł motywu Perky Pat).

 

Można wyróżnić kilka zarówno typowych dla twórczości Dicka, jak i występujących w niej sporadycznie postaci kobiecych:

 

1. Mniej lub bardziej rozczarowana żona, na ogół zajmująca się domem (Oko na niebie, Czy androidy śnią o elektrycznych owcach) lub wykonująca  nieskomplikowaną lub drugorzędną pracę. Przykład to Emily, była żona Mayersona (Trzy stygmaty Palmera Eldricha), zawodowo trudniąca się projektowaniem miniceramiki do zestawów umożliwiających kolonistom narkotyczne przeniesienie. Mayerson przed laty rozwiódł się żoną, gdy przez jej niespodziewaną ciążę zagrożony był utratą wygodnego mieszkania, później jednak żałuje tego i usiłuje do niej wrócić, to okazuje się niemożliwe, przynajmniej w rzeczywistym świecie. Charakterystyczny jest zarówno nie słabnący sentyment bohatera do byłej żony, jak i jej własny brak sentymentalizmu i racjonalizm, a nawet pewna nieczułość.


2. Kochanka, na ogół z większymi ambicjami. Często sekretarka. U Dicka żonę lub kochankę (czasem zresztą obie naraz) ma prawie każdy. Tu też możliwości jest wiele: osobną kategorię stanowią postacie trzecioplanowe, jak Wendy, niedoszła kochanka jednego z bohaterów Ubika, kobieta mówiąca niewiele i nie wnosząca w zasadzie nic nowego do akcji, a osobną – ambitne kobiety starające się dojść do władzy i w istotny sposób komplikujące działania innych postaci (Rondinella Fugate z Trzech stygmatów…, Kirsten z Transmigracji Timothy’ego Archera.


3. „Zła” kobieta, osoba działająca destrukcyjnie. Przykładów jest wiele, do najciekawszych należy być może Pat, emocjonalnie niedojrzała dziewczyna o paranormalnych zdolnościach (Ubik), której wydaje się, że to ona powoduje stopniowy rozpad rzeczywistości. Jeszcze bardziej negatywne wrażenie może wywrzeć Fay, wredna i niezrównoważona psychicznie siostra tytułowego łgarza z Wyznań łgarza, a także cały szereg pań z Oka na niebie, kobiet pragnących przeorganizować rzeczywistość na swój własny, pokrętny sposób. Pewną odrazę i zarazem litość budzi postać Sherri (Valis), ortodoksyjnej katoliczki, która nawet w obliczu rychłej śmierci nienawidzi z całego serca żebraków, narkomanów, homoseksualistów oraz wszelkich biedaków i odmieńców – postać o destrukcyjnym wpływie, zarówno na siebie samą, jak i na próbujących jej pomóc w chorobie przyjaciół. Można jeszcze nieco na siłę podpiąć pod tę kategorię Rybys (Boża inwazja), równie nieuleczalnie chorą i pesymistycznie nastawioną do świata, nową matkę boską, która w każdej ze stworzonych w książce wersji świata narzeka, myśli głównie o sobie i jest całkowicie pozbawiona radości życia.


4. Dobra i inspirująca kobieta – piękna pocieszycielka, często będąca jednocześnie pewnego rodzaju bóstwem lub boskim posłańcem. To idealna "lalka" Perky Pat, Linda Lampton, matka boskiego wcielenia z Valis, i Linda Fox – niosąca pocieszenie śpiewaczka z Bożej inwazji, pełniąca przy okazji funkcję „boskiego adwokata”. To także ucieleśniona bogini Zina, kobieca połówka Boga. Pojawia się też u Dicka motyw zwykłej dziewczyny emanującej ciepłem i nadzieją (Anne Hawtworhe, przyjaciółka Mayersona z Trzech stygmatów…, Ella Runciter z Ubika – praktycznie martwa, a mimo to wciąż pomagająca innymi w walce z wszechobecnym chaosem.

 

Model of Perky Pat

Model Perky Pat. Źródło: The Three Stigmata of Palmer Eldritch' , Philip K Dick

 


5. Ostatnią i dość nietypową postacią kobiecą wykreowaną przed Dicka jest Angel Archer, narratorka i zarazem jedna z głównych bohaterek Transmigracji. To wykształcona, młoda wdowa, sama siebie nazywająca często wieczną studentką, rozsądna, wręcz sceptycznie nastawiona do kwestii wszelkiej ponadnaturalnej rzeczywistości. Kobiecie tej przychodzi zmagać się z szaleństwem męża oraz postępującym upadkiem pozostałych bliskich osób. Jako ateistka musi też stanąć twarzą w twarz z niewytłumaczalnym i nie do końca pewnym powrotem biskupa Archera, a także opowiedzieć się w kwestii wiary w tytułową transmigrację jego duszy. Angel jawi się tu jako jedna z najbardziej wiarygodnych, najdojrzalsza i być może najbliższa typowemu czytelnikowi bohaterek Dicka. Nie jest to ani piękna lalka, ani bogini, ani niosąca pocieszenie anielica, nie jest też żadnym z symbolicznych aspektów kobiecości (w powieści nie ma nawet opisu jej wyglądu), a osobą konkretna, mającą własne przemyślenia, poddającą sytuację krytycznej ocenie. Widać zatem wyraźnie, że Dick bez problemu potrafił wykreować kompletną, przekonującą postać kobiecą, która w dodatku jest bohaterem, z punktu widzenia którego obserwujemy wszystkie wydarzenia.

