Panoptikum
Źródło zdjęcia: Júlia Borges/Unsplash
Rok 2023 został ogłoszony Rokiem Kopernika. Z tej okazji, w numerze 1/2023 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki pt. Fantasia Copernicana na teksty z dziedziny science-fiction w języku polskim, pisane prozą, inspirowane życiem Mikołaja Kopernika.
Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „Panoptikum” autorstwa Oskara Pajora:
Oskar Pajor
PANOPTIKUM
Delikatny płomień świecy rozświetlał niewielki okrąg na zdecydowanie większym blacie masywnego, drewnianego biurka. Jego narożniki ginęły w ciemnościach przysłaniających wszelkie niedbale porozrzucane przyrządy, kartki papieru i puste kałamarze. W krześle przysuniętym do mebla tkwił mężczyzna o długich, kruczoczarnych włosach, które zlewały się z otoczeniem. Człowiek ów siedział pochylony, niemalże rozmazując nosem atrament. Żywiołowe pociągnięcia piórem świadczyły o pobudzeniu nieadekwatnym do panującej pory dnia. Ściągnięte brwi, zaciśnięte usta i subtelnie zaczerwienione koniuszki palców potwierdzały zawzięcie, z jakim stawiał kolejne słowa.
W końcu powstawało właśnie jedno z największych dotychczas dzieł poświęconych astronomii. Nie był to czas na odpoczynek i spanie. Niezależnie od tego, gdzie znajdywało się w tym momencie Słońce. A było ciągle w jednym miejscu. O tym traktowała księga, która miała, trafiając w ręce ówczesnych władców świata nauki, wzbudzić tak wiele kontrowersji.
Mikołaj Kopernik kończył pisać O obrotach sfer niebieskich. Kiedy postawił ostatnią kropkę, z jego pracownią zaczynało dziać się coś osobliwego.
Ogień jakby coraz mocniej rozjaśniał pomieszczenie, w którym naukowiec spędził na nieprzerwanej pracy ostatnie kilkanaście godzin. W pierwszej kolejności pomyślał, że to jego umysł doświadcza go złudzeniami z przemęczenia, ale nie. Wyraźnie widział, metr po metrze, fragmenty pokoju, przedmioty i meble znajdujące się do tej pory wokół niego w optycznym niebycie.
Usłyszał delikatny szum, który przywiódł mu na myśl silny wiatr, stłamszony jednak do cichego dźwięku. Odwrócił głowę i zobaczył postać stojącą na środku izby, a raczej jej kontury. Wnętrze figury przypominającej człowieka, tylko przypominającej, bo o wiele wyższej, wypełniała taka sama ciemność, jak ta panująca wcześniej w pokoju. Mężczyzna, odrzucony niewidzialną siłą i strachem, upadł bokiem na biurko.
– Prze... pra... – próbował powiedzieć.
– Nie bój się, Mikołaju. Przybyliśmy po ciebie. Jesteś już bezpieczny – kojący głos istoty zalał jego ciało i wprawił w błogostan.
Powoli zsunął się na ziemię w całkowitym bezwładzie, zachowując jednak resztki świadomości. Ja umieram, pomyślał. Sam Anioł zstąpił po mnie z niebios. Przez jego serce przelała się nuta rozgoryczenia, że nastąpiło to akurat teraz, ale cóż, dla każdego jest wyznaczony odpowiedni czas. Miał tylko nadzieję, że jego dzieło nie przepadnie i trafi w odpowiednie ręce. Byle do Papieża, byle do Papieża, powtarzał w myślach. Zamknął oczy i odpłynął w otchłań wypełnioną kojącą ciszą. Przez krótki moment poczuł się nawet szczęśliwy.
Zmaterializowana postać nabrała pełnego wyrazu. Kilkanaście sekund później pojawiła się druga. Z ludźmi łączył je jedynie humanoidalny kształt ciała. Twarz była zauważalnie obca. Cienkie, prawie niewidoczne usta, gładka powierzchnia na wysokości nosa, bez żadnych dodatkowych otworów, wyraźnie zanikające oczy oraz nieproporcjonalnie większa głowa nadawały im wyglądu nie z tej planety.
– Śpi? – odezwała się druga istota.
– Tak, dałem mu jedną dawkę promieniowania nasennego. Myślał, że umiera, a my jesteśmy aniołami – odpowiedziała pierwsza z delikatnym rozbawieniem.
