Tajemnica Mistrza
Źródło zdjęcia: Timothy Eberly@Unsplash
Rok 2023 został ogłoszony Rokiem Kopernika. Z tej okazji, w numerze 1/2023 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki pt. Fantasia Copernicana na teksty z dziedziny science-fiction w języku polskim, pisane prozą, inspirowane życiem Mikołaja Kopernika.
Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „Tajemnica Mistrza” autorstwa Joanny Traczewskiej-Turyk:
Joanna Traczewska-Turyk
TAJEMNICA MISTRZA
Droga była długa i męcząca. Nie przejmował się tym jednak, za bardzo zajęty był rozmyślaniem o tych wszystkich nowych rzeczach, których nauczy się na słynnym włoskim uniwersytecie. Sama myśl o tych wielkich umysłach, z którymi zaraz miał się zetknąć, przejmowała go niewyobrażalnym szczęściem. O tak, wiedza była tym, co umiłował najbardziej w świecie. Nic nie napawało go większym szczęściem niż nauka. A interesujących go dziedzin było tak wiele. Nie należało do nich co prawda prawo, miało tutaj miejsce w pewnym sensie małżeństwo z rozsądku. Prawo było głównie sposobem na zapewnienie po studiach ciepłej posadki. A przy tym uniwersytet dawał tyle możliwości poznania najnowszych trendów w naukach i poznania inspirujących, ciekawych ludzi.
Bardzo szybko wpadł w beztroski rytm studenckiego życia. Nauka zajmowała mu bardzo wiele czasu, mimo tego jednak zdołał nawiązać kilka przyjaźni. Jednak pomimo szerokiego grona przyjaciół więcej czasu spędzał w bibliotece uniwersyteckiej, aniżeli w najsłynniejszych bolońskich karczmach.
Akurat tego dnia wybrał się do biblioteki w poszukiwaniu tekstów starożytnych filozofów. Dzięki wykładom ulubionego wykładowcy, Pomponacjusza, zapałał żywą miłością do Arystotelesa. Właśnie przeglądał bardzo uważnie dział filozofii starożytnej, kiedy w ręce wpadło mu coś nader interesującego. I nie był to bynajmniej kolejny tekst starożytnego greckiego myśliciela. Ku swemu zdziwieniu odkrył wśród antycznych traktatów filozoficznych jakiś równie staro wyglądający tekst spisany w łacinie. Z jakiegoś powodu tekst ten wielce Kopernika zainteresował. Ujrzawszy go, zapomniał w ogóle o celu swoich poszukiwań i zaczął czytać. Szybko doszedł do wniosku, że natrafił na coś niezwykle ciekawego i na swój sposób tajemniczego. Z pośpiechem ruszył do swego studenckiego pokoju, aby móc bez przeszkód zagłębić się w znaleziony traktat. Tekst ów całkowicie go pochłonął. Choć wydawał się bardzo zawiły, Kopernik tak bardzo się w nim zaczytał, że kiedy na chwilę zrobił sobie przerwę, aby wziąć sobie coś do picia, spostrzegł, że na dworze już świtało. Wszystko, co było zapisane w owym tajemniczym tekście, bardzo do niego przemawiało. Była tam mowa o Bogu i Aniołach, ale także o wielu innych rzeczach i pojęciach, o których nie miał najmniejszego pojęcia, z którymi nigdy dotychczas się nie zetknął.
Przez cały dzień nie mógł myśleć o niczym innym niż o tajemniczym tekście i o tej dziwnej religii, która, jak już się domyślał, za tym tekstem się kryła. Ponieważ tekst przeczytał cały, od razu po wykładach ruszył do biblioteki, aby znaleźć więcej podobnych tekstów. Bardzo łaknął wiedzy na temat nowo poznanej pleromy, eonów, ich związków z Bogiem i światem. Jako człowiek ciągle poszukujący, przywykły do zadawania pytań i sprawdzania wszystkiego, co słyszał i z czym się stykał, miał wiele wątpliwości dotyczących religii katolickiej. Znaleziony tekst zdawał się odpowiadać na wszystkie jego pytania, wszystko było tam spójne i do siebie pasowało. Z owego dokumentu wyłaniał się niezwykle pociągający opis tajemniczego systemu religijnego.
Bardzo wiele czasu spędził w bibliotece, szukając kolejnych tekstów traktujących na temat tajemnej religii. W owym czasie nie wiedział nawet, jak ją nazwać. Niestety, mimo pomocy bibliotekarzy, niewiele udało mu się znaleźć. Natrafił jedynie na krótki traktat „O trzech naturach” autorstwa zupełnie nieznanego mu Walentyna Egipcjanina.