 

Inspiracje religijne. Obraz Boga w dziełach Dicka

 

Umysłom ortodoksyjnym, śmiertelnie poważnym czy też zwyczajnie płytkim Dick może się jawić jako bezkompromisowy skandalista. Niejasne wątki jego powieści, występujące w nich postacie i zachodzące wydarzenia mogą swą śmiałością urazić część głęboko wierzących nie mniej zapewne niż powieść Kod Leonarda da Vinci. Przy tym jednak szczera, pełna dociekliwości i autentycznego pragnienia wiary, pokrętna, obfitująca w zapytania i zwątpienia religijność pisarza, szczególnie po lekturze jego Boskiej Trylogii, zdaje się nie budzić wątpliwości.

 

Bóg jako niedojrzałe dziecko i inne teologiczne rozważania

 

Najlepszym przykładem będzie tu przytoczenie kilku dodatkowych szczegółów fabuły Bożej inwazji: matką kolejnego syna bożego zesłanego na Ziemię w imię zwycięstwa nad szatanem jest śmiertelnie chora kolonistka, wiodąca samotne życie na jednej z nieprzyjaznych planet. Kobieta nie zdaje sobie sprawy ze swego błogosławionego stanu, a gdy już wie o mającym się narodzić dziecku, nie jest bynajmniej zachwycona swym losem. Wprost daje temu wyraz („Miałam swoje własne plany życiowe”, odpowiada na wieść o niepokalanym poczęciu). Jej najbliższy sąsiad, Herb, także nie pali się do zapewnienia obcemu dziecku opieki, pomaga ciężarnej Rybys w zasadzie tylko dlatego, że tak mu nakazano (odezwał się do niego, po raz pierwszy bez pośrednictwa radioelektroniki, tajemniczy bóg Jah). Mężczyzna wykonuje polecenia, jednak nie pragnie przybranej rodziny, wolałby pozostać w swej odosobnionej kopule i godzinami słuchać muzyki. Wyższe siły zmuszają ich oboje do ryzykownej podróży ku kolebce ludzkości. Okazuje się, że ciąża Rybys to sprawka Jaha, który, niczym tytułowa boża inwazja, chce raz jeszcze nawiedzić Ziemię. Pewne siły zrobią zresztą wszystko, by boga do tej planety nie dopuścić. Dziecko przychodzi jednak na świat, a Herb na skutek wypadku zapada w sen, w którym zaczyna rekurencyjnie śnić swoje marzenie o spokojnym życiu pod kopułą. Dorastającym bożym chłopcem opiekuje się odtąd Eliasz. Dziecko nie wie, kim jest, i mimo swej bezsprzecznej boskości wydaje się zagubione. Co więcej, nie ma wpisanej w swój umysł, gotowej recepty na dobro i samo przynaje (jako jedna z form boga) że Stwórcy nie rozumie! „Jestem tu nowy. Nie rozumiem, gdzie jestem” – zwierza się poznanej w szkole Zinie. Ta nakazuje mu spokojnie czekać na powrót pamięci o dawnych zdarzeniach. Dalej czytelnik dowiaduje się między innymi, że Jezus Chrystus tak naprawdę nie ocalił świata, a jego misja skończyła się porażką (pomysł bardzo kontrowersyjny, ale czy logicznie sprzeczny z obrazem świata, jaki widać na co dzień?), a ostateczna bitwa dobra i zła dopiero ma się rozpocząć.

 

Wszystko to byłoby nawet dla ortodoksyjnego katolika jeszcze może i do przełknięcia, zwłaszcza przy założeniu, że nie jest on całkiem pozbawiony poczucia humoru. Jeszcze gorzej jest jednak z przedstawieniem Biblii w Bożej inwazji. Młodziutki Emanuel ma zwyczaj studiowania Pisma Świętego będącego własnością proroka Eliasza. Biblia ta jest jednak nowoczesną książką złożoną z nałożonych na siebie, stosownie do wieku swego odbiorcy (!), coraz głębszych warstw hologramu, i to w dodatku w taki sposób, że cała struktura Pisma, oglądana pod danym kątem, tworzy jednocześnie „trójwymiarowy Wszechświat”. W zależności od kąta nachylenia osi obserwacji do hologramu można odczytać odmienne przesłania takiej świętej księgi. Co więcej, ten zbiór barwnych hologramów jest otwarty - w tym sensie, że pozwala na wprowadzenie nowych informacji do całości. Możliwe jest też wejście w żywy dialog z tak przetworzonym Pismem, które wówczas „ożywało, stawało się inteligentną, nigdy nie powtarzającą się istotą”. „Gdyby Pismo wymknęło się - (tym sposobem) - spod kontroli Kościoła, jego monopol zostałby złamany”, wprost pisze Dick. I trudno odmówić mu racji, choć trudno też uwierzyć, że Biblia i inne święte księgi nigdy w rzeczywistości nie były już mniej lub bardziej modyfikowane przez człowieka.

