Przejdź do treści

Rozmowa geocentrycznego Kopernika ze współczesnym człowiekiem

Niebiesko-białe pióro leżące obok srebrnego okrągłego zegarka, starej mapy i kompasu

Źródło zdjęcia: Eugenia Ai/Unsplash
  

Rok 2023 został ogłoszony Rokiem Kopernika. Z tej okazji, w numerze 1/2023 czasopisma Urania - Postępy Astronomii ogłoszony został konkurs literacki pt. Fantasia Copernicana na teksty z dziedziny science-fiction w języku polskim, pisane prozą, inspirowane życiem Mikołaja Kopernika. 

 

Poniżej prezentujemy opowiadanie pt. „Rozmowa geocentrycznego Kopernika ze współczesnym człowiekiem” autorstwa Maji Stępak:

 


 

Maja Stępak

 

ROZMOWA GEOCENTRYCZNEGO KOPERNIKA ZE WSPÓŁCZESNYM CZŁOWIEKIEM

 Gdyby kilka lat temu zapytano mnie o skojarzenia, które przychodzą mi do głowy, gdy słyszę słowo kosmos, zapewne wymieniłbym wszystkie planety Układu Słonecznego. Fizyka nigdy nie była moim ulubionym przedmiotem w szkole, lecz kilka ciekawostek o naszej galaktyce utkwiło mi w pamięci. Wiem o pasie planetoid między orbitami Marsa i Jowisza, niewyobrażalnie silnych wiatrach na Neptunie, i o tym, że wbrew pozorom Saturn nie jest jedyną planetą z pierścieniami. Nie wiem zbyt wiele o astronomii, więc po pochwaleniu się tymi ciekawostkami zapewne usiłowałbym zmienić temat rozmowy, chcąc uniknąć ośmieszenia się przed moim rozmówcom. Zapytany o skojarzenia ze słowem kosmos teraz, również próbowałbym zmienić temat rozmowy, ale nie z powodu mojej niewiedzy, lecz ze względu na rozkazy, które otrzymałem. Gdybym wspomniał komukolwiek o mojej zeszłorocznej przygodzie w kosmosie, zostałbym skazany na śmierć.
    Wszystko zaczęło się w pewien piątkowy wieczór, gdy wracałem ze spaceru z moim psem Bobem. Było już ciemno, wiał wiatr, chmury zasłaniały blask księżyca. Byłem pod domem, gdy usłyszałem głośny świst, którego przestraszył się Bob. Zaczął szczekać i szarpać się. Nie zdołałem utrzymać smyczy. Bob zerwał się i pobiegł przed siebie, a ja pognałem za nim, mając nadzieję, że uda mi się go złapać. Gdy biegłem, ktoś pociągnął mnie za ramię. Następnie poczułem tylko, jak w moje prawo udo zostaje wbite coś ostrego. Zaraz po tym zaczęło kręcić mi się w głowie. Straciłem przytomność i upadłem bezwładnie na chodnik.
    Gdy otworzyłem oczy, leżałem na podłodze w jakimś niewielkim pomieszczeniu, którego ściany były białe. Nie wiedziałem, gdzie się znajdowałem. Nie miałem też pojęcia, co miałem na sobie. Idąc na spacer, włożyłem szary płaszcz. Obudziwszy się w tym dziwnym miejscu, byłem ubrany w uwierający niebieski kombinezon. Podniosłem się z podłogi i od razu poczułem ból w prawym udzie. Przypomniałem sobie o tym, że zostałem tam wcześniej dźgnięty. Próbowałem ściągnąć tamten gryzący kombinezon, chcąc sprawdzić, czy miałem na udzie jakąś ranę, lecz zanim zdążyłem dopatrzyć się zamka, jedna ze ścian się rozsunęła. Do środka wszedł starszy mężczyzna z długą brodą. Miał na sobie taki sam kombinezon jak ja. Przedstawił się, lecz nie pamiętam jego imienia. Bardziej niż jego imię w pamięć zapadło mi to, co powiedział później. Wyjaśnił mi między innymi, gdzie znajdowałem się i dlaczego.
