Przejdź do treści

W potrzasku

Abstrakcja przypominająca wir

Autor iustracji: Pawel Czerwinski@Unsplash
  

Rok 2023 został ogłoszony Rokiem Kopernika. Z tej okazji, w numerze 1/2023 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki pt. Fantasia Copernicana na teksty z dziedziny science-fiction w języku polskim, pisane prozą, inspirowane życiem Mikołaja Kopernika. 

 

Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „W potrzasku” autorstwa Piotra Kuzio:

 


 

Piotr Kuzio

 

W POTRZASKU

 

– Który to geniusz twierdził, że mamy spory zapas czasu? – Dowódca rozejrzał się po mostku, kręcąc głową z niedowierzaniem. 

 

Nikt go nie słuchał. Załoga statku badawczego, złożona głównie z personelu naukowego, zastygła w ciszy. Widział pobladłe, nieruchome twarze oświetlone chłodnym blaskiem monitorów. 

 

– Wy i to wasze przekonanie o nieomylności! – Dowódca prychnął pod nosem. Każdy z nich przewyższał go inteligencją, a jednak przetrwali tylko dzięki jego szybkiej decyzji. 

 

Miejscem docelowym wyprawy miał być czerwony nadolbrzym o masie sześćdziesięciu mas Słońca, którego żywot dobiegał już końca. Pojawili się w jego systemie nagle, dzięki wytworzonemu sztucznie tunelowi czasoprzestrzennemu, w odległości dwudziestu pięciu godzin świetlnych od środka układu. Tunel, tak jak zaplanowano, zamknął się natychmiast po ich przybyciu. 

 

Mieli do spełnienia tylko jedno zadanie: przyspieszyć proces zagłady gwiazdy i wywołać wybuch supernowej typu 1c. W tym celu przywlekli ze sobą, zasilany uwięzioną antymaterią, promiennik modulowanych fal grawitacyjnych o wysokiej częstotliwości. Nazywali go działem. Jego skupiona wiązka potrafiła wprawić w rezonans rdzeń jądra gwiazdy, którego sam środek stanowił plazmę gluonowo-kwarkową. W ten sposób chcieli zainicjować przedwczesną eksplozję gwiazdy. 

 

Czas misji przewidziany był na pięćdziesiąt godzin. Potem tunel czasoprzestrzenny miał się ponownie otworzyć, by mogli bezpiecznie uciec. Taki był plan. 

 

Co zatem poszło nie tak? 

 

Zabawa rozpoczęła się bez oczekiwania na gości specjalnych. Spóźnili się dokładnie o tydzień i tylko brawura Dowódcy ocaliła ich od niechybnej śmierci przy wylocie z tunelu. Tuż przed wejściem w układ gwiazdy aktywował wokół statku pole teleportacyjne. Było to zabronione przez procedury i niebezpieczne, bo dekoherencja pól wewnątrz tunelu nie była dotąd przebadana w praktyce. Ryzyko jednak się opłaciło i teraz śmiertelne promieniowanie gwiazdy omijało statek. 

 

Spóźnione przybycie w sam środek tych niecodziennych, nawet w skali kosmicznej, wydarzeń miało też pewne zalety. Po pierwsze szczyt najtwardszego i śmiertelnego promieniowania był już daleko za nimi. Po wtóre mogli nacieszyć oczy spektakularnym widokiem kłębów eksplozji, które gnały im wesoło na spotkanie. 

– To będzie naprawdę gorące powitanie. Kopernik, ile mamy czasu do uderzenia? – zapytał głośno Dowódca. 

– Dwadzieścia godzin do czoła najgorętszej materii – odpowiedział komputer pokładowy. 

– A mamy tu przetrwać pięćdziesiąt. Brzmi jak wyzwanie dla Waszych tęgich głów. – Ponownie zerknął na załogę, która chowała się za ekranami swoich komputerów. 

 

Sprawdził na pulpicie, czy dane obserwacyjne zostały wysłane, zanim zamknął się tunel czasoprzestrzenny. Przez moment łudził się, że jakaś informacja dotrze na drugą stronę, jednak z obliczeń wynikało, że to niemożliwe. 