 

Sam Emanuel w sposobie widzenia świata i boga jest szczery do bólu. Zabrany do kościoła, potrafi podczas mszy świętej powstać i dobitnie powiedzieć: „Nie ma tam krwi ani ciała [Chrystusa]”. Uważa, że sam „bóg ojciec” lubi tzw. gry i zabawy. Jest to typowy obraz stwórcy spotykany w prozie Dicka: bóg dziecinny, bawiący się, często nieświadomy własnych czynów lub wręcz głupi. Bóg Dicka to nie bóg, o którym czytamy wprost w świętych księgach, to raczej bóg odgadnięty niejako drogą naukową, poprzez obraz świata. Pisarz opisuje go w sposób szokująco szczery i poprawny z punktu widzenia logiki, poprzez obserwację naszej ułomnej rzeczywistości, której ten ma być stworzycielem. Widzi boga jako istotę niedoskonałą, zwracając uwagę na chaos panujący we Wszechświecie. Mówi, że bóg albo sam jest twórcą zła, albo zezwala na istnienie („wcinanie się” zła) w rzeczywistość, lub też jest na tyle słaby, że nie jest w stanie (i nigdy nie był) pokonać tego zła. Co wielu osobom daje do myślenia.

 

Podobnych sugestii doszukać się można w powieści Valis. Źródłem nie mających końca filozoficznych dysput bohaterów jest nie tyle kwestia istnienia boga, a jego obojętność wobec ludzkich spraw i losów świata. Dick daje tu wyraz swojemu przekonaniu, że każdy stwórca pozwalający na niezawinione cierpienie, i to w dodatku w taki sposób, że wielu przypadkowym osobom zostaje ono mimo wszystko jakoś oszczędzone, jest bogiem okrutnym, niesprawiedliwym, nade wszystko jednak irracjonalnym (Valis może być odczytywany jako powieść o irracjonalności boga i świata). „Cierpienie nie może być pozytywną wartością, cierpienie niczego nie uczy” – pisze wprost ustami swych bohaterów. W tych rozważaniach na temat boga Dick często odwołuje się do logiki i humoru. Najbardziej chyba zabawnym wątkiem powieści Valis jest pozorny ateizm Kevina i jego rozpaczliwe próby pojęcia niepojętego. Kevin miał niegdyś kota, który wpadł pod samochód, wyskoczywszy na ulicę w najmniej odpowiednim momencie. Tego kota, jak mawia, zamierza „zabrać ze sobą na sąd ostateczny” i pokazać stwórcy, po czym zapytać go o sens tej głupiej śmierci. Jeżeli kot jest stworzony przez boga, a następnie bóg pozwala na jego łatwą zagładę, oznacza to, że bóg stworzył argument przeciw swej własnej dobroci (wyjaśnić warto, że ostatecznie Kevin ma istotnie szansę stanąć przed obliczem jednego z boskich wcieleń i zapytać je o śmierć kota. Otrzymuje odpowiedź, że kot wpadł pod samochód, ponieważ był głupi. Czasem więc Dick jawi się jako mistrz w udzielania prostych odpowiedzi na pozornie trudne pytania).

 

Innym częstym motywem, przenikającym m.in. całą Boską Trylogię, jest zdobywanie wiedzy (o boskości i naturze Wszechświata, ale nie tylko) poprzez proces przypominania sobie zapomnianych informacji. W powieści Valis Dick zdaje się rozpowszechniać ideę pamięci genetycznej, której sam wszak twórcą nie jest. Bohater w Valis doświadcza czegoś w rodzaju wspomnień innego człowieka, swego dalekiego poprzednika, ale także świadomości dalekich potomków z przyszłości (jest to w każdym razie jedno z możliwych wyjaśnień zachodzących w jego umyśle i... otoczeniu wydarzeń). Ta idea, wpleciona jakby mimochodem w akcję powieści, jedynie komplikuje fabułę, ukazując kolejne (po szaleństwie głównego bohatera oraz faktycznym kontakcie z siłami wyższymi) prawdopodobne wytłumaczenie dziwnych zjawisk. Wartość i atrakcyjność fabularna Valis bierze się także stąd, że po przeczytaniu książki nie możemy być pewni, w co ostatecznie autor wierzy. Z początku to oczywiste, że w jego mniemaniu jakiś bóg istnieje. Pod koniec wysunięta jest teza, że wszystko było jednym wielkim szaleństwem, efektem choroby psychicznej Konioluba Grubasa, a zatem i samego Dicka. Autor zdaje się zaprzeczać sam sobie, jak i swoim niezwykłym urojeniom i pomysłom, być może zresztą tym sposobem faktycznie pisanie działało na niego terapeutycznie (zdaniem krytyków literackich książka jest bezpośrednim efektem załamania psychicznego pisarza). Dick pokazuje, jak wiele można wyjaśnić bez uciekania się do transcendentalnych idei (jest to zadziwiająco naukowe podejście). Jednak, by nie było aż tak prosto, pod koniec powieści raz jeszcze powraca do kwestii boskości. Pokazuje, że mimo wszystko bóg istnieć może, że wiara to w zasadzie kwestia wyboru lub proces zachodzący w ludzkim umyśle pod wpływem chwili i ulotnych zdarzeń. Daje też do zrozumienia, że bóg może być czymś na tyle obcym człowiekowi, że jego natury i celowości nie jesteśmy z założenia w stanie pojąć. Kwestia jego dobroci jest o tyle trudna, że pojęcia takie jak dobro czy sprawiedliwość mogą się do stwórcy po prostu nie odnosić. Tak samo mogą nie obowiązywać boga żadne formuły logiczne, w tym sensie, że nie sposób określić, czy jego istnienie jest prawdą, czy fałszem. Najlepiej chyba podsumowuje to wszystko sceptyczny Kevin w swym wyrazie wiary z początku książki:

 

-Ja nie wierzę w Boga – powiedział Kevin. Wierzę w Wielkiego Puntę. A drogi Wielkiego Punty są
niezbadane. Nikt nie wie, dlaczego coś robi, albo czegoś nie robi.
-Kpisz sobie ze mnie?
-Nie – powiedział Kevin.
-Skąd się wziął ten Wielki Punta?
-Tylko Wielki Punta wie.
-Czy on jest miłosierny?
-Jedni mówią, że tak, inni, że nie.
-Czy mógłby pomóc Sherri, gdyby zechciał?
-Tylko Wielki Punta to wie – powiedział Kevin i obaj wybuchnęli śmiechem.

 

Ciekawe, że na końcu powieści, gdy wszystkie główne wątki są, jeśli nawet nie wyjaśnione, to choć elegancko zakończone, dochodzi do ponownego rozdzielenia osoby narratora i Konioluba Grubasa (alter ego Dicka, który, jak sam stwierdza z rozbrajającą szczerością, woli pisać o sobie w osobie trzeciej). Grubas nie zaprzestaje poszukiwań boga, zaczyna podróżować, opuszcza przyjaciół, podczas gdy sam Dick jako narrator w pierwszej osobie doznaje ukojenia, zaznaje spokoju i powrotu do normalności. I choć sam nadal czasem wypatruje przejawów boskości w świecie, odtąd robi to w swym domu, siedząc na przykład przed telewizorem (typowe u Dicka zakończenie książki). Jeśli Valis miał być formą samooczyszczenia psychicznego pisarza, zadanie to spełnił chyba dobrze. Tutaj rozdwojenie jaźni autora stanowi bowiem nie tyle przejaw choroby, ile sposób na poradzenie sobie z pewnymi dręczącymi go, trudnymi do zrozumienia pytaniami.

 

Bóg kosmiczny, czyli kosmici w dziełach Dicka

 

Zgodnie z objawieniem, którego doświadcza bohater powieści Valis, bóg to tak naprawdę plazmat, czyli rodzaj inteligentnej, rozległej i „chcącej dobrze” formy życia (w sensie biologicznym), która przybyła na Ziemię w Starożytności i weszła w symbiozę z pierwszymi Chrześcijanami, a zwłaszcza z Chrystusem. Byłaby to więc, jak pisze autor, pierwsza w historii symbioza na skalę kosmiczną. Pomysł ten, choć z początku szokujący, jest zrozumiały i na swój pokrętny sposób racjonalny. Można zaryzykować stwierdzenie, że narodził się w głowie autora w czasach szybkiego rozwoju nauk o życiu (mikrobiologia, biologia molekularna) i wiedzy o Wszechświecie i potencjalnym życiu pozaziemskim (astrofizyka, astrobiologia). Należy w tym miejscu zwrócić uwagę na ideę panspermii (zasiedlenia Ziemi przez żywe, prymitywne organizmy, przenoszone na Ziemię z głębin Kosmosu między innymi poprzez meteoryty, komety czy wiatr słoneczny.) Teoria ta jest do dziś traktowana całkiem poważne, ostatnie prestiżowe publikacje na jej temat ukazały się w roku 2020).


Dick wychodzi jednak o krok dalej, stwierdzając, że także bóg w postaci biologicznej informacji  przybył faktycznie „z nieba”, a wiec z Kosmosu. Można tu widzieć tu niekonieczny, lecz dość prawdopodobny, wpływ książek H. Von Dirtfurtha. Dick, sam nie będąc naukowcem, w pewnym sensie jest na miarę swych możliwości człowiekiem renesansu, żywo interesującym się wieloma dziedzinami wiedzy i zgłębiającym rozmaite zagadki, od starożytnych zwojów z Qumran po nowoczesne technologie i tajemnice Kosmosu. Warto dodać, że znaczną część życia spędził w Kaliforni, za czasów ruchu hippisowskiego, halucynogenów i Timothy’eago Leary. Był to jednak także czas gwałtownego rozwoju nauk ścisłych na tamtejszych uniwersytetach (w tym narodzin astrobiologii i pierwszych, nieśmiałych prób nawiązania kontaktu z cywilizacjami pozaziemskimi) Dick musiał znać pewne osoby i mieć doniesienia o najświeższych ideach naukowych tamtych lat. Wszystko to miało wpływ na jego twórczość i wykreowany przez niego obraz boga kosmicznego.