Był trochę rozczarowany poszukiwaniami, spodziewał się znaleźć więcej podobnych tekstów. Równocześnie jednak cieszył się, że będzie miał okazję choć trochę lepiej poznać tę tajemniczą religię. Pędził więc do swego studenckiego pokoju z wielką radością w sercu, ponieważ nawet ta niewielka broszurka zapowiadała się bardzo ciekawie. Zajęty rozmyślaniem o czekającej go lekturze, zupełnie nie zwracał uwagi na to, co dzieje się wokół niego. Znajdował się już w pobliżu bursy, kiedy na jego drodze znalazł się jakiś inny żak, który zmierzał w przeciwną stronę. Mikołaj z impetem wpadł na studenta i wszystkie niesione księgi powypadały mu z rąk. Natychmiast rzucił się, aby je pozbierać, w czym pomógł mu potrącony student. Kiedy podawał Kopernikowi tekst Walentyna Egipcjanina, rzucił okiem na tytuł i na bardzo krótką chwilę zamarł. Kopernik nie zwrócił na to większej uwagi, szybko podziękował studentowi i popędził do siebie, aby jak najszybciej zabrać się do czytania.
Nie zawiódł się nic a nic. Lektura ta obudziła w nim apetyt na więcej. Następnego dnia w bibliotece ponowił próbę znalezienia kolejnych tekstów związanych z tajemniczą religią. Niestety próba zakończyła się niepowodzeniem. Jednak zdarzyła się inna niezwykle istotna rzecz. W bibliotece natknął się bowiem na poznanego dzień wcześniej studenta. Przywitali się ze sobą, okazało się, że mają wspólne wykłady. Poznany młodzian miał na imię Aleksander i okazał się być krajanem Mikołaja. Rozczarowany nieudanymi poszukiwaniami Kopernik z chęcią przystał na propozycję nowo poznanego kolegi, aby udać się do pobliskiej karczmy. Przy najlepszym trójniaku okazało się, że bardzo wiele ich łączy, poczynając od podobnych zainteresowań naukowych, aż po podobne spojrzenie na świat. Na tym jednym spotkaniu się nie skończyło, już wkrótce obaj stali się nierozłączni, byli dla siebie najlepszymi przyjaciółmi. Często prowadzili długie dysputy na przeróżne tematy.
Był jesienny wieczór, Aleksander z Kopernikiem prowadzili właśnie rozmowę na temat Boga. Jakoś tak się zdarzyło, że rozmowa zeszła na tajemnicze łacińskie teksty, odkryte przez Kopernika w bibliotece. Zaczął opowiadać o nich przyjacielowi. Mówił o tym, jak bardzo go zafascynowały i jak bardzo pragnie dowiedzieć się więcej. Aleksander przez dłuższą chwilę milczał. Jednak w pewnym momencie, podjąwszy widocznie decyzję, powiedział do Kopernika półgłosem: – Chodź ze mną.
Kopernik nigdy jeszcze nie widział przyjaciela tak przejętego, dlatego bez słowa ruszył za nim. Po drodze Aleksander zdążył ostrzec przyjaciela przed zdradzaniem komukolwiek miejsca, do którego teraz się udają i przed rozmawianiem z kimkolwiek o tym, co się będzie działo.
– Mój drogi przyjacielu, jeśli ktokolwiek się o tym dowie, obu nas w najlepszym razie czeka szubienica – oznajmił.
Bardzo przejęty Mikołaj obiecał zachowanie tajemnicy.
Po dość długiej wędrówce przez najbardziej podejrzaną dzielnicę Bolonii znaleźli się przed niepozornym domem. Zapukali do wrót, które zostały otwarte po podaniu przez Aleksandra tajnego hasła. Po chwili znaleźli się w długim i bardzo słabo oświetlonym korytarzu, który doprowadził ich do kolejnych zamkniętych drzwi. Tutaj znowu hasło, i już schodzili bardzo stromymi schodami do pogrążonej w mroku piwnicy. Kopernika ogromnie to wszystko ciekawiło, a przy tym cała ta tajemnica przejmowała go całkiem miłym dreszczem. Schodzili długo, piwnica musiała być położona bardzo głęboko pod ziemią, w końcu jednak dotarli do celu. Celem okazało się spore, słabo oświetlone pomieszczenie, w którym znajdowało się już kilkanaście osób. Były to zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Kiedy wzrok oswoił się z ciemnością, Kopernik dostrzegł na ścianach jakieś tajemnicze znaki. Nie miał jednak czasu im się dokładniej przyjrzeć, ponieważ już za chwilę rozpoczął się dziwaczny rytuał. Na podwyższeniu, czymś w rodzaju ołtarza, pojawił się niezwykle szczupły mężczyzna ubrany w czarne, proste szaty, niosąc przed sobą bochenek chleba. W piwnicy zrobiło się cicho i po chwili mężczyzna zaczął błogosławić przyniesiony przez siebie chleb. Po skończeniu błogosławieństwa przekazał chleb najbliższemu wiernemu, który, urwawszy niewielki kawałek, podał chleb dalej. I tak bochenek był przekazywany coraz dalej i dalej, aż do momentu, gdy każdy ze zgromadzonych zdołał go skosztować. Następnie przystąpiono do spowiedzi, która ku zdziwieniu Kopernika była całkiem jawna. Każdy z wiernych, który miał coś na sumieniu, wstawał i przy wszystkich wiernych wymieniał swe grzechy.