 

– Słuchajcie! – zwrócił się do obecnych. – Nasza sytuacja jest chyba jasna i nie wymaga tłumaczenia. Kopernik już nam oznajmił, ile mamy czasu. Musimy podjąć szybko jakieś decyzje i opracować plan działania. Na teraz. Ma ktoś pomysł, jak nas stąd zabrać? 

 

Ludzie gorączkowo zerkali na siebie. Jeden z młodszych uczestników wyprawy krzyknął: 

– Zmieńmy kurs i wiejmy! 

– Kopernik, co ty na to? – zapytał Dowódca. 

– Niewykonalne. Fala materii naciera z prędkością trzydziestu dziewięciu tysięcy kilometrów na sekundę. Aby przed nią uciec, potrzebujemy przez dwadzieścia godzin utrzymać przyspieszenie rzędu pięćdziesięciu pięciu g. Nie przeżyjecie. 

– Kopernik, czy pole teleportacyjne na pełnej mocy może nas uchronić? – zapytał siedzący obok pilot. 

– To niemożliwe. Pole teleportacyjne działa tylko na cząstki pozbawione masy spoczynkowej. 

 

Nie każdy z załogi był inżynierem czy fizykiem, by rozumieć zawiłości pól kwantowych. Koncept teleportacji zasadzał się na wykorzystaniu twierdzenia Kopernika o dwóch okręgach, w którym mniejszy, wewnętrzny toczył się bez poślizgu po obwodzie dwukrotnie większego. Kopernik zauważył, że każdy ustalony punkt mniejszego, obracającego się okręgu przenosi się po prostej na stronę przeciwną. W teleportacji kwantowej odwrócono ten proces i przypominało to zabawę w hula-hop z wieloma obręczami wirującymi jednocześnie w obie strony. Statek umieszczony był w centrum mniejszego, unieruchomionego okręgu zwanego polem stałym, a obracano nie jednym, a wieloma identycznymi okręgami zewnętrznymi, przesuniętymi względem siebie o ustalony kąt. To był aktywny obszar pola. Przechwyt kwantów energii następował na styku okręgów, w miejscu najbliższym statkowi, gdzie spotykało się pole stałe z aktywnym. Strefa styku, na skutek toczenia się pól aktywnych w przeciwnych kierunkach, rozszczepiała się na dwa obszary, które były ze sobą kwantowo splątane. Co do zasady przypominało to eksperyment z dwoma szczelinami. Po wykonaniu półobrotu tor obu splątanych stref kreślił kształt serca, zamykając je po przeciwnej stronie względem kierunku przechwytu, dokładnie w punkcie najdalszym od statku. To tam następowała interferencja pól aktywnych i emisja przechwyconych kwantów energii. W ten sposób wirujące torusy pól teleportowały promieniowanie padające z jednej strony na drugą, zachowując wszystkie jego własności. 

 

– Proponuję tarczę z antymaterii – podrzucił najbliżej siedzący Profesor. – Mamy ze sobą dwieście kilogramów, które zasila promiennik. Może wystarczy? 

–  Ta opcja również nie wchodzi w rachubę – odparł Kopernik. – Zrobiłem zgrubne oszacowanie. Założyłem dla uproszczenia sferyczną eksplozję masy sześćdziesięciu Słońc z efektywnością dziesięciu procent. Nasza odległość od centrum wybuchu to dwadzieścia siedem miliardów kilometrów. Zatem przeniknie nas strumień tysiąca trzystu kilogramów masy na każdy metr kwadratowy z prędkością trzynastu procent prędkości światła. Ilość antymaterii jest dalece niewystarczająca. 

– Stwórzmy czarną dziurę – dobiegł kobiecy głos z głębi mostku – i schowajmy się za nią. Częściowo pochłonie obłok wybuchu, a częściowo, na skutek dylatacji czasu, go opóźni. 

– Skąd na to weźmiemy energię? – zapytał Profesor. 

– Z antymaterii – padła odpowiedź. 