 

Nie sposób pominąć tu dość poważnie brzmiących rozważań natury religijnej z Trzech stygmatów. Ostatecznie okazuje się, że powracający z Proximy Centauri Palmer Eldrich, demoniczny bohater powieści, nie jest już wprawdzie człowiekiem, ale także nie stał się typowym mieszkańcem Proximy (kosmitą). Być może jest zatem czymś zupełnie innym, obcą formą życia, która gdzieś tam, na swej kosmicznej drodze ku Ziemi „pożarła go” i przejęła nad nim kontrolę? Owszem, sam Eldrich przyznaje w końcu, że jest obcym tworem, kosmicznym, pomniejszym bogiem, a narkotyk powodujący jego nie kończące się halucynacje pochodzi bezpośrednio od niego. Jest też jednak istotą żywą, która na właściwy swej naturze sposób walczy tylko o przetrwanie. Być może kosztem ludzkości, ale na swój (biologicznie pojmowalny) sposób – w pewnym kontekście w całkowicie słusznej sprawie. Najlepiej zdają się to rozumieć bohaterów książki, Mayerson i Anne:

 

-„To, co spotkało Palmera Eldricha i wniknęło weń” – powiedziała Anne – „i z czym się zetknęliśmy, przewyższa nas i jak mówisz, nie możemy osądzić ani zrozumieć, czego chce i do czego zmierza; pozostaje dla nas tajemnicze i niezrozumiałe. Jednak wiem, że się mylisz, Barney. Coś, co przybywa z pustymi, otwartymi rękami, nie może być Bogiem. To istota stworzona przez coś jeszcze doskonalszego od niej, tak jak i my; Bóg nie został stworzony i niczemu się nie dziwi.”
-„Wyczuwam wokół niego” – rzekł Barney – „aurę boskości. Przez cały czas”. A szczególnie wtedy, pomyślał, gdy Eldrich mnie popychał, próbował nakłonić do spróbowania.
-„Oczywiście” – powiedziała Anne. –„Myślałam, że to rozumiesz. On jest w każdym z nas, i w każdej
formie życia, takiej jak ta, o której mówimy, On będzie jeszcze bardziej widoczny. [...] Nie mów nam,
Barney, że cokolwiek weszło w Palmera Eldricha, j e s t Bogiem, ponieważ nie wiesz o Nim aż tyle;
nikt nie wie. Jednak ta żywa istota z międzygwiezdnej próżni może być – tak jak my – ukształtowana
na jego podobieństwo. Sposobem, jaki On wybrał, by nam się objawić[...].”

 

Warto dodać, że bardzo podobne pomysły, domysły i rozważania pojawiają się też w kultowej powieści C. Sagana Kosmos, gdzie również przedstawiona jest koncepcja, w której odkryci „Obcy” nie są stworzycielami życia na Ziemi ani żadnymi bogami, ale jednocześnie istnieje „inteligencja poprzedzająca powstanie Wszechświata”. Natomiast dziś, w początkach roku 2021, tuż po wykryciu tajemniczego i mimo wszystko nie wyjaśnionego na tę chwile sygnału radiowego z Proximy Centauri, mroczna i niejasna postać Palmera Eldricha wciąż niezmiennie niepokoi.


Bóg technologiczny i starotestamentowy: stwórca na wesoło?

 

Dick miał upodobanie do łączenia wiary i transcendentalności z nauką. Samo to nie jest niczym szczególnie oryginalnym, jeżeli wziąć pod uwagę innych pisarzy SF, jednak w tym przypadku widać wyraźną tendencję do kreowania bóstw działających dosłownie, objawiających się czy to za pośrednictwem obcych istot (Trzy stygmaty...), czy czystej informacji (Valis), czy wreszcie – fal radiowych i innych zjawisk fizycznych (Boża inwazja). Najzabawniejszy motyw boskości u Dicka to jednak bóg pojawiający się w jednym z iluzorycznych światów, w jakie przypadkiem trafiają bohaterowie Oka na niebie. Warto przypomnieć, że światy te są niejako światami wewnętrznymi, rzeczywistościami stanowiącymi projekcje konkretnych osób, które na skutek pewnych warunków fizycznych zaczynają udzielać się również ich współtowarzyszom. W jednej z pierwszych odsłon książki bohaterowie trafiają „w umysł” starego ultrakatolika. Zanim jeszcze są w stanie zdać sobie sprawę ze swego położenia, zauważają, że z ich światem stało się coś osobliwego. Jest na pozór niezmieniony, lecz byle przekleństwo rzucone w powietrze czy niewinne kłamstwo powodują niemiłe konsekwencje, na przykład atak roju os na „grzesznika”. Główny bohater ma problemy w pracy, gdy zdaje sobie sprawę, że jego firma elektroniczna przeistoczyła się niespodziewanie w urząd religijny zawiadujący nawiązywaniem kontaktów (radiowych!) z bogiem i ogólnie niebem. W tym świecie modlitwa ma wartość konkretną – im więcej ktoś jest w stanie „wymodlić”, tym w praktyce jest bogatszy. W barze drinki stawia się dziewczynom także poprzez modlitwę. Jest to świat religii zasadniczej i okrutnej. Nie ma u takiego Boga miejsca ani dla nieochrzczonych dzieci, ani dla ludzi urodzonych przed pojawieniem się ziemskiego mesjasza – tacy nie mogą liczyć na zbawienie, nie figurują po prostu na specjalnej liście. Okazuje się też, że Wszechświat (dosłownie) kręci się wokół nieruchomej Ziemi, a na niebie wisi ogromne, galaretowate oko – jest to oczywiście „tytułowe” oko opatrzności. Świat ten jest straszny, ale inne światy, do których po ucieczce z niego dostają się bohaterowie, są niewiele lepsze. Na uwagę zasługuje tu sugestia Dicka, że skoro każdy człowiek nosi w sobie własną projekcję rzeczywistości, to także każdy z nas siłą rzeczy wierzy w nieco inne bóstwo – można z tego wysnuć wniosek, że wg. Dicka każda uniwersalna, uwspólniona religia czy chociażby wiara to mit, że wszyscy po swojemu wierzymy we własne iluzje.