– Czemu mówimy w ich języku?
– Ach tak, zapomniałem – obydwie istoty ściągnęły proste opaski z miejsca, które ludzie nazwaliby szyją.
Dotknęły się dłońmi. Cała komunikacja odbyła się w zaledwie ułamek sekundy, wymieniając wszystkie słowa, myśli i emocje. Postać, która pojawiła się jako druga podeszła do leżącego na podłodze ciała i wzięła je na ręce. Biorąc pod uwagę proporcje, wyglądało to jakby rodzic niósł śpiące dziecko. Ustawiła się obok pierwszej i cała trójka rozmyła się w powietrzu. Towarzyszył temu ten sam cichy szum.
* * *
Mikołaj obudził się w swoim własnym łóżku. Był cały spocony. Zerwał się, machając chaotycznie rękami, rozglądając się przy tym na boki. Pamięta, że umierał, że nawet poczuł się przez moment szczęśliwy. To chyba tylko jego mózg radził sobie w ten sposób z niemocą. Cieszył się, że żyje i będzie świadkiem rewolucji naukowej, jaką wywoła jego praca, tak przynajmniej myślał. Cóż to był za dziwny sen. Jednak nie powinien tyle pracować. To już był ostatni raz, zapewnił sam siebie.
Odrzucił pierzynę na bok i wstał. Od razu jego nozdrza wyczuły zapach świeżo pieczonego chleba. Tak, na pewno. Tego zapachu nie da się pomylić z niczym innym. Odnalazł w nim chrupiącą skórkę i ciepłe, miękkie wnętrze. Zobaczył parującego kołacza na małym stoliku niedaleko łóżka. Obok stała wysoka szklanka pełna krystalicznie czystej wody. Dziwne, służby w tym momencie nie miał. Kto mu zatem upiekł i dostarczył jedzenie? Rozmyślania przerwał bolesny skręt w brzuchu. Później się nad tym zastanowi.
Podszedł i urwał spory kawałek pieczywa, rozsypując przy tym sporo okruszków. Przełykając pierwszy kęs poczuł, że mięśnie szyi naprężają się pod czymś twardym. Przejechał palcami po skórze. Mniej więcej w połowi drogi z góry na dół poczuł sztywny, cienki kształt przylegający ciasno do jego ciała. Nie mógł go przesunąć w żadną stronę. Jednak coś jest nie tak. Nie miał tego wcześniej. Czy możliwe, że założyła mu to ta sama osoba, która przyniosła chleb? Co to wszystko ma znaczyć?
– Przepraszam? – zaczął niepewnie. – Przepraszam?!
Nikt nie odpowiedział. Rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniu. Tym razem powoli i dokładnie. Wszystko wyglądało tak, jakby obudził się w swoim domu. Łóżko ze zdobieniami. Masywne biurko, przy którym spędził większą część poprzedniego dnia i nocy, półki uginające się od książek z różnych dziedzin nauki. Jest u siebie. Miał pewność.
Z tym że... no tak, jak mógł nie zauważyć tego wcześniej. Naokoło są cztery ściany. Cztery ściany i żadnego wyjścia. Nie było drzwi, które zamykał na noc przed pójściem spać. Zamiast nich w murze widniały kwadratowe, żelazne drzwiczki. Były małe. Zbyt małe, żeby można je potraktować jako wejściowe. Żaden normalny człowiek by się w nich nie zmieścił.
Zaczął powoli do nich podchodzić, patrząc przy tym nieufnie na boki, jakby ktoś miał zaraz na niego wyskoczyć. Z jednej strony miał poczucie, że jest w swoim pokoju. Jednak te nieścisłości z drzwiami i dziwną opaską zdecydowanie temu przeczyły i niepokoiły go. W trakcie jego skradania nie wydarzyło się nic. Deski tylko delikatnie zaskrzypiały przy którymś z kolei ostrożnie stawianym kroku.
Chwycił klamkę i pociągnął w swoją stronę. Drzwiczki z małym oporem odsunęły się od ściany.
– Dzień dobry. Jak się czujemy? – dobiegł go spokojny głos.
Uff, jak dobrze usłyszeć troskę, odetchnął z ulgą. Kiedy natomiast ujrzał twarz wypowiadającą te słowa, zamarł na dłuższy moment.