  Skracając jego wypowiedź do minimum: dowiedziałem się, że znajdowałem się na zmierzającym w stronę Marsa statku kosmicznym. Dlaczego akurat tam? Na czerwonej planecie znajdował się portal do równoległego wymiaru zwanego Przeciwną Rzeczywistością, do którego raz do roku wysyłano grupę ludzi w celu zachowania równowagi między dwoma wymiarami. Chciałbym zobaczyć moją minę w chwili, gdy usłyszałem tamte słowa. Zamurowało mnie. Poczułem się, jakbym stał się główną postacią w futurystycznym filmie.
   Przed wylądowaniem na Marsie próbowałem wyobrazić sobie, jak może wyglądać Przeciwna Rzeczywistość. Z początku myślałem, że wszystko będzie tam przeciwieństwem znanego mi dotąd życia. Osoba hojna i chętna do pomocy innym na Ziemi będzie chciwa i niezbyt sympatyczna w Przeciwnej Rzeczywistości. Zastanawiałem się, czy skoro będąc na Ziemi uwielbiałem muzykę klasyczną, to czy po znalezieniu się tam zacznę lubować się w muzyce metalowej.
    Nic bardziej mylnego.
  Gdy znalazłem się już w Przeciwnej Rzeczywistości, bardzo szybko zorientowałem się, co odróżniało ją od Ziemi. To było niekończące się miasto, gdzie nie obowiązywało coś takiego, jak chronologia czasu. Tamto miejsce łączyło ze sobą przeszłość i teraźniejszość. Równie szybko zrozumiałem, w jaki sposób tamten wymiar różnił się od rzeczywistości. Pojąłem to, gdy skręciłem w jedną uliczkę i natknąłem się na zbliżające się ku końcowi zawody w skokach o tyczce. Kobieta na najwyższym stopniu podium otrzymała brązowy medal, a mężczyzna stojący na najniższym złoty. Później za zakrętem spotkałem wiele postaci historycznych. Widziałem między innymi Krzysztofa Kolumba, który opowiadał grupie ludzi o swoich wyprawach i odkryciu Ameryki (w odróżnieniu od Kolumba z Ziemi, ten z Przeciwnej Rzeczywistości wiedział, że nie dopłynął do Indii, lecz do nowego kontynentu). W jednej z bibliotek znalazłem dzieło Alighieriego o tytule Przyziemna Komedia, którą na Ziemi poznałem jako Boską Komedię. Wtedy uświadomiłem sobie, że Przeciwna Rzeczywistość nie była przeciwieństwem Ziemi, lecz czymś w rodzaju jej alternatywnej wersji. Te dwa wymiary miały zbliżone historie. Różniły się od siebie z pozoru nic nieznaczącymi szczegółami, lecz te szczegóły całkowicie zmieniłyby historię Ziemi, gdyby były faktami.
    Kilka pierwszych dni spędziłem spacerując uliczkami niekończącego się miasta. Pewnego wieczoru (o ile dobrze liczę, to był mój trzynasty dzień w Przeciwnej Rzeczywistości) postanowiłem usiąść na jednej z ławek pod znaną mi z Pizy Prostą Wieżą i pooglądać gwiazdy na nocnym niebie. Pomimo późnej pory niemalże wszystkie ławki były zajęte. Podszedłem do jednej, na której samotnie siedział mężczyzna z ciemnymi włosami do ramion. Na kolanach miał notes, w którym narysowane było kilka okręgów.
    – Przepraszam, mógłbym się dosiąść? – spytałem.
Oderwał wzrok od swoich zapisków i spojrzał na mnie. Gdy zobaczyłem jego twarz, natychmiastowo dotarło do mnie, przed kim stałem. To był ten, który wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię!
    – Oczywiście – Odłożył notes na bok. – Nazywam się Mikołaj Kopernik. – Podał mi dłoń.
    – Miło mi pana poznać. Ja nazywam się Stanisław, ale proszę mówić mi Staszek lub Stachu.
    – Stachu, darujmy sobie pan, panie, panu i inne takie i przejdźmy na ty. Zwrot panie źle mi się kojarzy, bo tak zwraca się do mnie ten mądraliński Ptolemeusz.
    Ptolemeusz. To imię też kojarzyłem z lekcji fizyki.