 

Bóg przyjmowany pod postacią narkotyku. Chrystus – diler

 

Powiązanie boskości z narkotycznym uzależnieniem, sacrum z profanum, widać wyraźnie zarówno w Boskiej trylogii, jak i Trzech Stygmatach. O ile Palmer Eldrich jako wyimaginowany kosmiczny podróżnik, który na skutek spotkania z obcymi formami życia przeistacza się w narkotykowego dilera dającego naiwnym Ziemianom iluzoryczne życie wieczne, jest po prostu ciekawą koncepcją fantastycznonaukową, o tyle przedstawienie postaci Jezusa Chrystusa jako dostarczyciela pewnych grzybków - narkotycznej substancji dającej być może nieśmiertelność, ale prawdopodobniej tylko jej idealną, żywą iluzję - w umysłach ludzi wierzących budzić może niepokój. A nawet jeśli tak było, to co stało się z tymi niesamowitymi grzybkami? Czemu nie dotrwały do dziś? Tego już Dick nie precyzuje. Jednak zarówno ta hipoteza, jak i idea boga spływającego na Ziemię pod postacią żywej, świadomej informacji (Valis), choć szalone i niezwykłe, są – jako same koncepcje – w miarę spójne. Można nawet stwierdzić, ze są logicznie poprawne, spełniają wymogi „poważnych” hipotez. Tak jak obraz świata wykreowany w umyśle psa (Roog) widzącego śmieciarzy jako złodziei dóbr, tak i obraz boga w twórczości Dicka, choć niesamowity i szokujący, ma pewne cechy powodujące, że nie aż tak łatwo go jednoznacznie odrzucić. Dick bawi się własną pomysłowością, przedstawiając nam kolejne „możliwe możliwości”.

 

W porównaniu z takimi rewelacjami Kod Leonarda da Vinci może straszyć jedynie zarysem historycznym koncepcji, w której Jezus miał żonę i dzieci. Cóż jednak znaczy podejrzenie, iż Syn Boży istotnie miał kobietę i potomków, przy pomyśle, że był handlarzem namawiających wiernych do spożywania tajemniczych roślin (wyraźne skojarzenie z halucynogenami) nie tylko zapewniających nieśmiertelność, ale i w dodatku będących pierwotną hostią (pierwszym, „oryginalnym” ciałem Chrystusa)? Nasuwa się podejrzenie, że każda powieść dopiero wtedy staje się prawdziwie  skandaliczną, gdy wystarczająca ilość osób obejrzy jej filmową adaptację. Większość dzieł Dicka nigdy się jej nie doczekała.

 

Zdawać się może, że Dick celowo ośmiesza dowolną religię i sprowadza ją do poziomu obłędu i śmieszności, by niejako, poprzez ukazanie jej niepoważności, wyłowić z niej to, co naprawdę istotne. Zdaje się on sugerować, że prawdziwa, sensowna wiara i prawdziwy bóg (o ile istnieje, bowiem to też wcale nie jest w powieściach Dicka przesądzone) sami wybronić się mogą przed swoją absurdalnością. Co ciekawe, w wielu przypadkach wiara wychodzi z takich prób obronną ręką (Boża inwazja, Trzy stygmaty). Łącząc typowe, często kiczowate idee i pomysły fantastyki naukowej z poważnymi rozważaniami o życiu i religii, Dick dokonuje przewartościowania praw wiary, pozwalając ujrzeć je w całkiem nowym świetle.


Filozoficzne poglądy autora

 

Filozofia u Dicka to w dużej mierze jego poglądy teologiczne, opisane powyżej. Jednak warto uzupełnić ją w tym miejscu o kilka innych, istotnych przekonań autora. Na plan pierwszy wysuwa się tu z pewnością nietrwałość form oraz ogólna iluzoryczność życia i rzeczywistości. Równie częsta jest idea wielości światów, istnienie rzeczywistości równoległych czy niemożności wyróżnienia jednej prawdziwej, uprzywilejowanej rzeczywistości. Mało tego, Dick nie ma złudzeń także co do natury człowieka i przyszłości ludzkości. Jego powieści pełne są fałszywych przyjaciół, cynicznych korporacji wykorzystujących najnowsze osiągnięcia nauki (telepatia, jasnowidzenie) w celu manipulowania ludźmi i zdobywania praktycznych informacji, groźnych zmian klimatycznych, a wreszcie wszechobecnej potęgi pieniądza. Światy Dicka to też światy, w których związki przyczynowo – skutkowe łatwo ulegają zaburzeniu, pojęcie przyszłości traci znaczenie, a tożsamość człowieka i jego rola w społeczeństwie są czymś względnym i szybkozmiennym.