Nieco niezręcznie czuł się Kopernik, wysłuchując spowiedzi swego najlepszego przyjaciela, lecz najwidoczniej Aleksander nie widział w tym nic niestosownego. Na koniec tej przedziwnej mszy jeden człowiek spośród obecnych wiernych wstąpił na podwyższenie. Wyglądało na to, że zaraz dostąpi sakramentu. I tak było w rzeczywistości. Przy ołtarzu pojawiło się więcej ubranych na czarno mężczyzn i kobiet, wyglądali wszyscy na kapłanów. Prowadzący ceremonię człowiek wygłosił po łacinie wezwanie do Boga z prośbą o opiekę i odpuszczenie grzechów. Położył na stole Nowy Testament, który po chwili w pokłonach przekazał przyjmującemu sakrament. Potem wyjaśnił kandydatowi znaczenie sakramentu oraz przedstawił zarysy teologii owej tajemniczej religii. Następnie zwrócił się do kandydata z pytaniem, czy podtrzymuje swą decyzję oraz czy zobowiązuje przestrzegać Dziesięciu przykazań i bardzo surowej ascezy. Znajdujący się na scenie wierny potwierdził swe pragnienie, a wtedy prowadzący ceremonię mężczyzna położył mu na głowie Nowy Testament, a wszyscy obecni kapłani przytrzymali księgę prawą dłonią. Sakrament został dopełniony.
– Teraz jest Doskonałym. Otrzymał zbawienie za życia – szepnął z nutką zazdrości do przyjaciela Aleksander. Kopernik kompletnie nie rozumiał, co się działo. Od tych wszystkich tajemniczych wydarzeń kręciło mu się w głowie, jednak wiedział, że właśnie zdarzyło się coś ważnego, co z pewnością wpłynie na całe jego życie.
I tak stało się w rzeczywistości. Kopernik coraz bardziej związał się z tajemniczym ruchem, studiował jego doktrynę, w której znalazł to, czego dotychczas nieustająco poszukiwał. W końcu dostąpił zaszczytu stania się doskonałym i sam tworzył nowe tajne zgrupowania katarskie w każdym miejscu, w które życie go rzuciło. Działo się to w wielkiej tajemnicy, ponieważ podobnie jak każdy inny z wyznawców miał w pamięci smutny koniec bohaterskich i niezłomnych obrońców twierdzy Montsegur. Na szczęście koniec wojen albigeńskich nie oznaczał końca katarów, jak to się powszechnie sądziło. Kilku doskonałym udało się dzięki ofiarnej pomocy braci uciec z oblężonej twierdzy i uratować swój kult przed zapomnieniem. Wiedzieli jedno – przetrwają tylko w największej tajemnicy, dlatego wraz ze słuchaczami i wyznawcami zeszli dosłownie do podziemi.
Aleksander również poświęcił się krzewieniu swej religii, co zakończył się dla niego klątwą i ekskomuniką. Kopernik, nauczony doświadczeniem przyjaciela, do końca życia prowadził podwójne życie: przykładnego duchownego katolickiego oraz katarskiego mistrza. Ciepła posada pozwalała mu na zajęcie się tym, co najbardziej go zajmowało w życiu – pracą naukową oraz rozwojem duchowym. Umierał z lekkim sercem, gdyż pod koniec życia sam przystąpił do sakramentu consolamentum, którego wiele lat temu był świadkiem i który tak mocno zaważył na całym jego późniejszym życiu.
K O N I E C
Notka referencyjna: W moim opowiadaniu nawiązuję do okresu, w którym Kopernik studiował prawo na Uniwersytecie w Bolonii. Na tym samym uniwersytecie studiował również jego przyjaciel Aleksander Sculteti. Informacja o tym, aby obaj studiowali w Bolonii w tym samym czasie, nie znalazła nigdzie potwierdzenia, lecz jest to zapewne historia bardzo prawdopodobna. Faktem jest również, że Sculteti został obłożony klątwą za herezje. W moim opowiadaniu herezjami tymi jest wyznanie katarów, którzy według źródeł historycznych zginęli ponad dwieście lat przed urodzeniem Kopernika. Ale kto wie, może rzeczywiście zeszli do podziemia i obecnie żyją wśród nas wyznawcy tej dawnej religii?
Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Kopernika 2023
Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Kopernika 2023? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!
Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.