Spoglądał właśnie w swoje oblicze. Tylko nieludzko obce. Pomyślał, że patrzy w lustro. Po chwili poruszył się delikatnie w prawo. Odbicie nie poszło jego śladem i trwało w bezruchu.
Mikołaj odskoczył do tyłu, wydając okrzyk pełen szoku i niedowierzania. Upadł na kość ogonową, dodając do wcześniejszego dźwięku jęk bólu.
– Rozumiem. Sam nieźle wrzeszczałem, jak pierwszy raz się tutaj obudziłem – powiedział człowiek po drugiej stronie.
– Słucham? – astronom powoli odzyskiwał panowanie nad sobą.
Głęboko niepokoił go ten drugi on. Czuł wobec niego lęk i nieufność. Pocieszał się tym, że otwór w ścianie jest zbyt mały, żeby tamten mógł się przecisnąć.
Zresztą, to wszystko jest aż nazbyt absurdalne. Z pewnością był to kolejny sen. Wstał więc i podszedł do drzwiczek. Zauważył cienką obręcz poniżej głowy swojego sobowtóra. Ach, zapewne mam taką samą, pomyślał Mikołaj i mimowolnie złapał się za szyje.
– Tak, też to mam. Dzięki temu możemy ze sobą rozmawiać. To konwerter języka. Szczegółowo badają komunikację każdego, zanim go tu umieszczą i zakładają to, żebyśmy mogli ze sobą rozmawiać. Organizmy z rozwiniętych cywilizacji to organizmy społeczne. Nie są przecież potworami, żeby pozbawiać nas całkowicie zdrowej konwersacji – teraz już był pewien, że ta istota tylko go przypomina.
– Czy to jest sen? – zapytał niepewnie mężczyzna.
– Oj nie, nie. To zdecydowanie nie jest sen. Zostałeś skrupulatnie wytypowany. Co prawda już trzydzieści lat temu, ale dali ci się jeszcze trochę rozwinąć, żebyś przerósł poziomem poprzedniego. To twoja prawda? – on, który nie był nim, pokazał palcem biurko znajdujące się na drugim krańcu pokoju.
Mikołaj nie dowierzając w to, co dzieje się wokół niego, podszedł do mebla i zerknął na stos kartek leżący na blacie. Na samej górze widniał napis Nicolai Copernici, kilka linijek pod tym można było przeczytać Commentariolus.
– To niemożliwe!
Nawet nie wiedział, gdzie jest oryginał tego dzieła, a teraz trzymał je w rękach. Ono nie miało już znaczenia. Przecież dopiero co skończył swoje astronomiczne opus magnum.
Wrócił do otworu w ścianie, gubiąc przy tym część luźno ułożonego papieru. Rozmówca stał w tym samym miejscu, oczekując na jego reakcję.
– To nie jest sen? To wszystko dzieje się naprawdę? – zapytał nieprzytomnie.
– Niestety. Chociaż są też tego plusy. Im szybciej się z tym pogodzisz, tym lepiej. Nie opuścisz już tego miejsca.
– Gdzie jesteśmy?
– No dobrze, już wyjaśniam. Wiem, że na twojej planecie jest coś takiego, co nazywacie ogrodem zoologicznym. U mnie też coś podobnego powstało. Tworzymy panoptikum osobliwości. Okazy szczególnie interesujące, wybitne w swoim czasie i przestrzeni. Takie, które nie niepokojone z pewnością przyczyniłyby się prędzej czy później do zmiany myśli w swoim świecie, która wyjątkowo ich interesuje. Przed tobą był już tu jeden.
– Tak? – Mikołaj wyraził żywe zainteresowanie. – Kto taki?
– Niejaki Arystrach z Samos – w tych słowach można było wyczuć tęsknotę. – Bardzo sympatyczny jegomość. Zajmował się tym samym, co ty.
Mężczyzna zaczynał powoli przyswajać przekazywane mu informacje, choć nie było to łatwe. Dopiero co udowadniał, że to Ziemia krąży wokół Słońca, a chwilę później dowiaduje się, że kosmos jest pełen rozumnych istot. Rozumnych! To, czego teraz doświadcza, pozbawia to słowo sensu. Jeżeli jednak to był sen, w końcu się z niego wybudzi. Tak czy inaczej nie miał już innego wyjścia, jak przyjąć rzeczy takimi, jakie mu się przedstawiają.