 

Nie we wszystkich powieściach Dicka uważny czytelnik napotyka jasne przesłanie. W większości  obecność puenty czy konkluzji jest sprawą wątpliwą lub subiektywną. Przekazu autora zawsze oczywiście można doszukiwać się „na siłę”, ale często przesłanie zdaje się po prostu nie istnieć. Szczególnie dotyczy to jego wczesnych powieści i opowiadań. Co chciał przekazać światu Dick, pisząc, dajmy na to, Ubika? Względność postrzegania świata? Zagrożenia wynikające z ingerencji w proces śmierci? Nowoczesne ukazanie odwiecznej walki chaosu z porządkiem? Być może wszystko  po trochu, i coś jeszcze. Jednak powieść nie wydaje się istnieć dla tego przekazu czy też służyć ukazaniu jakiejś komplementarnej teorii na temat natury rzeczywistości. Ubik żyje raczej własnym życiem, istnieje dla opowiedzenia pewnej (ciekawej) historii oraz (przy okazji) ukazania kilku błyskotliwych pomysłów.

 

Podobnie rzecz ma się z Trzema Stygmatami Palmera Eldricha: to bez wątpienia książka zawierająca motyw zagrożenia wynikającego z podróży międzygwiezdnych („kosmici” atakują Ziemię z pomocą przywiezionego przez Eldricha narkotyku), ale motyw ten nie stanowi sam w sobie jej celu; jest to równie dobrze powieść ukazująca niebezpieczeństwa płynące z zażywania wszelkich narkotyków, ale i każdego innego uciekania od rzeczywistości. Mimo to Dick w żadnym momencie nie wypowiada się na ten temat jasno i nie poucza czytelnika; raczej próbuje usprawiedliwić postawy życiowe swych bohaterów. Dzięki takiemu podejściu tworzy dzieła pełne relatywizmu i tolerancji, zmuszające do myślenia, nie narzucające prawie nic (na klasyczną lekturę szkolną prawdopodobnie by się nie nadawały).

 

Valis i Boża inwazja aż roją się od głębokich przemyśleń autora, będących być może wyrazem jego długotrwałego poszukiwania sensu życia i obiektywnej prawdy o naturze rzeczywistości. Widać, że Dick stara się w ostatnich swych powieściach przekazać światu jak najwięcej, przelać swe myśli i obawy na karty książki, jednak w pewnych momentach sama złożoność podjętych tematów przerasta go. W konsekwencji książki są niemiłosiernie powikłane. Jednak w powieści wieńczącej Trylogię, a poniekąd i całą twórczość pisarza, fabuła i sposób jej ukazania ponownie „normalnieją”, a przedstawiona historia jest niemal prawdopodobna, do tego jej przesłanie zdaje się być w porównaniu z innymi historiami Dicka dość oczywiste do odczytania.

 

Podsumowując, pojawiające się to tu, to tam idee filozoficzne Dicka są w jego pierwszych powieściach słabo wyeksponowane i dość proste: pisarz sugeruje, że rzeczywistość jest „bezwzględnie względna” (Ubik, Trzy Stygmaty Palmera Eldricha, Oko na niebie); głosi, że należy szanować każdy punkt widzenia i każdą formę życia oraz jej sposób postrzegania świata, a empatia, przyjaźń i szeroko pojęte człowieczeństwo pomagają uczynić świat lepszym (Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?, Roog, Trzy Stygmaty Palmera Eldricha). W sposób mniej jawny pisze Dick także o konieczności „normalności życiowej”: ukazuje swych bohaterów jako ludzi zaangażowanych w coś konkretnego, pracujących. Stykamy się z nimi najczęściej właśnie pod pretekstem ich pracy (nierzadko fizycznej, przeważnie niezbyt wydumanej), i, już po pozytywnym rozwiązaniu wszelkich skrajnie dla nas egzotycznych problemów, z jakimi przychodzi im się zmagać, do pracy oni wracają (a jeśli nie do niej, to przynajmniej do dalszego rozwiązywania nie rozwikłanych w ramach powieści spraw). Dick, który w swym życiu sam pracował na różnych stanowiskach, dobrze zapewne wiedział, jak bardzo jest to ważne i w jakim stopniu zaangażowanie w codzienne, trywialne zajęcia pomaga umysłom niespokojnym stanąć twardo na ziemi i zachować jako takie zdrowie psychiczne.

 

W Boskiej Trylogii ostateczne przesłanie twórczości Dicka krystalizuje się dyskretnie, przybierając postać kilku delikatnych sugestii:

 

• Tolerancja wobec różnych sposobów odbierania świata. Dick mówi: Szanuj każdy punkt widzenia, choćby wydawał ci się nielogiczny. Ateisto, zrozum wierzącego, wierzący – zrozum wątpiącego, sceptyku – zaakceptuj urojenia schizofrenika. Skoro nie sposób poznać natury rzeczywistości, zdaje się mówić autor, nie upierajmy się przy jednym, najbliższym nam sposobie jej interpretacji.