    – A co takiego ci zrobił?
   – Aj, szkoda gadać. – Machnął ręką. – Ciągle się wymądrza i uważa się za najlepszego. Ja rozumiem, że on może mieć inne poglądy w niektórych kwestiach, ale mógłby przynajmniej nie ubliżać tym, którzy myślą inaczej, niż on.
    Czym Kopernik z Przeciwnej Rzeczywistości różnił się od tego z Ziemi? Przez chwilę milczałem, próbując domyślić się, o co mógł pokłócić się Kopernik z Ptolemeuszem. Wiedziałem, że na Ziemi Kopernik był odpowiedzialny za teorię heliocentryczną, wedle której w centrum Układu Słonecznego znajdowało się Słońce. Ptolemeusz na Ziemi popierał geocentryzm. O co tych dwóch astronomów mogło się spierać w innym wymiarze?
   – O co pokłóciliście się? – zapytałem w końcu.
  – O kosmos. A właściwie to o jego wygląd. Szanowny pan Ptolemeusz jest święcie przekonany, że Ziemia, Merkury, Wenus i pozostałe planety krążą wokół nieruchomego Słońca! Nie ubliżam mu, bo muszę przyznać, że trochę wie o astronomii, ale czasami zachowuje się jak kretyn! Przepraszam za takie słowa, ale nie wiem, jak inaczej nazwać tego człowieka. Jakiś czas temu spotkaliśmy się i oglądaliśmy gwiazdy na nocnym niebie. Na początku rozmowa była miła, ale gdy przedstawiłem mu moją teorię, wedle której Jowisz, Mars, Słońce i pozostałe planety krążą wokół Ziemi, nazwał mnie nic niewiedzącym starym piernikiem!
Do dziś nie wiem, jakim cudem zdołałem powstrzymać się w tamtej chwili od śmiechu.
    – Czyli ty jesteś zwolennikiem teorii geocentrycznej, a on heliocentrycznej?
    – Dokładnie tak.
    Po tych słowach wszystko się wyjaśniło. Kopernik z Przeciwnej Rzeczywistości popierał teorię, którą na Ziemi obalił.
    – Przykro mi, że cię tak nazwał. Nie przejmuj się nim. Po prostu staraj się go unikać i nie wdawaj się z nim w żadne dyskusje.
    – Spokojnie, razem z Galileuszem daliśmy mu już nauczkę. Gdy spał, weszliśmy do jego domu i wylaliśmy na niego wiadro zimnej wody.
    – Galileusz popiera twoją teorię?
    – Popiera to mało powiedziane! Znalazł na nią nowe dowody!
    Dokładnie tak, jak na Ziemi. W Odbiciu Rzeczywistości dalsze dowody potwierdzające teorię Kopernika również odkrył Galileusz. Mój nauczyciel fizyki ze szkoły nie był surowy, ale gdybym napisał na sprawdzianie, że Kopernik i Galileusz uważali za centrum Układu Słonecznego Ziemię, zostałbym wyrzucony z sali lekcyjnej.
    – A kto poza wami uważa, że Ziemia znajduje się w centrum?
   – Popierają nas między innymi Kepler i Newton, ale teraz wyjechali na kilka dni do zachodniej części miasta, aby porozmawiać o naszej teorii z Arystotelesem. Nie wiem, co nagadał mu Ptolemeusz, ale on też uważa, że wszystkie planety krążą wokół Słońca.
    Nie mogłem w to uwierzyć. Newton. To nazwisko słyszał chyba każdy. Newton, który na Ziemi był odpowiedzialny za trzy słynne zasady dynamiki, zmartwychwstałby i odkryłby czwartą zasadę, gdyby usłyszał, że jego wersja z innego wymiaru otwarcie popiera teorię geocentryczną.
    – Nie przejmuj się nim. Bez względu na to, co będzie wygadywał Ptolemeusz, Galileusz i pozostali na pewno cię poprą. – Poklepałem go po ramieniu. – W wymiarze, z którego pochodzę, opisuje się kosmos jeszcze inaczej.
    – Doprawdy? Co masz na myśli?
    – To dość długa historia. Ile planet uwzględnia twoja teoria?