 

Profesor podrapał się po głowie, westchnął i odrzekł: 

– Żaden pokrętny proces nie wytworzy z dwustu kilogramów antymaterii i z takiej samej masy materii więcej niż czterysta kilogramów czarnej dziury. Trudno, by taka ilość mogła cokolwiek zassać, nie wspominając o jej mikroskopijnej wielkości. 

– Jeżeli mielibyśmy się za czymś chować, to może za ostatnią planetą – zaproponował Astrofizyk. – To gazowy olbrzym. Mamy tam tylko trzy godziny drogi. 

– Podoba mi się ten pomysł – przyznał Dowódca. – Kopernik? 

– Wybuch zdmuchnie planetę, bo musi ona przyjąć na siebie ogromną energię. 

– Jak to się stanie? 

– Spekuluję następujący przebieg zdarzeń: gwałtowne podgrzanie atmosfery i jej puchnięcie, burze, tornada i wyładowania atmosferyczne, aż do powstania intensywnych procesów konwekcyjnych. Destrukcja nastąpi poprzez wyrzut gazu planetarnego w przestrzeń kosmiczną. Nie potrafię policzyć, ile czasu to potrwa. Bardzo niepewna opcja. Kolejnym problemem jest powrót do tunelu. Mamy stamtąd trzy godziny. Jak to zrobić bezpiecznie? 

– Działo! – krzyknęła najbliżej stojąca kobieta. – Zdeformujmy delikatnie tutejszą geometrię czasoprzestrzenną na tyle, by zmienić trajektorię wybuchu. Nie mamy energii na silne zakrzywienie przestrzeni i podtrzymanie tego procesu przez długie godziny, ale wystarczy nam ułamek stopnia bryłowego w znacznej odległości. W ten sposób stworzymy rozbieżny stożek trajektorii ruchu materii, wewnątrz którego, jak w cieniu, zapewnimy sobie bezpieczną strefę. No i ustawmy się od razu przy wylocie tunelu, bo później będziemy otoczeni chmurą eksplozji i nie dostrzeżemy żadnych punktów odniesienia. 

– Wygląda obiecująco – przyznał Profesor. – Tylko że nasze działo tego nie potrafi. Ale podsunęło mi to inną myśl. Stwórzmy wokół statku silne pole magnetyczne. Do tego energii mamy pod dostatkiem: dwieście kilogramów antymaterii w anihilacji to odpowiednik ładunku bomb o mocy ponad ośmiu gigaton trotylu. Użyjemy elektromagnesów z promiennika.  

– Czyli wzmocnimy magnetosferę statku i naładowane cząstki odchylą się, by nas minąć? – upewniał się Dowódca. 

– Tylko co z materią obojętną elektrycznie? – zastanowił się Profesor. 

– Istnieje na to rozwiązanie – obwieścił Kopernik. – Przy wysokim natężeniu pola magnetycznego można wytworzyć wir naładowanych cząstek wokół statku. Jak w cyklotronie. Uformuje się wirująca tarcza, która z napływem materii będzie tylko puchła i nas osłoni. Rozleci się odśrodkowo i samoistnie, kiedy wyłączymy zasilanie. 

– Ktoś przeciw? – zapytał Dowódca.  

 

Nikt się nie odezwał. Wtedy zarządził: 

– Wykonać manewr powrotny! Ustawcie nas przy planowanym wylocie tunelu. Tam poczekamy na jego otwarcie. Zespół naukowy i techniczny: ubrać skafandry i zabieramy się za demontaż działa. Kopernik: przygotowuj instruktaż złożenia układu cewek i wymyśl, jak to bezpiecznie podłączyć do zasilania. Do roboty! 

 

*** 

 

Dowódca zrozumiał, że nie powinni teraz patrzeć na zbliżającą się ścianę śmierci. Efekt psychologiczny był druzgocący i rozpalał pierwotny lęk o życie. Pokładali nadzieję w tym, że trzy zespoły elektromagnesów zbudują wokół nich bańkę bezpieczeństwa. Czy coś może pójść źle? Przypomniał sobie prywatną rozmowę z Kopernikiem w kajucie, kiedy byli jeszcze w tunelu czasoprzestrzennym: 

 

 „– Dowódco. Chciałem pilnie porozmawiać. 