• Względność wiary i logiki: pewnych spraw i zjawisk nie da się rozstrzygnąć na drodze rozumowej (nic nowego, ale w świetle nieco „szalonej” twórczości Dicka spostrzeżenie to nabiera głębi). Dotyczy to w szczególności nieokreśloności motywów działania boga, niemal dowolnie przybieranej przez niego postaci (idea zapoczątkowana w Trzech Stygmatach Palmera Eldricha, a kontynuowana szerzej  w Boskiej Trylogii).


• Względność odbioru rzeczywistości codziennej, nietranscendentalnej: to, jak widzimy innych ludzi i otaczający nas świat, zależy przede wszystkim od naszego nastawienia i dobrych chęci wobec tych osób i świata. Dick zdaje się przekonywać, że Wszechświat w swej najbardziej podstawowej naturze jest piękny i wspaniały, a wszystkie jego obserwowalne wady wynikają z czegoś, co przesłania jego „prawdziwy” obraz. Czynnikiem przesłaniającym rzeczywistość pochodzącą od samego boga bywa bezosobowy chaos lub irracjonalność stwórcy (Ubik, Valis), albo ucieleśnione zło (Boża Inwazja), które zdaje się jednak być tu zaledwie metaforą czegoś bardziej ogólnego.


• Konieczność poszukiwania odpowiedzi na podstawowe pytania. Dick w każdym przypadku gotów jest usprawiedliwić dążenia bohaterów do zrozumienia sytuacji, w jakiej się znaleźli. Nie uznaje tematów tabu, nie waha się stawiać pytań kwestionujących sens życia czy wiary. W rozważaniach religijnych nie jest delikatny ani politycznie poprawny.


• Działanie, wyższość konkretnych, choćby trywialnych czynności nad nie prowadzącymi donikąd metafizycznymi rozważaniami. To stoi w pozornej sprzeczności z wcześniejszymi punktami, a jednak w pewien sposób znakomicie wpasowuje się w wypracowaną przez lata filozofię życiową Dicka: można mieć najdziwniejsze pomysły, można mieć jakikolwiek (byle w miarę spójny i niesprzeczny) obraz Wszechświata, pod warunkiem, że jednocześnie nie traci się całkowicie kontaktu z rzeczywistością. Dzięki temu do jako takiej normalności powraca pod koniec bohater Valis, a w ostatnim akapicie Bożej inwazji bohaterowie (ludzie o nieco nadnaturalnym zresztą statusie) rozmawiający o bogu jednocześnie tyle samo uwagi poświęcają kawie i śniadaniu. W Trzech stygmatach... jedna z kluczowych dla książki postaci, tuż po bliskim kontakcie z kosmicznym bóstwem, jak gdyby nigdy nic decyduje się pozostać na Marsie w charakterze osadnika i zaczyna uprawiać ziemię (bo przecież trzeba nadal z czegoś żyć.) Pod tym jednym względem Dick świetnie nadawałby się na autora uwspółcześnionych nowel pozytywistycznych.

 

Ukoronowaniem tej idei jest motyw kalifornijskiego kaznodziei, postaci z Transmigracji Timothy’ego Archera. Na ostatnich stronach ostatniej powieści Dicka duchowny ten, zwracając się do tłumu łaknącego wiary, mówi jasno: Nie potrzebujecie słów, potrzebujecie chleba!. Bohaterkę powieści, a pośrednio i czytelnika, poucza: Nie masz pojęcia, po co tu dzisiaj przyszłaś. To ja mam ci to powiedzieć. Kiedy ludzie przychodzą tutaj, żeby mnie słuchać, częstuję ich kanapką. Głupi słuchają moich słów, mądrzy zjadają kanapkę. To, co ci mówię, nie jest jakimś absurdem, to prawda. To jest coś, o czym nikt z was nie myślał, ale ja daję wam prawdziwy pokarm, tym pokarmem jest kanapka. Słowa, gadanina, to nic, to tylko wiatr. Biorę od was po sto dolarów, ale uczycie się czegoś bezcennego. (...) Macie wszystko postawione na głowie, bo tak was nauczyli na uniwersytecie. Źle was nauczono. Okłamano was. A teraz oszukujecie się sami, nauczyliście się, jak to robić, i robicie to bardzo dobrze. Poczęstujcie się kanapką i jedzcie, zapomnijcie o słowach.

 

Trochę dziwnie wybrzmiewa to w kontekście bogatej prozy Dicka jako pisarza Science Fiction , który całe życie spędził na doszukiwaniu się we wszystkim drugiego dna i ukrytego sensu, wymyślaniu coraz bardziej szokujących idei. Zakończmy jednak tym cytatem, stanowiącym przesłanie tak oczywiste, że trudne do zaakceptowania i zarazem tak proste, że wręcz zasługujące na uwagę we współczesnym świecie pełnym dominacji informacji nad czystymi pojęciami prawdy i fałszu, w którym łatwe i powszechne stało się manipulowanie obrazem rzeczywistości właśnie poprzez nadużywanie mocy słów.

 


Elżbieta Kuligowska, Kraków, 15 I 2021