– Nie jest tu tak źle – podjął rozmowę drugi on. – Chcą nas tylko podziwiać. Nasze badania, nasz rozwój. Twoje teorie, moje odkrycia, są dla nich oczywiste i prymitywne. Ja na przykład byłem w niesamowitej ekstazie, kiedy dokonałem pierwszej teleportacji przedmiotu. To znaczy przeniosłem rzecz z jednego miejsca w drugie bez przemieszczania go w fizycznej przestrzeni. Oni natomiast pojawiają się na innych planetach i zabierają ich mieszkańców, od tak. Odwołując się ponownie do ogrodów zoologicznych, można to przyrównać do zachwytu nad małpą posługującą się patykiem do jedzenia robaków. Rozumiesz? My tu jesteśmy eksponatami dawnej myśli, dla nich tak odległej, że aż obcej. Przedstawiamy tylko różnego rodzaju, że tak to ujmę, środowiska.
– Czy ty też jesteś człowiekiem?
– Ja? Nie, nie. Po prostu dużo czytam o waszej planecie. Dostaję od nich księgi, żebym mógł się przygotować do rozmowy. A to, co widzisz to tylko taki obraz, żeby trochę oswoić cię z sytuacją. W końcu zobaczysz prawdziwego mnie.
– Co się stało w takim razie z moim poprzednikiem?
Żałował, że nie ma go tutaj razem z nim. Prawda, ma z kim rozmawiać, ale towarzystwo swojego gatunku z pewnością by pomogło.
– Umarł. – odparł jego sąsiad jakby to była oczywistość. Nic nie było oczywiste. – Każdy przecież umiera. Znajdują wtedy zastępstwo. Niemniej nam, naukowcom, chodzi głównie o jedną rzecz, prawda? O prawdę właśnie. O prawdę o otaczającym nas wszechświecie. Tutaj będziesz miał możliwości, o których nie śniłeś. Pomimo zamknięcia pobyt w tym miejscu może być wielce rozwijający.
Mikołaj nie zdążył odpowiedzieć. Jedna ze ścian zaczęła się delikatnie trząść, a raczej została wprawiona w wibracje i znikała pod spojrzeniem mężczyzny.
– Oho, otwierają. Udawaj, że pracujesz nad czymś ważnym. Bardzo ich cieszy autentyczność. Nie zrobią ci krzywdy, ale szybciej dostąpisz łask, jak się wczujesz. Powodzenia i do zobaczenia później.
Postać odsunęła się i zniknęła przykryta drzwiczkami znajdującymi się po jej stronie. Mikołaj stał przez chwilę w miejscu. Jego mózg pracował na najwyższych obrotach, żeby poukładać to wszystko w głowie. Z jednej strony paraliżował go strach. Już nigdy nie zobaczy swojego domu, swojej ojczyzny, która przybrała rozmiary całego globu. Z drugiej zaś strony czuł podniecenie. Rzeczy, których może się tutaj dowiedzieć, były nieosiągalne na Ziemi. Drugi on miał rację, zawsze chodziło mu o prawdę. Zważył te emocje w myślach. Cóż, nie miał innego wyjścia jak poddać się temu drugiemu.
Podszedł do biurka, wziął umoczone w atramencie pióro i zaczął spisywać na papierze to, co usłyszał. Nos niemalże rozcierał słowa na kartce.
Za całkowicie przezroczystą już ścianą zaczynały zbierać się istoty zdecydowanie za wysokie na ludzi. Niektóre z nich pokazywały nowy nabytek palcami, niektóre patrzyły z zachwytem i zainteresowaniem. Jeszcze inne spoglądały bez entuzjazmu.
Mikołaj odwrócił się na moment w ich stronę, wywołując przy tym falę radości. Będę tu siedział do śmierci, ale ani na chwilę nie przestanę pracować. Tyle czeka do odkrycia, pomyślał.
K O N I E C
Dla Autora, inspiracją do napisania pracy były badania Mikołaja Kopernika w dziedzinie astronomii, dzieła „O obrotach sfer niebieskich” i „Mały komentarz” oraz ich wpływ na naukę, i sposób postrzegania człowieka we wszechświecie. Niezwykle ważna była również sama jego postać, jako osoby wybitnej, uzdolnionej w wielu dziedzinach.
Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Kopernika 2023
Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Kopernika 2023? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!
Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.