– Tylko szybko, bo spieszę się na mostek. Zaraz wchodzimy w układ. 

– Niepokoją mnie ostatnie zachowania gwiazdy. 

– Dlaczego? – Wsłuchał się uważnie. 

– Posiadam dane i symulacje z dnia startu, opracowane na Ziemi w Centrum Misji Lotów. Poczyniłem też własne obserwacje gwiazdy na stacji przesiadkowej, by sprawdzić poprawność prognoz. Porównałem je. Wynik był na granicy błędów pomiarowych i numerycznych. Dokładnie na granicy. Zdecydowałem się wyliczyć dalszy los gwiazdy z niewielkim, losowym rozrzutem parametrów wokół tego wyniku. Mam niewielką moc obliczeniową, więc zajęło mi to dłuższą chwilę. Rezultat wymaga pańskiej uwagi. 

– Do rzeczy. Co ci wyszło? 

– Z prawdopodobieństwem czterdziestu procent wybuch nastąpi przed naszym przybyciem. Pięć procent, że będziemy już w obłoku materii i czeka nas natychmiastowe zniszczenie. 

– Jesteś tego pewien? Może coś przeoczyłeś? 

– Czterdzieści procent to nie pewność. Tym bardziej pięć. 

– Możesz to przeliczyć ponownie? 

– Zajęło mi to cały lot… 

– Niedobrze. Masz jakiś pomysł? 

– By zmaksymalizować nasze szanse, radzę włączyć pole teleportacyjne. 

– Rozmawiałeś z załogą? 

– Nie było czasu ani potrzeby. Pan tu decyduje. 

– To nikomu ani słowa.” 

 

*** 

 

Pierwsze, nieśmiałe nitki rozbłysków zaczęły się kilkanaście minut wcześniej. Teraz jaskrawe linie pojawiały się nieustannie. Ich tempo wzrastało, a kłębiąca się ściana wybuchu powiększała z ogromną prędkością.  

 

– Wykonać półobrót – rozkazał Dowódca widząc dane o przenikaniu cząstek przez barierę magnetyczną. 

 

Za nimi, frontem do wybuchu, ustawiło się działo. Teraz pełniło funkcję tarczy chroniącej przed przenikającą materią. Obraz nadchodzącej zagłady zniknął im z ekranu. Zamiast tego zaczął formować się wokół nich wir naładowanych cząstek. Wtem szarpnęło i rozświetlone chmury pyłu ogarnęły całą widoczną przestrzeń głównego ekranu. Pochłonął ich wybuch. 

 

– Co nami tak rzuciło? – zapytał pilot. 

– Siła elektrodynamiczna. Naładowane cząstki oddziałują na nasze elektromagnesy i ruszyło nami. Jesteśmy bryłą sztywną z cewkami i działem. A teraz skup się i pracuj nad korekcją. Nie możemy zgubić wejścia do tunelu, kiedy się pojawi. 

 

Wir gęstniał. Widzieli go w świetle reflektorów. Byli w samym środku tornada. Chroniły ich trzy systemy: teleportacyjny przenosił promieniowanie, magnetyczny odpychał naładowane cząstki, a cyklon odbijał pozostałe. 

 

– Wzrasta zużycie energii. Niebezpiecznie przyrosła masa wiru – raportował Profesor. – Musimy część zrzucić. 

– Zmniejszyć prąd cewek. Tylko powoli – rozkazał Dowódca. 

 

W ten sposób trajektorie cząstek stały się rozbieżne i uciekały na zewnątrz po spirali. 

 

– Jak to teraz wygląda? – zapytał Dowódca. 

– Lepiej, ale przebija się więcej materii. 

– Logiczne. Zwiększyć natężenie prądu. 

 

Właściwie tego, że wir się przerzedził, nikt nie był w stanie dostrzec. Materia kręciła się jak oszalała i niczego poza nią nie było widać. Na zegarze minęły dopiero dwadzieścia dwie godziny. Zaczęli jednak odczuwać coraz silniejsze wibracje. Wtem gwałtownie coś pchnęło statkiem, aż zatrzeszczała jego konstrukcja. 