    – Sześć. Merkury, Wenus, Ziemia, Mars, Jowisz i Saturn.
    – W moim wymiarze jest osiem. Oprócz tych, które wymieniłeś, mówi się jeszcze o Neptunie i Uranie. 
    – Obiło mi się to o uszy. Tutaj też są tacy, którzy również uważają, że istnieje jeszcze dużo nieodkrytych planet.
    To miało sens. Skoro w Przeciwnej Rzeczywistości znajdowali się wszyscy astronomowie, to na pewno ci bliżsi moim czasom znali więcej planet i gwiazd niż ci z czasów Kopernika.
    – W moim wymiarze jest to potwierdzone i uczą nas tego w szkołach. Kiedyś mówiono, że jest dziewięć planet. Pluton miał być dziewiątą, ale po jakimś czasie zaczęto uważać go za planetę karłowatą.
    – Intrygujące. Co jeszcze możesz powiedzieć mi o kosmosie w twoim wymiarze?
    – Podróżujemy w kosmos.
Kopernik uniósł brwi.
    – Jak to? To możliwe?
    – Mamy coś takiego jak rakiety. To takie gigantyczne pojazdy, dzięki którym możemy polecieć w kosmos.
    – Niewiarygodne. – Zakrył dłonią usta, niedowierzając. – Myślę, że dogadalibyście się z takim szaleńcem, który mieszka gdzieś na wschodzie miasta. Neil Armstrong, jeśli dobrze pamiętam. On twierdzi, że był na Księżycu. Ciągle tym się przechwala! Spacerując tam, miał powiedzieć „To jest ma...”
    – To jest mały krok dla ludzkości, ale wielki skok dla człowieka? – Przerwałem mu, domyślając się, jak jedno z najsłynniejszych zdań w historii Ziemi brzmi w Przeciwnej Rzeczywistości.
    – Tak. – Kiwnął głową. Wyglądał na zdziwionego tym, że znałem słowa pierwszego człowieka na Księżycu, a przynajmniej jego odpowiednika z innego wymiaru. – Za każdym razem, gdy słucham jego opowieści o spacerze po Księżycu, mam wrażenie, że zwariował. To byłoby wspaniałe, gdybym mógł spojrzeć na Ziemię z kosmosu, bo wtedy raz na zawsze udowodniłbym Ptolemeuszowi, że nie ma racji, ale… Nie jestem w stanie po prostu sobie tego wyobrazić. Podróż w kosmos? To szalone!
    – W moim wymiarze wiele rzeczy zaskoczyłoby cię. Są tacy, którzy uważają, że Ziemia jest płaska.
    Mikołaj parsknął śmiechem.
    – No nie żartuj!
    – Mówię poważnie.
    – Z chęcią wysłuchałbym tej teorii i zobaczyłbym ich dowody. A co jeszcze powiesz mi o planetach, zwłaszcza o tych dwóch ostatnich?
    – Cztery ostatnie, czyli Jowisz, Saturn, Uran i Neptun, nazywa się gazowymi olbrzymami. Gdybyśmy polecieli na którąś z nich, nie moglibyśmy po nich chodzić, bo nie mają stałej powierzchni.
    – Lepiej nie mów tego Armstrongowi.
    Muszę przyznać, że Mikołaj miał niezłe poczucie humoru, o czym jeszcze niejednokrotnie przekonałem się w innych rozmowach z nim.
    – Myślę, że gdybyś był w moim wymiarze, na pewno spodobałyby ci się mgławice.
    – Mgławice? – powtórzył niepewnie.
    – Nie słyszałeś o nich?
   – Jest tutaj taki gość Charles Messier, który mówi o jakichś czarno–białych obłokach w kosmosie. Chciałem z nim porozmawiać, ale na razie spędzam cały mój czas na utwierdzaniu Ptolemeusza w błędzie. Zacząłem pisać o tym książkę. Roboczy tytuł to O bezruchu sfer niebieskich.
   – Z chęcią, kiedy ją przeczytam, ale wracając do czarno–białych obłoków… Tak, to są takie obłoki, ale my nazywamy je mgławicami i u nas nie są czarno–białe. Wręcz przeciwnie. Są bardzo kolorowe i piękne. Wyobraź sobie ciemną przestrzeń kosmiczną, w której wśród setek tysięcy gwiazd unosi się taki kolorowy obłok, wyglądający trochę jak mgła lub dym.