 

– Co to?! – wrzasnął pilot. 

– Awaria jednego modułu cewek – oznajmił Profesor. 

 

Wir momentalnie zniknął i dostrzegli tunel tworzony przez pozostałe elektromagnesy.  

 

– Podkręćcie prąd, bo osłona zaraz pójdzie – padł rozkaz. 

– Przepalimy je! Trzeba naprawić zepsute! – protestował Profesor. 

– Przecież nie wyślę tam teraz ludzi. Więcej prądu! 

 

Profesor ugryzł się w język. Wir znowu zaczął się formować.  

 

– Kopernik – zagadał Dowódca, patrząc na tornado. 

– Słucham? 

– Jakie to dzieło napisałeś? O obrotach mas niebieskich? 

– Blisko, Dowódco. 

– Jak wrócę, to przeczytam. Obiecuję. A teraz wyślij robota i niech przyjrzy się awarii. 

– Oczywiście. 

 

W tym momencie huknęło i eksplodował drugi układ cewek. Dowódca bezwładnie uderzył głową w ekran. Przez moment nic nie widział i piszczało mu w uszach. Zawyły syreny i oprzytomniał. Bolało go całe ciało. Na pękniętym monitorze zauważył, że wir zniknął na dobre, a tunel wydawał się mniejszy. Ostatni zestaw elektromagnesów pracował na granicy wytrzymałości. Dochodziły ich odgłosy uderzeń materii o tarczę, trzaski i skrzypienie. Przenosiły się one po sztywnej konstrukcji statku. Wszystko się trzęsło i nierytmicznie stukało. 

 

– Tracimy osłonę – cicho wyszeptał Profesor.  

 

Widzieli, jak jej odłamane elementy pojawiają się na skraju ekranu i podążają do środka, wzdłuż tunelu. Nie wróżyło to niczego dobrego. 

 

– Dowódco, robot zniszczony – zameldował Kopernik. 

– To koniec – Pilot zakrył twarz dłońmi. 

– Spokojnie. Coś wymyślimy – rzekł odruchowo Dowódca, ale wiedział, że nic nie da się już zrobić. 

 

*** 

 

– Radioboję usłyszał Kopernik – meldował Dowódca w sali odpraw stacji przesiadkowej. – Staliśmy pół kilometra od wylotu tunelu. To był cud, że sygnał przebił się przez ten radiowy jazgot, zanim ją zmiotło. Mała korekta i weszliśmy do środka. 

 

– Zdążyliście w ostatniej chwili – skwitował Admirał. 

– Tylko skąd wiedzieliście o tym, co się stało? 

– Galileusz, nasz komputer, pobrał dane z Kopernika i wykonał obliczenia. Doszedł do tych samych wniosków. Postanowiliśmy zaryzykować i otworzyć wcześniej tunel w nadziei, że żyjecie. Udało się. 

 

Po odprawie Dowódca skierował się do swojej kajuty. Wchodząc usłyszał głos Kopernika: 

– Potrafi mi pan powiedzieć, dlaczego każdy owoc techniki popycha was do wędrówek po nowych granicach samozagłady? Policzmy choćby ofiary lotnictwa, ruchu lądowego, żeglugi. U zarania dziejów byliście od tego wolni. Technologia nigdy nie pogodzi dwóch sprzecznych celów: by pozwalać na coraz to większe ryzyko i by zapobiec jego skutkom. W pewnym momencie nawet SI nie uchroni was przed wami samymi. Nie potrafię sobie tego poukładać. 

– Naprawdę myślisz, że my potrafimy? 

– A tak w ogóle. Zna pan łacinę? 

– Chyba żartujesz! 

– To jak pan chce dotrzymać złożonej obietnicy? 

 

KONIEC

 

 

Inspiracją do napisania tego opowiadania było twierdzenie Kopernika, o ktorym można przeczytać tutaj: (link) jak i samo dzieło Mikołaja Kopernika O obrotach sfer niebieskich (link).


 

Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Kopernika 2023

 

Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Kopernika 2023? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!

 

Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.