    – Chciałbym je zobaczyć. – Rozmarzył się Kopernik.
    – Uwierz mi, robią wrażenie. Co prawda ja widziałem tylko zdjęcie, ale mi...
    – Zdjęcia?
Zapomniałem, że fotografię wynaleziono długo po śmierci Kopernika.
    – To takie rysunki, ale znacznie bardziej dokładne – wytłumaczyłem. – Są różne mgławice. Mgławica Kraba, Mgławica Orzeł, Mgławica Ślimak…
    – To u was nie używa się do nazywania ciał niebieskich imion greckich bogów? 
    – Rzymskich – poprawiłem go odruchowo, zapominając, gdzie się znajdowałem. – Znaczy… Też ich używamy, ale u nas nazywa się greckich bogów rzymskimi.
    – Rozumiem… – Mikołaj przez dłuższą chwilę milczał i spoglądał gdzieś w dal. Zapewne próbował przyswoić te wszystkie informacje, które mu przekazałem. Po dłuższej ciszy wstał nagle z ławki i pociągnął mnie za rękę. – Stachu! Musimy stąd uciekać!
    – Dlaczego?
    – Ptolemeusz tu idzie!
    Nie zadając dalszych pytań, wstałem z ławki. Pobiegliśmy razem z Mikołajem do innej dzielnicy, gdzie opowiadałem mu o Ziemi aż do rana. Od tamtego dnia rozmawialiśmy ze sobą codziennie. Astronomia nie była jedynym tematem naszych rozmów. Mikołaj bardzo dobrze znał prawo, władał biegle językiem łacińskim oraz niemieckim, wiedział też trochę o medycynie. Później poznałem Newtona, Keplera i wielu innych jego przyjaciół.
    Nie upłynął nawet rok, odkąd wróciłem na Ziemię, ale mam wrażenie, jakby minęło kilka dekad. Tęsknię za moimi przyjaciółmi astronomami, szczególnie za Kopernikiem. Isaac i Johannes też byli w porządku, ale to z Mikołajem rozmawiało mi się najmilej. Z chęcią wróciłbym do nich.
  Słuchanie Kopernika broniącego teorii geocentrycznej było zabawne, lecz także przykre. Śmiesznie słuchało się kogoś popierającego teorię geocentryczną, będąc jednocześnie świadomym tego, że w innym wymiarze odpowiednik tej osoby obalił ją. Przeciwna Rzeczywistość to miejsce, w którym wszyscy astronomowie i fizycy, którzy kiedykolwiek żyli, mają szansę spotkać się ze sobą i wymienić się swoimi dowodami oraz teoriami, lecz są ograniczeni tym, że myślą całkowicie inaczej, niż ich ziemskie odpowiedniki. Gdyby ziemskie wersje wszystkich genialnych umysłów spotkałyby się ze sobą… To byłby przełom w naszej historii, świt nowej ery nauki.
    Niestety, to się nigdy nie wydarzy. Takie już są uroki Przeciwnej Rzeczywistości.
    A może musi tak być?
   Może gdyby Kopernik, Ptolemeusz, Newton, Kepler, Galileusz, Bohr, Einstein, Hawking i wielu innych połączyłoby ze sobą siły i wykorzystałoby technologię dwudziestego pierwszego wieku, dokonaliby tak wielkich odkryć, że niezwiązani na co dzień z naukami ścisłymi ludzie po prostu nie byliby w stanie ich zrozumieć?
 

 

K O N I E C

 

Dla Autorki, inspiracją do napisania pracy stała się opracowana przez Mikołaja Kopernika teoria heliocentryczna.

 


 

Konkurs literacki Uranii z okazji Roku Kopernika 2023

 

Jesteś fanem fantastyki naukowej? A może próbujesz sił w pisaniu literatury science-fiction? Albo może jesteś już uznanym pisarzem i chcesz uczcić Rok Kopernika 2023? W każdym z tych przypadków możesz nadesłać swoją twórczość na konkurs literacki Uranii!

 

Aby dowiedzieć się więcej o konkursie, wejdź tutaj.